Kupiłem tę pralkę skuszony wizją cichego silnika bezszczotkowego, którą roztoczył przede mną sprzedawca. Rzeczywiście silnik chodzi bardzo cicho - słychać tylko przepływ wody - no i argument o dłuższej żywotności silnika bezszczotkowego też do mnie przemówił.
Dodatkowo klasa energetyczna A++, 7kg załadunku, no i możliwość ustawienia dodatkowych płukań (w zależności od potrzeb 1, 2 lub 3).
Niestety pralka me jedną wadę - niesamowicie długi czas pracy. Pełny program - np. biała/kolorowa bawełna, 40 stopni, bez dodatkowych płukań trwa 4 godziny !!!
. Tyle pokazuje programator - w rzeczywistości, prawie godzinę dłużej. Co prawda można ten czas skrócić, używając odpowiedniej funkcji, ale i tak trwa to prawie 3 godziny. A co dopiero, gdyby użyć wyższej temperatury? Każde 10 stopni więcej wydłuża czas o jakieś pół godziny - oczywiście teoretycznie.
Kolejną wadą jest bardzo mały pobór wody - zdarzyło mi się, że w połowie programu zauważyłem, że część ubrań jest sucha jak pieprz, mimo iż pralka chodził już prawie godzinę. Po zakończeniu programu wyciągnąłem ubrania prawie tak samo brudne, jak przed praniem. W dodatku przyozdobione białymi wzorkami nierozpuszczonego proszku - w trosce o czystość szuflady, nigdy nie sypię do niej proszku, tylko od razu do bębna, w końcu i tak tam trafi.
O tej pory zaraz po rozpoczęciu prania, kiedy tylko pralka pobierze kilka razy te zaprogramowane minimalne ilości wody, biorę 5 litrowy karnister i dolewam ręcznie dotąd, aż poziom wody dojdzie do okienka i proszek zacznie się pienić - mam wtedy pewność, że całe pranie jest równomiernie namoczone.
Byłbym od razu wdzięczny, gdyby ktoś wyjaśnił mi, po kiego grzyba projektanci (inżynierowie, a więc ludzi podobno myślący) ustalają tak debilny harmonogram pracy urządzenia. Dwa, trzy cykle płukania trwają prawie godzinę. Pamiętam swoją stara pralkę (PRL-owskiego Polara), który 5 cylki płukania przerabiał w niecałe 20 minut - pobranie wody, ze 3 minuty płukania, potem odpompowanie, minuta wirowania i kolejny cykl. Tymczasem obecne pralki mielą tymi bębnami pół godziny bez celu - zapewne w ramach tej "energooszczędności". Podczas jednego cyklu płukania z 15 minut mielenia bębnem z wodą i potem z kolejne 10 już po odpompowaniu wody, zanim pralka przejdzie do wirowania. Czy ustalający taki tryb pracy inżynierowie biorą jakieś psychotropy, czy ma to jakiś głębszy sens, którego mój prosty umysł nie jest w stanie pojąć? Podobnie jak to, że pralka podczas prawie czterogodzinnego trybu pracy nie jest w stanie sama pobrać dostatecznej ilości wody, by część prania nie pozostała sucha? Wiem, że teraz jest moda na oszczędzanie wszystkiego, i przy obecnych cenach wody trudno się z tym nie zgodzić, ale dokąd nikt nie wymyślił prania bez wody, to byłoby chyba lepiej, gdyby pralki pobierały jej tyle, ile naprawdę potrzeba.
No i na koniec - mimo wszystkich opisanych kretynizmów związanych z tymi "programami", kolejny plus tej pralki - automatyczna regulacja obrotów wirowania. Jeżeli jakiś czujnik wykaże poziom wstrząsów przekraczający normę, to komputer sam redukuje obroty, dzięki czemu pralka nie wychodzi na przedpokój.
Dodatkowo klasa energetyczna A++, 7kg załadunku, no i możliwość ustawienia dodatkowych płukań (w zależności od potrzeb 1, 2 lub 3).
Niestety pralka me jedną wadę - niesamowicie długi czas pracy. Pełny program - np. biała/kolorowa bawełna, 40 stopni, bez dodatkowych płukań trwa 4 godziny !!!


Kolejną wadą jest bardzo mały pobór wody - zdarzyło mi się, że w połowie programu zauważyłem, że część ubrań jest sucha jak pieprz, mimo iż pralka chodził już prawie godzinę. Po zakończeniu programu wyciągnąłem ubrania prawie tak samo brudne, jak przed praniem. W dodatku przyozdobione białymi wzorkami nierozpuszczonego proszku - w trosce o czystość szuflady, nigdy nie sypię do niej proszku, tylko od razu do bębna, w końcu i tak tam trafi.
O tej pory zaraz po rozpoczęciu prania, kiedy tylko pralka pobierze kilka razy te zaprogramowane minimalne ilości wody, biorę 5 litrowy karnister i dolewam ręcznie dotąd, aż poziom wody dojdzie do okienka i proszek zacznie się pienić - mam wtedy pewność, że całe pranie jest równomiernie namoczone.
Byłbym od razu wdzięczny, gdyby ktoś wyjaśnił mi, po kiego grzyba projektanci (inżynierowie, a więc ludzi podobno myślący) ustalają tak debilny harmonogram pracy urządzenia. Dwa, trzy cykle płukania trwają prawie godzinę. Pamiętam swoją stara pralkę (PRL-owskiego Polara), który 5 cylki płukania przerabiał w niecałe 20 minut - pobranie wody, ze 3 minuty płukania, potem odpompowanie, minuta wirowania i kolejny cykl. Tymczasem obecne pralki mielą tymi bębnami pół godziny bez celu - zapewne w ramach tej "energooszczędności". Podczas jednego cyklu płukania z 15 minut mielenia bębnem z wodą i potem z kolejne 10 już po odpompowaniu wody, zanim pralka przejdzie do wirowania. Czy ustalający taki tryb pracy inżynierowie biorą jakieś psychotropy, czy ma to jakiś głębszy sens, którego mój prosty umysł nie jest w stanie pojąć? Podobnie jak to, że pralka podczas prawie czterogodzinnego trybu pracy nie jest w stanie sama pobrać dostatecznej ilości wody, by część prania nie pozostała sucha? Wiem, że teraz jest moda na oszczędzanie wszystkiego, i przy obecnych cenach wody trudno się z tym nie zgodzić, ale dokąd nikt nie wymyślił prania bez wody, to byłoby chyba lepiej, gdyby pralki pobierały jej tyle, ile naprawdę potrzeba.
No i na koniec - mimo wszystkich opisanych kretynizmów związanych z tymi "programami", kolejny plus tej pralki - automatyczna regulacja obrotów wirowania. Jeżeli jakiś czujnik wykaże poziom wstrząsów przekraczający normę, to komputer sam redukuje obroty, dzięki czemu pralka nie wychodzi na przedpokój.