Mnie się udawało na święta wyjechać do domu, nawet za młodego- większość chłopaków wolała jechać na Sylwestra/Nowy Rok.
Inna rzecz, że dla mnie opłacalny wyjazd to było minimum pięć dni, bo w jedną stronę jechało się ok. dwanaście godzin pociągiem...
V.
Mnie się upiekło, i pierwsza i druga w domu, za to sylwestry na kompanii. Jesion jestem.
Cyrk jak cholera, szef kompanii szukał wódy, jeszcze na szkółce, znalazł prawie wszystkie, oprócz naszej sali, choć przetrzepali ją do cna...a flaszeczka leżała na karniszu, za taką deską która robiła za maskownicę...
Co to w tych waszych jednostkach było za rozpasanie z tymi urlopami i przepustkami - jakieś tam "woleli Boże Narodzenie albo Nowy Rok" - oburzające
Ja byłem 2x na urlopie tym "obowiązkowym" i jakoś starczyło przeżyłem.
A ubranie na wyjście do cywila to Mama mi przywiozła, bo jakoś nie wpadło mi to do głowy jak byłem na tym urlopie w sierpniu a koniec służby był w kwietniu następnego roku
Na jednej z kompani chłopaki napili się % z jakiegoś lewego źródła i doszło tam to bójki. W ruch poszły krzesła, stoły i noże. Ogólnie było kilku rannych no i kompania do małego remontu. Do końca życia nie zapomnę porannego apelu.
Wychodzi mocno podenerwowany kapitan i zaczyna...
"no k... żołnierze, wczoraj byliście bardzo męscy i pokazaliście prawdziwe bydło! Zobaczymy czy dzisiaj któryś z was ma jaja i przyzna się co tam wczoraj narobił. Ale cisza, to kapitan dalej że i tak znajdzie winnych i jedyną okolicznością łagodzącą będzie współpraca itd... ale dalej cisza, nikt nie wystąpił z szeregu. Widać było po nim wk...w i jeszcze bardziej donośnym głosem śle epitety że koniec z przepustkami, że teraz dopiero będzie grubo itd w końcu jeden pękł i wystąpił z szeregu, niski chłopak przerażony na miękkich nogach i stoi taki przerażony. Kapitan mówi dalej, no jeden jest kto jeszcze? ale cisza... kapitan kontynuuje i mówi "no co k... chcecie mi k... powiedzieć że on sam k... r... 6 kompanie i pobił żołnierzy?!
I wtedy ten koleś, który wystąpił z szeregu podnosi głowę i mówi "na szóstej kompani? to nie ja" i wstąpił z powrotem do szeregu. Nawet kapitan wybuchł śmiechem
Druga akcja, którą zapamiętam do końca życia z poligonu jak się okopywaliśmy.
Wykop do pozycji leżącej, poszło mi szybko to stalowy sierżant kazał kopać do pozycji klęczącej. Jak juz miałem wykop prawie gotowy pomyslałem, że trzeba przednią ścianę bardziej wypionować bo na pewno sie doczepi, wziałem zamach saperką i z całej siły chciałem ją "strugnąć" i usłyszałem zgrzyt, patrze a pod nogami leży mi granat w który trafiłem. Włosy mi się zjeżyły na głowie. Zwiałem z wykopu, padłem na glebe i krzyczę granat! Najpierw zj..a że zostawiłem kałacha a potem musiałem kopać do pozycji stojącej, żeby zakopać znalezisko
Miło wspominam podróże pociągiem w mundurze na drugi koniec Polski
Darmowy przejazd pociągiem to dostawałeś tylko w 3 przypadkach:
1. Powołanie do służby zasadniczej - dojazd z miejsca zamieszkania
2. Te "urlopy obowiązkowe" czyli cztery przejazdy - tu trzeba było sobie zdaje się w kasie pobrać darmowy bilet na podstawie rozkazu wyjazdu
3. Wyjście do cywila - powrót do miejsca zamieszkania
/pociąg osobowy, pośpieszny, nie dotyczyło pociągów z miejscówkami czyli Expresów/
W pozostałych przypadkach kupno biletu za swoje z zniżką 50%
W pozostałych przypadkach kupno biletu za swoje z zniżką 50%
Twoja wyliczanka to oficjalne przepisy. Z tym, że mundurowi żołnierze służby zasadniczej nie płacili za przejazdy niezależnie czy przysługiwał darmowy przejazd czy nie. Oczywiście takie niepisane prawo obowiązywało we wschodniej części Polski. W zachodniej i północnej części Polski to już różnie bywało. Podobnie wstępy na imprezy. W moim regionie obowiązywało "obrona granic nie płaci za nic".
Sprzedaż i serwis kas fiskalnych oraz sprzętu towarzyszącego.
Sprzedaż części zamiennych.
Porady tylko na forum!
Pozdrowienia z Podlasia (nie mylić z woj.podlaskim)
Lublin to Polska zachodnia ? - służyłem z takim jednym obywatelem z okolic Lublina - co jechał sobie do domu pociągiem na gapę i dostał karę - jakoś w tajemniczy sposób zabrali mu na to z 2 żołdy jak sprawa się rozwinęła urzędowym trybem
To trafiła się jakaś menda. Ja w mundurze na przepustkę z Zamościa do Lublina a następnie z Lublina do Międzyrzeca Podlaskiego autobusem PKS jechałem za free bez biletu służbowego (30.12.1978 - początek zimy stulecia).
Sprzedaż i serwis kas fiskalnych oraz sprzętu towarzyszącego.
Sprzedaż części zamiennych.
Porady tylko na forum!
Pozdrowienia z Podlasia (nie mylić z woj.podlaskim)
Był u nas niejaki Jasio K. , szeregowiec.
Na każdą niedzielę "musiał" być w domu... A że z Wrocławia do Warszawy trochę kilometrów więc sobie latał samolotem... a że to lata 66-68 to latały jeszcze AN-18 o ile dobrze pamiętam, odrzutowych nie było.
W sobotę wylot i w poniedziałek rano 6:05 lądował rejsowy z Warszawy a Jasio dołączał do nas w trakcie zaprawy porannej.... Problem z nim był tylko taki że musieliśmy go kryć ale jakoś się udawało.
Już pod koniec służby przyznał się że tata w LOT pracował.
Darmowy przejazd pociągiem to dostawałeś tylko w 3 przypadkach:
1. Powołanie do służby zasadniczej - dojazd z miejsca zamieszkania
2. Te "urlopy obowiązkowe" czyli cztery przejazdy - tu trzeba było sobie zdaje się w kasie pobrać darmowy bilet na podstawie rozkazu wyjazdu
3. Wyjście do cywila - powrót do miejsca zamieszkania
/pociąg osobowy, pośpieszny, nie dotyczyło pociągów z miejscówkami czyli Expresów/
W pozostałych przypadkach kupno biletu za swoje z zniżką 50%
To zależy w jakich latach. Od stycznia 1993 do co najmniej kwietnia 1994 żołnierzom zsw przysługiwała darmowa podróż pociągiem osobowym i pospiesznym (a być może i expresowym ale nie korzystałem) na podstawie wpisu do KW poświadczajacego odbywanie zsw. Konieczne było jedynie w wymaganych sytuacjach zakupienie miejscówki (koszt 15000zł przy żołdzie kaprala ok.800000zł). Bilet autobusowy PKS 50% z tym że zazwyczaj kierowca po okazaniu KW pozwalał na jazdę na zasadzie "obrona granic nie płaci za nic".
Bo służbę trzeba podzielić na dwa okresy, przed '89 i po, ja byłem przed, 82-84 i jeździło się za darmo. Po '89 mogło być różnie, w końcu wkroczył kapitalizm i nie zawsze ktoś chciał szwejów wozić za darmo.
Po '89 mogło być różnie, w końcu wkroczył kapitalizm i nie zawsze ktoś chciał szwejów wozić za darmo.
W zasadzie też bez biletów, kontroler zazwyczaj do żołnierza nie podchodził, bo z góry zakładał że albo ma rozkaz wyjazdu albo...żadnego biletu po prostu nie ma. Wiedział, że żołnierz groszem nie śmierdzi, bo sam pewnie w wojsku był i wie jak jest…zaś pieniądze z żołdu ma na zabawę w te kilka wolnych chwil.
Czasami kanary pytali się skąd z cywila, ile tam na fali zostało; przytarło się bajerę, podał rękę i szybkiego ukończenia służby życzył.
Ja byłem w MON w latach 96-97. Nie pamiętam, żebym płacił za przejazdy pociągiem.
Byłem na szkółce w Brzegu, to był okres akurat zaraz po tym kiedy była ta wielka powódź na Dolnym Śląsku. Wojsko miało jeszcze wtedy trochę przydatnego sprzętu.
Takie PTS były wtedy w użyciu.
Ale najwięcej było nauki o minach, zasypiałem na tych wykładach bo mnie to strasznie nudziło. Pamiętam, tylko że przeciwczołgowa TMK to był taki krowi placek i trochę ważyła.
Później przenieśli mnie do Szczecina, do batalionu saperów.
Stawialiśmy pola minowe, z użyciem TMK. To co chłop miał pary w rękach to nosił cztery na raz, a drugi słabszy siłował się przy jednej.
Ale wszystkie te manewry były na sztukę.
W końcu przyszły zmiany w ramach paktu NATO i ta moja jednostka została postawiona w stan likwidacji, tak jak i dzisiątki innych.
Byłem w ostatnim poborze, którego służba trawała 18 miesięcy.
To co wyniosłem z MON to chyba nauka picia wódy.
Dzisiaj wody ognistej nie tykam, jedynie sączę piwka i czasem wino to vermouth.
Ja byłem w woju już grubo 2000+ i pociągami, autobusami PKS jeździło się na 80% zniżce. Za pospieszny z Poznania do Łodzi płaciłem kilka złotych. W busach prywatnych przewoźników zwykle jeździło się za darmo.
Miło wspominam podróże pociągiem w mundurze na drugi koniec Polski
Chodziło o to, że: "obrona granic nie płaci za nic" czy "za mundurem panny sznurem"? :-)
Pozdrawiam.
To drugie. Za bilety płaciłem, ale z Krakowa nad morze jechałem za jakieś 8 zł. Pamiętam jak z żołdu odłożyłem ostatnie 8 zł na pociąg i miałem przed sobą 12 godzin podróży i 0 zł choćby na coś do picia. Ale niestety bilet kupiłem na pośpieszny, a wsiadłem w Intercity. Jechałem wtedy oczywiście do domu na przepustkę. Wyobraźcie sobie, przyszedł konduktor i mówi mi, że to nie pośpieszny i kazał mi dopłacić 1,7 zł. Mówię mu że nie mam, a on kazał mi stać na korytarzu. Powiedział że jak zobaczy mnie w przedziale, że sobie usiadłem, to wywali mnie z pociągu na najbliższej stacji. Menda...
Raz też sierżancina menda jedna trzymał mnie z podpisem przepustki, żebym nie zdążył na pociąg z Grupy koło Grudziądza do Brzeska a miałem połączenie z jedną przesiadką i 12 godzin podróży. W końcu mi podpisał, ale na pociąg już nie zdążyłem. Jechałem osobowymi pociągami przez Warszawę z 7 przesiadkami i trwało to ponad 24 godziny. Eh...
I jeszcze jedna sytuacja ze strzelnicy. Pierwsze strzelanie i marsz pod tarczę. Meldunek " szeregowy xxx melduje nie trafiłem celu". Za chwile słyszę meldunek kolegi "szeregowy yyy melduje trafienie celu 8 pociskami", już wiedziałem gdzie są moje. Potem zawsze miałem 5 w celu, różnie się układały, ale z czasem nabierałem doświadczenia i szło mi coraz lepiej. Aż pewnego razu na strzelnicy oddałem 5 strzałów, marsz pod tarcze i kurde widzę tylko 4. Myślę sobie kurde jak to możliwe. Przyszedł sierżant i składam meldunek "szeregowy xxx melduje trafienie celu 5 pociskami". Gdzie jest 5 się pyta? Pokazałem mu. Jeden przeszedł jak w 4 pancernych Janka. Może nie idealnie, ale pokazałem mu palcem i sam potwierdził. Nawet nie było tam 1 mm, widać było 2 pociski, ale trzeba było się dobrze przyjrzeć. Wszystkie pociski układały mi się w górnej prawej części tarczy na polu o powierzchni zaciśniętej pięści. Nigdy 10 nie trafiłem. :(
Dodano po 9 [minuty]:
No i jeszcze służb na kuchni za karę, bo to była jedyna służba na której nie mogłem spać. Te kotły o pojemności 1 m3 i obieranie całą noc ziemniaków dla 1200 żołnierzy. Oczywiście nie sam, ale to i tak było ponad wór ziemniaków i kilkanaście kolejnych worków innych jarzyn. I jeszcze kolega Jasiński na warcie. Też mistrzostwo świata! Ha, ha, hah. Wrócił na wartownie i jakiś plutonowy czy ktoś tam, już nie pamiętam. Jasiński spałeś! Panie Plutonowy nie spałem. Jasiński k... spałeś! Panie Plutonowy nie spałem. Jasiński k... masz ślimaka na hełmie!
Komenda "do popiersia-trzy"
I w trzecim popiersiu multum przestrzelin.
A jak swoich politycznych wspominacie? Później to chyba byli już wychowaczy, też zazwyczaj łajza. Ja dostałem sporą działę od politycznego za nieprzyznanie mu racji. Chodziło o Katyń, walił takie duby smalone że głowa puchła, ale komunistyczny oficer musiał gadać co mu partia do głowy natłukła. Spiąłem się z nim ostro.
Ja dostałem sporą działę od politycznego za nieprzyznanie mu racji. Chodziło o Katyń, walił takie duby smalone że głowa puchła,
Tylko po co? żeby tylko problemów sobie narobić? ja się od polityki trzymałem z daleka, jedyny zomz jaki dostałem to na szkółce za jakąś pierdołę, a że wyjść nie było to mi ten zomz 'latał'
Z jednostki do domu miałem 30 km. Jeździłem samochodem który parkował pod jednostką. Chłopaki pożyczali kluczyki żeby w spokoju dmuchać garnizonówki. Serio. Dzięki temu miałem kasę na wachę bo w zimie się dogrzewali. To był Polonez. Po wyjściu sprzedałem. Siedzienia upaskudzone. Miałem "stałkę" i po 15-tej razem z kadrą za bramę i do domu.
Ciekawe, że w każdej jednostce takie ślady były i to nawet bezpośrednio po odnowieniu ściany. Zwykła bajeczka tradycyjne opowiadana młodym przed pierwszą wartą.
Żadna bajeczka. Mi się takie coś zdarzyło. Ostatnia warta w mojej służbie. Po zakończeniu warty miałem jechać na 14-dniowy urlop, potem jeszcze tydzień służby i do cywila. Człowiek już był myślami w domu. Było to tak. Po zejściu z posterunku dawało się broń na stojak w celu ściągnięcia magazynku i sprawdzenia czy komora nabojowa jest pusta. Przy tej czynności zawsze był obecny rozprowadzający i dowódca warty. Ja zaciagłem suwadło a dowódca warty powiedział przejrzałem. No to puściłem suwadło i nacisnąłem spust, w tej chwili poszły dwa strzały. No cóż magazynku z roztargnienia i rutyny nie odpiąłem, dowódca warty z rutyny i roztargnienia nie zauważył podpiętego magazynku i naboju. Ja tego nie pamiętam, ale inni mówili że w chwili strzału zrobiłem się ze strachu blady jak trup. Na szczęście sprawa się jakoś rozeszła i nikt nie poniósł żadnych konsenkwencji.
Dodano po 21 [minuty]:
robokop wrote:
Mieści się tobie w głowie, że na odprawie oficer dyżurny jak miał ochotę być wredny, to warcie oprócz czystości broni potrafił sprawdzać numery i ich zgodność z książeczką wojskową?
Ja byłem w jednostce 4355 w Bolesławcu w latach 95-96. I tam na odprawie oficer zawsze! każdemu wartownikowi sprawdzał czy numer broni którą miał była zgodna z numerem wpisanym w KW.
To już było tutaj opisywane z tym numerem - zależało od lokalnych zwyczajów.
Ja np nie mam w książeczce wojskowej żadnego karabinu wpisanego.
A co do ewentualnych porównań i sprawdzania - żeby było śmieszniej książeczki wojskowej w czasie służby zasadniczej nie miałem przy sobie na terenie jednostki i przy przemieszczaniu się po Polsce w sposób zorganizowany zbiorowy - żeby się nie zgubiła nie zniszczyła - leżała sobie bezpiecznie w blaszanej szafie u szefa kompanii. Dostawałeś ją razem z rozkazem wyjazdu - jak gdzieś się udawałeś /no ja 2x na urlop/ albo w "delegację" taką bardziej samodzielną
Ja KW miałem zawsze przy sobie.
Szefa, czy dowódcę pewnie wkurzyło by codzienne wydawanie i chowanie mojej książeczki, bo prawie co dzień gdzieś wyjeżdżałem/wychodziłem.
Prawdę mówiąc, nie pamiętam czy innym szwejom zabierano książeczki wojskowe?
Ja np nie mam w książeczce wojskowej żadnego karabinu wpisanego.
Fizycznie niemożliwe. Chyba że pełniłeś służbę zastępczą - PSP, SW, ZOMO itp.
r103 wrote:
A co do ewentualnych porównań i sprawdzania - żeby było śmieszniej książeczki wojskowej w czasie służby zasadniczej nie miałem przy sobie na terenie jednostki i przy przemieszczaniu się po Polsce w sposób zorganizowany zbiorowy - żeby się nie zgubiła nie zniszczyła - leżała sobie bezpiecznie w blaszanej szafie u szefa kompanii.
To również mało prawdopodobne. W wojsku twoim dokumentem tożsamości była ks wojskowa - wypuszczało się ją z ręki tylko w jednym przypadku - kiedy pisarz uzupełniał wpisy.
No miałem - jak to w wojsku być i nie mieć karabinu - karabinek Kałasznikowa - z 5 razy zmieniany /zmiana kompanii/, ostatnie 5 miesięcy nie miałem jak już tu pisałem /dowódca uznał że mi niepotrzebny to po co ma stać na stojaku bez nadzoru i czyszczenia - siup do skrzyni/.
Nikt mi nic nie wpisał. Jak widać książeczka wojskowa w moim przypadku nie była potrzebna w kieszeni- jak i 2000 reszty chłopa w jednostce dzięki temu jest jak "nowa" i dzisiaj
Wróćmy może do tytułowego wątku.
Może niech nasz kolega zamieści jakieś zdjęcia z MON-u
Ja wreszcie odkopałem swoje.
Sprzedaż i serwis kas fiskalnych oraz sprzętu towarzyszącego.
Sprzedaż części zamiennych.
Porady tylko na forum!
Pozdrowienia z Podlasia (nie mylić z woj.podlaskim)
Chodziliście na lewiznę?
W pobliżu koszarów gdzie służyłem było osiedle studenckie i kilka fajnych klubów. Praktycznie co weekend wpadało się na jakąś dyskotekę, na lewiznę... Stałka to był dłuższy wypad na miasto.
Można było zaznać trochę rozrywki w wojsku za moich czasów. Oczywiście nie za młodego.
Kto nie chodził? Jak raz w pobliskiej wiosce był odpust z festynem i dyskoteką, to zawitało tam ok. 2/3 stanu jednostki. Praktycznie to chyba zostały tylko służby. Niezła afera z tego wyszła.