
Po przeczytaniu opisu tej konstrukcji stwierdziłem, że dla kontrastu pokażę swój sterownik. Nie ma w nim mikrokontrolera, nie ma nawet żadnych układów scalonych, jest tylko trochę tranzystorów i elementów pasywnych. Nie ma też żadnego sterowania zdalnego z dowolnego miejsca na Ziemi, bo praktyka pokazała, że włącznik wentylatora w łazience najwygodniej jest mieć po prostu w tej łazience (przed zbudowaniem sterownika, wentylator włączany był pilotem radiowym, po który trzeba było nieraz specjalnie iść - niezbyt to wygodne...

- wyłączony - dioda nie świeci;
- automatyczne wyłączenie po upływie 30 minut - dioda miga;
- włączony na stałe - dioda świeci ciągle.
Ponadto, układ ma następujące funkcje:
- dowolne przełączanie trybów pracy w każdej chwili;
- wciśnięcie przycisku pracy automatycznej w czasie tej pracy, przedłuża ją o kolejne 30 minut;
- w razie zaniku zasilania w czasie pracy automatycznej, układ zapamiętuje ile czasu zostało do końca, i na tyle włączy wentylator po powrocie zasilania;
- w innym przypadku powrót zasilania zawsze ustawia sterownik w tryb "wyłączony".
Panel sterowania to płaskie pudełeczko o wymiarach takich jak inne wyłączniki w domu. Jego dno wyfrezowałem ze spienionego PVC i wkleiłem w nie płytkę z przyciskami i diodą. Pokrywka, będąca jednocześnie klawiszami i kloszem lampki, to pomalowany na biało laminat FR4 bez miedzi. Całość jest przyklejona taśmą dwustronną do ściany w łazience i połączona ze sterownikiem sześciożyłowym przewodem. Bardzo mały skok dużych i płaskich klawiszy może wywoływać wrażenie, że jest to panel dotykowy (no bo jest, trzeba go dotknąć, by zareagował




Sam sterownik znajduje się na strychu, zaraz obok wentylatora kanałowego, z którym współpracuje. Niewielka obudowa po zasilaczu z jakiejś zamrażarki kryje w sobie taki układ:



Poniżej zamieściłem schemat "czysty" oraz z wyróżnieniem poszczególnych bloków funkcjonalnych. Obwody wejściowe chronią przed przepięciami i zakłóceniami, jakie mogą indukować się w 7m przewodzie prowadzącym do panelu sterowania, a także formują sygnały dla dalszych części układu. Za pracę ciągłą odpowiada przerzutnik RS, ustawiany sygnałem "start" a resetowany sygnałami "stop" oraz "auto". Pracą automatyczną steruje integrator Millera z tak dobranymi elementami, że ładowanie kondensatora trwa około 30 minut. W przypadku zaniku zasilania ładowanie zostaje przerwane, a dzięki diodzie 1N4148 od strony zasilania kondensator praktycznie nie rozładowuje się. Powrót zasilania powoduje więc kontynuowanie procesu ładowania, co uruchamia wentylator na tyle czasu, ile zostało do końca cyklu w momencie zaniku. Sterowniki integratora wymuszają szybkie rozładowanie lub naładowanie kondensatora, powodując odpowiednio rozpoczęcie lub szybsze zakończenie cyklu pracy. Szybkie przeładowywanie pojemności w integratorze trwa chwilę (kilkaset milisekund), więc układy sterujące wydłużają impulsy z panelu sterowania, dzięki czemu nawet króciutkie naciśnięcie przycisku wywołuje zawsze prawidłową i powtarzalną reakcję. Sygnały wyjściowe integratora i przerzutnika RS, poprzez bramkę OR z dwóch diod, sterują obwodem wykonawczym. Dodatkowo, sygnał z przerzutnika trafia na drugą bramkę OR złożoną z diody i wyjścia "otwarty kolektor" multiwibratora astabilnego migającego diodą, powodując zaświecenie tej diody na stałe.


Układ pracuje już od 3 miesięcy i wszyscy domownicy są z niego bardzo zadowoleni. Dzięki zastosowaniu wielu elementów z odzysku, koszt układu wyniósł około 5 złotych. Czas budowy to jeden wieczór na symulacje i projekty oraz dzień na składanie wszystkiego do kupy.
Cool? Ranking DIY