Witam serdecznie
Od razu zanim zacznę, pragnę zastrzec, że w sprawach elektroniki jestem raczej zielony, tak więc proszę powstrzymać się z ewentualnym szyderczym akcentem odpowiedzi.
Otóż mam pewien problem z nową szlifierką kątową(małą-500w, taką za 50zł), który w zasadzie jest wynikły z mojej winy, chociaż usterka która wywołała całe zamieszanie to efekt szajsowatego materiału z którego wykonano to urządzonko.
Poniżej przedstawię dokładny przebieg wszystkich czynności jakie wykonałem z tą szlifierką.
Mianowicie, wszystko zaczęło się od tego, że wyłamał się guzik blokady potrzebnej do wymiany tarcz w szlifierce. Uznałem, że to nic poważnego, no i nie myliłem się(na tokarce wytoczyłem sobie zastępczy, tym razem taki, który już na pewno się nie złamie). W każdym razie nie w tym rzecz.
Jako że nigdy szlifierki nie naprawiałem(nawet nie otwierałem), a ponadto byłem trochę "wczorajszy", to chcąc dostać się do przekładni i wymienić wspomniany guzik, niechcący odkręciłem nie to co trzeba, przez co poruszyłem wirnik silnika, a na domiar złego nie wyjąłem uprzednio szczotek, dociśniętych do komutatora(bo nie było moim zamiarem wyjmowanie wirnika). Dociśnięte szczotki po lekkim wysunięciu wirnika wskoczyły do przodu, a ja nawet tego nie zauważywszy wepchnąłem wirnik na swoje miejsce, przy okazji wyłamując szczotki, i dalej dumny ze swych umiejętności naprawiłem mechanizm blokujący tarczę, tym razem otwierając już to co trzeba.
Hipotetycznie feralny błąd(Hfb) nr. 1: Wyłamany grafit i jego drobiny pokruszone leżały gdzieś wewnątrz szlifierki podczas gdy ja chciałem ją uruchomić podłączywszy ją do zasilania. Oczywiście po włączeniu guzika nie uruchomiła się.
Hfb nr.2: Gdy już zajarzyłem co się stało wyczyściłem wnętrze szlifierki z odłamków grafitu i nie mogąc znaleźć szczotek zapasowych, użyłem innych z uszkodzonej wiertarki. Szczotki miały dokładnie taki sam wymiar jak te od boszka, ale chyba nieco inną "twardszą" konsystencję, przez co ich montaż mógł być Hfb.
Po montażu szczotek szlifierka w końcu zaczęła działać, z tym że jakby trochę wolniej z mniejszą mocą, a co najgorsze po chwili strasznie się grzała(a właściwie,tak precyzyjniej, grzała się metalowa obudowa wokół przekładni, bo reszta to plastik). Dodatkowo, podczas ruchów szlifierką zmieniających jej płaszczyznę, czuć w ręku taki jakby magnetyczny opór przeciwstawiający się temu ruchowi.
Tak po amatorsku, myślałem, że wina tego zjawiska leży w fakcie iż szczotki są niedotarte i iskrzą, oraz nie dociskając całą swą powierzchnią do komutatora dają "jakiś tam za mały prąd"(dziwne zjawisko magnesowania podczas ruchu).
W późniejszym czasie znalazłem wreszcie firmowe szczotki i je wymieniłem. Po kilku minutach pracy "bez oporu" były już dosyć ładnie wytarte, a problem nadal trwał.
Dodam, że wirnik z całą pewnością jest stabilnie zamontowany, jest czyściutki, bez nadpaleń, tak jak komutator, tryby przekładni właściwie się stykają, a podczas pracy szlifierki z jej wnętrza, póki co, nie wydobywa się żaden niepokojący zapach.
Ponadto powiem, że to już druga szlifierka w moim warsztacie, która przejawia ten sam problem(tylko że w poprzedniej nawet nie tknąłem wirnika), po wymianie szczotek, z tym że też nie na firmowe - tj. spadek mocy, obrotów i szybkie grzanie się.
Bardzo proszę jakieś osoby, znające się na swoim fachu, najlepiej takie które spotkały się z tym problemem, o diagnozę i poradę "jak to się leczy". Może problemem jest to iż szczotki muszą się jeszcze dotrzeć, albo też jakiś drobny elektroniczny element, który nie wytrzymał iskrzenia szczotek, bo tak jak powiedziałem, ani nie widać ani też nie czuć, żeby coś się fajczyło, a co najważniejsze z całą pewnością nie przeciążyłem maszyny, mając ją zaledwie dwa dni.
Pozdrawiam z oczekiwaniem na pomoc
Od razu zanim zacznę, pragnę zastrzec, że w sprawach elektroniki jestem raczej zielony, tak więc proszę powstrzymać się z ewentualnym szyderczym akcentem odpowiedzi.
Otóż mam pewien problem z nową szlifierką kątową(małą-500w, taką za 50zł), który w zasadzie jest wynikły z mojej winy, chociaż usterka która wywołała całe zamieszanie to efekt szajsowatego materiału z którego wykonano to urządzonko.
Poniżej przedstawię dokładny przebieg wszystkich czynności jakie wykonałem z tą szlifierką.
Mianowicie, wszystko zaczęło się od tego, że wyłamał się guzik blokady potrzebnej do wymiany tarcz w szlifierce. Uznałem, że to nic poważnego, no i nie myliłem się(na tokarce wytoczyłem sobie zastępczy, tym razem taki, który już na pewno się nie złamie). W każdym razie nie w tym rzecz.
Jako że nigdy szlifierki nie naprawiałem(nawet nie otwierałem), a ponadto byłem trochę "wczorajszy", to chcąc dostać się do przekładni i wymienić wspomniany guzik, niechcący odkręciłem nie to co trzeba, przez co poruszyłem wirnik silnika, a na domiar złego nie wyjąłem uprzednio szczotek, dociśniętych do komutatora(bo nie było moim zamiarem wyjmowanie wirnika). Dociśnięte szczotki po lekkim wysunięciu wirnika wskoczyły do przodu, a ja nawet tego nie zauważywszy wepchnąłem wirnik na swoje miejsce, przy okazji wyłamując szczotki, i dalej dumny ze swych umiejętności naprawiłem mechanizm blokujący tarczę, tym razem otwierając już to co trzeba.
Hipotetycznie feralny błąd(Hfb) nr. 1: Wyłamany grafit i jego drobiny pokruszone leżały gdzieś wewnątrz szlifierki podczas gdy ja chciałem ją uruchomić podłączywszy ją do zasilania. Oczywiście po włączeniu guzika nie uruchomiła się.
Hfb nr.2: Gdy już zajarzyłem co się stało wyczyściłem wnętrze szlifierki z odłamków grafitu i nie mogąc znaleźć szczotek zapasowych, użyłem innych z uszkodzonej wiertarki. Szczotki miały dokładnie taki sam wymiar jak te od boszka, ale chyba nieco inną "twardszą" konsystencję, przez co ich montaż mógł być Hfb.
Po montażu szczotek szlifierka w końcu zaczęła działać, z tym że jakby trochę wolniej z mniejszą mocą, a co najgorsze po chwili strasznie się grzała(a właściwie,tak precyzyjniej, grzała się metalowa obudowa wokół przekładni, bo reszta to plastik). Dodatkowo, podczas ruchów szlifierką zmieniających jej płaszczyznę, czuć w ręku taki jakby magnetyczny opór przeciwstawiający się temu ruchowi.
Tak po amatorsku, myślałem, że wina tego zjawiska leży w fakcie iż szczotki są niedotarte i iskrzą, oraz nie dociskając całą swą powierzchnią do komutatora dają "jakiś tam za mały prąd"(dziwne zjawisko magnesowania podczas ruchu).
W późniejszym czasie znalazłem wreszcie firmowe szczotki i je wymieniłem. Po kilku minutach pracy "bez oporu" były już dosyć ładnie wytarte, a problem nadal trwał.
Dodam, że wirnik z całą pewnością jest stabilnie zamontowany, jest czyściutki, bez nadpaleń, tak jak komutator, tryby przekładni właściwie się stykają, a podczas pracy szlifierki z jej wnętrza, póki co, nie wydobywa się żaden niepokojący zapach.
Ponadto powiem, że to już druga szlifierka w moim warsztacie, która przejawia ten sam problem(tylko że w poprzedniej nawet nie tknąłem wirnika), po wymianie szczotek, z tym że też nie na firmowe - tj. spadek mocy, obrotów i szybkie grzanie się.
Bardzo proszę jakieś osoby, znające się na swoim fachu, najlepiej takie które spotkały się z tym problemem, o diagnozę i poradę "jak to się leczy". Może problemem jest to iż szczotki muszą się jeszcze dotrzeć, albo też jakiś drobny elektroniczny element, który nie wytrzymał iskrzenia szczotek, bo tak jak powiedziałem, ani nie widać ani też nie czuć, żeby coś się fajczyło, a co najważniejsze z całą pewnością nie przeciążyłem maszyny, mając ją zaledwie dwa dni.
Pozdrawiam z oczekiwaniem na pomoc