
Witam, dziś chcę wam pokazać moją przeróbkę elektrycznej maszynki do golenia.
Od początku więc.
Kiedyś znajomy opowiadał o maszynce do golenia, jaką kupił, gdy był ma szkoleniu w USA. Swoją drogą to cała rozmowa też miała miejsce w przerwie szkolenia

Jakoś tak rozmowa zeszła na maszynki do golenia i mówi, że on goli się elektryczną. Na to wszyscy zgodnie: "Eeee, elektryczne są do kitu... itd." A on na to, że on też tak myślał, ale opinie odnośnie elektrycznych maszynek są takie, bo ludzie badziewie kupują. Trzeba kupić porządną i każdy będzie zadowolony". Nie wziąłem tego szczególnie do serca, ale kilka miesięcy później tu na elektrodzie w dziale giełda, ktoś sprzedawał używane maszynki przywiezione z Niemiec. Kupiłem najwyższy model, jaki miał. Zapłaciłem 250zł, po uprzednim sprawdzeniu ceny nowej sklepowej. W przeliczeniu z euro na zł wychodziło ponad 1000zł, bo w Polsce w ogóle jej nie znalazłem.
Przyszła i rzeczywiście sprzęt jest świetny.
Używałem jej kilka lat, raz wymieniłem głowicę, bo się stępiła, ale pewnego dnia po odpięciu od ładowarki nie dała znaku życia. Nic zupełnie. Po rozebraniu ukazała się moim oczom płytka elektroniczna z przylutowanym akumulatorkiem. Jakieś numery na nim były, ale nie dałem rady zorientować się co to za akumulator, żeby go wymienić, bo napięcie na nim wahało się poniżej 0,1V. Jakim cudem? Nie mam pojęcia.
Odlutowałem więc akumulator i podłączyłem zasilacz regulowany na Lm317, bo to jedyny regulowany był, jakim wtedy dysponowałem. Zwiększałem stopniowo napięcie aż do 4,2VDC próbując uruchomić maszynkę, ale wciąż nie dawała znaku życia. Najwyraźniej elektronika padła. Co było na płytce, nie dałem rady odczytać, bo całość dokładnie była zalana, więc we własnym zakresie nie byłem w stanie jej naprawić. Choć może nie uruchomiła się dlatego, że podłączyłem zasilacz, a nie ogniwo Li-Ion (teraz wiem, że właśnie takie tam było), co nie zmienia faktu, że ogniwo było rozładowane do zera z nieznanej mi przyczyny.
Tak czy inaczej - mocno zielony jeszcze w temacie elektroniki, całą tamtą płytkę wywaliłem i podłączyłem zasilacz bezpośrednio do silniczka. Wyszło mi "na ucho", że podobne obroty maszynka ma przy około 4,5V. Załatwiłem więc zasilacz 5V 2A i goliłem się na kablu przez następnych kilka lat. Cały czas jednak miałem plan przerobić ją z powrotem na bezprzewodową.
Teraz będąc w stanie robić płytki PCB dostatecznie precyzyjne i miniaturowe, podjąłem się tego zadania.
Dość trudnym zadaniem było odpowiednie rozmieszczenie wszystkiego tak, żeby pasowało do obudowy. Płytka musiała mieć odpowiednie rozmiary, odpowiednie i w odpowiednich miejscach wcięcia, akumulatorek musiał być dokładnie tam gdzie trzeba i przycisk też. Nawet jego wysokość trzeba było dokładnie dobrać, bo przycisk oryginalny w obudowie ma bardzo mały skok, a nie zamierzałem nic modyfikować w obudowie, bo straciłaby szczelność. Maszynkę po goleniu jednak płuczę pod bieżącą wodą. Oryginalny układ elektroniczny wyświetlał przez przyciemnianą szybkę w obudowie ilość minut pozostałą do wyczerpania akumulatorka. No ja się na to nie porywałem. Płytkę musiałbym piętrową robić. Postanowiłem jednak wrzucić jedną diodę czerwoną, która miała się zapalić wtedy, gdy akumulator byłby na wyczerpaniu.

Kupiłem więc ogniwo Li-Ion 14500 o możliwie dużej pojemności i firmie jakiejś niepodejrzanej (chyba Panasonic), zebrałem wszystkie wymiary z obudowy, zrobiłem płytkę, by sprawdzić, czy wymiary pasują, zamówiłem mikroprzełączników kilka o różnych wysokościach i przylutowywałem sprawdzając pozycję i wysokość.
Następnie szukałem przetwornicy o odpowiedniej mocy, rozmiarze, napięciu wyjściowym i przede wszystkim wejściowym. Wybór padł na LT1308. Dokupiłem resztę potrzebnych elementów do przetwornicy i projektowałem płytkę dla niej. Odpowiednią wydajność i prawidłową pracę przetwornicy uzyskałem dopiero przy trzeciej wersji PCB. Jednej ostatniej mam tylko zdjęcie.

Następnie przystąpiłem do budowy części układu flip-flip. Tu poszło zdecydowanie z górki. Układ, który pierwotnie chciałem użyć był jednak duży i obawiałem się, że płytki mi zabraknie, więc szukałem innego. Wybór padł na SN74LVC2G74 w obudowie ssop8. Kolejną czynnością było zrobienie już ostatecznej płytki, czyli przerzucenie niejako tych obu wzorów ścieżek na jedną płytkę z przyciskiem w odpowiednim miejscu, wyprowadzeniami do silniczka i akumulatorka. No i wyszła mi taka płytka jak widać poniżej. Od góry zacząłem ją robić, upychałem wszystko jak mogłem, żeby się zmieściło, a na dole okazało się, że jeszcze dużo miejsca wolnego zostało.



Wlutowałem akumulator odpaliłem i wszystko działa jak należy.

Później dolutowałem jeszcze kabelki, które podłączyłem do pinów, które to z kolei zatopione z tworzywie wyprowadziły mi styki akumulatora na zewnątrz. Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, bo jak przypadkiem między tymi pinami znajdzie się coś metalowego to nastąpi zwarcie, ale nie dałem rady już układu ładowania wsadzić do środka. A układ to MCP73831.
Maszynkę skręciłem i się golę co dzień. Ale postawiłem sobie jeszcze za zadanie zrobienie dla niej stacji ładującej. W oryginale podłączało się przewód ładowarki jak do telefonu, a ja chciałem coś na wzór bezprzewodowego telefonu stacjonarnego. Tylko jak to zrobić... Zebranie wymiarów z maszynki jest praktycznie niemożliwe. Żadnej nawet jednej linii prostej. Ale wpadłem na pomysł, żeby zrobić odlew. Wybór padł na żywicę. Jakąś z Leroy. Przygotowana forma wyszła tak:

Tak, to jest jogurt.

Po zaschnięciu trochę ją obrobiłem i trzeba było wymyślić jakiś sposób złącza elektrycznego. Są takie odpowiednie igły testowe, które do tego nadają się idealnie, ale są za długie. Dobrałem więc odpowiednie sprężynki, śrubki, podłączyłem przewody, w odlewie wyciąłem otwór w odpowiednim miejscu i całość po zamocowaniu, i ustaleniu zalałem klejem na gorąco.

Później trzeba było układ ładowarki zamocować i podłączyć. Miniszlifierka w dłoń i jazda.

Oczywiście nie obeszło się bez termogluta. No i całość już zalana klejem i oszlifowana:

Sprzęt prezentuje się tak:



I krótki filmik z działania całości:
Po pierwsze piny w maszynce czasami bardzo delikatnie się zacinają w sprężynkach podstawy, co akurat widać na filmiku. Nie jest to absolutnie żaden problem ani nawet uciążliwe.
Po drugie obie diody LED zielona i czerwona podłączone są do jednego pinu scalaka od ładowania. Gdy jest proces ładowania, wyjście jest podciągane do GND, gdy ładowanie się zakończy podciągane do VCC, a gdy nie zostaje wykryta obecność akumulatora, wyjście jest w stanie wysokiej impedancji. Świecą więc dwie diody, jednak Vf dla czerwonej i zielonej jest inny dlatego czerwona świeci jaśniej, pomimo że osobno świeca bardzo podobnie za sprawą doświadczalnie dobranych rezystorów.
Po trzecie dioda czerwona sygnalizująca niski stan naładowania akumulatora delikatnie świeci, gdy ten jest już poniżej 60%. Na wejściu LBI układu przetwornicy są wahania napięcia. Należałoby do R5 równolegle dołączyć kondensator np. 1nF. Powinno to sprawę rozwiązać. Ja już nie zamierzam tego robić, chyba że przy okazji jak będę miał maszynkę rozebraną z jakiegoś powodu. Dioda poniżej 3,3V na ogniwie świeci zdecydowanie jaśniej, więc łatwo to odróżnić, poza tym akumulator cały czas teraz jak ma bazę będzie miał powyżej 90% naładowania.
Po czwarte - początkowy plan podstawy był taki, żeby całą papierem zmatowić i pomalować czarną farbą w sprayu, ale tak mi się nawet podoba. Wygląda inaczej niż klasyczne tego typu urządzenia i chyba tak zostawię.
Płytka i cały układ powinien pasować do wielu innych maszynek tego producenta z tej serii. Wszystkie mają przynajmniej zewnętrznie takie same obudowy. Jakby więc ktoś chciał to wykonać, to zamieszczam materiały.
Kosztorys jest trudny do określenia, ale myślę, że coś pomiędzy 120 a 140zł. Sama żywica, przetwornica i akumulator to koszt 80zł.




Wiem, że dużo napisałem, ale liczę, że ci którzy się tym zainteresują docenią kilka godzin, które spędziłem na pisaniu tego, przeczytają i zostawią jakiś komentarz. Dziękuję i pozdrawiam.
Cool? Ranking DIY