Ponoć były produkowane P64 na amunicję 9mm Parabellum jednak takiego białego kruka nie widziałem.
ml wrote:
CZAK to określenie pierwotne od pierwszych nazwisk konstruktorów a P64 który wszedł do produkcji to rzeczywiście wersja projektowana dla milicji (wojskowy był troche większy i lżejszy a do magazynka wchodziło 7 szt.).
Nie było innej wersji P-64, niż 6 nabojowa, na nabój 9x18 Makarov. W dodatku za chiny ludowe nie dało by się z niego strzelać nabojem "para" - jest zbyt silny, a pistolet ma zbyt lekki zamek. Każda broń strzelająca nabojem 9x10 ma albo ciężki zamek z mocną sprężyną powrotną (np. "RAK"), bądź zamek ryglowany.
Dlatego napisałem "ponoć". Parabelka to 9x19 a nie 9x10.
A co wersji 7nabojowej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pistolet_P-64 Wiem, że wiki to nie wyrocznia ale warto wziąc to pod uwagę
Wiem, że wiki to nie wyrocznia ale warto wziąc to pod uwagę
Gdybyś doczytał, że do produkcji weszła tylko wersja milicyjna, to byś nie fantazjował.
ml wrote:
Parabelka to 9x19 a nie 9x10.
Ślepy jestem, więc nie zauważyłem chochlika.
vorlog wrote:
Cena taka sobie
Kilka lat temu, to te pistolety po 300-500zł chodziły, w stanie "kolekcjonerskim". Teraz, po zmianie ustawy UOBiA i ukonstytuowaniu zezwoleń kolekcjonerskich, ma status kultowego, więc i cena wzrosła. Gdybym osobiście potrzebował małego pistoletu i miał wybierać, to jednak szukałbym Walthera PPK.
Poszukaj może innego forum, gdzie gawiedź będzie łykać twoje opowieści bez zająknięcia. I może ktoś pokaże tobie, jak wygląda dłoń po oddaniu tych 150 strzałów z P-64
Po co?? To zamierzchła przeszłość, dziś nie nadaję się do volkszturmu
Obywatelu rezerwisto VooVoo - to o to chodzi - że ten numer może wykorzystać wróg przy produkcji fałszywych dokumentów dla szpiega gdzieś tam w Langley albo na Łubiance - numer czyli rzecz która musi być prawdziwa ma już prawdziwy - i potem leci taki szpieg balonem do Polski i korzysta z sfałszowanej książeczki wojskowej
Przy okazji - to nie do VooVoo tylko tak w ogóle - krytykowanie celności itp P64 - - on nie służył do rażenia npla na "współczesnym polu walki" - od tego dowodzący np plutonem piechoty oficer miał 3 karabiny maszynowe, 24 kałasznikowy, 3 granatniki ppanc - z obsługą - tylko do strzelania przytknąwszy do brzucha dezertera, dywersanta czy w ostateczności można było sobie w łeb palnąć...
Obywatelu rezerwisto VooVoo - to o to chodzi - że ten numer może wykorzystać wróg przy produkcji fałszywych dokumentów dla szpiega gdzieś tam w Langley albo na Łubiance - numer czyli rzecz która musi być prawdziwa ma już prawdziwy - i potem leci taki szpieg balonem do Polski i korzysta z sfałszowanej książeczki wojskowej
Przy obecnym rozkładzie armii oraz dzięki takim oszołomom, którzy te wojsko nadzorują, myślę, że nie takie numery już są w użyciu
Obywatelu rezerwisto VooVoo - to o to chodzi - że ten numer może wykorzystać wróg przy produkcji fałszywych dokumentów dla szpiega gdzieś tam w Langley albo na Łubiance - numer czyli rzecz która musi być prawdziwa ma już prawdziwy - i potem leci taki szpieg balonem do Polski i korzysta z sfałszowanej książeczki wojskowej
Przy obecnym rozkładzie armii oraz dzięki takim oszołomom, którzy te wojsko nadzorują, myślę, że nie takie numery już są w użyciu
eee tam... na pewno nie jest gorzej niż w latach 2004.
Zolnierze! ten uaz pojedzie pierwszy na pokazie przed dowództwem bo wiemy że odpali i pojedzie z 500m potem go zaleje paliwo i zgaśnie. Tamte stary trzeba wypchnąc bo nie odpala itd itd...
Ps. kto widział w realu pion? grafika google. Ależ to było bydle!
Znam tylko potoczna nazwę "pion" i widziałem w realu. Niestety nie na poligonie, ale i tak robił wrażenie. Ja miałem tylko Stara 266 i Tatrę na stanie.
To tak wygląda jakby za dużo narobili dział okrętowych a za mało pancerników - i szukali pomysłu co z tymi lufami w rozmiarze XXXL zrobić
Z opisu zgadza się na pewno ładunek w workach i kilka jeszcze innych rzeczy, jak choćby to że widziałem je właśnie w Bolesławcu. Ale mógłbym przysiąc, że było to szersze i o większym kalibrze. Może jakiś inny model? Nie wiem ile szerokości ma taki normalny czołg, ale ten pion był minimum połowę szerszy i kaliber też conajmniej połowę. Pamiętam te pociski, owszem 17 lat temu ale o skrzynkę piwa, że były większe.
Dodano po 5 [minuty]:
Faktycznie to jednak chyba to, bo masa teraz sobie przypominam, zgadza się.
Jedyny duży sprzęt jaki widziałem i wzbudził moje wrażenie to BAT-M i koparka MDK-2M. A wrażenie, bo 80 kilo chłodnica od tego ważyła, Na PSO suwnicą się wyciągało. 80 kilo miedzi....
A może wspomnienia z gatunku "Sylwester w jednostce"? Jak wcześniej pisałem, na Boże Narodzenie udawało mi się wyjeżdżać do domu, w Nowy Rok siedziałem w armii.
Pierwszego sylwestra spędziłem pilnując dzieciaków (chłopaki chyba 9 i 10 lat) mojego szefa kompanii, który z żoną wybywał na imprezę sylwestrową. Zadanie bojowe- nie dopuścić by gówniarze puściły mieszkanie z dymem, przypilnować, by zjadły kolację, o dziesiątej pogonić do łóżek i do powrotu gospodarzy siedzieć na dupie. W lodówce półmisek kanapek, ciasto, kilka piwek, w barku pół flaszki gorzały, z uwagą by się nie nawalić specjalnie No i rano pomóc szefa wtyrać po schodach, bo trzecie piętro to nie hyhy!
Ale nawiasem mówiąc z szefem i jego rodziną bardzo się lubiliśmy, fajni, porządni ludzie, choć szef pijaczek i kurwiarz był, ale to w trepowskim życiu norma była... Drugiego sylwestra pamiętam przez mgłę, bo dowódca grupy remontowej WAK, w której się twórczo udzielałem, starszy wiekiem chorąży, porządny facet choć stary kawaler i jak wyżej pijaczek i kurwiarz, o zapasy materiałów rozrywkowych dla swoich podopiecznych na noworoczny wieczór zadbał (przed świętami grupa odwaliła sporo fuch u różnych chorążego kumpli), ale niżej podpisany zapomniał, że był wyznaczony na patrol garnizonowy na mieście wieczorem i nawalił się w trzy dupska. Na szczęście porządne ludzie z dowództwa kompanii zawczasu zauważyli denata leżącego w pełnym opakowaniu w poprzek wyrka na sali i na patrol wysłali innego delikwenta, a niedoszły członek patrolu na drugi dzień dostał podwójną naganę wzrokową i przypomnienie, że u dowódcy plutonu trza kuchnię niezwłocznie po Nowym Roku poza kolejnością i lewymi materiałami wymalować (bo i takie umiejętności się miało)...
V.
Wyjechałem na Sylwestra do domu. Po powrocie, apel poranny i przemówienie szefa:
"... i żeby mi więcej nie było sytuacji, że 20 was idzie na miasto, a tylko 2 ma potem połamane nogi....!" Okazało się że wypuścili chętnych na przepustkę w noc sylwestrową, były jakieś duże balety na rynku w Pile, w trakcie wywiązała się jakaś zadyma z miejscowymi, gdzie dwóch szwejów trafiło do szpitala po niej.
Pierwszego Sylwestra (78 na 79) spędziłem grając w jednostce na zabawie dla trepów a rano zamiast spać, machałem łopatą na parku samochodowym. Sylwestra 79-80 nie pamiętam - musiał bym zajrzeć do zapisków, ale nie wiem gdzie są.
Tego Sylwestra miałem przepustkę 48. 30 grudnia po południu gdy wyjeżdżałem zaczęło solidnie sypać. Po dotarciu z Zamościa do Lublina proponowałem koledze zamieszkałemu 25 km ode mnie udanie się ze mną a rano bym go odwiózł do jego domu (k/Łosic). Zdecydował jechać z Lublina do siebie inną drogą niż ja (przez Siedlce koleją a ja PKS z Lublina do Międzyrzeca Podlaskiego i 10 km marszu do rodzinnej wsi). Ok. północy dotarłem do domu. Sylwester wśród swoich (pierwsza wizyta od poboru 24 październik 1978 - przysięga 3 grudzień czyli spotkanie ze znajomymi - brat załatwił duży autobus i sporo było rodziny i znajomych na przysiędze a przyjęcie było właśnie w tym autobusie - wszystkich wypuszczono na przepustki - przy powrocie było bez kontroli stanu i zawartości w kieszeniach płaszcza wyjściowego). Po wielkich trudach wróciłem do jednostki (TSWL Zamość) późnym wieczorem 1 stycznia 1979. Jakież było moje zdziwienie gdy w książce u podoficera zobaczyłem, że mój ziomek wrócił o 16 gdy ja tuż przed północą spóźniony (bez konsekwencji o kilka godzin). Fakt, że gdyby pojechał ze mną to w domu by nie był. Nie było warunków 31 grudnia 1978 aby odwieźć te 25 km. Zasypało solidnie. Spędziłby rozrywkowego Sylwestra u mnie. Na sali żołnierskiej okazało się, że całą przepustkę spędził w drodze. Dotarł do Siedlec (30 km od jego domu) i dalej nie ruszył. Ruszył w powrotną podróż do Zamościa i tym sposobem wrócił przede mną. No po Nowym Roku 1979 jednostka odśnieżała Zamość w czasie czego co jakiś czas zrzuta na flaszkę opróżnioną obok koksownika. W sklepach akurat procentowych trunków było dostatek. Niektórzy przesadzili i trzeba było holować do koszar kilka km. Później (następnego dnia) poligon miejscowy i strzelanie. Były 2 strzelnice a nas było 5 plutonów (ja w 5). Więc czekając na zwolnienie się strzelnicy mieliśmy taktykę na kompletnie zasypanym urwisku poligonowym. "Wczorajszy" dosłownie delikwent zasłabł i koledzy wczoraj holowali go do koszar a dzisiaj też go holowali, ale już czołganiem do wyznaczonego celu. Sierżancina dał nam w kość solidnie. Nasz pluton nie strzelał,??? ale w drodze powrotnej zarządził odpoczynek obok sklepu spożywczego na jakiejś wiosce i dał czas 15 minut. Wiadomo piwko jak najbardziej, ale nie więcej niż jedno na osobę. Kto się wyrobił to wypił więcej. W sumie to nawet nie gniewaliśmy się na "naszego" sierżanta wielokrotnie awansowanego i degradowanego o czym dowiedzieliśmy się później. Nazywał się Suwałowski i potrafił dać w kość, ale też potrafił być "ludzki".
No zmykam, bo szwagier Mieczysław a jego syn dzisiaj wyprawia 18-stkę (przełożoną z 30 listopada).
Sprzedaż i serwis kas fiskalnych oraz sprzętu towarzyszącego.
Sprzedaż części zamiennych.
Porady tylko na forum!
Pozdrowienia z Podlasia (nie mylić z woj.podlaskim)