tzok wrote: ...bo studenta trzeba nauczyć myśleć, ma zrozumieć zasadę. Na sprzęcie, który "myśli za niego", zwyczajnie nie będzie mu się chciało myśleć. Studia to nie jest szkoła zawodowa, studia mają uczyć kreatywności i myślenia, a nie być szkoleniem stanowiskowym.
DT830 (w sumie całe grono tanich cyfrowych multimetrów) spełnia te same warunki, mamy manualny wybór zakresu i konieczność "myślenia". Jedyna różnica to odczyt w formie cyfrowej.
Chyba starsze DT830 miały normalnie bezpiecznik topikowy na zakresie mA i V.
Z nowszymi to różnie bywa. Generalnie miernik za psie pieniądze, na aliexpresie albo innym do kupienia za grosze.
Najbardziej uciążliwą rzeczą w pomiarach analogowych jest skupianie wzroku na cienkiej wskazówce. Do tego jeszcze lusterko aby nie było paralaksy.
Kilka pomiarów to jeszcze nic. Na jednych laboratoriach przy robieniu ponad stu pomiarów byłem jedyną osobą bez wady wzroku w mojej podgrupie. Więc non stop ja byłem odpowiedzialny za odczyt wyniku.
Po ponad godzinie mierzenia to już się patrzeć na taki miernik nie chce.
Na niektórych laboratoriach po kryjomu przełączałem przewody na leżący w pobliżu miernik cyfrowy. Przy odrobinie szczęścia nikt nie zauważył i pomiary odbywały się znacznie szybciej i bez męczenia oczu.
UM3a też ma lusterko. Ale nie bawię się w precyzyjny pomiar bo głownie potrzeba sprawdzić ile mniej-więcej jest, a nie odczyt co do wartości po przecinku. Zwykle zaokrąglam do najbliższej podziałki i nie chce mi się przyglądać bardziej. Robię tak jedynie przy pomiarach porównawczych kiedy chcę wyliczyć odchyłkę % dla małych zmian(błąd dla serii będzie zbliżony).
Co do "kreatywności i myślenia" to bardziej chyba studia uczą kombinowania. Będąc na końcu inżynierskich i patrząc w tył nie widzę jakoś tej kreatywności i myślenia jeśli chodzi o przedmiot studiów.
Opinia ludzi kończących magisterkę i to z tych bardziej ambitnych jest zwykle taka że iść po najmniejszej linii oporu(czyt. zaliczanie na 3/3.5 najmniejszym wysiłkiem) i uczyć się samemu tego co bardziej przydatne przy przyszłej pracy.
Sam też mam podobne zdanie.
O kombinowaniu na studiach to można książkę napisać.
Większość studiów spędzałem na ogarnianiu materiału we własnym zakresie(ze względu na raczej małą przydatność wykładów oraz dostępnych materiałów), dłubaniu przy sprawozdaniach (świetnie się nauczyłem pracować w GIMP-ie przy edycji zrzutów) albo tworzeniu całych programów/modeli w domu żeby przynieść gotowce na laboratorium.
Licencje studenckie do użytku domowego obiecywano jakoś tak trzy lata temu(nam tak obiecywano, możliwe że obietnice są jeszcze starsze). Nie trudno się domyślić skąd studenci biorą "licencje". Sami prowadzący wiedzą i nie mają nic przeciwko bo wiedzą jakie są realia.
A skąd taki stan rzeczy ?
Podpowiem że "jajo" na uniwersytecie wrocławskim to jeden z przykładów.
To samo jest na wielu Polskich uczelniach.
Czasem pracownicy uczelni się wyżalają studentom na co idzie kasa.
Też się nasłuchałem i aż wierzyć się nie chce czasem.