Witam!
Na początku chciałem powitać wszystkich bardzo serdecznie. Jestem muzykiem, na tym forum szukam pomocy ekspertów w ustaleniu przyczyny wypadku jakiego doznałem. Sytuacja jest dosyć skomplikowana, ale postaram się ją jasno opisać.
Miałem pewnego dnia zagrać koncert w jednym z domów kultury, po przyjeździe na miejsce, rozpakowaniu sprzętu, pan akustyk wskazał mi miejsce do którego miałem podłączyć mój wzmacniacz do gitary (basowej) - zwykłe gniazdko 230V. umiejscowione było ono na scenie w "studzience" w podłodze. Tam się podłączyłem, włączyłem sprzęt, wszystko było dobrze, wzmacniacz grał poprawnie, nie było problemu. Mój wzmacniacz ma wyjście audio sygnałowe typu XLR - 3 żyły, sygnał +, sygnał -, masa(ekran) , i tym kablem miał zostać podłączony do systemu nagłośnieniowego - konsolety, celem wykorzystania nagłośnienia znajdującego się w domu kultury, co jest normalną praktyką. Trzymałem lewą rękę na gryfie (dodam, że w gitarze masa połączona jest ze strunami), a prawą ręką chwyciłem kabel XLR, który podał mi pan akustyk, powiedział,żebym go sobie podłączył do wzmacniacza. W tym momencie doznałem porażenia, nie mogłem się ruszyć, byłem cały sztywny, ręce zacisnęły mi się na gryfie, a druga na końcówce kabla, dopiero szybka reakcja kolegi który wyrwał mi kabel z ręki sprawiła,że prąd przestał przeze mnie płynąć, upadłem na ziemie. miałem niedowład ręki, oparzenia na palcach, ale na szczęście przeżyłem. Moje pytanie jest następujące, czy ktoś może wie jak mogło dojść do wypadku? Mój wzmacniacz na pewno był i jest sprawny, ponieważ korzystam z niego do tej pory bez żadnych problemów. Instalacja w domu kultury była po wymianie, były też bezpieczniki nadprądowe i nadprądowe (przepraszam, jeśli coś źle nazywam, ale nie znam się) ale nie zadziałały, pytanie dlaczego? czytałem trochę w internecie i miałem teorię związną z tym, że sprzęt mógł być podłączony do różnych faz, albo jedno gniazdko mogło być bez uziemienia, nie mam pojęcia, ale może ktoś z Was będzie wiedział. z góry dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam!
Na początku chciałem powitać wszystkich bardzo serdecznie. Jestem muzykiem, na tym forum szukam pomocy ekspertów w ustaleniu przyczyny wypadku jakiego doznałem. Sytuacja jest dosyć skomplikowana, ale postaram się ją jasno opisać.
Miałem pewnego dnia zagrać koncert w jednym z domów kultury, po przyjeździe na miejsce, rozpakowaniu sprzętu, pan akustyk wskazał mi miejsce do którego miałem podłączyć mój wzmacniacz do gitary (basowej) - zwykłe gniazdko 230V. umiejscowione było ono na scenie w "studzience" w podłodze. Tam się podłączyłem, włączyłem sprzęt, wszystko było dobrze, wzmacniacz grał poprawnie, nie było problemu. Mój wzmacniacz ma wyjście audio sygnałowe typu XLR - 3 żyły, sygnał +, sygnał -, masa(ekran) , i tym kablem miał zostać podłączony do systemu nagłośnieniowego - konsolety, celem wykorzystania nagłośnienia znajdującego się w domu kultury, co jest normalną praktyką. Trzymałem lewą rękę na gryfie (dodam, że w gitarze masa połączona jest ze strunami), a prawą ręką chwyciłem kabel XLR, który podał mi pan akustyk, powiedział,żebym go sobie podłączył do wzmacniacza. W tym momencie doznałem porażenia, nie mogłem się ruszyć, byłem cały sztywny, ręce zacisnęły mi się na gryfie, a druga na końcówce kabla, dopiero szybka reakcja kolegi który wyrwał mi kabel z ręki sprawiła,że prąd przestał przeze mnie płynąć, upadłem na ziemie. miałem niedowład ręki, oparzenia na palcach, ale na szczęście przeżyłem. Moje pytanie jest następujące, czy ktoś może wie jak mogło dojść do wypadku? Mój wzmacniacz na pewno był i jest sprawny, ponieważ korzystam z niego do tej pory bez żadnych problemów. Instalacja w domu kultury była po wymianie, były też bezpieczniki nadprądowe i nadprądowe (przepraszam, jeśli coś źle nazywam, ale nie znam się) ale nie zadziałały, pytanie dlaczego? czytałem trochę w internecie i miałem teorię związną z tym, że sprzęt mógł być podłączony do różnych faz, albo jedno gniazdko mogło być bez uziemienia, nie mam pojęcia, ale może ktoś z Was będzie wiedział. z góry dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam!