Witam wszystkich uzytkownikow forum.
Mam Punto II z akumulatorem, ktory byl wymieniany zeszlej zimy (czyli ma ok. roku czasu od nowosci). Dzis rano, przy tegim mrozie (bylo ok. -14 ale w nocy temp. spadala nawet ponizej -20) nie udalo sie zapalic auta. Rozrusznik cos tam krecil, choc bardzo niemrawo, z mala czestotliwoscia i duzym trudem, zaplonu w ogole nie bylo. Pomeczylem troche auto, bo zalezalo mi na tym zeby go odpalic. Nawet probowalem go lekko zalewac wciskajac gaz do dechy. Po kilku/kilkunastu probach jednak zrezygnowalem nie widzac w tym dalszego sensu i nie chcac wyladowac calkiem akumulatora.
Po paru godzinach, wczesnym popoludniem (temp wzrosla powyzej -10 st.) poszedlem z miernikiem jeszcze raz i zmierzylem napiecie najpierw na akumulatorze w stanie spoczynku - wyszlo ok. 12,5 V, potem przy dzialaniu rozrusznika - napiecie spadlo chilowo do wartosci ponizej 9 V. Aha, tak calkiem na marginesie - auto odpalilo i to bez problemow... W trakcie dzialania napiecie wynosilo juz powyzej 14 V. Potem jeszcze raz wylaczylem i wlaczylem auto, i za tym drugim wlaczaniem napiecie spadlo juz z tego co zdazylem zaobserwowac na mierniku ponizej wartosci 10 V ale nie ponizej 9 V.
I teraz pytanko - czy taki spadek napiecia jest normalny? Bo z tego co sie orientuje to spadek o ok. 1-2 V jest ok, ale 3 lub 4 V ??? I czy to moze miec jakis zwiazek z tym, ze auto wczesniej nie chcialo odpalic? Czy niepotrzebnie doszukuje sie winy w akumulatorze, a powinienem raczej pojechac do mechanika w celu naprawy rozrusznika?
Z gory dziekuje za pomoc i pozdrawiam wszystkich uzytkownikow!
Mam Punto II z akumulatorem, ktory byl wymieniany zeszlej zimy (czyli ma ok. roku czasu od nowosci). Dzis rano, przy tegim mrozie (bylo ok. -14 ale w nocy temp. spadala nawet ponizej -20) nie udalo sie zapalic auta. Rozrusznik cos tam krecil, choc bardzo niemrawo, z mala czestotliwoscia i duzym trudem, zaplonu w ogole nie bylo. Pomeczylem troche auto, bo zalezalo mi na tym zeby go odpalic. Nawet probowalem go lekko zalewac wciskajac gaz do dechy. Po kilku/kilkunastu probach jednak zrezygnowalem nie widzac w tym dalszego sensu i nie chcac wyladowac calkiem akumulatora.
Po paru godzinach, wczesnym popoludniem (temp wzrosla powyzej -10 st.) poszedlem z miernikiem jeszcze raz i zmierzylem napiecie najpierw na akumulatorze w stanie spoczynku - wyszlo ok. 12,5 V, potem przy dzialaniu rozrusznika - napiecie spadlo chilowo do wartosci ponizej 9 V. Aha, tak calkiem na marginesie - auto odpalilo i to bez problemow... W trakcie dzialania napiecie wynosilo juz powyzej 14 V. Potem jeszcze raz wylaczylem i wlaczylem auto, i za tym drugim wlaczaniem napiecie spadlo juz z tego co zdazylem zaobserwowac na mierniku ponizej wartosci 10 V ale nie ponizej 9 V.
I teraz pytanko - czy taki spadek napiecia jest normalny? Bo z tego co sie orientuje to spadek o ok. 1-2 V jest ok, ale 3 lub 4 V ??? I czy to moze miec jakis zwiazek z tym, ze auto wczesniej nie chcialo odpalic? Czy niepotrzebnie doszukuje sie winy w akumulatorze, a powinienem raczej pojechac do mechanika w celu naprawy rozrusznika?
Z gory dziekuje za pomoc i pozdrawiam wszystkich uzytkownikow!
