Witam! Kupiłem Passata z 2008r z przebiegiem 283,000km. Auto sprowadzone z Danii. Od początku paliło na dotyk zarówno ciepłe jak i zimne, nawet po kilku dniach postoju pod chmurką. Nauczony doświadczeniem swoim i znajomych, że nie zwłocznie po zakupie powinno się wymienić rozrząd, filtry i oleje, oddałem auto do poleconego mi przez brata warsztatu. W książce zapis o wymianie paska rozrządu znalazłem tylko przy przebiegu 140,000km więc nie chcąc ryzykować przejechałem się autem w sumie może 3 razy na krótkich odcinkach.
Cała akcja serwisowa zajęła mechanikom jeden dzień. Auto odebrałem z warsztatu następnego dnia rano. Było rozgrzane po jeździe próbnej i testach. Pojechałem nim na miasto załatwiać dalsze sprawy związane z firmą oraz pojechałem w krótką trasę ok 100km w dwie strony. Wyjeżdżając z miasta popołudniu w lekkim korku poczułem lekkie szarpnięcie jakby zadławienie i zapalił się check engine oraz kontrolka świec żarowych zaczęła migać. Jak zgasiłem silnik na stacji benzynowej a później go odpaliłem to świece zniknęły ale check pozostał. Wróciłem do domu postawiłem auto na parkingu na noc i jak chciałem je rano odpalić to spotkało mnie niemiłe rozczarowanie. Wcześniej wystarczyło wsunąć kluczyk, podgrzać świece i nacisnąć start. Auto odpalało bez zastanowienia a tego ranka odpalił dopiero po czwartym kręceniu. Od razu pojechałem do w/w warsztatu i po podpięciu do kompa okazało się że błąd pochodził z przepływomierza( takie padło stwierdzenie). Dodatkowo "na gorąco" mechanik stwierdził, że elektrozawór sterujący otwarciem klap w dolocie nie przesyła do nich podciśnienia, dlatego auto jak zimne to ma za mało otwarte klapy i dostaje zbyt ubogą mieszankę (później sami się z tego wycofali podpinając ów elektrozawór na krótko i stwierdzając iż jednak działa)
Reasumując: auto stoi już tydzień w warsztacie i panowie nie umieją stwierdzić co się stało, że się z......ło. Podobno: sprawdzili wszystko jeszcze raz co robili, wyeliminowali zapowietrzanie się układu paliwowego, wymienili pompę vacum albo tandem(raz twierdzą że tą pierwsza a innym razem że tą druga i tak na zmianę tzn każdy mówi o innej). Dzisiaj wpadli na pomysł sprawdzenia uszczelniaczy pompowtrysków ale nie wyraziłem na to formalnej zgody bo tak naprawdę nie wiem na czyj koszt ta zabawa.
Nie wiem co mam zrobić. Nie wiem czy to z ich winy czy zbieg okoliczności, że tak się stało akurat po odebraniu auta z warsztatu.
Pojutrze zabieram auto bo mam termin na oklejenie auta i zastanawiam się czy je wstawiać z powrotem. Nie ufam im po prostu już. Auto jest mi niezbędne do pracy i życia prywatnego zwłaszcza że moja stara polówka też zaniemogła i jestem zupełnie pozbawiony możliwości sprawnego poruszania się.
Pomóżcie proszę. Zarówno w kwestii ustalenia przyczyn takiej nagłej usterki jak i tego czy winę może ponosić warsztat.
Cała akcja serwisowa zajęła mechanikom jeden dzień. Auto odebrałem z warsztatu następnego dnia rano. Było rozgrzane po jeździe próbnej i testach. Pojechałem nim na miasto załatwiać dalsze sprawy związane z firmą oraz pojechałem w krótką trasę ok 100km w dwie strony. Wyjeżdżając z miasta popołudniu w lekkim korku poczułem lekkie szarpnięcie jakby zadławienie i zapalił się check engine oraz kontrolka świec żarowych zaczęła migać. Jak zgasiłem silnik na stacji benzynowej a później go odpaliłem to świece zniknęły ale check pozostał. Wróciłem do domu postawiłem auto na parkingu na noc i jak chciałem je rano odpalić to spotkało mnie niemiłe rozczarowanie. Wcześniej wystarczyło wsunąć kluczyk, podgrzać świece i nacisnąć start. Auto odpalało bez zastanowienia a tego ranka odpalił dopiero po czwartym kręceniu. Od razu pojechałem do w/w warsztatu i po podpięciu do kompa okazało się że błąd pochodził z przepływomierza( takie padło stwierdzenie). Dodatkowo "na gorąco" mechanik stwierdził, że elektrozawór sterujący otwarciem klap w dolocie nie przesyła do nich podciśnienia, dlatego auto jak zimne to ma za mało otwarte klapy i dostaje zbyt ubogą mieszankę (później sami się z tego wycofali podpinając ów elektrozawór na krótko i stwierdzając iż jednak działa)
Reasumując: auto stoi już tydzień w warsztacie i panowie nie umieją stwierdzić co się stało, że się z......ło. Podobno: sprawdzili wszystko jeszcze raz co robili, wyeliminowali zapowietrzanie się układu paliwowego, wymienili pompę vacum albo tandem(raz twierdzą że tą pierwsza a innym razem że tą druga i tak na zmianę tzn każdy mówi o innej). Dzisiaj wpadli na pomysł sprawdzenia uszczelniaczy pompowtrysków ale nie wyraziłem na to formalnej zgody bo tak naprawdę nie wiem na czyj koszt ta zabawa.
Nie wiem co mam zrobić. Nie wiem czy to z ich winy czy zbieg okoliczności, że tak się stało akurat po odebraniu auta z warsztatu.
Pojutrze zabieram auto bo mam termin na oklejenie auta i zastanawiam się czy je wstawiać z powrotem. Nie ufam im po prostu już. Auto jest mi niezbędne do pracy i życia prywatnego zwłaszcza że moja stara polówka też zaniemogła i jestem zupełnie pozbawiony możliwości sprawnego poruszania się.
Pomóżcie proszę. Zarówno w kwestii ustalenia przyczyn takiej nagłej usterki jak i tego czy winę może ponosić warsztat.