Witam serdecznie,
przymierzam się do budowy wzmacniacza lampowego. Szukam dosyć prostego układu który przy poprawnym wykonaniu odwdzięczy się brzmieniem (słucham głównie metalu symfonicznego i muzyki klasycznej). Zainteresował mnie schemat i krótki opis konstrukcji na stronie diyaudioprojects.com. Czy ten schemat ma w ogóle racje bytu - autor pisze że lampy EL34/KT88/6L6 mogą być w nim stosowane zamiennie? Ile w tym prawdy? Może ktoś ma jakąś lepszą propozycje dla mnie?
Pozdrawiam,
Piotrek
Generalnie nie są to lampy zamienne, aczkolwiek single ended jest układem tolerującym takie niedopasowania, zapewne musiałbyś wyregulować prąd spoczynkowy do każdego rodzaju lamy innym rezystorem katodowym, a reszta pozostała by bez zmian. Sporo transformatorów do wzmacniaczy single ended jest oferowanych jako pasujące do obu lamp.
Ale...
W praktyce może się okazać że niewiele drożej wyjdzie zrobić układ push pull. Bo i tak potzebujesz obudowę, zasilacz, transformator głośnikowy itp. A takie 30-40W to już jest niezła moc i nie musiałbyś myśleć nad kolumnami o wysokiej skuteczności.
Ok, rozumiem - nie upieram się przy konfiguracji single ended - z resztą obawiałem się włąśnie że ta konfiguracja może mi dostarczyć za mało mocy wyjściowej. Co do schematu ze strony bonavolta.ch mimo że wygląda przyjaźnie to nie ma tam żadnej informacji dotyczącej uruchomienia obwodu. W każdym razie jestem coraz bardziej skłonny podjąć się konstrukcji układu PP mimo że jest bardziej skomplikowany.
EDIT: jeśli już mówimy o PP to czy wzmacniacz p. Sławicza który ma dużo lepszą dokumentacje (lepiej dostępną w każdym razie) nie był by lepszą opcją? ]Link[/url]
W praktyce może się okazać że niewiele drożej wyjdzie zrobić układ push pull. Bo i tak potzebujesz obudowę, zasilacz, transformator głośnikowy itp. A takie 30-40W to już jest niezła moc i nie musiałbyś myśleć nad kolumnami o wysokiej skuteczności.
Oczywiście że wzmacniacze SE o mocy większej od 5-6W to już aberracja. Nieprzypadkowo w fabrycznym sprzęcie z epoki gdy tranzystorów jeszcze nie było lub dopiero raczkowały praktycznie nie spotykało się w tej konfiguracji mocniejszych lamp niż EL84, bez względu na to że karty katalogowe lamp takich jak EL34 dla formalności podawały także ich aplikacje SE. Jedyną zaletą wzmacniaczy SE jest ich prostota: wystarczy jedna lampa końcowa, nie potrzeba lamp na układy odwracające fazę (a takie układy bez względu na konfiguracje kosztują co najmniej jedną dodatkową lampę nie nie dostarczającą żadnego wzmocnienia), wreszcie transformator głośnikowy łatwo jest nawinąć. Poza tym są już tylko wady: konieczność pracy w klasie A z czym wiąże się niska sprawność i mała moc wyjściowa, nie przekraczająca połowy mocy admisyjnej lampy końcowej, duży średni pobór prądu z zasilania, wrażliwość na przydźwięk, wysoka zawartość harmonicznych zwłaszcza parzystego rzędu. Sytuacja komplikuje się jeszcze gdy dążymy do uzyskania możliwie wysokiej jakości wzmacniacza: z uwagi na podmagnesowanie prądem anodowym lampy potrzebna jest szczelina w transformatorze głośnikowym co z kolei wymaga zwiększenia liczby zwojów jeśli chce się uzyskać dobre przenoszenie basów, wskutek powyższego wzrasta indukcyjność rozproszenia więc aby zapobiec osłabieniu sopranów trzeba dzielić uzwojenia na wiele sekcji co z kolei wymaga powiększenia rdzenia aby pomieścić przekładki izolacyjne etc. W końcu może się okazać że transformator PP będzie tańszy, a już na pewno mniejszy i lżejszy niż transformator SE identyczny jakościowo oraz mocowo, bez względu na wymogi odnośnie symetrii połówek uzwojenia anodowego. To samo będzie dotyczyło i zasilacza sieciowego: układ PP będzie wymagał mniejszej mocy zasilania, bez względu na obecność dwóch lamp końcowych w każdym z kanałów. Zwłaszcza równoległe łączenie lamp mniejszej mocy w konfiguracji SE mija się kompletnie z celem: te same lampy użyte w konfiguracji PP dostarczą kilkakrotnie większej mocy (oczywiście w klasie B lub AB) przy mniejszych zniekształceniach. Dzisiejsza popularność Hi-Endowych wzmacniaczy SE daje się wytłumaczyć tylko fałszywą ideologią dorabianą przez cwanych producentów tego rodzaju sprzętu, oraz naiwnością audiofilów dających wciskać sobie wszelki kit.
Ale zdecydowanie przekombinowany. Pierwszy stopień z dedykowaną pentodą audio EF86 owszem jest arcypoprawny, pamiętano nawet aby kondensator C6 blokującą siatkę drugą tej lampy dołączyć do katody a nie do masy, skoro stosuje się szeregowe USZ. Ale już sposób wykorzystania kolejnej lampy, duotriody ECC83 jest kompletnie od czapy. Jedna z połówek użyta jest w roli wtórnika katodowego (tym samym niewykorzystany jest podstawowy walor tej lampy w postaci wysokiego współczynnika wzmocnienia). Druga - stanowi odwracacz fazy w układzie kołyski gdzie owszem wysokie wzmocnienie lampy jest bardzo pożądane (bez względu na to że wypadkowe wzmocnienie stopnia wynosi tylko -1) ale tu jest ono redukowane za sprawą nieblokowanego rezystora w katodzie. Nie skorzystano tu z możliwości poprawy właściwości częstotliwościowych kołyski poprzez pomocnicze sprzężenie między katodami triod, no ale wtedy należałoby zastąpić wtórnik stopniem w układzie WK po czym wzmocnienie całości okazałoby się tak wielkie, że niechybnie po zamknięciu pętli USZ doszłoby do wzbudzenia. Ale właściwie po co tu w ogóle kołyska? Lampa EL34 cechuje się dobrą czułością (jak większość dedykowanych pentod końcowych audio, od ECL86 poprzez EL84 a skończywszy na zapomnianej już EL503, w przeciwieństwie zaś do tetrod strumieniowych przeznaczonych zasadniczo do pracy impulsowej, od PCL805 poprzez EL81, PL504 a skończywszy na rubinowej 6Π45C zatem nie wymaga szczególnie wysokiego napięcia sterującego, nawet w konfiguracji UL. Zdradza to zresztą rozkład napięć na obu triodach: wtórnik na pewno nie dostarczy napięcia wyższego niż 41V, kołyska zaś - 60V, ale to przy nieuwzględnieniu obciążającego wpływu rezystorów dzielnika kołyski (R13+P1 - R14). Takie napięcia swobodnie uzyskałoby się z najprostszego i najpewniejszego w pracy inwertera w układzie katodyny (z dzielonym obciążeniem) wymagającego tylko jednej triody, przy czym jeszcze lepiej niż ECC83 spisałaby się w tej roli połówka tańszej lampy ECC82. Drugą połówkę wykorzystałoby się w drugim kanale, a jak kogoś mierzi obawa przed przesłuchami - można zastosować ECC85 wyposażoną w ekran międzysystemowy. Prostota okaże się jeszcze większa gdy skoryguje się nieco punkt pracy pentody EF86, tak aby obniżyć napięcia na jej anodzie i siatce ekranującej do ok. 70V (w których to warunkach pracuje ona doskonale) dzięki czemu pojawi się możliwość galwanicznego sprzężenia siatki triody z anodą pentody. Cały odwracacz sprowadzi się wówczas do jednej połówki duotriody oraz dwóch identycznych rezystorów w katodzie i anodzie, bez jakiegokolwiek potencjometru korygującego asymetrię, bowiem tu nie będzie czego korygować, może tylko z wyjątkiem rozrzutów parametrów obu rezystorów, jeżeli będą one miały tolerancję 20% zamiast 1%. Nie ma w tym zresztą niczego oryginalnego, tak zbudowane były polskie wzmacniacze, m.in. W-600f oraz W-701:
https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic1538046.html
Pierwszy z brzegu Dynaco Stereo 70 - i znów polecana przeze mnie wyżej, praktyczna konfiguracja triodowego odwracacza fazy z dzielonym obciążeniem, sprzężonego galwanicznie z pentodowym stopniem napięciowym. Tylko lampa jest inna: użyto kombinowanej triody-pentody 7199, odpowiadającej naszej ECF82 poza innym cokołowaniem elektrod. Nie widzę powodu aby inne podobne lampy, choćby popularna sowiecka 6Φ1Π (stanowiąca odpowiednik ECF80) nie nadawały się w tej roli, bez względu na nieistotne różnice niektórych parametrów.