Witam,
Mam Nissana Serenę 1.6 (benzyna + LPG sekwencja, 1997r.).
Podczas ostatnich mrozów odpaliłem, ruszyłem, auto nie zdążyło jeszcze się rozgrzać i przejść na gaz, zatrzymałem się przed skrzyżowaniem, chciałem ruszyć i... zgasł. I na tym koniec jazdy.
Rozrusznik pięknie kręci, ale auto nie odpala. W pierwszej kolejności sprawdziłem bezpieczniki. Później sprawdziłem pompę paliwa, stwierdziłem że nie działa, więc ją wymieniłem. I tutaj zonk - nowa pompa też nie zaskoczyła (jak się okazało - obie były sprawne). Po podłączeniu pompy bezpośrednio pod akumulator za pomocą dodatkowego kabelka (podkreślam - używam tylko jednego akumulatora) wszystko działa i autko odpala bez zarzutu.
Ktoś mi podpowiadał, że mógłbym tymczasowo zrobić sobie taki pstryczek-elektryczek, wyłączyć gaz i pilnować tylko żeby wyłączyć pstryczek kiedy trzeba, żeby go nie zalać, ale boję się tak jeździć
Czy można tak zrobić na potrzeby dojechania do warsztatu? Z zawodu nie jestem elektromechanikiem, więc nie wiem czy po drodze nie omijam jakichś czujników, czy regulatorów i nie jestem pewien, czy dojadę tak choćby do najbliższego warsztatu i czy jest to bezpieczne. Oryginalny kabelek idzie wzdłuż prawego progu, po czym znika gdzieś wewnątrz karoserii i nie wiem gdzie dokładnie wychodzi z drugiej strony.
Kiedy sprawdzałem napięcie na wtyczce zasilającej pompę, to podczas pracy rozrusznika wynosi z początku 10V, później po chwili kręcenia spada do nieco ponad 9V, po odpaleniu wzrasta do 13,9V i utrzymuje się. Napięcie na zaciskach akumulatora zachowuje się tak samo, dodam że bez obciążenia akumulator ma 12,2V. Akumulator nówka, na gwarancji, jeszcze go na wszelki wypadek naładowałem do pełna. W dodatku nie ma już mrozów.
Zastanawia mnie dlaczego po podłączeniu tej samej pompy pod ten sam akumulator za pomocą oryginalnych kabli nie zapala, a dodatkowy przewód rozwiązuje problem, skoro napięcie jakie zmierzyłem w obu przypadkach jest takie samo.
Do najbliższego mechanika mam dość daleko, a autko ze względu na stan nadaje się do zabawy w "zrób to sam" - chętnie się czegoś nowego nauczę. Jakieś sugestie - co może być nie tak?
Mam Nissana Serenę 1.6 (benzyna + LPG sekwencja, 1997r.).
Podczas ostatnich mrozów odpaliłem, ruszyłem, auto nie zdążyło jeszcze się rozgrzać i przejść na gaz, zatrzymałem się przed skrzyżowaniem, chciałem ruszyć i... zgasł. I na tym koniec jazdy.
Rozrusznik pięknie kręci, ale auto nie odpala. W pierwszej kolejności sprawdziłem bezpieczniki. Później sprawdziłem pompę paliwa, stwierdziłem że nie działa, więc ją wymieniłem. I tutaj zonk - nowa pompa też nie zaskoczyła (jak się okazało - obie były sprawne). Po podłączeniu pompy bezpośrednio pod akumulator za pomocą dodatkowego kabelka (podkreślam - używam tylko jednego akumulatora) wszystko działa i autko odpala bez zarzutu.
Ktoś mi podpowiadał, że mógłbym tymczasowo zrobić sobie taki pstryczek-elektryczek, wyłączyć gaz i pilnować tylko żeby wyłączyć pstryczek kiedy trzeba, żeby go nie zalać, ale boję się tak jeździć

Kiedy sprawdzałem napięcie na wtyczce zasilającej pompę, to podczas pracy rozrusznika wynosi z początku 10V, później po chwili kręcenia spada do nieco ponad 9V, po odpaleniu wzrasta do 13,9V i utrzymuje się. Napięcie na zaciskach akumulatora zachowuje się tak samo, dodam że bez obciążenia akumulator ma 12,2V. Akumulator nówka, na gwarancji, jeszcze go na wszelki wypadek naładowałem do pełna. W dodatku nie ma już mrozów.
Zastanawia mnie dlaczego po podłączeniu tej samej pompy pod ten sam akumulator za pomocą oryginalnych kabli nie zapala, a dodatkowy przewód rozwiązuje problem, skoro napięcie jakie zmierzyłem w obu przypadkach jest takie samo.
Do najbliższego mechanika mam dość daleko, a autko ze względu na stan nadaje się do zabawy w "zrób to sam" - chętnie się czegoś nowego nauczę. Jakieś sugestie - co może być nie tak?