Z tej opowieści o Searlu coś mi nie pasuje - ponoć ktoś ze współpracowników Searla miał się zginąć od strychniny,
która się wytworzyła z materiału, z którego był zbudowany ten generator, podczas eksperymentu.
I to nasuwa cały szereg wątpliwości:
- strychnina w małych dawkach (np. 3mg) jest stosowana do leczenia, więc w takiej ilości nie może zabijać;
a wchłonięcie przez skórę takiej ilości, przy dotknięciu ręką, jest niemożliwe; nawet gdyby przyjąć, że tamten
ktoś dotknął do konstrukcji, na której wytworzyła się strychnina, i potem oblizał rękę, to strychnina jest tak gorzka,
że to by go zaalarmowało, a przynajmniej skutecznie zachęciło do wyplucia - i nie zatruł by się;
- brak w opisie objawów zatrucia charakterystycznych dla strychniny - opis zdecydowanie nie pasuje;
- jest w USA instytucja, a właściwie grupa instytucji - Centers for Disease Control and Prevention,
www.cdc.gov -
która bada wszelkie wypadki zachorowań i zatruć - gdyby taki wypadek miał miejsce, musiałby się on znaleźć
w ich raportach - czy komuś udało się taki raport odnaleźć? wystarczyłoby poszukać informacji o materiale,
z którego Searl miał wykonać ten generator - jeśli rzeczywiście z niego wytworzyła się trucizna, to ten materiał
musi być wymieniony na liście materiałów niebezpiecznych, z informacją o wykryciu powstawania trucizny;
a w historii o Searlu nie widać żadnej wzmianki o tych badaniach, które CDC musiałyby prowadzić.
Ale: strychnina jest powszechnie znana jako trucizna, więc jak się chce coś zmyślić, to daje większe szanse
skutecznego wprowadzenia w błąd dużej ilości ludzi, przynajmniej mało inteligentnych i nie dociekliwych,
niż wymyślenie czegoś innego - to jest poważna wskazówka za tym, że "Generator Searla" jest fikcją.