Ktoś mądry powiedział kiedyś, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Z historii, o której zamierzam Wam opowiedzieć - można się wiec śmiać - ale nie koniecznie
Mieszkam sobie na wsi, w drewnianej chałupce (dom się dopiero buduje) - siedzę z rodzinką przy wieczornej telewizji - no normalna idylla.
Nagle żarówka zaczyna świecić zdecydowanie mocniej (zazwyczaj "bździ" się na żółto a w kontakcie jest 190-parę V).
Wszyscy się cieszą "...o !!! przestali kraść prąd..."
Z dekodera (sat) zaczyna wydobywać się dym, po chwili żarówka eksploduje, telewizor gaśnie i nastaje ciemność.
Uśmiechy na twarzach zamierają - latarka (zawsze pod ręką bo często prąd pada) - w kącie pod ścianą coś syczy - to smaży się listwa z zabezpieczeniami na zasilaniu sprzętu rtv.
"Cap" miernik z szuflady i w kontakt = 368Volt !!!
Przecieram oczy, szybkę miernika, sprawdzam ustawienie zakresu = "cud" nie znika !!!
Pędem do "korków" i wszystkie na dół!!!
Żona wyrywa wtyczkę listwy z kontaktu i zalewa ją wodą z czajnika - szukamy z latarka gdzie jeszcze coś dymi (drewniana chałupa!!!)
Idę z miernikiem do "korków" i patrzę co tam słychać:
1. 0 z jedną fazą = 370V
2. 0 z drugą fazą = 340V
3. 0 z trzecią = 214V
0 z metalową rurą od studni = 180V !!!
Wypadam na dwór, zaglądam do zewnętrznej skrzynki z licznikiem - niechcący kolanem dotykam do listwy uziemiającej idącej od skrzynki w ziemie i dostaję zdrowo prądem.
Wracam po siekierę, rozwalam plastikową skrzyneczkę z przyłączeniami i przy pomocy tejże siekiery odcinam "zerowy" kabel doprowadzający do domu.
Koniec wojny = telefon do pogotowia energetycznego.
Opisuję sytuację - mówię, że "zerem" do budynku dopływa "faza" a w zamian brak jej na właściwym przewodzie.
Odpowiedź "chwileczkę"- konsultacja panienki z kimś - odpowiedź "to niemożliwe"i "skąd pan to wie?".
Mówię, że zmierzyłem miernikiem i że dostałem prądem od "uziomu".
Odp. "to niemożliwe".
Mówię żeby możliwe czy nie rozważyli później a teraz piorunem to wyłączyli bo każdy kto dotknie się do metalowej obudowy dowolnego urządzenia (z uziemieniem) zarobi prądem i mogą mieć sporo ludzi na sumieniu.
Odp. "zgłoszenie przyjęłam".
Pytam kiedy wyłączą - odp. "szacunkowy czas naprawy ok. 2 godzin"
Nie pytam o naprawę tylko kiedy wyłączycie - katarynka "ok. 2 godzin"
Prąd z "zera" zniknął po ok. 2,5 godziny i jeszcze ze trzech moich telefonach.
Ponownie - już jak należy - pojawił się dopiero rano.
Rano budzi nas łomotanie do drzwi i rozpaczliwe wrzaski sąsiadki "choć pomóż!!!"
Prowadzi mnie do obory - cała zapłakana - nie mogąc słowa z sensem wykrztusić.
W oborze leżą cztery zdechłe krowy, z łańcuchami na szyjach, przypiętymi do takiego metalowego stelaża (to się jakoś nazywa - chów na stanowiskach czy coś takiego).
Z jednej wystaje do połowy poroniony cielak
Wzywam policję, zgłaszam popełnienie przestępstwa.
/Przez "działanie" prawo rozumie również "zaniechanie"/ - w tym przypadku zaniechanie dotyczy zaniedbania zabezpieczeń lini energetycznej i reakcji pogotowia energetycznego mimo wyraźnego zgłoszenia.
Zaczynają się "schody" - policja nie chce przyjąć zawiadomienia "zdarzenie losowe ich zdaniem" - trzeba ją zmusić.
Telefon do lokalnej gazety wystarcza - przyjmują.
Przyjeżdża reporterka, robią zdjęcia. Sugeruję zrobić to z cielakiem - reporterka odmawia "zbyt drastyczne, nie przejdzie".
Mija parę dni - nic się nie dzieje - pytam - policja "nie ruszyła".
Składam pisemne zawiadomienie bezpośrednio do prokuratury z poinformowaniem, że policja "olała".
Nagle pojawia się pracownik "energetyki" spisywać urządzenia, które uległy awarii w celu oszacowania wartości do odszkodowania (chociaż nie miałem ich ubezpieczonych).
Informuję faceta, że nie potrzebne mi 100zł za używany telewizor (np.) tylko zwyczajnie żeby telewizor działał.
Konsultacja telefoniczna (poza zasięgiem mojego słuchu)
- "niech pan odda do naprawy a my zwrócimy za rachunki"
Pytam czy za rachunki za transport (np. taksówka) również (telewizor to Sony trynitron - 50-cio kilowa krowa).
Następny telefon:
- "mogę zabrać uszkodzone sprzęty i naprawione oddamy"
OK!
Ładuję mu w samochód: telewizor, wierzę, dekoder, video, mikrofalówkę, ... wszystko co było włączone chociaż "na czuwaniu". Złośliwie dokładam jeszcze listwę i parę spalonych żarówek energooszczędnych
Na żadne pytania odnośnie zdarzenia nic nie chce powiedzieć tłumacząc się głupawo, że on z innego rejonu.
Widząc co się szykuje biorę aparat i robię rundę po okolicy - zdjęcia porozp..nych skrzynek na słupach z transformatorami, nie pozamykanych na resztki zardzewiałych kłódek, kończące się w połowie słupów listwy "uziomów" itp.
Informacja z prokuratury, że zajęli się wyjaśnieniem, będzie powołany biegły, przeprowadzi pomiary itd.
Dni mijają, żaden biegły się nie pojawia - za to po okolicy od rana do nocy krąży kilka samochodów "energetyki" i naprawiają wszystko.
Wreszcie "ekipa" trafia i do mnie - na posesji jest słup (ostatni na linii).
Będą robić pomiary - pytam jaki to ma sens skoro gołym okiem widać, że "uziom" urwany jest sporo nad gruntem (i totalnie zardzewiały - widać, ze króla ćwieczka pamięta)
Będą bo im kazali - na zdrowie.
Facet zasłania przede mną miernik, nie chce podać wyników - na zdrowie.
Za godzinę po ich odjeździe przyjeżdża następna ekipa - jeden tacha 12 prętów (tych co idą w ziemie) drugi maszynkę do wbijania...
Zabraniam wejścia na posesję - wzywam policję - podejrzenie próby zacierania dowodów.
Przyjeżdża policja - informuje mnie że za uniemożliwianie naprawy linii elektrycznej mogę zostać pociągnięty do odpowiedzialności.
Peszy się trochę jak zauważa, że żona filmuje całe zajście z okna.
Zaczyna się idiotyczna rozmowa o nie wyrażaniu zgody na filmowanie.
Jak pan policjant słyszy w odpowiedzi, że filmowany jest sad, w którym "ekipa" przebywa mimo naszego wyraźnego sprzeciwu - i jeśli nie chcą być na filmie to nikt im nie zabrania prywatnego terenu opuścić - robią swoje starając się odwracać tyłem do kamery.
Podoba się Wam jak na razie kraj Prawa i Porządku?
Panowie wbili swoje pręty, dołączyli "uziom" i pojechali.
Prokurator dostał dokładny opis wszystkich zaobserwowanych działań "energetyki" + zdjęcia ze stanu przed i po naprawach + film z "akcji" u mnie (z wyraźnie słyszalną rozmową o zacieraniu śladów).
Ostateczny wynik?
No - kto zgadnie?
Postępowanie zostało umożone "nie spełnia znamion przestępstwa", "zdarzenie nastąpiło w wyniku sytuacji losowej" - "awarii".
Moje "sprzęty" wróciły do domu naprawione (nawet listwa
Sąsiadka "bujała" się jeszcze bardzo długo z odszkodowaniem za krowy.
Wszystkie "wsiuny" co na początku strasznie głośno krzyczały, że trzeba ukarać winnego zaniedbań, że płaci się przecież ciągle za konserwacje linii itp. - ścichły jak przyszło cokolwiek podpisać (bo nawet napisałem za nich).
Taki oto mamy wspaniały ciemnogród - i nawet światło jak jest - nic rozjaśnić nie daje rady
A teraz Ci z Was co mieszkają w miastach i nie znają realiów wsi - mogą się pośmiać z moich "fantastycznych snów" - i popukać palcem w czoło jakie to bzdury wymyślam
/żeby temat do HydePark-u pasował./
Innych natomiast proszę o radę:
Jak zabezpieczyć się przed "powtórką z rozrywki". Bo co prawda teraz wszystko w okolicy jest nowe i błyszczące - ale żadnej gwarancji nie ma, że np złomiarz nie pokradnie elementów ani, że "energetyka" będzie teraz wyjątkowo dbać i kontrolować.
Nie mam pomysłu - różnicówka raczej nie załatwia sprawy bo przecież "zera" nie przerywa. Zakładanie jakichkolwiek wyłączników czy bezpieczników na "zerze" jest chyba zabronione i to o ironio w trosce o nasze bezpieczeństwo
Składam jedynie dzięki do nieba, że mój dzieciak był wówczas akurat u babci w Warszawie - bo zwykle akurat o tej porze moczy się w wannie. Nie trzeba wielkiej wyobraźni żeby zobaczyć go w tej wannie w tym samym stanie co tamten cielak a mnie obok przy próbie wyciągnięcia go z kąpieli.
I tak swoją drogą ciekawe ile czasu te krowy się męczyły zanim zdechły skoro jedna zaczęła w trakcie rodzić zdecydowanie przed czasem.
ps. a przy okazji prośba o poradę w Tym temacie
Z historii, o której zamierzam Wam opowiedzieć - można się wiec śmiać - ale nie koniecznie

Mieszkam sobie na wsi, w drewnianej chałupce (dom się dopiero buduje) - siedzę z rodzinką przy wieczornej telewizji - no normalna idylla.
Nagle żarówka zaczyna świecić zdecydowanie mocniej (zazwyczaj "bździ" się na żółto a w kontakcie jest 190-parę V).
Wszyscy się cieszą "...o !!! przestali kraść prąd..."
Z dekodera (sat) zaczyna wydobywać się dym, po chwili żarówka eksploduje, telewizor gaśnie i nastaje ciemność.
Uśmiechy na twarzach zamierają - latarka (zawsze pod ręką bo często prąd pada) - w kącie pod ścianą coś syczy - to smaży się listwa z zabezpieczeniami na zasilaniu sprzętu rtv.
"Cap" miernik z szuflady i w kontakt = 368Volt !!!
Przecieram oczy, szybkę miernika, sprawdzam ustawienie zakresu = "cud" nie znika !!!
Pędem do "korków" i wszystkie na dół!!!
Żona wyrywa wtyczkę listwy z kontaktu i zalewa ją wodą z czajnika - szukamy z latarka gdzie jeszcze coś dymi (drewniana chałupa!!!)
Idę z miernikiem do "korków" i patrzę co tam słychać:
1. 0 z jedną fazą = 370V
2. 0 z drugą fazą = 340V
3. 0 z trzecią = 214V
0 z metalową rurą od studni = 180V !!!
Wypadam na dwór, zaglądam do zewnętrznej skrzynki z licznikiem - niechcący kolanem dotykam do listwy uziemiającej idącej od skrzynki w ziemie i dostaję zdrowo prądem.
Wracam po siekierę, rozwalam plastikową skrzyneczkę z przyłączeniami i przy pomocy tejże siekiery odcinam "zerowy" kabel doprowadzający do domu.
Koniec wojny = telefon do pogotowia energetycznego.
Opisuję sytuację - mówię, że "zerem" do budynku dopływa "faza" a w zamian brak jej na właściwym przewodzie.
Odpowiedź "chwileczkę"- konsultacja panienki z kimś - odpowiedź "to niemożliwe"i "skąd pan to wie?".
Mówię, że zmierzyłem miernikiem i że dostałem prądem od "uziomu".
Odp. "to niemożliwe".
Mówię żeby możliwe czy nie rozważyli później a teraz piorunem to wyłączyli bo każdy kto dotknie się do metalowej obudowy dowolnego urządzenia (z uziemieniem) zarobi prądem i mogą mieć sporo ludzi na sumieniu.
Odp. "zgłoszenie przyjęłam".
Pytam kiedy wyłączą - odp. "szacunkowy czas naprawy ok. 2 godzin"
Nie pytam o naprawę tylko kiedy wyłączycie - katarynka "ok. 2 godzin"
Prąd z "zera" zniknął po ok. 2,5 godziny i jeszcze ze trzech moich telefonach.
Ponownie - już jak należy - pojawił się dopiero rano.
Rano budzi nas łomotanie do drzwi i rozpaczliwe wrzaski sąsiadki "choć pomóż!!!"
Prowadzi mnie do obory - cała zapłakana - nie mogąc słowa z sensem wykrztusić.
W oborze leżą cztery zdechłe krowy, z łańcuchami na szyjach, przypiętymi do takiego metalowego stelaża (to się jakoś nazywa - chów na stanowiskach czy coś takiego).
Z jednej wystaje do połowy poroniony cielak

Wzywam policję, zgłaszam popełnienie przestępstwa.
/Przez "działanie" prawo rozumie również "zaniechanie"/ - w tym przypadku zaniechanie dotyczy zaniedbania zabezpieczeń lini energetycznej i reakcji pogotowia energetycznego mimo wyraźnego zgłoszenia.
Zaczynają się "schody" - policja nie chce przyjąć zawiadomienia "zdarzenie losowe ich zdaniem" - trzeba ją zmusić.
Telefon do lokalnej gazety wystarcza - przyjmują.
Przyjeżdża reporterka, robią zdjęcia. Sugeruję zrobić to z cielakiem - reporterka odmawia "zbyt drastyczne, nie przejdzie".
Mija parę dni - nic się nie dzieje - pytam - policja "nie ruszyła".
Składam pisemne zawiadomienie bezpośrednio do prokuratury z poinformowaniem, że policja "olała".
Nagle pojawia się pracownik "energetyki" spisywać urządzenia, które uległy awarii w celu oszacowania wartości do odszkodowania (chociaż nie miałem ich ubezpieczonych).
Informuję faceta, że nie potrzebne mi 100zł za używany telewizor (np.) tylko zwyczajnie żeby telewizor działał.
Konsultacja telefoniczna (poza zasięgiem mojego słuchu)
- "niech pan odda do naprawy a my zwrócimy za rachunki"
Pytam czy za rachunki za transport (np. taksówka) również (telewizor to Sony trynitron - 50-cio kilowa krowa).
Następny telefon:
- "mogę zabrać uszkodzone sprzęty i naprawione oddamy"
OK!
Ładuję mu w samochód: telewizor, wierzę, dekoder, video, mikrofalówkę, ... wszystko co było włączone chociaż "na czuwaniu". Złośliwie dokładam jeszcze listwę i parę spalonych żarówek energooszczędnych

Na żadne pytania odnośnie zdarzenia nic nie chce powiedzieć tłumacząc się głupawo, że on z innego rejonu.
Widząc co się szykuje biorę aparat i robię rundę po okolicy - zdjęcia porozp..nych skrzynek na słupach z transformatorami, nie pozamykanych na resztki zardzewiałych kłódek, kończące się w połowie słupów listwy "uziomów" itp.
Informacja z prokuratury, że zajęli się wyjaśnieniem, będzie powołany biegły, przeprowadzi pomiary itd.
Dni mijają, żaden biegły się nie pojawia - za to po okolicy od rana do nocy krąży kilka samochodów "energetyki" i naprawiają wszystko.
Wreszcie "ekipa" trafia i do mnie - na posesji jest słup (ostatni na linii).
Będą robić pomiary - pytam jaki to ma sens skoro gołym okiem widać, że "uziom" urwany jest sporo nad gruntem (i totalnie zardzewiały - widać, ze króla ćwieczka pamięta)
Będą bo im kazali - na zdrowie.
Facet zasłania przede mną miernik, nie chce podać wyników - na zdrowie.
Za godzinę po ich odjeździe przyjeżdża następna ekipa - jeden tacha 12 prętów (tych co idą w ziemie) drugi maszynkę do wbijania...
Zabraniam wejścia na posesję - wzywam policję - podejrzenie próby zacierania dowodów.
Przyjeżdża policja - informuje mnie że za uniemożliwianie naprawy linii elektrycznej mogę zostać pociągnięty do odpowiedzialności.
Peszy się trochę jak zauważa, że żona filmuje całe zajście z okna.
Zaczyna się idiotyczna rozmowa o nie wyrażaniu zgody na filmowanie.
Jak pan policjant słyszy w odpowiedzi, że filmowany jest sad, w którym "ekipa" przebywa mimo naszego wyraźnego sprzeciwu - i jeśli nie chcą być na filmie to nikt im nie zabrania prywatnego terenu opuścić - robią swoje starając się odwracać tyłem do kamery.
Podoba się Wam jak na razie kraj Prawa i Porządku?
Panowie wbili swoje pręty, dołączyli "uziom" i pojechali.
Prokurator dostał dokładny opis wszystkich zaobserwowanych działań "energetyki" + zdjęcia ze stanu przed i po naprawach + film z "akcji" u mnie (z wyraźnie słyszalną rozmową o zacieraniu śladów).
Ostateczny wynik?
No - kto zgadnie?
Postępowanie zostało umożone "nie spełnia znamion przestępstwa", "zdarzenie nastąpiło w wyniku sytuacji losowej" - "awarii".
Moje "sprzęty" wróciły do domu naprawione (nawet listwa

Sąsiadka "bujała" się jeszcze bardzo długo z odszkodowaniem za krowy.
Wszystkie "wsiuny" co na początku strasznie głośno krzyczały, że trzeba ukarać winnego zaniedbań, że płaci się przecież ciągle za konserwacje linii itp. - ścichły jak przyszło cokolwiek podpisać (bo nawet napisałem za nich).
Taki oto mamy wspaniały ciemnogród - i nawet światło jak jest - nic rozjaśnić nie daje rady

A teraz Ci z Was co mieszkają w miastach i nie znają realiów wsi - mogą się pośmiać z moich "fantastycznych snów" - i popukać palcem w czoło jakie to bzdury wymyślam

/żeby temat do HydePark-u pasował./
Innych natomiast proszę o radę:
Jak zabezpieczyć się przed "powtórką z rozrywki". Bo co prawda teraz wszystko w okolicy jest nowe i błyszczące - ale żadnej gwarancji nie ma, że np złomiarz nie pokradnie elementów ani, że "energetyka" będzie teraz wyjątkowo dbać i kontrolować.
Nie mam pomysłu - różnicówka raczej nie załatwia sprawy bo przecież "zera" nie przerywa. Zakładanie jakichkolwiek wyłączników czy bezpieczników na "zerze" jest chyba zabronione i to o ironio w trosce o nasze bezpieczeństwo

Składam jedynie dzięki do nieba, że mój dzieciak był wówczas akurat u babci w Warszawie - bo zwykle akurat o tej porze moczy się w wannie. Nie trzeba wielkiej wyobraźni żeby zobaczyć go w tej wannie w tym samym stanie co tamten cielak a mnie obok przy próbie wyciągnięcia go z kąpieli.
I tak swoją drogą ciekawe ile czasu te krowy się męczyły zanim zdechły skoro jedna zaczęła w trakcie rodzić zdecydowanie przed czasem.
ps. a przy okazji prośba o poradę w Tym temacie