Prąd płynący przez opornik połączony szeregowo z LED-em zależy od napięcia zasilania - mała zmiana tego napięcia daje dużą zmianę prądu. Jeśli LED ma napięcie przewodzenia 3.3V, to przy napięciu zasilania 3.6V prąd będzie 3X mniejszy, niż przy początkowym 4.2V.
Można tego uniknąć, ale jest potrzebny bardziej złożony układ - dla jednego LED-a taki układ może być zrobiony z 2 tranzystorów i 2 oporników - jeden tranzystor "sprawdza" napięcie na oporniku, i jeśli jest za duże, to powoduje zmniejszenie prądu drugiego tranzystora. Ale do przewodzenia złącza baza-emiter trzeba około 0.66V, i wtedy stabilizacja prądu działa od napięcia o prawie 0.8V wyższego, niż napięcie przewodzenia LED-a - więc prawie tak samo, jak z samym opornikiem.
Można prościej, i z niezłym wynikiem: powiedzmy, tranzystor NPN, emiter do -zasilania, LED między kolektor, a +zasilania, dobrany opornik między bazę, a +zasilania; taki układ wykorzystuje stałość współczynnika wzmocnienia prądowego tranzystora, napięcie na oporniku bazy zmieni się z 3.55V przy całkowicie naładowanym akumulatorze do 2.95V przy napięciu 3.6V, czyli zmaleje o czynnik 1.2 tak samo zmaleje prąd LED-a - to już dużo lepiej, niż o czynnik 3. Wadą jest konieczność dobierania opornika do tranzystora - powiedzmy, tranzystor z grupy B, o wzmocnieniu od 180 do 500 - żeby prąd nie był za duży, wypada spróbować z opornikiem 120k, a jak prąd LED-a będzie za mały, to wymienić na mniejszy.
Można zmniejszyć wpływ napięcia zasilania na prąd LED-ów, ale układ się skomplikuje. Najprościej: opornik (około 1k5) od +zasilania do czerwonego LED-a (albo 2 szeregowo połączonych zwykłych diod, np. 1N4001), i ten LED do -zasilania. Napięcie na LEDzie (albo diodach) będzie prawie niezależne od napięcia zasilania, można tam podłączyć oporniki idące do baz tranzystorów (wtedy będą one mniejsze, bo nie będzie na nich ponad 3V, a około 1V). To powinno zmniejszyć zmianę prądu LED-ów do ułamka %.