Cześć!
Czytałem 4 dni strony polskie i zagraniczne i nadal nie mam pewności, więc wybaczcie.
Kupiłem sobie na Allegro prostą jednofazową turbinę wiatrową M300 na 24V. Teoretycznie 300W, w praktyce pewnie max 100. Ma to służyć jedynie poznaniu technologii, zabawie.
Wiatrak nie ma kontrolera ładowania - wychodzą po prostu 2 przewody, na których uzyskuję napięcie przemienne. Idea jest taka, żeby dać to na mostek prostowniczy z kondensatorami i LM317 (coś ala prosty zasilacz stabilizowany), z zabezpieczeniem w postaci tranzystora, który zrobi już za mostkiem zwarcie i wyhamuje wiatrak w przypadku, gdy "sterująca" tranzystorem Zenerka "wykryje" ponad 30V. Dalej będzie ładowarka aku Pb na przetwornicy i układ przełączający wiatrak na obciążenie sztuczne w przypadku naładowania aku, żeby wiatrak nie rozpędził się jak głupi i nie uległ uszkodzeniu. Cały system wyłącznie off-grid. Jeśli coś robię bez sensu, proszę o uwagi.
Natomiast głównie interesują mnie kwestie bezpieczeństwa. Gdyby Zenerka zawiodła, a mysz przegryzła kabel itp., to wiadomo, że wiatrak bez obciążenia rozpędzi się tak, że pewnie się uszkodzi, ale podejrzewam, że zanim to się stanie, to przy dużym wietrze może pojawić się na nim np. 100V. Słup metalowy, obudowy tej całej elektroniki sterującej, którą zrobię, też. I teraz nie bardzo wiem, jak zadbać o bezpieczeństwo od strony elektrycznej. Czy wbić w ziemię metrowy pręt stalowy jako 'safety earth' i podpiąć do niego maszt i obudowę elektroniki (a może też minus od aku i przewód neutralny AC wiatraka, bo jak rozumiem, 1 z 2 jest neutralny?), czy to bez sensu lub wręcz niebezpieczne?
Pioruny mam w nosie, bo maszt jest zabawką o wysokości 3 m przy dużo wyższym domu z odgromem. Chodzi mi jedynie o możliwość pojawienia się napięcia rażeniowego na słupie lub obudowie. W jakiej sytuacji mogłoby dojść do porażenia i dlaczego? Wydaje mi się, że właśnie bez uziemienia nie ma takiego ryzyka, bo różnica potencjałów występuje jedynie między przewodami, a nie między przewodem a ziemią, na której stoję, ale pewnie czegoś nie biorę pod uwagę, dlatego wolę zapytać.
Innymi słowy, o co muszę zadbać i dlaczego, żeby nigdy, w najbardziej niekorzystnym zbiegu okoliczności, nie było ryzyka, że kogoś porazi prąd.
Czytałem 4 dni strony polskie i zagraniczne i nadal nie mam pewności, więc wybaczcie.
Kupiłem sobie na Allegro prostą jednofazową turbinę wiatrową M300 na 24V. Teoretycznie 300W, w praktyce pewnie max 100. Ma to służyć jedynie poznaniu technologii, zabawie.
Wiatrak nie ma kontrolera ładowania - wychodzą po prostu 2 przewody, na których uzyskuję napięcie przemienne. Idea jest taka, żeby dać to na mostek prostowniczy z kondensatorami i LM317 (coś ala prosty zasilacz stabilizowany), z zabezpieczeniem w postaci tranzystora, który zrobi już za mostkiem zwarcie i wyhamuje wiatrak w przypadku, gdy "sterująca" tranzystorem Zenerka "wykryje" ponad 30V. Dalej będzie ładowarka aku Pb na przetwornicy i układ przełączający wiatrak na obciążenie sztuczne w przypadku naładowania aku, żeby wiatrak nie rozpędził się jak głupi i nie uległ uszkodzeniu. Cały system wyłącznie off-grid. Jeśli coś robię bez sensu, proszę o uwagi.
Natomiast głównie interesują mnie kwestie bezpieczeństwa. Gdyby Zenerka zawiodła, a mysz przegryzła kabel itp., to wiadomo, że wiatrak bez obciążenia rozpędzi się tak, że pewnie się uszkodzi, ale podejrzewam, że zanim to się stanie, to przy dużym wietrze może pojawić się na nim np. 100V. Słup metalowy, obudowy tej całej elektroniki sterującej, którą zrobię, też. I teraz nie bardzo wiem, jak zadbać o bezpieczeństwo od strony elektrycznej. Czy wbić w ziemię metrowy pręt stalowy jako 'safety earth' i podpiąć do niego maszt i obudowę elektroniki (a może też minus od aku i przewód neutralny AC wiatraka, bo jak rozumiem, 1 z 2 jest neutralny?), czy to bez sensu lub wręcz niebezpieczne?
Pioruny mam w nosie, bo maszt jest zabawką o wysokości 3 m przy dużo wyższym domu z odgromem. Chodzi mi jedynie o możliwość pojawienia się napięcia rażeniowego na słupie lub obudowie. W jakiej sytuacji mogłoby dojść do porażenia i dlaczego? Wydaje mi się, że właśnie bez uziemienia nie ma takiego ryzyka, bo różnica potencjałów występuje jedynie między przewodami, a nie między przewodem a ziemią, na której stoję, ale pewnie czegoś nie biorę pod uwagę, dlatego wolę zapytać.
Innymi słowy, o co muszę zadbać i dlaczego, żeby nigdy, w najbardziej niekorzystnym zbiegu okoliczności, nie było ryzyka, że kogoś porazi prąd.