Od dłuższego czasu, z tyłu auta, słychać było głośne stuki w zawieszeniu, ale naprawę tego, ciągle odkładałem na później. Kiedy stały się nie do zniesienia, postanowiłem coś z tym wreszcie zrobić.
W pierwszej kolejności wymieniłem łożyska w wahaczach (zestaw naprawczy), ale odgłosy nie ustały. Wziąłem się, więc za wymianę amortyzatorów, jednak i to nie pomogło. Pozostała ostatnia możliwość, czyli mocowanie belki zawieszenia. Dowiedziałem się w sklepie, od sprzedawcy, że wybite tuleje stalowo-gumowe, inaczej zwane silentblockami, lub jeszcze inaczej poduszki zawieszenia, można naprawić za pomocą tzw. „protez”, które nakłada się na zużytą część i wówczas nie trzeba demontować całej belki. Powiedział, a jak się później okazało, opowiadał głupoty, że przeważnie rozlatują się większe tuleje (od strony tylnego zderzaka) i tylko na te elementy mają nakładki. Kupiłem to, więc i przy montażu znalazłem powód klekotania zawiechy. Otóż, kiedy wyjąłem śrubę po stronie, skąd dochodziły odgłosy i młotkiem nabijałem nakładkę (waliłem dość mocno, bo to twarda guma), okazało się, że nie mogę wszystkiego skręcić na powrót, bo nie łapie gwint. Belka przesunęła się o kilka milimetrów i otwory nie schodziły się. Zdziwiłem się, bo przecież całość trzymała się na 3 pozostałych śrubach i raczej nie powinna drgnąć. U mnie, owszem, a powodem były duże luzy na mniejszej tulei (od strony przodu auta). Ona właśnie była wybita, co widać było gołym okiem. Nie muszę dodawać, że „proteza” pomogła jak umarłemu kadzidło i Punciak nadal tłukł się niemiłosiernie.
Sprzedawca wprowadził mnie w błąd, bo element, o którym mowa, przeznaczony jest dla przednich poduszek – tych mniejszych. Jednak tę wiedzę posiadłem dopiero później, kiedy moim grzebaniem przy aucie, zainteresował się przypadkowy gość i jak się okazało, znał się na rzeczy. Wytłumaczył mi, że osłona ta, niweluje luzy wzdłużne (wzdłuż osi obrotu), a nie jak mi się wydawało, poprzeczne, więc mimo, że na przednią tuleję zakłada się ją całkiem luźno - po dokręceniu śruby, spełnia swoje zadanie.
Szpikulcem do centrowania ustawiłem wszystko w osi jak należy i skręciłem zusammen, do kupy.
Na fotografiach wspomniana „proteza” i jej zamocowanie na tulei, choć nie na tej, dla której jest przeznaczona. Zdjęcia robione już po demontażu, dlatego widać ślady użytkowania. Możliwe, że patent zdaje egzamin, jeśli jest założony na uszkodzoną poduszkę. U mnie, akurat nie ta padła. Za to, w myśl przysłowia „człowiek uczy się na błędach”, zyskałem nowe doświadczenie.
Czekało mnie, więc zrzucanie całej belki, a że praca, na pierwszy rzut oka, wydawała się z tych grubszych, pojechałem do mechanika po ocenę, ile kosztowałaby robota, bez brudzenia sobie rąk. Ten zaglądnął pod spód, pomyślał, podumał, poprawił czapkę i powiedział: „Panie! To trza cały tył rozebrać! To wszystko zgnite! Sie może pourywać! To bedzie, najmniej, 800 złoty kosztować!”
Powiedziałem tylko „acha”. Jak uczy życie, już tam fachowiec z kluczem i brechą w dłoni się postara, żeby wszystko „sie pourywało” i owe najmniej 800, wyniosło grubo, wyżej 1000. Więc, chłopie, skoro masz urywać, to i ja tak potrafię, a przynajmniej nie będę ci płacił za to.
Po powrocie, kiedy szok cenowy minął, wlazłem pod auto i przyjrzałem się dokładnie całemu zawieszeniu. Zauważyłem, że robota niekoniecznie musi być skomplikowana i trudna. Wystarczy tylko:
1. Zdjąć wydech
2. Uwolnić linki hamulca
3. Rozkręcić hydrauliczne przewody hamulcowe
4. Zrzucić belkę w całości - z wahaczami, drążkiem stabilizatora i amortyzatorami
5. Wymienić silentbloki
6. Złożyć wszystko w odwrotnej kolejności
Zabrałem się do tego sam. Zacząłem od podniesienia samochodu i odkręcenia kół. Z rurą poszło gładko. Po wykręceniu 2 zawiesi i obejmy, odcinki dały się rozdzielić. Demontaż linek to złożona czynność. Trzeba zacząć od zdjęcia osłony ręcznego w kabinie (aby nie szukać w ciemno i niepotrzebnie kaleczyć plastik, zaznaczyłem gdzie są zaczepy, które należy podważyć śrubokrętem),
a następnie popuścić linki za pomocą nasadki 10, z przedłużką.
Teraz, bęben hamulca. Jeśli nie jest zużyty, powinien zejść łatwo, po wykręceniu 2 śrub. Gorzej, jeśli na skutek tarcia szczęk, powstała w nim ścieżka, a na obrzeżu kołnierz, który uniemożliwi demontaż. Wówczas, musimy zwolnić mechanizm samonapinający, do którego można dostać się przez otwór w bębnie. Aby, jednak mechanizm zadziałał, trzeba spuścić ciśnienie w cylinderku. Ja, po prostu, odkręciłem przewody hamulcowe, bo i tak musiałem to zrobić, ale w przypadku, np. wymiany szczęk, wystarczy na odpowietrznik nałożyć przezroczysty wężyk, by nie obryzgać wszystkiego wokół i lekko go odkręcić. Teraz obracamy bębnem, aby ustawić otwór naprzeciw dźwigni samonapinacza, unieruchamiamy go, wkładamy do wnętrza śrubokręt i mocno naciskamy na dźwignię.
Zdjęcie pokazuje widok przez otwór. Niestety, ze względu na warunki, nie bardzo widać szczegóły. Gołym okiem zobaczymy więcej. Udało się uchwycić tylko koniec sprężyny, za to na drugiej fotografii, po zdjęciu bębna i piasty, biała strzałka pokazuje dokładniej, co, gdzie i w jakim kierunku należy popchać. Czerwoną, zaznaczyłem sprężynę, widoczną na poprzedniej fotce.
Jest to widok lewego koła. Na prawym, dźwignia, znajduje się z prawej strony osi, na tej samej wysokości.
Po naciśnięciu mechanizmu, zobaczymy odrobinę płynu spływającego do wężyka i usłyszymy kliknięcie - odgłos schodzących się szczęk (dokładnie w tej kolejności, bo prędkość światła jest większa od prędkości dźwięku). Zakręcamy wówczas odpowietrznik, odkręcamy śruby mocujące bęben do piasty i zdejmujemy go. Zejdzie bez trudu, bez walenia młotem i wyrywania bebechów.
Aby mieć lepszy dostęp do linki pomocniczego, zdemontowałem też piasty kół. Potrzeba do tego nasadki 32 i mocny klucz. Do uwolnienia linki z zaczepu używam klucza Morse`a. Mam taki cienki i wąski, firmy TengTools, który wygląda jak gadżet, ale jest niezastąpiony w ciasnych i niedostępnych miejscach. Zaciskam w nim linkę, ściągając sprężynę, i bez trudu odhaczam. Z tarczy kotwicznej można ją wybić za pomocą wybijaka, ale najlepsza byłaby cienka rurka, do której wejdzie końcówka ze sprężyną. Zdjęcie pokazuje wieloklin, na którym jest osadzona.
Problemy były przy przewodach hamulcowych, choć teraz, bogatszy o doświadczenie, po prostu odciąłbym je, a dlaczego, napisałem dalej. Radzę tylko trzymać się z daleka od centralnych, idących wzdłuż auta. Są poprowadzone nad zbiornikiem paliwa i w razie ich uszkodzenia, będzie dużo więcej pracy. Pomimo, że w przeddzień nasączyłem wszystkie miejsca WD-40, dwa przewody się ukręciły. Jako, że Forum nie jest dla zawodowców, a dla „handymans”, dodam, że do odkręcania rurek służy specjalny klucz oczkowy z rozcięciem (w Puncie, klucz 11) i w żadnym wypadku nie używać kluczy płaskich, które na pewno uszkodzą nakrętkę, jeśli nie była odkręcana kilka lat. Można spuścić płyn hamulcowy, lub zatkać luźne końcówki przewodów, jednak w obu przypadkach będziemy musieli uzupełnić układ płynem i odpowietrzyć. Następnie rozpiąłem plastikowe spinki na belce, uwalniając hydraulikę.
Pozostało już tylko zrzucenie całego tego ustrojstwa. Śruby są solidne, zrobione z pręta 11 mm i raczej nie ma obawy, że skorodowały i mogą się urwać. Przynajmniej u mnie poszło bez bólu, choć Punciak ma już 11 lat. Przed ich wykręceniem podparłem całość na podnośniku i po wyjęciu śrub, wszystko ładnie zjechało na dół. Całość nie jest ciężka. Wazy ok. 40-50 kg.
Z wybiciem starych tulei nie było kłopotów (zdecydowałem wymienić wszystkie skoro była okazja). Ciężki młot i brutalna siła zadziałały, natomiast do montażu nowych zamówiłem u tokarza po 2 pierścienie (jeden na wierzch, drugi pod spód) dla obu tulei, bez których byłoby raczej trudno je wcisnąć bez uszkodzenia. Wymiary większej - 69,5mm średnica wewnętrzna i 50mm wysokość. Mniejsza – śred. wew. 56,5mm i wysokość również 50mm.
Tuleje, duża i mała
Pierścień do montażu
Jako prasę wykorzystałem solidny ścisk stolarski. Nie było łatwo, ale poszło. Ręce bolały od kręcenia, ale dało się. Po pierwszym silentblocku chciałem zostawić wszystko w cholerę i pomyśleć o skonstruowaniu prasy hydraulicznej, ale w końcu jej budowę odłożyłem na dalszy, bliżej nieokreślony termin. Skręcając ścisk, oraz dobijając lekko młotkiem, elementy wskoczyły na swoje miejsca. Dla ułatwienia sobie pracy, na tuleje, oraz oczyszczone z rdzy gniazda w belce nałożyłem smar. Doskonale czyści takie miejsca szczotka druciana w wiertarce.
Kiedy ten etap był gotowy, wymieniłem wszystkie przewody hydrauliczne na nowe, miedziane, z uwagi na to, że po pierwsze - ich koszt nie był wysoki (38 zł komplet: 2 x 50cm i 2 x 30cm), a po drugie - skoro przy odkręcaniu starych, dwa się ukręciły, nie miałem pewności, że na dwóch pozostałych nie powstały mikropęknięcia, które w przyszłości, mogłyby narobić kłopotu.
Tutaj widać wymienione przewody, ale te, zaznaczone w kółkach, a przynajmniej prawy, trzeba zamocować do kolektorów przed montażem belki. Wnęka koła zapasowego uniemożliwia manewrowanie kluczem, o czym się przekonamy już przy demontażu.
Pozostało tylko złożyć auto do kupy, dbając o to, żeby po skończonej robocie nie została żadna śrubka, czy cuś. Opiszę, jak samemu zamontować belkę.
Umieściłem zespół pod samochodem, wjechałem pod spód „żabą” i podnosiłem całość, dopóki nie groziło spadnięciem z podnośnika. Wówczas, ostrożnie, dźwignąłem jedną stronę i pod tarcze kotwiczną podłożyłem felgę, którą widać na zdjęciu (mają to być podstawy do kobyłek, bo to, na czym stoi Punciak nie wygląda najlepiej). To samo zrobiłem z drugiej strony. Następnie podjechałem podnośnikiem do góry, aż mogłem wyosiować otwory i wkręcić śruby. Wówczas wystarczyło podnieść belkę do samej podłogi i ostatecznie zamocować. Dokręca się ją momentem 100 Nm. Polecam odżałowanie pieniędzy na zakup kluczy dynamometrycznych. Dzięki nim unikniemy wielu niemiłych niespodzianek. Zerwanie gwintu w podłużnicy, czy innym, trudno dostępnym miejscu nie jest może tragedią, ale naprawa tego będzie kłopotliwa. Wartość dla nakrętki piasty – 280 Nm, śruby koła – 85 Nm.
Na koniec trzeba połączyć przewody hydrauliczne, założyć linki pomocniczego i bębny. Zakładamy osłonę ręcznego, oraz uzupełniamy płyn hamulcowy. Koniecznie trzeba odpowietrzyć cały układ (kolejność: PT – prawy tył, LT, PP, LP), modląc się, aby odpowietrzniki puściły. Do odkręcenia tego draństwa polecam tylko firmowe, 6-kątne nasadki, lub takie same, oczkowe. W żadnym wypadku nie używać 12-kątnych, ani kluczy płaskich. Jak potrafi trzymać gwint w cylindrze pokazuje zdjęcie, choć akurat jest to gniazdo przewodu hydraulicznego. Tak skorodowane połączenie nie odkręci nic poza dopasowanym, 6-kątnym kluczem, który ciasno przylega do nakrętki i przykładana siła działa na, możliwie, największą powierzchnię. Zaskoczyło mnie, że nie pękł klucz do przewodów, tylko korpus cylindra.
Kiedy się z tym uporamy, zakładamy wydech, koła, ustawiamy siłę hamowania ręcznym (ma blokować na 3 ząbku) i opuszczamy auto na ziemię. Dla pewności, że belka „siedzi” porządnie, radziłbym przejechać się kawałek, wrócić do garażu i dokręcić jeszcze raz silentbloki wskazanym momentem. Odtąd jazda powinna znowu być przyjemnością, a nie obciachem i udręką.
Cała operacje nie jest trudna. Można ją wykonać samemu, w warunkach garażowych. Pomoc będzie niezbędna jedynie przy odpowietrzaniu hamulców, oraz, ewentualnie, przy zrzucaniu i zakładaniu belki. Potrzeba tylko dobrych narzędzi i kluczy, które odkręcają, a nie niszczą śruby. Natomiast, pieniądze zaoszczędzone na mechaniku można przeznaczyć na wyposażenie warsztatu, chociażby (moja metoda, dzięki której mam już niezły zestaw klamotów). Będzie to suma niemała, a pożytek wielki. Zaś, radość z własnoręcznie wykonanej i niemałej, przecież naprawy – nieopisana.
Kosztorys:
- 4 tuleje - 80zł
- przewody hamulcowe- 38zł
- cylinderek hamulca – 29zł
- 4 pierścienie do montażu - 20zł (fucha, to i tanio)
- 2 piwa dla sąsiada, za uprzejmość, kiedy wiózł mnie swoim Mercedesem po części - 6zł
- 2 piwa dla mnie, bo nie wytrzymałbym, gdyby sąsiad pił piwo, a ja nie - 6zł
Jakby nie liczyć, wyszło 180 złotych. Biorąc pod uwagę wkład pracy, wydatki i trudność całej operacji, uważam żądanie mechanika za zdzierstwo. W warsztacie wyposażonym w różne kompresory, prasy, podnośniki, wózki, windy, ciepłą wodę i inne cuda, naprawa nie powinna trwać dłużej niż godzinę, góra, dwie. A, choćby i 800zł za ¼ dniówki to coś nie halo, nieprawda?
Ku opamiętaniu, jeśli będzie to czytał jakiś mechanik samochodowy, przytoczę parafrazę kierowcy złapanego przez policję za przekroczenie prędkości i pokazywanego w telewizji, który mało co, nie pobił policjanta: „Czy pan wie ile trza sprzedać zboża, żeby zarobić 8 stów?!!!” Hehe.
Miłej zabawy.
W pierwszej kolejności wymieniłem łożyska w wahaczach (zestaw naprawczy), ale odgłosy nie ustały. Wziąłem się, więc za wymianę amortyzatorów, jednak i to nie pomogło. Pozostała ostatnia możliwość, czyli mocowanie belki zawieszenia. Dowiedziałem się w sklepie, od sprzedawcy, że wybite tuleje stalowo-gumowe, inaczej zwane silentblockami, lub jeszcze inaczej poduszki zawieszenia, można naprawić za pomocą tzw. „protez”, które nakłada się na zużytą część i wówczas nie trzeba demontować całej belki. Powiedział, a jak się później okazało, opowiadał głupoty, że przeważnie rozlatują się większe tuleje (od strony tylnego zderzaka) i tylko na te elementy mają nakładki. Kupiłem to, więc i przy montażu znalazłem powód klekotania zawiechy. Otóż, kiedy wyjąłem śrubę po stronie, skąd dochodziły odgłosy i młotkiem nabijałem nakładkę (waliłem dość mocno, bo to twarda guma), okazało się, że nie mogę wszystkiego skręcić na powrót, bo nie łapie gwint. Belka przesunęła się o kilka milimetrów i otwory nie schodziły się. Zdziwiłem się, bo przecież całość trzymała się na 3 pozostałych śrubach i raczej nie powinna drgnąć. U mnie, owszem, a powodem były duże luzy na mniejszej tulei (od strony przodu auta). Ona właśnie była wybita, co widać było gołym okiem. Nie muszę dodawać, że „proteza” pomogła jak umarłemu kadzidło i Punciak nadal tłukł się niemiłosiernie.
Sprzedawca wprowadził mnie w błąd, bo element, o którym mowa, przeznaczony jest dla przednich poduszek – tych mniejszych. Jednak tę wiedzę posiadłem dopiero później, kiedy moim grzebaniem przy aucie, zainteresował się przypadkowy gość i jak się okazało, znał się na rzeczy. Wytłumaczył mi, że osłona ta, niweluje luzy wzdłużne (wzdłuż osi obrotu), a nie jak mi się wydawało, poprzeczne, więc mimo, że na przednią tuleję zakłada się ją całkiem luźno - po dokręceniu śruby, spełnia swoje zadanie.
Szpikulcem do centrowania ustawiłem wszystko w osi jak należy i skręciłem zusammen, do kupy.



Na fotografiach wspomniana „proteza” i jej zamocowanie na tulei, choć nie na tej, dla której jest przeznaczona. Zdjęcia robione już po demontażu, dlatego widać ślady użytkowania. Możliwe, że patent zdaje egzamin, jeśli jest założony na uszkodzoną poduszkę. U mnie, akurat nie ta padła. Za to, w myśl przysłowia „człowiek uczy się na błędach”, zyskałem nowe doświadczenie.
Czekało mnie, więc zrzucanie całej belki, a że praca, na pierwszy rzut oka, wydawała się z tych grubszych, pojechałem do mechanika po ocenę, ile kosztowałaby robota, bez brudzenia sobie rąk. Ten zaglądnął pod spód, pomyślał, podumał, poprawił czapkę i powiedział: „Panie! To trza cały tył rozebrać! To wszystko zgnite! Sie może pourywać! To bedzie, najmniej, 800 złoty kosztować!”
Powiedziałem tylko „acha”. Jak uczy życie, już tam fachowiec z kluczem i brechą w dłoni się postara, żeby wszystko „sie pourywało” i owe najmniej 800, wyniosło grubo, wyżej 1000. Więc, chłopie, skoro masz urywać, to i ja tak potrafię, a przynajmniej nie będę ci płacił za to.
Po powrocie, kiedy szok cenowy minął, wlazłem pod auto i przyjrzałem się dokładnie całemu zawieszeniu. Zauważyłem, że robota niekoniecznie musi być skomplikowana i trudna. Wystarczy tylko:
1. Zdjąć wydech
2. Uwolnić linki hamulca
3. Rozkręcić hydrauliczne przewody hamulcowe
4. Zrzucić belkę w całości - z wahaczami, drążkiem stabilizatora i amortyzatorami
5. Wymienić silentbloki
6. Złożyć wszystko w odwrotnej kolejności
Zabrałem się do tego sam. Zacząłem od podniesienia samochodu i odkręcenia kół. Z rurą poszło gładko. Po wykręceniu 2 zawiesi i obejmy, odcinki dały się rozdzielić. Demontaż linek to złożona czynność. Trzeba zacząć od zdjęcia osłony ręcznego w kabinie (aby nie szukać w ciemno i niepotrzebnie kaleczyć plastik, zaznaczyłem gdzie są zaczepy, które należy podważyć śrubokrętem),

a następnie popuścić linki za pomocą nasadki 10, z przedłużką.

Teraz, bęben hamulca. Jeśli nie jest zużyty, powinien zejść łatwo, po wykręceniu 2 śrub. Gorzej, jeśli na skutek tarcia szczęk, powstała w nim ścieżka, a na obrzeżu kołnierz, który uniemożliwi demontaż. Wówczas, musimy zwolnić mechanizm samonapinający, do którego można dostać się przez otwór w bębnie. Aby, jednak mechanizm zadziałał, trzeba spuścić ciśnienie w cylinderku. Ja, po prostu, odkręciłem przewody hamulcowe, bo i tak musiałem to zrobić, ale w przypadku, np. wymiany szczęk, wystarczy na odpowietrznik nałożyć przezroczysty wężyk, by nie obryzgać wszystkiego wokół i lekko go odkręcić. Teraz obracamy bębnem, aby ustawić otwór naprzeciw dźwigni samonapinacza, unieruchamiamy go, wkładamy do wnętrza śrubokręt i mocno naciskamy na dźwignię.

Zdjęcie pokazuje widok przez otwór. Niestety, ze względu na warunki, nie bardzo widać szczegóły. Gołym okiem zobaczymy więcej. Udało się uchwycić tylko koniec sprężyny, za to na drugiej fotografii, po zdjęciu bębna i piasty, biała strzałka pokazuje dokładniej, co, gdzie i w jakim kierunku należy popchać. Czerwoną, zaznaczyłem sprężynę, widoczną na poprzedniej fotce.
Jest to widok lewego koła. Na prawym, dźwignia, znajduje się z prawej strony osi, na tej samej wysokości.

Po naciśnięciu mechanizmu, zobaczymy odrobinę płynu spływającego do wężyka i usłyszymy kliknięcie - odgłos schodzących się szczęk (dokładnie w tej kolejności, bo prędkość światła jest większa od prędkości dźwięku). Zakręcamy wówczas odpowietrznik, odkręcamy śruby mocujące bęben do piasty i zdejmujemy go. Zejdzie bez trudu, bez walenia młotem i wyrywania bebechów.
Aby mieć lepszy dostęp do linki pomocniczego, zdemontowałem też piasty kół. Potrzeba do tego nasadki 32 i mocny klucz. Do uwolnienia linki z zaczepu używam klucza Morse`a. Mam taki cienki i wąski, firmy TengTools, który wygląda jak gadżet, ale jest niezastąpiony w ciasnych i niedostępnych miejscach. Zaciskam w nim linkę, ściągając sprężynę, i bez trudu odhaczam. Z tarczy kotwicznej można ją wybić za pomocą wybijaka, ale najlepsza byłaby cienka rurka, do której wejdzie końcówka ze sprężyną. Zdjęcie pokazuje wieloklin, na którym jest osadzona.

Problemy były przy przewodach hamulcowych, choć teraz, bogatszy o doświadczenie, po prostu odciąłbym je, a dlaczego, napisałem dalej. Radzę tylko trzymać się z daleka od centralnych, idących wzdłuż auta. Są poprowadzone nad zbiornikiem paliwa i w razie ich uszkodzenia, będzie dużo więcej pracy. Pomimo, że w przeddzień nasączyłem wszystkie miejsca WD-40, dwa przewody się ukręciły. Jako, że Forum nie jest dla zawodowców, a dla „handymans”, dodam, że do odkręcania rurek służy specjalny klucz oczkowy z rozcięciem (w Puncie, klucz 11) i w żadnym wypadku nie używać kluczy płaskich, które na pewno uszkodzą nakrętkę, jeśli nie była odkręcana kilka lat. Można spuścić płyn hamulcowy, lub zatkać luźne końcówki przewodów, jednak w obu przypadkach będziemy musieli uzupełnić układ płynem i odpowietrzyć. Następnie rozpiąłem plastikowe spinki na belce, uwalniając hydraulikę.
Pozostało już tylko zrzucenie całego tego ustrojstwa. Śruby są solidne, zrobione z pręta 11 mm i raczej nie ma obawy, że skorodowały i mogą się urwać. Przynajmniej u mnie poszło bez bólu, choć Punciak ma już 11 lat. Przed ich wykręceniem podparłem całość na podnośniku i po wyjęciu śrub, wszystko ładnie zjechało na dół. Całość nie jest ciężka. Wazy ok. 40-50 kg.

Z wybiciem starych tulei nie było kłopotów (zdecydowałem wymienić wszystkie skoro była okazja). Ciężki młot i brutalna siła zadziałały, natomiast do montażu nowych zamówiłem u tokarza po 2 pierścienie (jeden na wierzch, drugi pod spód) dla obu tulei, bez których byłoby raczej trudno je wcisnąć bez uszkodzenia. Wymiary większej - 69,5mm średnica wewnętrzna i 50mm wysokość. Mniejsza – śred. wew. 56,5mm i wysokość również 50mm.

Tuleje, duża i mała

Pierścień do montażu
Jako prasę wykorzystałem solidny ścisk stolarski. Nie było łatwo, ale poszło. Ręce bolały od kręcenia, ale dało się. Po pierwszym silentblocku chciałem zostawić wszystko w cholerę i pomyśleć o skonstruowaniu prasy hydraulicznej, ale w końcu jej budowę odłożyłem na dalszy, bliżej nieokreślony termin. Skręcając ścisk, oraz dobijając lekko młotkiem, elementy wskoczyły na swoje miejsca. Dla ułatwienia sobie pracy, na tuleje, oraz oczyszczone z rdzy gniazda w belce nałożyłem smar. Doskonale czyści takie miejsca szczotka druciana w wiertarce.
Kiedy ten etap był gotowy, wymieniłem wszystkie przewody hydrauliczne na nowe, miedziane, z uwagi na to, że po pierwsze - ich koszt nie był wysoki (38 zł komplet: 2 x 50cm i 2 x 30cm), a po drugie - skoro przy odkręcaniu starych, dwa się ukręciły, nie miałem pewności, że na dwóch pozostałych nie powstały mikropęknięcia, które w przyszłości, mogłyby narobić kłopotu.
Tutaj widać wymienione przewody, ale te, zaznaczone w kółkach, a przynajmniej prawy, trzeba zamocować do kolektorów przed montażem belki. Wnęka koła zapasowego uniemożliwia manewrowanie kluczem, o czym się przekonamy już przy demontażu.

Pozostało tylko złożyć auto do kupy, dbając o to, żeby po skończonej robocie nie została żadna śrubka, czy cuś. Opiszę, jak samemu zamontować belkę.
Umieściłem zespół pod samochodem, wjechałem pod spód „żabą” i podnosiłem całość, dopóki nie groziło spadnięciem z podnośnika. Wówczas, ostrożnie, dźwignąłem jedną stronę i pod tarcze kotwiczną podłożyłem felgę, którą widać na zdjęciu (mają to być podstawy do kobyłek, bo to, na czym stoi Punciak nie wygląda najlepiej). To samo zrobiłem z drugiej strony. Następnie podjechałem podnośnikiem do góry, aż mogłem wyosiować otwory i wkręcić śruby. Wówczas wystarczyło podnieść belkę do samej podłogi i ostatecznie zamocować. Dokręca się ją momentem 100 Nm. Polecam odżałowanie pieniędzy na zakup kluczy dynamometrycznych. Dzięki nim unikniemy wielu niemiłych niespodzianek. Zerwanie gwintu w podłużnicy, czy innym, trudno dostępnym miejscu nie jest może tragedią, ale naprawa tego będzie kłopotliwa. Wartość dla nakrętki piasty – 280 Nm, śruby koła – 85 Nm.
Na koniec trzeba połączyć przewody hydrauliczne, założyć linki pomocniczego i bębny. Zakładamy osłonę ręcznego, oraz uzupełniamy płyn hamulcowy. Koniecznie trzeba odpowietrzyć cały układ (kolejność: PT – prawy tył, LT, PP, LP), modląc się, aby odpowietrzniki puściły. Do odkręcenia tego draństwa polecam tylko firmowe, 6-kątne nasadki, lub takie same, oczkowe. W żadnym wypadku nie używać 12-kątnych, ani kluczy płaskich. Jak potrafi trzymać gwint w cylindrze pokazuje zdjęcie, choć akurat jest to gniazdo przewodu hydraulicznego. Tak skorodowane połączenie nie odkręci nic poza dopasowanym, 6-kątnym kluczem, który ciasno przylega do nakrętki i przykładana siła działa na, możliwie, największą powierzchnię. Zaskoczyło mnie, że nie pękł klucz do przewodów, tylko korpus cylindra.

Kiedy się z tym uporamy, zakładamy wydech, koła, ustawiamy siłę hamowania ręcznym (ma blokować na 3 ząbku) i opuszczamy auto na ziemię. Dla pewności, że belka „siedzi” porządnie, radziłbym przejechać się kawałek, wrócić do garażu i dokręcić jeszcze raz silentbloki wskazanym momentem. Odtąd jazda powinna znowu być przyjemnością, a nie obciachem i udręką.
Cała operacje nie jest trudna. Można ją wykonać samemu, w warunkach garażowych. Pomoc będzie niezbędna jedynie przy odpowietrzaniu hamulców, oraz, ewentualnie, przy zrzucaniu i zakładaniu belki. Potrzeba tylko dobrych narzędzi i kluczy, które odkręcają, a nie niszczą śruby. Natomiast, pieniądze zaoszczędzone na mechaniku można przeznaczyć na wyposażenie warsztatu, chociażby (moja metoda, dzięki której mam już niezły zestaw klamotów). Będzie to suma niemała, a pożytek wielki. Zaś, radość z własnoręcznie wykonanej i niemałej, przecież naprawy – nieopisana.
Kosztorys:
- 4 tuleje - 80zł
- przewody hamulcowe- 38zł
- cylinderek hamulca – 29zł
- 4 pierścienie do montażu - 20zł (fucha, to i tanio)
- 2 piwa dla sąsiada, za uprzejmość, kiedy wiózł mnie swoim Mercedesem po części - 6zł
- 2 piwa dla mnie, bo nie wytrzymałbym, gdyby sąsiad pił piwo, a ja nie - 6zł
Jakby nie liczyć, wyszło 180 złotych. Biorąc pod uwagę wkład pracy, wydatki i trudność całej operacji, uważam żądanie mechanika za zdzierstwo. W warsztacie wyposażonym w różne kompresory, prasy, podnośniki, wózki, windy, ciepłą wodę i inne cuda, naprawa nie powinna trwać dłużej niż godzinę, góra, dwie. A, choćby i 800zł za ¼ dniówki to coś nie halo, nieprawda?
Ku opamiętaniu, jeśli będzie to czytał jakiś mechanik samochodowy, przytoczę parafrazę kierowcy złapanego przez policję za przekroczenie prędkości i pokazywanego w telewizji, który mało co, nie pobił policjanta: „Czy pan wie ile trza sprzedać zboża, żeby zarobić 8 stów?!!!” Hehe.
Miłej zabawy.