Witam Braci (i Siostry?) w nieszczęściu.
Jestem półżywy, bo przez całą noc mój kaloryfer (żeliwny, blok z r. 1983) dawał koncert. Mam kilka spostrzeżeń, może razem coś mądrego wymyślimy.
Nie jest prawdą, że nic nie da się zrobić. Do ubiegłego roku mieszkałem w innym bloku. Tam tez stukało, ale zamiast żeliwnych kaloryferów były takie płaskie (to się podobno nazywa "panel grzewczy"). Było bardzo źle, a fachowcy ze spółdzielni albo kręcili głowami, albo lekceważyli problem. W końcu zadzwoniłem do WPEC, a tam tylko mnie zapytano, jaki to adres. Niedługo potem zastałem zimne grzejniki i usłyszałem potężne bulgotanie. Najwyraźniej coś płukali. Od tej pory problem znikł.
Teraz niestety mieszkam gdzie indziej, blokiem zarządza wspólnota, która - delikatnie mówiąc - niezbyt się przejmuje, pomimo wielokrotnych uwag. WPEC też zaprosić może tylko ona... więc muszę sobie radzić sam. Otóż: jakiś fachowiec mi powiedział, że stukanie często występuje wskutek tarcia rozszerzającego się pionu o rurę przelotową. Rzeczywiście, piony nie są dokładnie centralnie w tych rurach, tylko dotykają ich z jednej strony. Zrobiłem tekturowe tulejki i wcisnąłem. Kilka nocy (bo w dzień nie stuka) miałem spokój. Od trzech dni, niestety, już nie... ale teraz stuka inaczej.
Przedtem były to stukania metaliczne, teraz głuche, jakby kapanie wody. Dokręciłem mocowanie, zawór. Eksperymentowałem z różnymi stopniami otwarcia zaworu (stary, bez termoregulacji). I nic. Mam wrażenie, że źródło stukania jest w miejscu, w którym do pionu jest przyspawana rura doprowadzająca wodę do kaloryfera, ale jeszcze to sprawdzę. Dam znać, jakie są efekty moich prac... a jeśli się nie uda, ze wspólnoty mieszkaniowej (a konkretnie: zarządu) poleci pierze...
Pozdrawiam