Cześć wszystkim. Dawno nie pisałem na elektrodzie. Tak się zawsze składa, że człowiek odwiedza to forum gdy ma problem, potem magicznie zapomina. Mniejsza z tym i do rzeczy. Jestem właścicielem kosy spalinowej McCulloch Cabrio 310. Sprzęt z roku około 2000, więc leciwy. Jakieś 5 lat stał w garażu nie używany. Kiedyś zaczął się dusić po dodawaniu gazu, więc odłożyłem go na bok z myślą o szybkiej naprawie. Minęło 5 lat i nastał czas naprawy.
Wymieniłem membrany w gaźniku Walbro WT 255. Dużo pomogło, kosa zaczęła odpalać. Kompresja była dobra - sprawdzane metodą pociągnięcia za linkę rozrusznika. Praktycznie stała w miejscu, nie opadała. Wzięło mnie coś - nie wiem co i nie pytajcie - na wymianę pierścieni i uszczelniaczy. Odnośnie uszczelniaczy najwyższy czas, natomiast pierścienie przy okazji.
Teraz po wymianie i złożeniu silnika rozrusznik chodzi niesamowicie lekko, a kosa po zawieszeniu na lince rozrusznika skokowo opada. Porównałem pierścienie przed założeniem i już wizualnie widać było, że stare są cieńsze. Myślałem więc, że poprawię kompresję, a tu zdziwko.
Odnośnie uszczelniaczy podobnie - stare miały wargi zjechane, nowe posmarowałem olejem i ładnie nabiłem.
Kosa pali "od strzału", jednak ciągle mnie to zastanawia, dlaczego wymiana zużytych części spowodowała taki spadek kompresji? A może mi się tylko wydaje, że to spadek kompresji i po prostu stare uszczelniacze ocierając o wał powodowały taki opór?
Spotkał się ktoś z czymś takim? Dla zobrazowania mojego przypadku powiem, że przed wymianą kosa odpalała jak piła Stihl (marka słynie z twardego odpalania), a teraz odpala jak pilarka Al-ko. Lekko i prawie bez oporów.
Wymieniłem membrany w gaźniku Walbro WT 255. Dużo pomogło, kosa zaczęła odpalać. Kompresja była dobra - sprawdzane metodą pociągnięcia za linkę rozrusznika. Praktycznie stała w miejscu, nie opadała. Wzięło mnie coś - nie wiem co i nie pytajcie - na wymianę pierścieni i uszczelniaczy. Odnośnie uszczelniaczy najwyższy czas, natomiast pierścienie przy okazji.
Teraz po wymianie i złożeniu silnika rozrusznik chodzi niesamowicie lekko, a kosa po zawieszeniu na lince rozrusznika skokowo opada. Porównałem pierścienie przed założeniem i już wizualnie widać było, że stare są cieńsze. Myślałem więc, że poprawię kompresję, a tu zdziwko.
Odnośnie uszczelniaczy podobnie - stare miały wargi zjechane, nowe posmarowałem olejem i ładnie nabiłem.
Kosa pali "od strzału", jednak ciągle mnie to zastanawia, dlaczego wymiana zużytych części spowodowała taki spadek kompresji? A może mi się tylko wydaje, że to spadek kompresji i po prostu stare uszczelniacze ocierając o wał powodowały taki opór?
Spotkał się ktoś z czymś takim? Dla zobrazowania mojego przypadku powiem, że przed wymianą kosa odpalała jak piła Stihl (marka słynie z twardego odpalania), a teraz odpala jak pilarka Al-ko. Lekko i prawie bez oporów.