Witam!
No to u mnie to było tych niebezpiecznych przypadków.
Pierwsze,to jak ojciec był w zawodówce,to kazali mu zaspawać bak od Pobiedy M-20.Oczywiście napełnił go wodą a i tak jak wziął palnik, tak jak ten bak"wystartował' to ojciec od tamtego czasu palnika nie ruszył a dziś ma już 65 lat.Strach pozostał.
Z kolei,ja jako dzieciak(10 lat) pamiętam stare drzwi od warsztatu.Były one z desek i obite taką płytą pilśniową miękką.A to cholerstwo mieliśmy od lat 80-tych,czyli budowa tego budynku(ja urodziłem się w 1983 roku-ojciec jeszcze miał warsztat,nawet Ursusa C-45 naprawił).No i ta cholerna płyta nasiąkła przez lata olejami i ropą.No i w latach 90-tych odpadł kawał tego g.... i leżał w warsztacie.Jeden idiota spawał i iskra poleciała na tą płytę,która błyskawicznie zapłonęła.No to spawacz,choć podpity miał tyle przytomności,że wywalił toto w kałużę i ugasił.A mógł być pożar.Wtedy też,do Polski przyjeżdżali Rosjanie(bardzo mi żal tych czasów) i przywozili narzędzia i różne,często nietypowe urządzenia.I ojciec kupił prostownik do akumulatora.I był on dobry ale raz pijak założył druty zamiast bezpieczników(były nietypowe,przynajmniej ten na wyjściu.Ojciec wtedy miał ciężarówkę IFA.I raz w niej zaniemógł akumulator.No to ten pijaczyna przyniósł go do warsztatu,podłączył do prostownika i poszedł w cholerę.Do garażu nikt nie zajrzał i prostownik się przegrzał i zapalił.Trafo miał izolowane woskowanym papierem(ruska technika) i stał na starym krześle.A bezpiecznik w rozdzielni 25A(dobrze,że nie drut,bo ten debil wszystko"watował".Na szczęście skończyło się na spalonym prostowniku,krześle,bezpieczniku i zasmrodzonym na miesiąc warsztacie(niesamowicie gryzący dym).Potem już jako 25-latek ładowałem akumulator 45Ah nie odkręciwszy korków.Ustawiłem szybkie ładowanie(12A) i poszedłem w cholerę.Potem BUM! i korki rozrzucone po kątach a także ściana ochlapana elektrolitem.Akumulator ocalał i działał do końca.Prawdopodobnie zaiskrzyło na klemach i wybuchł wodór.Inny debil zrobił"prostownik" z trafa od Eltrona 60(mam jeszcze to trafo-sprawne) i diody 10A,kupionej na bazarze od Rosjan.Dawało to ponad 30V a mierniki cyfrowe były drogie i nie było nas stać.Ładnie świeciły"przewoltowane" żarówki reflektorowe 12V tyle,że krótko.
No ale "maluch" tego gościa nie zapalał z powodu zużytego akumulatora.No to od czego jest prostownik?Ten maluch skakał jakby nalano do niego paliwa rakietowego.Akumulator na złom.Trafo i radziecka dioda wyszły bez szwanku.
Potem mieliśmy czeski traktorek,1-cylindrowy,dwusuwowy Diesel chłodzony powietrzem.Miał on tłumik prostej konstrukcji i cholernie głośno chodził.No to ja wpadłem na"genialny" pomysł by napchać do rury wydechowej woreczków z PE.Gośc wyjechał na pole,a tu trawa się pali.Ale była zabawa!Jako 7-latek wrzuciłem sąsiadce na pole płonącą,nasączoną benzyną(gdzieś w domu wylała się farba olejna) szmatę z ogniska.No to jeden przeskoczył płot i ugasił(a lepiej byłoby żeby nie ugasił,bo ta baba była i jest taka,że kuli szkoda).
Potem zapaliła się puszka rozgałęźna 3-faz w kotłowni-cholerne aluminium.Też udało się ugasić.
No i w 2001 roku był pożar kotłowni.Nasz pracownik(ten od traktorka) był już mocno przepitym alkoholikiem i w tym dniu też był pijany(już nie żyje).Palił on w piecu kartony i inne podobne śmieci w piecu C.O.Piec "oddał" a kartony się zajęły,a ten idiota gdzieś poszedł.Matka leci(ja z ojcem w Grudziądzu-była Wigilia) w białym szlafroku z krzykiem,że się pali.A pijak buch wiadro z wodą i szlauch.A tam kable pod napięciem.Jak ugasił,to się okazało,że nie ma wielkich strat.Zalana rozdzielnia od hydroforu(wysuszyliśmy suszarką do włosów i ruszyła bez kłopotu) i spalone kable.Szybko ojciec zawołał elektryka i przywrócono działanie hydroforu.Ale warsztat i szopa bez zasilania(a tam pełno zamrożonych malin-dało się upchnąć to w domu).Kotłownia zakopcona(i moja pakamera też zasmrodzona).Facetowi spaliły się nowe buty i pojechał w roboczych.Od tego czasu nigdy nie zostawiamy otwartych drzwiczek od pieca,a także żadnych śmieci czy papierów przy piecu.Kiedyś wywaliłem kanapę z Chin(z pianki poliuretanowej-była ze znanej sieci sklepów meblowych).Co to było za diabelstwo!Dym i ogień na 20m,na szczęście krótko.Nie zdążyłem nabrać wody we wiadra,a już zgasło.Policja nie przyjechała,bo już było"pozamiatane"Lodówka na śmieciach za domem też kiedyś się zajęła.Dwa wiadra wody i po problemie.
A ostatnio to znajomy hydraulik dostał odpady rozpuszczalnika.No i nimi rozpalał w piecu"na wszystko".Ale ten baniak mu się zapalił od iskry,bo miał go w kotłowni.Ale ugasił i wywalił go w cholerę.
A u nas na budowie,jednemu z cieśli wystrzeliła(od przegrzania) kątówka.No to "majster"(z zawodu elektryk lotniczy) poszedł do rozdzielni w garażu z żarówką na kablach.I powiedział"trzeba włączyć międzyfazowo".I tak zrobił.Wywalone 2 bezpieczniki 32A i potworny huk i snop iskier.Dobrze,że żarówka nie wybuchła.Ja wróciłem z miasta i wymieniłem zupełnie inny bezpiecznik 25A.A te spalone dały znać o sobie przy okazji cięcia starych odpadów desek.Ojciec mówi"fazy nie ma" i zaraz wymieniłem te bezpieczniki.
Z prądem i ogniem trzeba uważać!Chwila nieuwagi i można życie stracić,które jest bezcenne!A także stracić dorobek życia!
I ŻADNEJ BENZYNY CZY ALKOHOLU W WARSZTACIE ALBO KOTŁOWNI!!!!