mychaj wrote:
Nasze prawo jest tak konstruowane aby było właśnie jak najwięcej takich niedomówień.
Im więcej takich kwiatków tym większe pole do popisu dla ,,specjalistów" w danej dziedzinie - można dowolnie się wykłócać.
A wystarczy prosty przepis o wymogu wzorcowania/legalizacji + co jaki czas należy je zrobić jeżeli chcesz na pomiarach zarabiać i nie było by problemu.
Tylko, że to w ogóle nie chodzi. Ani o kulturę ani o przepisy. Piszesz tak, bo nie rozumiesz istoty pomiaru.
Może dla porządku przypomnę. Że mierzenie, to porównywanie danej wielkości z wzorcem.
Przepisy tu nie mają w zasadzie nic do rzeczy. Po prostu taka jest istota mierzenia czegokolwiek. Jak chcesz ustalić jakie jest napięcie akumulatora to bierzesz woltomierz, który wiesz że był porównywany z wzorcem, wiesz jaki ma uchyb i jaką precyzję pomiaru. Mierzysz i możesz podać napięcie tej baterii, w zasadzie w pośrednim odniesieniu do wzorca. I wszystko tu jest w porządku, o ile wiesz, że ten woltomierz mierzy prawidłowo. No ale skąd to wiedzieć np. po roku, dwóch czy pięciu od zakupu czy też od ostatniego wzorcowania? Nie możesz tego wiedzieć, więc wypadałoby zatem okresowo porównać go z czymś dokładnym, czymś co będzie źródłem odniesienia dokładności. Można dać o jakiejś firmy, która utrzymuje wzorce, albo kupić wzorzec i samemu sobie sprawdzać. Teraz dalej, wzorzec, przyrząd i metoda pomiarowa opierają się na mniejszej lub większej precyzji. Jeżeli wiem jakie są składowe błędu pomiaru to wtedy potrafimy podać wynik zmierzonej wartości z podaniem maksymalnej odchyłki od rzeczywistości. Będzie to wiarygodny wynik, zgodny z doświadczeniem oraz rzeczywistością. Bowiem wiemy co zostało zmierzone, jak oraz jak warunki pomiaru wpływają na błąd. Nie ma w ogóle możliwości zmierzenia bez błędu. Taka metoda nie istnieje.
Zatem określenie błędu pomiaru, czyli zaznaczenie obszaru w jakim porusza się wartość zmierzona jest koniecznością, inaczej wynik otrzymany po zmierzeniu nie ma większej wartości poznawczej. Wynika to w zasadzie tylko z tego prostego faktu, gdy nie zna się odchyłki od rzeczywistej wartości to nie wie się jaką pomiar ma wartość. Przecież odchyłka w zależności od warunków pomiaru może znacząco rzutować na jego wynik.
Dziś wszędzie są świetne przyrządy z LCD i wieloma miejscami po przecinku, co może użytkownika zmylić, sugerując jakąś olbrzymią dokładność. Zwykle taką dokładność da się uzyskać, ale trzeba zachować szereg warunków pomiaru, a nad tym to mało kto się zastanawia. Bo co mi z tego, że wynik pomiaru mam z 3 miejscami po przecinku jak błąd faktyczny pomiaru wynosi 100%. Ten wynik z błędem 100% przecież też będzie z 3 miejscami po przecinku, jednak taki wynik bez podania wartości tego błędu nie ma żadnej wartości praktycznej.
Zatem, reasumując sama zasada na jakiej opiera się mierzenie czegoś determinuje rachunek błędów a nie ustawy i rozporządzenia. To że przepis nie wymaga kalibracji daje jedynie to że można mierzyć byle czym. Jednak nie można mierzyć byle jak, jeżeli się bierze za to pieniądze. Gdyż to jest takie samo oszustwo jak ważenie na trefnej wadze. Jednak o wagę, jak już wspomniałem, dba rząd bo wagi, ważą jego pieniądze. Natomiast o przyrząd pomiarowy musi zadbać sam jego użytkownik, bo inaczej może nieświadomie/świadomie oszukiwać klienta i naciągać go na wykonywanie zbędnych prac. Poza tym, co za radocha, jak klient będzie chciał nas sprawdzić i weźmie fachowca, który jednak ma wszelkie aparaty legalizowane i regularnie odnoszone do wzorca. Taki fachowiec szybko zrewiduje stan rzeczywisty a my zostaniemy partaczami i już więcej roboty u tego klienta nie dostaniemy. Zatem prawnie nie trzeba (i uważam, że słusznie, bo im mniej regulacji w życiu tym lepiej dla człowieka), ale dla zachowania podstawowych prawideł miernictwa i dla właściwej obsługi klienta trzeba regularnie odnosić przyrządy do wzorca i po zmierzeniu możliwe starannie wyszacować błędy zmierzonej wartości.
Jeszcze cytat z powyższego opracowania str. 14:
Podczas badań instalacji elektrycznych, należy dążyć do wykonywania pomiarów z możliwie największą dokładnością, lecz jest to trudne do osiągnięcia.
W Polsce wymagań tych nie określały żadne przepisy, a jedynie zalecenia wprowadzane przez instrukcje pomiarowe. Instrukcje te stawiają wymóg, aby uchyb pomiarowy przy badaniach instalacji elektrycznych nie przekraczał ± 20 %.
Natomiast norma PN-E-04700:2000 dotycząca wytycznych przeprowadzania pomontażowych badań odbiorczych [18 -N-12] w p. 3.2.6 stawia wymaganie, iż „Błąd pomiaru nie powinien być większy niż 5 %, jeżeli w wymaganiach szczegółowych zawartych w innych punktach normy nie ustalono inaczej, bądź nie wymagają mniejszego błędu inne normy i dokumenty.”
W tabeli 3.1 podano graniczne dopuszczalne błędy pomiarów przy badaniach instalacji elektrycznych, zgodne z wymaganiami normy PN-EN 61557 i niemieckiej normy DIN VDE 0413 określających graniczne błędy pomiarów,
Tabela 3.1. graniczne błędy pomiarów przy badaniach instalacji elektrycznych wg PN-EN 61557 i DIN VDE 0413
------------------------------------------------------------------------------------------------
Pomiar rezystancji izolacji ± 30%
Kontrola stanu izolacji sieci ± 15%
Pomiar impedancji pętli zwarciowej ± 30%
Pomiar rezystancji przewodów ochronnych i połączeń wyrównawczych ± 30%
Pomiar rezystancji uziemienia ± 3 %
Badania ochrony przeciwporażeniowej z wyłącznikami różnicowoprądowymi:
a) pomiar napięcia uszkodzenia ± 20%
b) pomiar prądu różnicowego ± 10%
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Z powyższego wynika, że przy pomiarach instalacji nie trzeba jakiejś ogromnej precyzji. Jest to rząd 5-30%. Jednak ten błąd pomiaru trzeba wyznaczyć, gdyż może się okazać, że przekracza on wartość wymaganą wielokrotnie. Poza tym, dziś, nawet najgłupszy przyrząd ma klasę 1 czy 1,5 jednak nie oznacza to, że klasa przyrządu to jedyny składnik błędu jaki może mieć wpływ na prawidłowy wyniki mierzonej wartości.
Pozdrawiam!