Mam obecnie 3-drzwiowe Daihatsu Charade G200 hatchback 1.3 z 1997 roku.
Samochód ogólnie mi odpowiada, bo jest mały, lekki - waży tylko 830 kg więc przy mocy 84KM bardzo dobrze się zbiera, a przy tym nie za dużo pali (w mieście 6,5-10, zależy od nogi) i bardzo rzadko się psuje, ale jak już coś się zepsuje to niektóre części trudno dostać i są drogie - oczywiście nie wszystkie, bo takie części jak końcówki drążków, klocki hamulcowe są dostępne i są tanie, ale np. za jeden amortyzator na przód płaciłem ok. 300 zł, wahacze musiałem regenerować, bo zamienników nie mogłem znaleźć a oryginały z ASO ok. 900 zł/szt.
Kolejną i główną wadą wpływająca na to że myślę o jego zamianie jest rdza - nadkola, w kilku miejscach podłoga (szczególnie pod stopami pasażera z tyłu po prawej stronie), byłem w warsztacie i powiedzieli że jak chcę żeby zrobili dla mnie, a nie na sprzedaż to będzie na pewno ponad 2 tys. za zrobienie tego, a myślę że ok. 3, bo wszystkiego nie widzieli.
Dlatego też zastanawiam się czy nie dać sobie spokoju z tym samochodem, sprzedać go (może z 2 tys. za niego dostanę) i kupić coś do czego są tanie i dostępne części np. Tico, czy Polo, ale jak czytam to części do tych samochodów są tańsze, ale częściej się psują więc finansowo pewnie podobnie by to wyszło, a tylko więcej straconego czasu na naprawy, poza tym za te pieniądze (np. do 3-4 tys. zł) też będzie ciężko kupić niezardzewiały egzemplarz.
Samochodu używam średnio z 3 razy w tygodniu, w mieście, miesięcznie robię ok. 700 km więc nie oczekuję komfortu, wyglądu, emocji, szpanu itp., ma po prostu pochłaniać jak najmniej budżetu.
Podsumowując mam takie wyjścia:
1. Jeździć obecnym dopóki rdza go nie zeżre
2. Usunąć korozję w obecnym i jeździć jeszcze jeszcze ładnych parę lat.
3. Sprzedać obecny i zamienić na coś jak najtańszego w utrzymaniu, tylko co?
Samochód ogólnie mi odpowiada, bo jest mały, lekki - waży tylko 830 kg więc przy mocy 84KM bardzo dobrze się zbiera, a przy tym nie za dużo pali (w mieście 6,5-10, zależy od nogi) i bardzo rzadko się psuje, ale jak już coś się zepsuje to niektóre części trudno dostać i są drogie - oczywiście nie wszystkie, bo takie części jak końcówki drążków, klocki hamulcowe są dostępne i są tanie, ale np. za jeden amortyzator na przód płaciłem ok. 300 zł, wahacze musiałem regenerować, bo zamienników nie mogłem znaleźć a oryginały z ASO ok. 900 zł/szt.
Kolejną i główną wadą wpływająca na to że myślę o jego zamianie jest rdza - nadkola, w kilku miejscach podłoga (szczególnie pod stopami pasażera z tyłu po prawej stronie), byłem w warsztacie i powiedzieli że jak chcę żeby zrobili dla mnie, a nie na sprzedaż to będzie na pewno ponad 2 tys. za zrobienie tego, a myślę że ok. 3, bo wszystkiego nie widzieli.
Dlatego też zastanawiam się czy nie dać sobie spokoju z tym samochodem, sprzedać go (może z 2 tys. za niego dostanę) i kupić coś do czego są tanie i dostępne części np. Tico, czy Polo, ale jak czytam to części do tych samochodów są tańsze, ale częściej się psują więc finansowo pewnie podobnie by to wyszło, a tylko więcej straconego czasu na naprawy, poza tym za te pieniądze (np. do 3-4 tys. zł) też będzie ciężko kupić niezardzewiały egzemplarz.
Samochodu używam średnio z 3 razy w tygodniu, w mieście, miesięcznie robię ok. 700 km więc nie oczekuję komfortu, wyglądu, emocji, szpanu itp., ma po prostu pochłaniać jak najmniej budżetu.
Podsumowując mam takie wyjścia:
1. Jeździć obecnym dopóki rdza go nie zeżre
2. Usunąć korozję w obecnym i jeździć jeszcze jeszcze ładnych parę lat.
3. Sprzedać obecny i zamienić na coś jak najtańszego w utrzymaniu, tylko co?