zenon33_2008 wrote: zbich70 wrote: Mogło mi umknąć, ale brakuje mi skanów koresponencji z URE i UOKiK.
Zbich70 - a kto ci powiedział że była jakaś korespondencja z URE i UIKiK. Prowadziłem korespondencję tylko z Tauronem. A to, że straszyłem URE ... , wybacz, że narobiłem ci nadziei.
Trafiłem do tego wątku z forum Muratora i chciałbym zwrócić uwagę na jednen bardzo poważny błąd, jaki popełniają inwestorzy z problemem zmiany taryfy na "domową" - wchodzicie w zbędną polemikę (niczym dyskusja na forum z dziesiątkami odwołań zewnętrznych i wstecznych) z niewłaściwym ku temu podmiotem (ZE), próbując się podpierać innym niewłaściwym podmiotem (URE).
Pozwolę sobie zwrócić uwagę, iż:
1. taryfa C11 może być jak najbardziej właściwa dla "placu budowy" - żaden przepis ani ustawa nie musi wprost używać tego terminu, liczy się stan faktyczny dla danego obiektu. Normalną praktyką jest budowanie domu "ekipą", czyli firmą - zwykle ma się jakiegoś jednego wykonawcę na cały dom albo kilku na jego poszczególne etapy (np. fundamenty+murarka, później cieśla+dekarz itp.), rzadziej (w domach jednorodzinnych) wykonawcę generalnego i podwykonawców (no chyba że nasza "ekipa" to pan Heniek, co "zatrudnia" tak swoich pracowników). A jeżeli dom buduje firma, to wykonuje na terenie budowy zarobkową działalność gospodarczą - i to wystarczy do uzasadnienia C11. Zaznaczę jeszcze, że nie byłoby czymś wyjątkowo dziwnym, aby za prąd zużyty podczas swojej pracy miała zapłacić właśnie firma wykonawcza! podobnie jak po ich stronie powinny być koszty inny paliw (ON do samochodów i sprzętu budowlanego, gaz do butli) czy narzędzi. Zwróćcie uwagę, że w zawieranych z wykonawcami umowach może znajdować się zapis o
zapewnieniu na placu budowy dostaw prądu czy wody, ale nie o ich
sfinansowaniu (choć ciekaw byłbym min ekipy, która na placu budowy zastaje licznik przedpłatowy). Inwestor zamawiający usługę (budowlaną) powinien znać z góry koszty wykonania tej usługi, dlatego koszt energii powinien być uwzględniony w wynagrodzeniu dla wykonawcy (a dla jasności sytuacji - tę kwestię powinna oczywiście regulować umowa). Inwestor nie musi wiedzieć, ile prądu zjedzą narzędzia, ani nie powinien się martwić o wszelkie bezsensownie pracujące urządzenia (bo komuś nie chce się przez 3 godziny wyłączyć piły). Wykonawca wkraczając na plac budowy przejmuje odpowiedzialność za niego, więc tym bardziej powinien sam kalkulować koszty swojej pracy.
To, że zwykle inwestor sam płaci za prąd, wynika zapewne z tego, że faktycznie nie przekazuje tego placu budowy, tylko sam się kręci, coś sam robi, strzyże trawnik, kierownik stawia się tylko po wynagrodzenie, "ekipa" się pojawia gdy akurat nie ma dożynek albo pan Heniek - jedyny, któremu prawa jazdy nie zatrzymali, nie popił na poprawinach u szwagra, a reszta nadaje się do pracy, jedyny kask na budowie służy do chłodzenia w nim piwa (bo wiaderka są potrzebne do roboty!) - a w ogóle to umowy nikomu nie chciało się napisać jak należy, więc poza określeniem wynagrodzenia brakuje tam wszystkiego, łącznie z drobiazgami typu termin wykonania prac. Czyli praktycznie budowa toczy się systemem gospodarczym, tyle że z najemnymi pomagierami, którzy czasem mają własne narzędzia i twierdzą, że umieją budować.
Podsumowując:
- budujecie przez firmę, to C11 jest właściwą taryfą, a kto zapłaci to już kwestia pomiędzy inwestorem a wykonawcą (sprawa czysto techniczna - z wynagrodzenia potrąca się przecież także inne rzeczy, np. za wyrządzone szkody, opóźnienia w realizacji itp.) Biorąc na siebie te koszty, po prostu wliczcie je w koszt wybudowania (ale np. części stałe abonamentu możecie uwzględnić przy przekroczeniu terminu przez wykonawcę),
- budujecie sami, systemem "gospodarczym" - złóżcie w ZE oświadczenie, że energia używana będzie na cele własne (bytowe) i nie będzie udostępniana podmiotom komercyjnym. To
powinno być wystarczające do otrzymania G11,
- mieliście firmę, ale skończyła robić i teraz nie jest planowana kolejna - podobnie jak wyżej, poinformujcie ZE, że w związku z zakończeniem prac
komercyjnych, zlecanych do wykonania odpłatnego zewnętrznym podmiotom, od dnia tego a tego prąd przeznaczony jest wyłącznie do celów własnych (bytowych), w związku z czym prosicie o przesłanie aneksu do umowy zmieniającego taryfę C11 na G11, a jednocześnie zobowiązujecie się do powiadomienia ZE w przypadku, gdyby jednak prąd miał być używany przez firmę.
2. Jeżeli - mimo "bytowego" charakteru korzystania z energii, ZE nie chce podpisać umowy na taryfę G, niepotrzebnie zawracacie głowę pracownikom URE - to jest urząd branżowy, podobnie jak np. UKE, który zajmuje się sprawami technicznymi, a nie społeczno-socjalnymi. Tam się interweniuje, gdy prąd nie spełnia parametrów, operator się ociąga z jakąś pracą związaną z infrastrukturą czy coś podobnego - nawet ciężko mi było znaleźć dobry przykład, kiedy zwykły Kowalski powinien mieć kontakt z URE, raczej nie powinien. Tam się raczej rozwiąże konflikty na linii elektryk-elektryk minimum.
Mając natomiast problem z
interpretacją jakiegoś przepisu, który wpływa na
zawartą z konsumentem UMOWĘ, albo z zawarciem samej umowy czy też inną sprawą z kategorii na pograniczu prawa codziennego (co to jest "gospodarstwo domowe", gdzie jest
regulamin ZE, czy ZE nie narusza swojej dominującej pozycji w stosunku do
nieprofesjonalisty, tj. konsumenta - sprawy z KC, ogólnie "czy to jest sprawiedliwe"), w którym nie występują spory techniczne z użyciem fachowych terminów, typu "kompensacja mocy biernej" albo choćby "amper" (bo jak stroną jest konsument, to wolno mu nawet pisać o "napięciu prądu o dużej mocy" albo przesyłaniu cosinusa trzecim kablem), to właściwym do rozpatrywania takich spraw jest UOKiK.
Do UOKiK-u nie pisze się elaboratów, tylko przedstawia zwięźle sprawę (nie mam firmy, korzystam dla własnych celów, wykańczając samodzielnie, w mojej opinii jest to cel "domowy", mimo że jeszcze nie zamieszkuję - bo bez odbioru nie wolno, gdy przebywam tak samo, jakbym kosił trawnik, albo miał altanę, a oni mi się powołują na to i na to, żądając bezpodstawnie odbioru domu, który ze względu na wolny postęp samodzielnych prac może nastąpić dopiero za kilka lat, więc w międzyczasie płacę wygórowaną opłatę za przydział mocy - czy co tam jest na fakturze drogiego, argumenty znacie), załącza dokumenty (wysłane pisma i odpowiedzi, otrzymane faktury, kopię umowy), a dopiero pracownik UOKiK-u w odpowiedzi stworzy elaborat, do którego będzie miał obowiązek odnieść się ZE. I choćby znalazł tysiąc argumentów, to UOKiK je oceni z poziomu "wykorzystywania pozycji dominującej" i wyda decyzję, która będzie dla ZE wiążąca, chyba że odwołają się do sądu OKiK. Przy okazji ZE może zaliczyć karę (zależnie od poziomu negatywnego wpływu na zachowania konsumenta, uciążliwości, powszechności praktyki oraz kosztów, jakie inwestorzy średnio ponoszą - obstawiam że ok. 20-50 tys. zł minumum).
W toku postępowania ZE będzie musiał przygotować rozmaite opracowania, np. dotyczące liczby przypadków, gdy inwestor prywatny korzysta z taryfy biznesowej, średniego czasu 'zawieszenia' go w takiej taryfie, średniej wysokości faktury albo kWh w C11 i po zmianie na G11 (czyli ile konsumenci stracili) itp. - to wszystko zależy oczywiście od inwencji pracowników UOKiK, ale takie pomysły możecie sami im podsunąć we wniosku (ktoś tu pisał, ile ludzi w Polsce buduje domy - dać im takie informacje, najlepiej ze wskazaniem źródła, inni pisail, że w C11 płacili po 54 zł miesięcznie, a po zmianie taryfy teraz płacą 24 zł - to pokazuje skalę zawyżenia ceny, informacje ile miesięcy zmuszani jesteście do bycia "przedsiębiorcą").
Podsumowując - w pismach do ZE nie ma sensu wdawać się w polemikę ("napisaliście X - tu cytat na pół strony, a nie podaliście podstawy prawnej"), po prostu formułujecie WNIOSKI tak długo, jak macie coś do DODANIA. Gdy nie macie już nic nowego do powiedzenia (tj. po pierwszym bądź drugim piśmie), zbieracie papiery do kupy, formułujecie ZARZUTY (zarzucam przedsiębiorcy [tu jego określenie] bezpodstawne żądanie okazania odbioru budynku lub meldunku w celu zaklasyfikowania mnie do grupy G odbiorców) i odsyłacie do analizy przez UOKiK. A oni tam sobie poradzą bez waszych (no offence) "amatorskich" wykładni przepisów.