i tutaj widzę nie ma chętnych by zrobić do nowej wersji
Może lepiej kupić oryginalny - Hobbyści w wersji edu, czy mini edu (80zł)? Nie wiem czym tu się chwalić
Firmy to chyba stać na takie podstawowe narzędzie jak emulator nawet za te 1000Euro.
Ja to w tym temacie wyraźnie napisałem - dlaczego przestałem rozwijać wystarczy przeczytać podany wątek. Firmware powstało z powodu uszkodzenia oryginału gdzie JLink zaoferował kupno nowego za 1/2 ceny, a akurat zbierałem na JTrace i nie chciałem wydawać kasy na kolejnego Base (więc w sumie wydałem realnie prywatnie na JLink Base i JLink Trace sporo więcej). Edu w tym czasie nie był jeszcze dostępny, a uszkodzenie oryginalnego JLink Base było objawem błędu w oryginalnym bootloaderze - został odesłany do naprawy i używałem wtedy klona.
Co nie zmienia faktu że pliki z tym firmware ciągle są bardzo chętnie pobierane - więc raczej trzeba by sporo osób z elektrody pouczyć (zwłaszcza tych co używają tego firmware w biznesie ot samochodówka itp.)
Z drugiej strony sam święty nie jestem bo łamałem nie jedno rozwiązanie czy to hardware czy to software. Ale nie mam zamiaru nikogo umoralniać bo nie jestem hipokrytą
atom1477 wrote:
tplewa wrote:
Bo tego typu błędy nie są problemem, uważam je za coś naturalnego do czego należy się przyzwyczaić. To jest to co pisałem nie ma produktów idealnych. Natomiast to co wspomniałem przywykłem do gorszego oprogramowania z jakim czasem trzeba pracować.
To masz inną definicję problemu. Ty chyba pod pojęciem "problem" rozumiesz narzekanie, ubolewanie, i lamentowanie.
Nie mamy inne podejście. Narzędzia czyli wszelkiego środowiska itp. to są lepsze lub gorsze narzędzia i tyle. Natomiast problemy są jak masz do realizacji jakiś niebanalny projekt i dostępne narzędzia są tutaj najmniejszym problemem - którymi nikt nie ma czasu zawracać sobie tyłka.
Z drugiej strony sam święty nie jestem bo łamałem nie jedno rozwiązanie czy to hardware czy to software. Ale nie mam zamiaru nikogo umoralniać bo nie jestem hipokrytą
Pytanie nie miało moralnego podtekstu tylko praktyczny - po co. Dla hobbysty jlink-edu mini jest w 100% wystaczający a kosztuje tyle co 4 paczki fajek w PL albo 1 w UK.
Z drugiej strony sam święty nie jestem bo łamałem nie jedno rozwiązanie czy to hardware czy to software. Ale nie mam zamiaru nikogo umoralniać bo nie jestem hipokrytą
Pytanie nie miało moralnego podtekstu tylko praktyczny - po co. Dla hobbysty jlink-edu mini jest w 100% wystaczający a kosztuje tyle co 4 paczki fajek w PL albo 1 w UK.
Nie wiem niech kolega zapyta tych co używają, a raczej może wiem nie obsługuje JFlash Ja obecnie mam Edu v10.0, Base v8.0 i Trace (wyszystkie oryginalne). Natomiast mam co jakiś czas pytania na PW czy zrobię soft do nowszych wersji
Każdą rzecz zaczynamy od siebie. Tak było jest i będzie. Tym samym jedni wiedzą po co idą na studia a inni bo reszta też idzie i podobno to pomaga, niektórym przedłuża... młodość . Trafiają na uczelnię ,zakładają nogę na nogę no i teraz zróbcie ze mnie inżyniera. Jak rzecz jasna potraficie. Tymczasem genetyki nie przeskoczycie 5% inżynierów rozwiązało 95% problemów. To oznacza, że w grupie 30 osobowej jest 1, max. 3 którzy się do tego naprawdę nadają, dalszych pięciu ujdzie a reszta usiłuje stawić czoła własnej genetyce. No to się frustrują, trudno wtedy nie pić i nie udzielać się towarzysko. Nawet jak system pozwala i ściągają to tym bardziej się frustrują. Kiedy obok siedzi koleżka i skrobie z łepetyny szybciej jak oni są w stanie przepisać ze wspomagania.
Po to są te wszystkie partnerskie programy dużych firm by wyselekcjonować i odpowiednio zagospodarować to co najtreściwsze.
To ciekawe, że gdy inni mówią, żeby student spróbował wszystkiego to raczej nie mają na myśli dodatkowego studiowania fizyki kwantowej albo nauki FPGA. Uważacie, że przez ileś tam lat prowadzący zajęcia tego nie zauważyli?
Gdyby ten anglosaski system był taki sprawny i wydolny to nie trzeba byłoby uzupełniać braków w newralgicznych miejscach rzeszami wykształconych gdzieś indziej emigrantów. W Polsce zaczęto wprowadzać ów wspaniały system i poziom zamiast wzrosnąć spadł i to znacznie. Dosypanie kasy jeszcze z nikogo nie zrobiło potęgi. Gdyby tak było prym wiodłaby np. Arabia Saudyjska.
Problem jest już na etapie szkoły średniej i tego co otrzymują uczelnie. Rektorzy proponowali dodatkowy rok zerowy na uczelniach technicznych i to z czegoś wynika.
Nie będę bronił systemu edukacji wyższej i tej średniej w Polsce bo ma bardzo wiele za uszami ale trzeba patrzeć na całość a nie na wycinek.
Wspominałem o własnym przykładzie "nastawiania" w niemieckiej firmie. Gdyby mi to co zaproponowano wystarczało to nikt by się nawet nie pofatygował by poświęcić kwadrans. Dlatego, że byłby to bez wartościowo stracony czas.
Skoro w polskich firmach nie poświęca się czasu studentom tylko chce gotowy "produkt" to dostaje się gotowy produkt, którego często jedyną motywacją są pieniądze. Nie zastanawiający się co będzie robił za 10 lat? A potem są utyskiwania, że nie można znaleźć nowych pracowników i którym trzeba byłoby poświęcić czas równy przynajmniej połowie studiów. Na dodatek polskie firmy są polskie i mają taką a nie inną historię na rynku pracy. Jak przez ostatnie 25 lat przemysł w Polsce.
Bardzo dobrze, że tak jest. To ssanie przemysłu kierunkuje uczelnie a jak każdy ma to gdzieś to jest jak jest. Owo ssanie jest jedynym skutecznym a przy tym tajemniczym i niewidzialnym mechanizmem podnoszenia poziomu kształcenia.
Gdy tymczasem, tu i teraz po co się wysilać jak można zostać inżynierem sprzedaży albo wgrywać podstawowe oprogramowanie nie zagłębiając się zbytnio jak ono działa? Dostać na początek 8 koła i się nie wysilać czy 5 i cały czas dalej siedzieć w książkach?! Jakże trudny wybór.
Po co dzisiaj ludziom "po godzinach" wyobrażenie o pracy skoro mają FB? Ktoś się jeszcze zastanawia?
Jeżeli jedyną wartością dodaną specjalistycznego projektu jest krótszy czas realizacji albo nieco niższe koszty jego sfinalizowania to jest to strategia chodzenia po cienkim lodzie. Może właśnie dlatego firmy, które naprawdę dużo zarabiają lokują w swoich produktach "ficzery", odbiegające od tego co można znaleźć w gotowcach: toolbox-ach, bibliotekach producenta układów. Nawet jeżeli konkurencja to wprowadzi to za pomocą mechanizmu lewara patentowego i tak się zarabia specjalnie nie robiąc nic.
Nie mamy inne podejście. Narzędzia czyli wszelkiego środowiska itp. to są lepsze lub gorsze narzędzia i tyle. Natomiast problemy są jak masz do realizacji jakiś niebanalny projekt i dostępne narzędzia są tutaj najmniejszym problemem - którymi nikt nie ma czasu zawracać sobie tyłka.
To co opisałeś to właśnie inna definicja "problemu", a nie inne podejście (choć podejście też mamy inne w innych kwestiach).
Bo "problem" to pojęcie ogólne. Nie dotyczy tylko elektroniki i nie tylko pracy.
Może dotyczyć wszystkiego, a więc środowiska także.
A Ty masz jakąś inną definicję "problemu", że ona nie pasuje do środowiska.
Dla mnie "problem" to jest sytuacja gdy nagle się pojawia potrzeba zrobienia czegoś, a nie widać rozwiązania na to (co można też nazwać: niemożliwość zrobienia czegoś).
Czyli gdy w układzie dioda LED świeci za jasno, i aż się pali, to to nie jest problem. Ewentualnie można to nazwać bardzo małym problemem.
Bo dobranie rezystora do diody jest łatwe, i wiadomo jak to zrobić. Więc takie coś to nie problem, mimo że trzeba siąść i to zrobić.
Ale gdy się pojawiają za duże zakłócenia EMI, mimo zadbania o poprawny projekt PCB, o zasilanie, itp. To to już problem. Bo (póki co) zostały wyczerpane już wszystkie znane techniki EMC, a i tak coś jest nie tak. I nie wiadomo czego się teraz czepić. Takie coś nazywam problemem. Bo nawet nie wiadomo jak do tego siąść.
I tym sposobem środowisko wpada w tą definicję. Bo jak chce się coś zrobić w środowisku, czego nie ma w odpowiednikach środowisk innych producentów, albo jest to zrobione inaczej, albo nawet niech będzie tak samo ale nie działa, to jest problem. Bo nie wiadomo czego się czepić. Nie ma innych metod bo nie można użyć środowiska Xilinxa do Lattica. Nie można użyć doświadczenia z Xilinxa bo problem nie dotyczy kodu VHDL czy bloków układu scalonego Xilinxa, tylko użycia środowiska. Nie można też w ogóle użyć innego kodu do rozwiązania problemu, bo problem wcale nie dotyczy kodu. Tylko aplikacji środowiska która tworzy np. komponenty, albo programuje bity konfiguracyjne w FPGA (EEPROM, np. ten od szyfrowania wsadu).
Jak dla mnie takie zachowanie środowiska to właśnie "problem".
Bo nie da się tego obejść, użyć innego środowiska, czy zrobić tego ręcznie (gdy nie jest znany format zapisu danych do EEPROMu).
Dziwi mnie że takich rzeczy nie liczysz jako "problemy", albo liczysz jako małe "problemy".
I jak dla mnie to po prostu wynik innej definicji problemu, a nie innego podejścia.
Pewnie podchodzisz tak jak TI, którzy pewien problem w działaniu ich układu określili jako "issue".
Na polski: "jest sprawa".
Albo może określmy to jako "Trudne sprawy". Ale nie problemy
RitterX: Dobrze napisałeś.
Dodam jeszcze że to nie do końca wina dopłacania do uczelni czy studentów, tylko sposobu dopłacania.
Chodzi o granty i konieczność współpracy firm z jednostkami naukowymi w przypadku brania niektórych dotacji unijnych.
I nie żebym tu krytykował dotacje unijne Tylko mówię o sposobie wydatkowania tych dotacji.
Gdyby firma sama decydowała czy chce skorzystać z uczelni, to by decydowała na podstawie oczekiwanych zysków i oszczędności.
Jeżeli czegoś sami nie umieją zrobić, to w ogóle by nie zrealizowali projektu. Więc zależało by im na wybraniu dobrej uczelni. Albo by nie startowali po dotację bo by wiedzieli że zaraz będzie ona do zwrotu.
Uczelni z kolei by zależało żeby być dobrą, by być wybieraną przez takie firmy.
Z kolei obowiązek prowadzi zawsze do tego samego. Do pogorszenia jakości (wręcz partactwa) i przy okazji pewnie też korupcji.
Jedna firma nie chce korzystać z uczelni, ale i tak musi. Więc na odczepne coś tam im podrzuca do zrobienia a w projekcie i tak robi po swojemu.
Inna już chce, ale uczelnia wiedząc że jest obowiązek współpracy nie musi się wysilać jakością bo firma i tak obowiązkowo z nimi będzie musiała współpracować.
Jest też przyzwyczajona do odwalania fuszerki pod wpływem tych pierwszych firm, które im podrzucały tylko jakieś pierdoły do zrobienia i nie weryfikowały efektów pracy.
Efekt końcowy jest taki że korzystanie z uczelni stało się jedynie formalizmem.
I ani jedna ani druga strona nie oczekuje zrobienia porządnych prac naukowych na tej współpracy.
Znam nawet przypadek prawdziwego zaskoczenia (i strachu) na uczelni, gdy się okazało że firma jednak naprawdę chce prawdziwy działający układ. A oni sobie odwalili fuszerkę i naobiecywali gruszek na wierzbie których się nie da zrealizować. I nagle jest problem.
Inny przypadek to brak sprawdzenia wyników pomiarów. Nawet formatu. Zapisały się krzaki na karcie SD (jakiś błąd systemu plików), i to poszło do raportu. Wykonanie uczelniane oczywiście.
Powiedzmy sobie szczerze, że prawdziwej inżynierskiej pracy na rynku nie ma za wiele. Tam gdzie idą aktualni studenci po studiach (Polskich) to najczęściej stanowiska raptem techniczne (klepanie z góry ustalonego kodu, utrzymanie ruchu, testerzy itp), gdzie nie jest wymagane aby człowiek wszystko ogarniał.
Stanowiska pracy, gdzie stawiają przed człowiekiem problem i on ma go rozwiązać to rzadkość. Takie stanowiska jak architekt oprogramowania czy lead engineer są jednymi z faktycznie inżynierskich prac, gdzie faktycznie przychodzi problem i wymóg dobrania odpowiednich narzędzi i sprzętu do rozwiązania problemu. Jednak ile takich stanowisk w firmie może być? 2-3%? Zważywszy, że takie osoby mają ludzi technicznych, którzy będą realizować JEGO wizję na rozwiązanie problemu, a nie będą go samodzielnie rozwiązywać.
Nie ma co się dziwić, że uczelnie nie uczą naprawdę inżynierów, gdyż ilość ludzi którzy będą się uczyć samodzielnie po za uczelnią jest wystarczający aby pokryć zapotrzebowanie inżynierów na rynku pracy.
Nie liczę bo do tego przywykłem. Natomiast projekty mamy na tyle skomplikowane że to jest pomijalne inna sprawa jak wspomniałem czasem aby coś zrobić trzeba używać nietypowych układów gdzie jest jeszcze gorzej i z dostarczanymi narzędziami czy dokumentacją - od tego jest wsparcie producenta i tutaj wspomniałem jak siedzisz w większych projektach to nie jest z tym źle. Mam przykładowo bezpośrednie numery na komórki inżynierów aplikacyjnych i jak mam problem to dzwonię i tyle.
Dodam jeszcze że to nie do końca wina dopłacania do uczelni czy studentów, tylko sposobu dopłacania.
Chodzi o granty i konieczność współpracy firm z jednostkami naukowymi w przypadku brania niektórych dotacji unijnych.
I nie żebym tu krytykował dotacje unijne Tylko mówię o sposobie wydatkowania tych dotacji.
Gdyby firma sama decydowała czy chce skorzystać z uczelni, to by decydowała na podstawie oczekiwanych zysków i oszczędności.
Jeżeli czegoś sami nie umieją zrobić, to w ogóle by nie zrealizowali projektu. Więc zależało by im na wybraniu dobrej uczelni. Albo by nie startowali po dotację bo by wiedzieli że zaraz będzie ona do zwrotu.
Uczelni z kolei by zależało żeby być dobrą, by być wybieraną przez takie firmy.
Powiem więcej, obecne zapotrzebowanie na usługi inżynieryjne jest w pewnej znaczącej części podyktowane niekontrolowanym wypływem pieniądza z banków centralnych. Aby coś legalnie przewalić musi być podkładka na co poszła nieprzyzwoicie wielka góra środków.
Banki centralne państw, których waluty posiadają jeszcze jako taką wartość wizerunkową mają ujemne stopy procentowe. Tym samym nadpodaż pieniądza jest pakowana w nawet nieprawdopodobnie idiotyczne przedsięwzięcia. Z nadzieją, że może coś z tego wyrośnie ze stopą zwrotu 3%/rok albo przynajmniej będzie można odsprzedać udziały na zero po uwzględnieniu stopy inflacji.
Żaden z 20. największych amerykańskich startupów nie ma dodatniej stopy zwrotu z bieżącej działalności operacyjnej. Jednocześnie już chyba nikt nie wie ile owe wehikuły finansowe spaliły pieniędzy inwestorów? Mechanizm jest wydajny tylko w tym, że banki kreują pieniądze, które pożyczają rządy pod zastaw papierów skarbowych a startupy i nie tylko, spalają. Interes się kręci by zwykłych ludzi nie zjadła hiperinflacja. Należy dodać, że najbardziej są kuszeni wizerunkowymi sztuczkami inwestorzy pochodzą głównie z obszarów gdzie jest ulokowane najwięcej amerykańskiego długu. Wychodzi na to, że inwestorzy np. z Zatoki Perskiej albo Chin przywożą amerykańskie obligacje skarbowe by je spalić w super nowoczesnym startup-owym amerykańskim piecu a tym samym ogrzać miejscowych.
I na tym polu niestety polskie przedsięwzięcia także są jakieś takie bez polotu, rachityczne . Nie ma się czym chwalić nawet w dziedzinie przewalenia środków.
#
osctest1 wrote:
To co piszecie jest przerażające. Tylko tumiwisizm, korupcja , równanie w dół i wszelkie inne patologie.
Jak taka jest elita narodu, a srodowiska akademickie wlaśnie takowa elitą powinny być, to się można załamać
@RitterX - To co piszesz świadczy, że po prostu nie miałeś przyjemności studiowania na porządnej uczelni.
Z całą pewnością nie miałem przyjemności studiowania jak i posiadania złudzeń. Poszedłem na studia w określonym celu, konkretnie nauki.
Bardzo lubię odniesienia ad personam. Są takie ożywcze w dyskusji i enigmatyczne, zupełnie nic nie wnoszące.
Nawet na najlepszej uczelni technicznej w Polsce schemat ze składem grupy jest słuszny. Na "prestiżowym" wydziale elektroniki w czasach gdy były egzaminy przyjmowano tych z najlepszą średnią z egzaminu a tym, którym brakowało kilku punktów pozostawały mniej "prestiżowe" kierunki rzecz jasna po poprawieniu w "kampanii wrześniowej" jednego z egzaminów. Tym samym skład na elektronice posiadał pewien bias wzmacniający i w grupie było 4 geniuszy , 8 przyszłych dobrych fachowców i reszta mniej lub bardziej walcząca z własnym DNA. Nie zmienia to kształtu selekcji bo i tak na samym początku "wejściówki z analizy" robiły swoje. Wydziały z naborem z "kampanii wrześniowej" miały oczywiście mniej , gorszy podział w grupie a tym samym wykładowcy wkładali więcej wysiłku w pracę by to wyprostować.
Warto też zauważyć, że bardziej prestiżowo postrzegane od politechnik są medycyna, prawo, SGH, UJ i tam trafiała spora część geniuszy ciągnąc poziom elektroniki w tą mniej prestiżową stronę .
W USA co roku jest więcej absolwentów prawa czy ekonomii jak wszystkich głównych specjalności technicznych.
Patrząc na ranking polskich uczelni np. na Liście Szanghajskiej to faktycznie nie ukończyłem żadnej z renomowanych np. z pierwszej 100. owej listy. Tylko, że uczelni nie kończy się dla dyplomu ani pozycji najlepszych studentów. To na dłużej niczego nie załatwia. Dobre pozycjonowanie na początku nie oznacza kariery w danej firmie obecnie nawet w Japonii. Bank nie pyta o wykształcenie a o materialne zabezpieczenie kredytu na inwestycje.
Co do elit, to od dawna w Polsce ale nie tyko, ani lekarze a tym bardziej inżynierowie nimi nie są. Nie ma też znaczenia czy pracują w najlepszych polskich klinikach czy na politechnikach. Nie są rozpoznawani w przeciwieństwie do prawdziwej elity jak influenserzy, aktorzy, sportowcy, dziennikarze, prawnicy, ekonomiści czy politycy. To jest elita wyznaczająca trendy i określająca co inni mają myśleć oraz robić.
strasznie jesteś spięty, nastawiony na walkę. Luzik.
Ja żałuję osobiście, że nie zdecydowałem się od razu iść na porządną uczelnię poza krajem i zmarnowakem 2 lata na PW. Poziom kadry byl zalosny, sposób prowadzenia zajęć debilny, do tego niewiarygodnie nudny a już na pewno nie rozwijający. Taka szkółka.
Dlatego zachęcam z całego serca młodych ludzi - uczcie się języków i aplikujcie na normalne uczelnie. Jak się uda zdobyć stypendium to ekstra, jak nie są inne możliwości. Nie będziecie żałować - nawet jak będziecie musieli wziąć kredyt studencki (nawet w USA jest to możliwe dla studentów z UE)
Wyjdziecie z tego tumiwisizmu, nepotyzmu, marazmu, korupcji i prywaty. Będziecie mieli ciekawe, rozwijające studia z nagrodą w postaci łatwej do znalezienia, dobrze płatnej pracy bez szefa Janusza.
Na Zachodzie wszystko jest lepsze, chleb pożywniejszy a trawa bardziej zielona. Kłopot w tym, że maja dwujęzyczna percepcja nie przyjmuje takiej bajki. Może dlatego bardzo dobrze potrafię się zainstalować w nowej rzeczywistości, bez złudzeń i zbędnego stresu.
Byłby bardzo daleki od doradzania tak pochopnie decyzji o zmianie rzeczywistości. Wiem jak zasuwa się na zachodnich uczelniach choć to wcale nie gwarantuje świetlanej przyszłości, już nie. Deczko bym też polemizował odnośnie średniego poziomu. Zawierzenie procesu wyższego wykształcenia wykładowcom by zrobili np. inżynierów przy minimalnym poziomie zaangażowania z własnej strony to bardzo ryzykowne podejście. Przynajmniej tak podpowiada nabyte doświadczenie. Właśnie dlatego odniósł druzgocącą porażkę do niedawna tak zachwalany e-learning na poziomie wyższym w USA.
To ile wynoszą przeterminowane długi pożyczek studenckich w USA https://forsal.pl/artykuly/1314072,kredyty-studenckie-w-usa-to-oszustwo-na-mlodym-pokoleniu-potwierdza-to-nowe-badanie.html ?
Po świecie chodzi bardzo dużo biednych zdolnych ludzi, którzy pozwolili nieść się rzeczywistości zamiast ją w pocie czoła samemu współtworzyć. Mieć plan, warunki graniczne jego realizacji i trzymać się tego. Ktoś kto walczy ze swoim DNA po zmianie rzeczywistości też będzie walczył, bardziej.
Oczywiście można uczyć się całek i różniczek np. w UK-ju ale równie dobrze można ten etap przejść w Polsce. A potem jak ktoś ma samozaparcie zrobić doktorat za granicą. Ta droga wydaje się dużo bardziej bezpieczna i skuteczniejsza na co są bardzo liczne przykłady. Nauka w Polsce daje czas na nawiązanie dodatkowych kontaktów pod warunkiem, że ktoś nie siedzi biernie jak stara buła.
Parę słów o walczących z własnym DNA. Mam kolegę, który sam dobrowolnie do tej grupy się zaliczał. Mordował się mocno, może nie za mocno ale mocno. Celem nie było zostanie geniuszem z międzynarodowymi kontaktami i doświadczeniami oraz bawienie się pracą a zostanie na początek wspólnikiem w firmie ojca a następnie przejęcie jej w sposób płynny i bezstresowy. Taki warunek został postawiony z prostego powodu, miało to przejść w odpowiedzialne ręce.
Jest bardzo dużo mało eksponowanych miejsc a bardzo potrzebnych gdzie ta grupa wspaniale się odnajduje i robi naprawdę dobrą robotę. Dlatego darzę ogromnym szacunkiem przede wszystkim za bardzo przemyślane działanie a szczególnie wytrwałość. Inżynieria ponoć to 90% posuwania się od punktu A do B a jedynie 10% to wyobraźnia. Dlatego na co dzień budujemy statki, domy, komputery... a nie piszemy listy pragnień rodem z SF.
Był taki przypadek jednego ze śmiałków idących na Mount Everest, który zamiast dodatkowej butli z tlenem wziął jedynie dobre wewnętrzne przekonanie, że zdoła i różaniec. Jego szczątki są dzisiaj kierunkowskazem w drodze na szczyt.
W moim przekonaniu, jak ktoś wyprawia się w nieznane to nie zaszkodzi wziąć różaniec jeżeli jest wierzący, co na pewno pozwoli się lepiej skoncentrować, czyli podniesie szanse sukcesu. Lecz nie należy nie zabrać "butli" czyli dobrego, przemyślanego przygotowania w nadziei że jakoś to będzie. Doświadczenie podpowiada, że nie będzie "to co może się nie powieść na pewno się nie powiedzie" - jedno z Praw Morpyego.
o ile wynoszą przeterminowane długi pożyczek studenckich w USA
W tym jest wiele demagogii i małe odniesienie do naszej sytuacji.
Bardzo wielu bezrobotnych absolwentów generują kierunki najbardziej popularne na słabych uniwerkach typu: studia biznesowe, prawo (np. w UK prawników jest jak mrówek). Nie dotyczy to absolwentów tych kierunków z dobrych uczelni np. absolwenci Russel Group uniwerków w 80% znajdują pracę w zawodzie w ciągu pół roku a ponad 95% w ciągu roku. Ten odsetek jest dużo wyższy w przypadku studiów technicznych.
Spłata kredytu studenckiego. W UK spłacasz go po przekroczeniu £500 tygodniowo czyli ok £26000 na rok brutto 9% od różnicy.
Dla przykladu firma, w której pracuję poszukuje teraz junior embedded programisty. Trzeba umieć C, znać RTOS-a jakiegoś, dobrze byłoby radzić sobie z ARM-ami, podstawowa znajomość elektroniki - tak jak to dla programisty. Oferujemy £40000 czyli
jak ktoś płaci tu pożyczkę studencką będzie płacić miesięcznie ok 107 funtów.
Za 2 -3 lata będzie dostawać 50-70tys i wtedy spłacić porzyczkę w 3-4 lata do zera nie jest problemem
PS szukamy na poważnie. Jak ktoś chce to może aplikować.
Dla przykladu firma, w której pracuję poszukuje teraz junior embedded programisty. Trzeba umieć C, znać RTOS-a jakiegoś, dobrze byłoby radzić sobie z ARM-ami, podstawowa znajomość elektroniki - tak jak to dla programisty. Oferujemy £40000 czyli
jak ktoś płaci tu pożyczkę studencką będzie płacić miesięcznie ok 107 funtów.
Tylko to jest poziom zaawansowanego samouka. W takim razie nie rozumiem po co studia, profilowe wykształcenie? Firma ma kontrakt przynajmniej na 4 lata?
W takim razie nie rozumiem po co studia, profilowe wykształcenie?
atom1477 wrote:
Nawet nie zaawansowanego. Takiego normalnego (ale ciągle samouka, a nie nieuka).
I to jest klasyczne odwracanie kota ogonem. To co napisałem to dwa zdania. Studia dają podstawę. Resztę da doświadczenie. I głownie z tego wynika różnica pomiędzy "junior", "senior" a "lead".
Nie było to odwracanie kota ogonem. Napisałem to jedynie dla rozróżnienia pomiędzy samoukiem a nieukiem, bo często te dwie rzeczy są mylone. To było bez związku z tym co napisałeś.
Swoją drogą niedawno przeczytałem że teraz "nie ważne co się robi, ważne kto to robi". I sobie zdałem sprawę że to dzisiaj jest powszechne w każdej dziedzinie.
Nie neguję że studia nakierowują.
Ale spotkałem się z kilkoma wersjami określeń tego co robią studia.
1. Ktoś narzeka że go studia niczego nie nauczyły: bo studia nie uczą tylko nakierowują, więc to jego wina a nie studiów.
2. Ktoś mówi że studia go czegoś nauczyły (czy nakierowały): to ok, studia są ok.
3. Ktoś się czegoś sam nie nauczył: to źle że nie poszedł na studia.
4. Ktoś się czegoś sam nauczył: źle, na pewno się źle nauczył.
Tak mówią Ci co nie zauważyli że studia zmieniły się przez ostatnie, 10, 20 czy 30 lat.
Traktują to jako punkt odniesienia, aksjomat, bo przecież zawsze tak było że studia są dobre. Ok, ale to z czegoś wynikało a nie było dane z niebios na zawsze. Gdy się warunki zmieniły to trzeba zweryfikować aksjomaty*.
Nie neguję że na studiach można się czegoś nauczyć**, ale w przypadku osoby bardzo inteligentnej jest tak że ona się tego uczy sama i nawet jej nie trzeba wskazywać drogi. Studia pomagają jedynie osobom na granicy "DNA" jak to wyżej RitterX określa. Bo tylko taka osoba bez pomocy by się nie chciała uczyć, a z pomocą ma łatwą możliwość się nauczyć. Osoba nieogarnięta i tak się nie nauczy, albo szybko zapomni. A osoba ogarnięta nauczy się bez jakiejkolwiek pomocy.
Pojawia się tu często argument że takich osób ogarniętych jest mało (co niby miało by uzasadniać istnienie studiów dla pozostałych). No tak, ale może ta mała ilość jest wystarczająca?
Przyczepię się jeszcze punktów 3 i 4 które wcześniej wymieniłem.
Już na innym forum miałem taką dyskusję z jakąś zaawansowaną technicznie osobą po studiach, ze starszego pokolenia. Wiedzy nie neguję, ale jak na dłoni było widać brak znajomości realiów dzisiejszych studiów.
Gdy chcieliśmy sprawdzić co kto umie, to podał zadanie specyficzne dla swojej branży. Wprawdzie dość proste ale nie wierzę że studenci po studiach to pamiętają. A miał być to argument że osoba bez studiów tego nie umie a ze studiami umie.
Panuje przekonanie że jak ktoś się czegoś uczy sam i liźnie temat, to źle, bo tylko liznął a nie zna naprawdę tematu.
Ale jak jest na studiach, gdzie przecież nie uczą tylko nakierowują, i liźnie temat, to ok. Bo przecież studia go nakierowały i teraz mimo że nic nie wie w temacie, to
już temat liznął na studiach i sobie teraz bez problemu sam poszuka i się doszkoli.
Czyli lizanie na studiach jest ok, a poza studiami już nie. Dziwne rozumowanie.
To brak tolerancji dla odmienności seksualnych .
Pomija się tu też znaczenie internetu. Mówi się że to śmietnik, itp.
A prawda jest taka że np. ja z internetu mam 99% mojej wiedzy. Jak bym żył w latach '50 czy '80, to mógł bym się opierać tylko na książkach oraz na obliczeniach na kartce. Bez dostępu do bibliotek (czyli studiów) nie dało by mi się zrobić nic. Więc nic dziwnego że starsze pokolenie ma takie podejście do studiów.
Ale czasy się zmieniły, i teraz jest łatwy dostęp do informacji z domu. Teraz jest więc możliwość samodzielnego uczenia się niskim kosztem. Ale to dotyczy tylko tych kilku %, z granicy "DNA". Tylko oni będą w stanie samodzielnie pokierować swoim procesem uczenia się. Ale i tylko oni powinni.
*Mały hint, jak wyglądają dzisiejsze studia. Dzisiaj na wykładach się gra, ogląda streamy z dziewczynami porno-amatorkami, a jak wykład jest po południu to się nawet zamawia kebaby z dostawą pod salę wykładową. Dziewczyny nie lepsze. Można poczytać co wyprawiają na zachodzie na tych ograzmusach.
Kadra z kolei bierze granty, ściemnia w raportach, (albo po prostu nierzetelnie je przygotowuje) i nie robi nic konstruktywnego dla nauki.
Jak to pasuje do starszych czasów gdy studia to były poważne instytucje i poważni ludzie?
**I nie przesadzajmy że studia nie uczą. Jak najbardziej uczą, są tam przecież też normalne zajęcia jak w szkole (są przecież też ćwiczenia, a nie tylko wykłady i laborki).
I to jest klasyczne odwracanie kota ogonem. To co napisałem to dwa zdania. Studia dają podstawę. Resztę da doświadczenie. I głownie z tego wynika różnica pomiędzy "junior", "senior" a "lead".
Absolutnie nie jest. Nawet w USA coraz powszechniejsze stają się zamiast drogich studiów szkoły pomaturalne i kursy zawodowe. Niemcy od zawsze mieli gdzieś anglosaski system będąc twórcami własnego, dużo skuteczniejszego. Mają mniejszy procent społeczeństwa z wyższym wykształceniem i jakoś z tego powodu materialnie i gospodarczo nie cierpią. Wręcz przeciwnie to Anglosasi usiłują nakładać cła by nie pójść z torbami. Niemiecki system ma to do siebie, że jest uczciwy. Przyznaje, że nie jesteśmy tak samo zdolni co nie oznacza, że nie jesteśmy tak samo potrzebni. Chodzi w nim o to by z jednej strony nie marnotrawić środków na bezsensowne usiłowania walki z własnym DNA dla przypadków beznadziejnych a jednocześnie by ludzie, którzy nie są do tego stworzeni zajęli się czymś innym zamiast frustrować się "bo inni mają". W Polsce ten system dobrze funkcjonował aż przyszli reformatorzy i go przykładnie po anglosasku, modelowo schrzanili.
Studia nie dają żadnej podstawy np. w programowaniu systemów wbudowanych albo umiejętności przygotowania przemysłowego lutowania bo to nie jest obszar i poziom wiedzy konieczny do opanowania wymienionych umiejętności. To obszar kursu pomaturalnego. Inżynieria zaczyna się wtedy gdy trzeba sięgnąć do rozwiązań nietypowych a tym samym zastosować np. aparat matematyczny związany np. z zaawansowanymi systemami sterowania czy chemicznymi.
Do programowania systemów wbudowanych takich dużych i takich małych wystarczy przeczytać dosłownie trzy książki i na nich oprzeć swoje podstawy np. M.J.Bach "Podstawy Systemu Operacyjnego UNIX". Tak by rozumieć czym są semafory, mutex-y, ochrona pamięci, szeregowanie i planowanie zadań, wywłaszczanie, obsługa przerwań,... . To nie jest wiedza tajemna. Jeżeli za oparcie wykładu na studiach przez prowadzącego w sumie o jedną książkę studenci muszą płacić to znaczy, że taki system edukacji jest do d.
Studia uczą tylko tych, którzy chcą się nauczyć a zbyt wielu jedynie poprawiają samopoczucie i mniemanie o sobie.
W Polsce są już zatrudniani na stanowiska techniczne a nawet jako deweloper oprogramowania ludzie bez studiów. Pracuję z takimi osobami i... super sobie radzą.
@RitterX Oj z tymi niemcami bym uważał. Coraz częściej widzę projekty, które wychodzą spod ich rączek i są pomyłkami na każdej płaszczyźnie. Dla przykładu widziałem projekt "mądrego termostatu", który postawili na... cortex-A!!! Toż to było do zrobienia na cortex-m4 (może nawet na m0). Cenowo wyszła tragedia, to co miało ułatwić pracę (linux) ich przerosło i projekt po kilku latach (sic!) trafił do kosza. Znam jeszcze kilka przypadków i nie uważam niemców za wybitnych inżynierów.
Przeglądałem raz materiały z uczelni colorado na temat energoelektroniki. No cóż, nie dopilnowali zabezpieczeń i do większości materiałów ma się dostęp Powiem tak poziom tego co mnie uczyli w Polskiej uczelni a tego co tam uczą to jest coś nie do przeskoczenia. Na politechnice wrocławskiej to jest jakiś podły żart i kpina z studentów, społeczeństwa i brak szacunku do nazwy politechnika. Uważam, że jesteśmy już bardzo blisko momentu, że polskie uczelnie będą bardziej przeszkadzać w znalezieniu pracy niż pomagać.
Inżynieria zaczyna się wtedy gdy trzeba sięgnąć do rozwiązań nietypowych a tym samym zastosować np. aparat matematyczny związany np. z zaawansowanymi systemami sterowania czy chemicznymi.
To też wyjaśnia coś czego sam nie wiedziałem jak opisać.
Bo wcześniej była mowa o stosowaniu wysokich technologii jak wyróżnika zaawansowania projektu i projektanta. Gdzie ja podałem przykład zrobienia czegoś zaawansowanego na AVRze. Tylki mi wcale nie chodziło o uzasadnianie celowości dłubania na słabym procesorze. Bo wcale nie uważam że to jest sensowne.
To miało tylko pokazać że wartość projektanta jest w rozwiązaniu problemów technicznych, czyli dodaniu wartości do projektu. A nie w tym czy do zrobienia projektu użyje zaawansowane materiały.
Przykładowo Texas Instruments, firma przodująca w produkcji zaawansowanych układów scalonych, ma przecież na swoim wejściu proste surowce (piasek, węgiel, itp). Czy skoro nie używa zaawansowanych surowców to znaczy że robi mało zaawansowane projekty? No nie, bo liczy się to co jest na wyjściu a nie na wejściu.
W sumie niskie technologie na wejściu tylko potwierdzają że firma robi wysokie technologie.
Bo przejść od niskiej technologii do wysokiej jest ciężej, niż ze średniej do wysokiej.
Oczywiście może nie byś sensu robić od bardzo niskiej do wysokiej, tak jak nie ma sensu dłubać na AVRze żeby zrobić obróbkę obrazu Video.
Ale w takim wypadku brak sensu objawia się jako brak sensu ekonomicznego. Na pewno jednak dowodzi wysokiej wartości dodanej, jaką projektant dokłada do projektu.
Co innego gdy projektant użyje wysoko specjalizowanego układu scalonego do obróbki Video. Który ma już zaimplementowane różne funkcje obróbcze, i wymagają one jedynie włączenia.
Ciągle nie znaczy to że projektant nic nie dokłada. Bo nawet żeby użyć jakieś gotowe funkcje to trzeba wiedzieć jak (i jakie użyć, czyli wybrać odpowiednią z listy). Może też podjął decyzję ekonomiczną, czyli mimo że wie jak zrobić obróbkę samodzielnie, to używa gotowego układu scalonego bo tak jest taniej.
Z przeglądania internetu widzę jednak że właśnie w przypadku tych osób stosujących gotowe rozwiązania, zanika umiejętność samodzielnego rozwiązywania problemów. Nawet jak wcześniej posiadali taką umiejętność i wiedzę). I zresztą nic dziwnego, skoro nie szlifują umiejętności tylko jadą na gotowcach.
I na koniec ten dłubacz AVR, mimo że dłubanie było bezsensowne ekonomicznie, to posiada umiejętności dłubania, a użytkownik procesora Cortex-A53 nie. I jak przychodzi projekt wykonania układu do przesyłania obrazu, powiedzmy 100Mpix, to prędzej zrobi go ten gość od AVRa niż ten od Cortexa. Bo do takiej rozdzielczości może nie istnieć na rynku żaden gotowy procesor i trzeba będzie dłubać samemu. A skoro trzeba dłubać, to potrzeba gościa od dłubania a nie gościa od zaawansowanych procesorów.
Oj z tymi niemcami bym uważał. Coraz częściej widzę projekty, które wychodzą spod ich rączek i są pomyłkami na każdej płaszczyźnie. Dla przykładu widziałem projekt "mądrego termostatu", który postawili na... cortex-A!!! Toż to było do zrobienia na cortex-m4 (może nawet na m0). Cenowo wyszła tragedia, to co miało ułatwić pracę (linux) ich przerosło i projekt po kilku latach (sic!) trafił do kosza. Znam jeszcze kilka przypadków i nie uważam niemców za wybitnych inżynierów.
Opisałem, w mojej opinii plusy niemieckiego systemu kształcenia i tyle. Ma sens gdyż na niższym etapie, wcześniej uczy zawodu. Właśnie dlatego jeszcze do niedawna na laboratoriach politechnik bez względu na profil pytano czy są studenci po technikum?
Wykazując czekistowsko-rewolucyjną czujność nie dowierzam nikomu i bardzo wnikliwie przeglądam wszystkie projekty węsząc podłe spiski imperialistów . Tu nie chodzi o to, że Niemcy są bystrzejsi bo nie są, za to są znacznie sumarycznie skuteczniejsi bo są. Sam projekt techniczny to pewien znaczący wycinek całości. W Polsce, w moim odczuciu, najgorzej jest właśnie z rozumieniem całości.
Mądry termostat i to z PID, lecąc w dół ze skalowaniem, zbudowałem gdy jeszcze używałem ATTiny13A czy jakoś tak. Przeniosłem go ze starego projektu na '51 . W drugą stronę bardzo mądry termostat z regulatorem adaptacyjnym na Cortex-M4. Termostat wbrew obiegowej opinii to bardzo pojemne pojęcie.
_lazor_ wrote:
Przeglądałem raz materiały z uczelni colorado na temat energoelektroniki. No cóż, nie dopilnowali zabezpieczeń i do większości materiałów ma się dostęp Powiem tak poziom tego co mnie uczyli w Polskiej uczelni a tego co tam uczą to jest coś nie do przeskoczenia. Na politechnice wrocławskiej to jest jakiś podły żart i kpina z studentów, społeczeństwa i brak szacunku do nazwy politechnika. Uważam, że jesteśmy już bardzo blisko momentu, że polskie uczelnie będą bardziej przeszkadzać w znalezieniu pracy niż pomagać.
Tak we Wszechświecie działa Entropia. Bezruch jest nagradzany stygnięciem. Programy pisze się pod średniego studenta dlatego, że za średnim studentem idzie dotacja. Sumarycznie brak matematyki na maturze oraz szkolnictwa zawodowego robi swoje. W USA nie kształci się aż tak wielu specjalistów np. z energoelektroniki a mają wybór 340mil. a nie z 34mil. Tym samym można wtłoczyć nieco więcej do głów o bardziej pojemnej percepcji.
Nie tak dawno zagłębiałem się w stałonapięciowej energoelektronice bardzo wysokich napięć i mocy. Powiem, że po infiltracji sporej liczby programów kształcenia jakoś mi pewnej części to wszystko nie urwało.
W mojej ocenie rzeczywistość w Polsce brnie a raczej dryfuje, od bardzo dawna, w jakimś mało określonym kierunku a od zawsze uczelnie wyższe skupiają jak w soczewce wszelkie słabości systemu. Takie światło ostrzegawcze zanim rzeczywistość przyjdzie i poklepie ale łopatą.
atom1477 wrote:
Bo wcześniej była mowa o stosowaniu wysokich technologii jak wyróżnika zaawansowania projektu i projektanta. Gdzie ja podałem przykład zrobienia czegoś zaawansowanego na AVRze. Tylki mi wcale nie chodziło o uzasadnianie celowości dłubania na słabym procesorze. Bo wcale nie uważam że to jest sensowne.
To nie jest bezsensowne jeżeli masz bardzo dużo oprogramowania stworzonego pod te procesory. Pozostawanie na niej może być bardzo sensowne ale może stać się bardzo niebezpieczne choćby z powolnej chęci wygaszania tej linii procesorów przez obecnego właściciela praw do rdzenia, który ma bardzo szeroką gamę własnych. Skalowanie w górę ma znaczenie. Dlatego jak bym miał coś zasugerować to pozostawanie na AVR jest średniookresowo tanim podejściem do rozwiązywania najprostszych zadań ale wypada już migrować swoje oprogramowanie. Póki AVR generują wyższe przychody z rozwiązań to nie należy z wyższością pchać się tam gdzie nie potrzeba z ARM-ami. Technologię należy wyssać ile się da. Wtedy jest pełen zwrot z inwestycji jaką było wprowadzenie do aplikacji AVR-ów.
AVR-y są tu jedynie przykładem. Nie popadajmy w drugą skrajność jaką są jedynie słuszne ARM-y.
To nie jest bezsensowne jeżeli masz bardzo dużo oprogramowania stworzonego pod te procesory. Pozostawanie na niej może być bardzo sensowne ale może stać się bardzo niebezpieczne choćby z powolnej chęci wygaszania tej linii procesorów przez obecnego właściciela praw do rdzenia, który ma bardzo szeroką gamę własnych. Skalowanie w górę ma znaczenie. Dlatego jak bym miał coś zasugerować to pozostawanie na AVR jest średniookresowo tanim podejściem do rozwiązywania najprostszych zadań ale wypada już migrować swoje oprogramowanie. Póki AVR generują wyższe przychody z rozwiązań to nie należy z wyższością pchać się tam gdzie nie potrzeba z ARM-ami. Technologię należy wyssać ile się da. Wtedy jest pełen zwrot z inwestycji jaką było wprowadzenie do aplikacji AVR-ów.
Nie musisz nic sugerować bo opisałem przypadek z przed wielu lat.
Z AVRów przeniosłem się na ARMy w momencie jak wystąpił ten krach cenowy AVRów wiele lat temu,. Już wtedy używałem ARMów i przejście było całkiem łatwe (bo nie zaczynałem od zera, a jedynie zwiększyłem udział projektów na ARMach a zmniejszyłem na AVRach).
Sprecyzuję co do czekania na zwrot inwestycji.
Bo opisałeś tylko przypadek gdy starsze rozwiązanie jest bardziej opłacalne, i wtedy zarabia na zwrot inwestycji. I tak jest.
Ale to nie dowodzi że technologię należy wyssać ile się da. To zadziała tylko w tym przypadku gdy ta większa opłacalność występuje.
Ale może też być zwrot inwestycji ale mniejsza opłacalność.
Jeżeli coś da się zrobić na AVR, ale da się też zrobić na innym procesorze podobnym cenowo to zwrot nie musi następować na AVRze (albo w ogóle może nie następować, jak zwał tak zwał). Można zrobić na ARMie i też zarobić (nawet więcej ze względu na tańszy procesor i mniejszy nakład na pisanie programu). Czy to nazwać zwrotem kasy przez ARMa, czy nowym zarabianiem a brakiem zwrotu kasy z AVRa, to kwestia dyskusyjna, ale dotyczy tylko nazewnictwa.
W finansach nic nie zmienia: po prostu na ARMie będzie większy całkowity zysk.
Ale można też cisnąć na AVR i ciągle zarabiać, tyle że mniej. Więc zwrot inwestycji i tak nastąpi. Zatem zwrot nie wiąże się bezpośrednio z opłacalnością.
Ja by się tutaj kierował tylko opłacalnością a nie faktem uzyskiwania zwrotu z poczynionych inwestycji. Krótko mówiąc godzę się na nietrafione inwestycje (czy przeterminowane), jeżeli ich porzucenie da mniejsze straty niż uparte wyciskanie ich aby tylko się zwróciły. Bo jeżeli będę ciągle wyciskał z inwestycji co się da aż do zwrotu, to oznacza to przy okazji że tracę czas zamiast zrobić nową inwestycję która by się zwracała o wiele szybciej.
Opisałem przykład na AVR bo tak było najłatwiej, ale jak mówię mnie on już nie dotyczy.
Oj z tymi niemcami bym uważał. Coraz częściej widzę projekty, które wychodzą spod ich rączek i są pomyłkami na każdej płaszczyźnie. Dla przykładu widziałem projekt "mądrego termostatu", który postawili na... cortex-A!!! Toż to było do zrobienia na cortex-m4 (może nawet na m0). Cenowo wyszła tragedia, to co miało ułatwić pracę (linux) ich przerosło i projekt po kilku latach (sic!) trafił do kosza. Znam jeszcze kilka przypadków i nie uważam niemców za wybitnych inżynierów.
to jest taki "anecdotal argument". W każdym kraju i w każdej firmie istnieją nieudane projekty.
Inna sprawa, że jeżeli mówimy o elektronice i informatyce to jednak kraje anglosaskie zdecydowanie przodują.
Proponuję za to odrobinę skromności w tych Kolegów dywagacjach na temat wysokich technologii. To co robimy to jest rzemiosło i tak to należy traktować. To co ma być ta technologią wg Was to po prostu nieco sprawniejsze rzemiosło.
Firma, w której procuję zajmuje się naprawdę nowoczesnymi tematami. Nasze produkty są wynikiem badań podstawowych prowadzonych w firmie. Ale ja zajmuję się rzemiosłem. Po prostu piszę (jako część zespołu programistów) rzemieślniczo firmware aby wyniki tych badań dawało się wykorzystać w praktycznym urządzeniu, co nie oznacza, że ja zajmuję się wysokimi technologiami, pomimo tego, że jestem dość sprawny w swoim rzemiośle i używam najbardziej aktualnych dostępnych na rynku zasobów, aczkolwiek dokładam swoją cegiełkę do ich powstania.
W firmie pracującej nad naprawdę nowymi technologiami 80% to osoby które pracują naukowo nad ich rozwojem a 20% to zasługa ludzi, którzy implementują wyniki ich pracy.
RitterX wrote:
No i wychodzi na to, że inżynier musi być jeszcze liczykrupą . Kto by się tego spodziewał a kto na to przygotował w swych oczekiwaniach pracy?
Zapraszam do nas. Nie będziesz musiał zajmować się pracą nieinżynierską. Urządzenia, które sprzedajemy są tak drogie, że nie oszczędza się na projekcie i samym urządzeniu.
@osctest1 W Polsce też jest duże pole do popisu jeśli chodzi o R&D. Można sobie wybierać od telekomunikacji, audio, przetwarzania obrazu, automotive czy projekty medyczne.
Jakby realizowanie patentów klienta było czymś nadzwyczajnym to może bym powiedział "Wow", tylko że dla mnie to jakaś nowość nie jest i dla większości też nie. Ba ja sam często siedzę w matlabie aby sprawdzić co Ci "naukowcy" narozrabiali. Matlab przyjmie wszystko (zwłaszcza float podwójnej czy poczwórnej precyzji), a oni nie mają pojęcia na co pozwala rzeczywisty sprzęt.
Ja mogę Ciebie zaprosić do siebie Zobaczysz jak się np pisze bare metal na x86-64, jak pracuje się w hard real time oraz jak pracuje się w zespole ponad 100 osób (tylko developerów, reszty nie liczę)
Jakby realizowanie patentów klienta było czymś nadzwyczajnym to może bym powiedział "Wow",
ni diabła nie rozumiem. Jakiego klienta i jakie "Wow"?
Przecież napisałem, że praca programisty uC to żadne "Wow", tylko zwykle rzemiosło a nie żadna nadzwyczajna praca r&d.
_lazor_ wrote:
Ja mogę Ciebie zaprosić do siebie Zobaczysz jak się np pisze bare metal na x86-64, jak pracuje się w hard real time
A czym to się różni od pisania nie bare metal poza wieksza upierdliwoscia? Tak przy okazji ostatni było o custom 8 core SOCach, teraz przeszliscie na x86? Notabene to takie samo rzemiosło, inne dłuta tylko są używane.
_lazor_ wrote:
Ja mogę Ciebie zaprosić do siebie
A możesz? Jesteś decyzyjny w tej kwestii? Nie ma sprawy. Ż chęcią się wydeleguje na kilka miesięcy do Ciebie. Od lutego ?
Nie jestem managerem aby podstawić Tobie pod nos umowę, ale polecenie ma znaczenie podczas rekrutacji.
Targetów jest kilka, C6000 i x86-64 to jedne z architektur jakich używamy, ale nie wszystkie.
Jeśli u Ciebie jest tylko rzemiosło to ok, ja nie uważam swojej pracy tylko za rzemiosło, bo jednak mamy czynnik research - analizę rozwiązania pod kątem wydajności. To jest ciągłe szukanie rozwiązań aby to co projektujemy było jeszcze wydajniejsze, bo nie mamy celu co maksymalnie ma osiągnąć sprzęt, tylko my wyciskamy co tylko sprzęt może dać z siebie.
ja nie uważam swojej pracy tylko za rzemiosło, bo jednak mamy czynnik research - analizę rozwiązania pod kątem wydajności. To jest ciągłe szukanie rozwiązań aby to co projektujemy było jeszcze wydajniejsze, bo nie mamy celu co maksymalnie ma osiągnąć sprzęt, tylko my wyciskamy co tylko sprzęt może dać z siebie.
za 10 lat zaczniesz. A co robi rzemieślnik? Właśnie to. Dobry potrafi z materiału wycisnąć wiele. Ale niczego nowego nie wymyśla - tylko implementuje, tak jak ja lub Ty (no chyba że robisz np jakieś badania podstawowe w IT o których nie piszesz). Jak byś poszedł do np. ARM-a wymyślać nowe tematy, to by nie było rzemiosło tylko R&D, albo jakąś nową koncepcję programistyczną.
Zaprosiłem kilku znajomych przez zaproszenie i z nimi pracuję. Jak nie chcesz przyjść to po co wyznaczasz termin?
Jakbyś zobaczył jak realizuje się IP core np w ARM to też byś uznał, że to tylko rzemieślnictwo. W końcu oni też mają feature do dodania i też siedzą tam ludzie i to implementują znanymi sobie narzędziami, potem to sobie testują itp. A kto jest nie rzemieślnikiem tylko tym R&D? np do takiego feature jak Helium? Jakiś manager co wymyślił "łooo dodajmy przetwarzanie wektorowe do cortex-m!", może osoba, która tworzyła dokumentację jak to ma wyglądać? a może osoba która zaczęła to implementować do IP core? No i niby jest ARM, jest nowa rzecz, a jednak jakoś tak nie bardzo bo przetwarzanie wektorowe jest znane nawet już ARMowi w postaci NEON.
Myślę, że masz jakieś wyobrażenie o R&D, i myślę że to pasuje idealnie do tego tematu. A jaka jest rzeczywistość? Pewnie szara jak wszędzie Trzeba coś zrealizować i się to realizuje poprzez dostępne narzędzia i wiedzę.