Witam, jestem nowy na forum.
Przeszukałem już większą część google w poszukiwaniu rozwiązania mojego problemu, jednak nic nie odpowiadało temu, co mi sie przydarzyło. Jeśli był podobny temat, z góry przepraszam, możliwe, że po prostu przeoczyłem.
Opiszę teraz swój przypadek.
Na początek mój sprzęt:
Płyta główna: GA-F2A55M-S1 FM2 AMD A55 2DDR3 RAID uATX
Procesor: A4 6320 FM2 65W 3,8GHz
Karta graficzna: Radeon R7 250OC 2GB DDR3 128bit
Pamięć ram: DDR3 4GB/1600 CL11 (512*8) 8chips
Zasilacz: ATX 2.2 500W 120mm BOX Black Line
Z góry zaznaczę, że nic nie było przy nim grzebane, tzn. overlocking itp., a także, że jestem zielony w niektórych kwestiach, ale mogę stwierdzić, że co nieco jednak wiem.
Posiadam ten komputer dokładnie od 24 grudnia 2014 roku. Jest to po prostu komputer z 2006 lub 2005 roku, tyle, że miał wymienione bebechy, wszystkie prócz obudowy.
Zaczęło się od zeszłego tygodnia, kiedy rano rozszalała się burza. Dzień wcześniej wszystko było w porządku, siedziałem do późna na internecie, grywałem w gierki, by zrobić się śpiący, dzień jak co dzień. (Ale zostawiłem go chyba w trybie uśpienia). Nazajutrz, po burzy, próbowałem uruchomić kompa. Wszystko ładnie, włącza się. Ale po jakichś 10-15 minutach wyłączył się, tzn. zrestartował, tak jakby ktoś wcisnął przycisk restartu, albo zabrakło mu prądu i się w ułamek sekundy wyłączył i włączył. Zdziwiło mnie to, bo nigdy tak nie miałem. Pojawiły się opcje uruchomienia go normalnie lub w trybie awaryjnym i informacja, że ostatnio komputer nie był wyłączony prawidłowo. Powtarzało się to do końca dnia, wyłączał się w różnych, krótkich odstępach czasu. Miałem to gdzieś, pomyślałem, że jakaś luźna usterka może u dostawcy prądu, albo gniazdko nie dostarcza wystarczającej mocy, ale na wszelki wypadek go wyczyściłem i odkurzyłem z syfu, a także sprawdziłem czy nic się przypadkiem nie przegrzewa czy coś. Wszystko wyglądało w porządku, temperatury były w normie. W podglądzie zdarzeń zobaczyłem rodzaj błędu. Kernel power 41 (63), na pewno wiecie jaki jest opis tego błędu, nie mam niestety pamięci do tego, a komputera nie mogę uruchomić, co wyjaśnię dalej.
Na następny dzień wszystko było już okej, wyłączał się rzadko, chyba 2-3 razy na dzień w kilkugodzinnych odstępach i tak już się jakby polepszało z dnia na dzień.
Do dzisiaj. Rano znów była burza i to ostra, jednak tym razem komputer był na 100% wyłączony, jednak nie odłączony z gniazdka.
Zaczął się ten sam problem, uruchamiał się ponownie, ale teraz nie zdążyłem nawet wpisać hasła, by się zalogować do systemu. Im więcej razy próbowałem, tym się pogarszało. Wyłączał się jakby po kilka razy równocześnie, wyobraźcie sobie, że Wasz komputer uruchamia się 5 razy i za każdym razem slychać charakterystyczne piknięcie. A po chwili znów się resetował.
Rozkręciłem go i przemieniłem RAM w drugie wejście. Nic nie pomogło, więc zaniosłem go do innego zasilania, nasłuchując, czy będzie się sam resetował. Również tak było.
A teraz po prostu rozkładam ręce. Zostawiłem go odłączonego od wszystkich kabli, postał z dobre pół dnia. Podłączyłem go niedawno ponownie, nic się nie pokazało, jakby teraz wina leżała w jakimś innym podłożu. Był czarny ekran, dioda monitora migała jakby był uśpiony, nie było piknięcia, ale wszystkie wiatraki chodziły. Pomyślałem, że może w końcu się włączy. I faktycznie tak było, po 5 minutach usłyszałem piknięcie. Ale problem nadal jak był tak jest, tyle, że gorszy. Nie jestem teraz w stanie się nawet zalogować, najdalej co zobaczyłem to ekran uruchamiania systemu Windows 7, a po chwili znów reset i wybory uruchomienia trybu awaryjnego.
Podejrzewam, że problem tkwi w zasilaczu, ale zanim pójdę do serwisu minie trochę czasu, nie mam pieniędzy na naprawę bądź wymianę jakiegoś komponentu komputera. Dlatego sięgam po Wasze sugestie.
Pozdrawiam i miłego wieczoru.
(Piszę z telefonu, dlatego edytowałem, przez przypadek wcisnąłem 'wyślij'. Dlatego z góry przepraszam za późne odpowiedzi, z racji tego i już zszarganych przez tę sytuację nerwów.)
Przeszukałem już większą część google w poszukiwaniu rozwiązania mojego problemu, jednak nic nie odpowiadało temu, co mi sie przydarzyło. Jeśli był podobny temat, z góry przepraszam, możliwe, że po prostu przeoczyłem.
Opiszę teraz swój przypadek.
Na początek mój sprzęt:
Płyta główna: GA-F2A55M-S1 FM2 AMD A55 2DDR3 RAID uATX
Procesor: A4 6320 FM2 65W 3,8GHz
Karta graficzna: Radeon R7 250OC 2GB DDR3 128bit
Pamięć ram: DDR3 4GB/1600 CL11 (512*8) 8chips
Zasilacz: ATX 2.2 500W 120mm BOX Black Line
Z góry zaznaczę, że nic nie było przy nim grzebane, tzn. overlocking itp., a także, że jestem zielony w niektórych kwestiach, ale mogę stwierdzić, że co nieco jednak wiem.
Posiadam ten komputer dokładnie od 24 grudnia 2014 roku. Jest to po prostu komputer z 2006 lub 2005 roku, tyle, że miał wymienione bebechy, wszystkie prócz obudowy.
Zaczęło się od zeszłego tygodnia, kiedy rano rozszalała się burza. Dzień wcześniej wszystko było w porządku, siedziałem do późna na internecie, grywałem w gierki, by zrobić się śpiący, dzień jak co dzień. (Ale zostawiłem go chyba w trybie uśpienia). Nazajutrz, po burzy, próbowałem uruchomić kompa. Wszystko ładnie, włącza się. Ale po jakichś 10-15 minutach wyłączył się, tzn. zrestartował, tak jakby ktoś wcisnął przycisk restartu, albo zabrakło mu prądu i się w ułamek sekundy wyłączył i włączył. Zdziwiło mnie to, bo nigdy tak nie miałem. Pojawiły się opcje uruchomienia go normalnie lub w trybie awaryjnym i informacja, że ostatnio komputer nie był wyłączony prawidłowo. Powtarzało się to do końca dnia, wyłączał się w różnych, krótkich odstępach czasu. Miałem to gdzieś, pomyślałem, że jakaś luźna usterka może u dostawcy prądu, albo gniazdko nie dostarcza wystarczającej mocy, ale na wszelki wypadek go wyczyściłem i odkurzyłem z syfu, a także sprawdziłem czy nic się przypadkiem nie przegrzewa czy coś. Wszystko wyglądało w porządku, temperatury były w normie. W podglądzie zdarzeń zobaczyłem rodzaj błędu. Kernel power 41 (63), na pewno wiecie jaki jest opis tego błędu, nie mam niestety pamięci do tego, a komputera nie mogę uruchomić, co wyjaśnię dalej.
Na następny dzień wszystko było już okej, wyłączał się rzadko, chyba 2-3 razy na dzień w kilkugodzinnych odstępach i tak już się jakby polepszało z dnia na dzień.
Do dzisiaj. Rano znów była burza i to ostra, jednak tym razem komputer był na 100% wyłączony, jednak nie odłączony z gniazdka.
Zaczął się ten sam problem, uruchamiał się ponownie, ale teraz nie zdążyłem nawet wpisać hasła, by się zalogować do systemu. Im więcej razy próbowałem, tym się pogarszało. Wyłączał się jakby po kilka razy równocześnie, wyobraźcie sobie, że Wasz komputer uruchamia się 5 razy i za każdym razem slychać charakterystyczne piknięcie. A po chwili znów się resetował.
Rozkręciłem go i przemieniłem RAM w drugie wejście. Nic nie pomogło, więc zaniosłem go do innego zasilania, nasłuchując, czy będzie się sam resetował. Również tak było.
A teraz po prostu rozkładam ręce. Zostawiłem go odłączonego od wszystkich kabli, postał z dobre pół dnia. Podłączyłem go niedawno ponownie, nic się nie pokazało, jakby teraz wina leżała w jakimś innym podłożu. Był czarny ekran, dioda monitora migała jakby był uśpiony, nie było piknięcia, ale wszystkie wiatraki chodziły. Pomyślałem, że może w końcu się włączy. I faktycznie tak było, po 5 minutach usłyszałem piknięcie. Ale problem nadal jak był tak jest, tyle, że gorszy. Nie jestem teraz w stanie się nawet zalogować, najdalej co zobaczyłem to ekran uruchamiania systemu Windows 7, a po chwili znów reset i wybory uruchomienia trybu awaryjnego.
Podejrzewam, że problem tkwi w zasilaczu, ale zanim pójdę do serwisu minie trochę czasu, nie mam pieniędzy na naprawę bądź wymianę jakiegoś komponentu komputera. Dlatego sięgam po Wasze sugestie.
Pozdrawiam i miłego wieczoru.
(Piszę z telefonu, dlatego edytowałem, przez przypadek wcisnąłem 'wyślij'. Dlatego z góry przepraszam za późne odpowiedzi, z racji tego i już zszarganych przez tę sytuację nerwów.)