============== Odcinek 14 ================
MAXIMUS
-Dokąd Pan sobie życzy? - Gondola przywitała go miłym kobiecym głosem.
- Do Instytutu Melioracji, - Khan rzucił niedbale i zagłębił się w medytacji.
- Instytut Melioracji! - Po dłuższym czasie Gondola oznajmiła tryumfalnie przybycie do celu podróży.
Khan ocknął się ze stanu przyjemnego odprężenia.
- Nie oddychał Pan przez całą drogę, - głos gondoli emanował troską. - Czy mogę w czymś pomoc?
Khan uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Nie. Wszystko w porządku, - Khan opuścił gondolę i resztę drogi przebył pieszo. Pięć minut kontaktu z naturą to rzadka okazja, by się zrelaksować. Tym bardziej, że następna doba nie zapowiadała się najspokojniej.
Wszedł do hallu skromnego budynku Instytutu. Wystawa sprzętu rolniczego sprzed kilku wieków emanowała magicznym wspomnieniem skoszonych łanów zboża. Złociste snopki ustawiono równo w rzędach przed wielkim kombajnem.
Khan minął snopki i wąskim przejściem przecisnął się za kombajn. Lustrzane drzwi rozsunęły się z cichym westchnieniem, gdy okazał swoją plakietkę perkatemu nochalowi skanera. Wszedł do windy i wybrał właściwy poziom. Winda ruszyła najpierw pionowo w dół, by po chwili zmienić kierunek na poziomy. Przez oszklone ściany windy Khan obserwował mijane hale.
- Ciekawe, gdzie znajdował się szyb, którym wszystkie te maszyny bojowe tu trafiały, - Khan zastanawiał się chwilę przypominając sobie plany obiektu.
Konsultował zabezpieczenia, gdy rozpoczynali kopać kilometrowy szyb w głąb ziemi jakieś czterdzieści lat temu.
- Było to zaraz po pierwszym starciu z Morfami, - Khan przypominał sobie dawne czasy. - Jasne się wtedy stało, że „bracia w rozumie” nigdy nie będą przyjaciółmi i że sankcje nałożone na nich nie odniosły zamierzonego skutku. Wtedy zaczęto ukrywać obiekty o znaczeniu strategicznym. Od czasów Starożytności niewiele się zmieniło. Tylko maszyny były nieco bardziej wyszukane i troszkę bardziej śmiercionośne.
- Weźmy taki miotacz Zero, - Khan obserwował nadal otoczenie i mijane maszyny bojowe. - Zasilanie standardowe, rozmiar małej lokomotywy, energia wiązki około czterystu TJ w impulsie. Można tym przypiec ogon niejednemu Niebieskiemu. Obok, skromny Tempotron. Lepiej być po właściwej stronie jego promienników, gdy działa. Można wylądować w czasach przed stworzeniem Wszechświata. Wszystkie te urządzenia nigdy by nie powstały, gdybyśmy byli sami w kosmosie.
Winda zatrzymała się naprzeciw wąskiego korytarza. Khan wysiadł i udał się przed siebie. Po stu metrach skręcił w lewo. Gdzieś tu była toaleta. Pamiętał, że podczas inspekcji wiele lat temu był tu i zwiedzał większość pomieszczeń.
- Ooo! - Uśmiechnął się tryumfalnie.
Drzwi toalety usłużnie usunęły się przed nim. Khan odświeżył się pod prysznicem jonowym i wbił się sprawnie w skafander, który czekał na niego złożony w równą kostkę. Skafander posłusznie przeistoczył się w czarne Paludamentum Konsula Gildii. Khan wyszedł na korytarz. Przeszedł jeszcze dziesięć kroków i zatrzymał się przed lustrzanymi wrotami zdobionymi herbem Gildii, - ogromnym, trzygłowym smokiem z rozpostartymi skrzydłami. Bestia zionęła ogniem a w pazurach potężnych łap trzymała dwie skrzyżowane Lance Tachionowe. Tors Smoka zdobił złoty Aureus, - symbol najwyższej władzy. Khan uniósł dłoń i wrota rozsunęły się na boki ukazując wnętrze sali audiencyjnej Mistrza Gildii noszącego tytuł Protektor Maximus. Ściany odbijały i powiększały wszystko, co znajdowało się w przestronnym wnętrzu komnaty. Pośrodku przy wielkim podłużnym stole zrobionym z gładko obrobionego granitu siedziało już trzech mężczyzn pochłoniętych studiowaniem mapy holograficznej przedstawiającej układ Wong, tymczasowe miejsce zsyłki Aniołów, które przeżyły bitwę w układzie Myog. Mężczyźni mieli osłonięte twarze, co oznaczało, że nie należy dochodzić ich tożsamości w obecności Mistrza Gildii.
- Mam nadzieję Khan, że pański raport jest kompletny, - zagadnął postawny mężczyzna odziany w czerwone Paludamentum odwracając się do nowoprzybyłego.
Mężczyzna odsłonił twarz okazując Khanowi pełne zaufanie. Khan znał czcigodnego Protektora Maximusa od wielu lat. W Loży zasiadał po jego prawicy. Starannie przystrzyżona broda i wąsy dodawały mu powagi. Pozostali dwaj panowie również odwrócili się w stronę przybysza, lecz nie odsłonili twarzy. Nie miało to większego znaczenia, gdyż Khan doskonale wiedział, kim są i co tu robią.
- Miałem dość czasu na analizę sytuacji i możliwych strategii, Maximus, - Odparł Khan kłaniając się Mistrzowi z należnym szacunkiem.
- Usiądź, proszę, - Maximus wskazał wolne miejsce. - Miałeś sporo zajęć dzisiejszego dnia, jak słyszałem. Khan przytaknął siadając na wskazanym miejscu.
- Nie wierzę w zbiegi okoliczności stąd uważam, że za tymi dziwnymi zjawiskami stoją Morfy, - Khan powiedział z namysłem. - Jak wiecie Gabriel stracił życie, ale wszystko, czego się od niego dowiedziałem wskazuje na Morfy. Mówię „wskazuje”, gdyż pewne elementy nie pasują do ich profilu. Przemieszczanie czarnych dziur zaobserwowaliśmy pierwszy raz około trzydziestu lat temu. Były wtedy bardzo odległe od siebie i poruszały się bardzo wolno, więc jak Panowie zapewne pamiętacie nie uznaliśmy by stanowiły zagrożenie. Ich ruch wyglądał na chaotyczny stąd nie przywiązywaliśmy większej wagi do tej obserwacji. Istnieje jednak pewien problem. Z tego, co nam wiadomo to Niebianie są raczej dość ograniczeni, jeśli chodzi o pojmowanie natury wszechświata. To rasa pasożytów zainteresowana techniką tylko w takim stopniu, w jakim umożliwia im ona przeżycie. Skąd, zatem posiadają technologię umożliwiającą przemieszczanie dużych mas z prędkościami relatywistycznymi? Jak dotąd wykazali się jedynie flotą słabo uzbrojonych i niezbyt szybkich statków kosmicznych napędzanych antymaterią. Zupełnie nie mają pojęcia o fizyce stanu podstawowego. Dla nich świat ma tylko trzy wymiary! Pozwoliłem sobie wysłać dwie grupy zwiadowcze. Jedną do układu Wong a drugą na N3109 odległą od nas o niecałe trzy megaparseki. Zdobyłem namiary bazowego układu Morfów. To ciemna gwiazda na krańcach ich galaktyki. Gabriel nazywał to miejsce Niebem. Mnie ono bardziej przypomina piekło, ale to pewnie rzecz gustu. Może dowiemy się więcej, gdy zwiad wróci.
- Jest jeszcze coś, - Khan ciągnął dalej. - Artefakt, który przetransportowaliśmy z drugiego krańca Wszechświata nie powinien w ogóle istnieć. Był zrobiony z nieznanego stopu pierwiastków, których nie ma w znanym nam układzie okresowym. - Khan zrobił efekciarską pauzę w nadziei na jakiś komentarz. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc ciągnął dalej. - Co do zawartości Artefaktu to możemy jedynie przypuszczać, gdyż zniknął zanim został dokładnie zbadany. Mamy ślad fazowy Artefaktu prowadzący do układu czterech czarnych dziur, ale tam ślad się urywa. Nawet, jeśli założyć, że Artefakt zniknął pod horyzontem zdarzeń którejś z nich to i tak ślad powinien wciąż się utrzymywać, chyba, że ktoś usunął Artefakt z naszej czasoprzestrzeni.
- A tak, tak, - Protektor Maximus ocknął się z zamyślenia. - Również nie wierzę w zbiegi okoliczności, stąd poleciłem by wzmocnić ochronę Estymatora Fazowego oraz głównych ośrodków naukowych będących w naszym zasięgu. Skoro nie wiemy, czym wróg dysponuje musimy być przygotowani na wszystko.
- Wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, co się dzieje a ja w szczególności, - Maximus ożywił się mówiąc te słowa. - Wywiad, jak wiecie znajduje się pod moja osobistą pieczą stąd muszę z pełną odpowiedzialnością przyznać, że nie doceniliśmy wroga i należy to niezwłocznie naprawić. Osobiście dopilnuję, by winni zaniedbań w tej kwestii ponieśli odpowiedzialność. Nie możemy sobie pozwolić na żadne błędy i zaniedbania. Głupota i krótkowzroczność naszych władców doprowadziły kiedyś nieomal do zagłady rasy ludzkiej. Nie możemy pozwolić, by Morfy wciąż nas zaskakiwały. Widziałem holo Artefaktu, dodał mężczyzna powoli. Mam pewną teorię, co do tego, czym jest i jakie może posiadać znaczenie. Pojawił się już w przeszłości w naszej historii jakieś trzy tysiące lat temu. A Tobie Khan z niczym się Artefakt nie kojarzy?
- No jasne! - Khana w tym momencie olśniło. - Podskoczył na krześle jak oparzony. - Że też wcześniej nie wpadłem na to. To musiały być Morfy. Poza nimi nie ma przecież innej formy życia w całym Wszechświecie. Nad czym się tu zastanawiać. To sprawka Aniołów i basta. Nie ma wątpliwości. Co takiego znajduje się w Artefakcie, że poświęcili jednego z najwyższych dostojników, by go zdobyć?
- Diabelski gambit, - Trybiki w głowie Khana wciąż nie pracowały jak trzeba. - Coś tu jednak nie gra. - Pomyślał o technologii Aniołów i wydało mu się mało prawdopodobne, by mogły znać więcej pierwiastków niż ludzie, nie mówiąc już o czarnych dziurach. - C h y b a ż e ... Zwiad to musi wyjaśnić. Światło z ich gwiazdy nie posiada żadnych zagadkowych linii widma. Koniecznie trzeba zdobyć próbki wiatru ich słońca i gleby ze wszystkich planet, i księżyców ich układu. Jak Gabriel go nazwał?.. Chyba Mictlan. Chciałbym wiedzieć, czy to coś znaczy. Muszę przeszukać najstarsze pokłady pamięci Estymatora. Nawet on sam nie wie, że je ma.
Khan uświadomił sobie, że nie ma czasu do stracenia. Jego wizyta u Mistrza Gildii dobiegła końca.
- Przepraszam Panów, ale pilnie muszę się skomunikować ze zwiadem, - Khan wstał ze swojego miejsca i skierował się ku wyjściu. Odwrócił się i skłonił obecnym na pożegnanie, po czym ruszył do wyjścia. Gwałtowność ruchów Khana zaskoczyła nieszczęsne wrota, które nie zdążyły się uchylić przed majestatem nosa Konsula.
- Cholera! - Khan jęknął i złapał się za nos. Głupio mu było przed Maximusem, ale nie dał poznać po sobie, że wrota pokonały go z taką łatwością.
Do wyjścia dotarł tą samą drogą, którą tu przybył. Wyszedłszy na zewnątrz odetchnął świeżym powietrzem z wyraźną ulgą. Dobrze, że Protektor Maximus nie spytał o jego nocne przeczucie. Mógłby nabrać podejrzeń, że Khan nie panuje nad sytuacją a to zagrażałoby planom Khana.
SPISEK
Pierwszy obudził się Ulf. Zawsze długo spał, ale tym razem już nie mógł się doczekać poranka. Wszyscy jeszcze smacznie spali, więc postanowił zrobić im niespodziankę. Cichutko wymknął się z obozu. Gdy był już za drzewami wytężył swoje zmysły. Przez chwilę nic nie odbierał, ale powoli zaczęły docierać do niego różne odczucia. Czuł obecność rożnych zwierząt w niewielkiej odległości. Bardziej go jednak zdziwiło, że odczuwa również obecność drzew i innych roślin. Dotąd nie zdawał sobie świadomie sprawy, że są to żyjące stworzenia. Kochał przyrodę i nigdy nie korzystał z jej dobrodziejstw ponad konieczność. Burczenie w brzuchu przypomniało mu o priorytetach. Zlokalizował ślady kilku Bobro-Szopów, dużego dzika i kilku mniejszych. To pewnie mama z małymi idą szukać żeru, tak jak on. Po chwili zastanowienia sięgnął swoimi zmysłami trochę dalej i wyczuł obecność dzikich gęsi, które uwielbiał pieczone na rożnie. Ciekaw był jak wygląda świat z perspektywy gęsi, więc wyobraził sobie, że jest gęsią, którą właśnie zlokalizował. W chwilę później ujrzał w głowie obraz gór porośniętych drzewami i krzewami. Gęś skręcała w kierunku szerokiej rozpadliny. Ulf ujrzał jej oczami wysoki szczyt z niezbyt stromymi zboczami. Pośród drzew powyżej rozpadliny ujrzał jakby postać człowieka. Kto tu może być oprócz nas? Może Anioły wysłały szpiegów lub zabójców? Ale by była pyszna zabawa z nimi. Ulf wytężył wzrok zmuszając gęś by uczyniła to samo. Obraz powoli się przybliżał i stawał się ostrzejszy. Rozczarowany Ulf podniósł rękę do góry i szeroko nią zamachał. Postać na zboczu góry uczyniła dokładnie to samo.
- A już miałem nadzieję na jakąś akcję, - pomyślał zawiedziony i myślami skierował gęś w swoją stronę. Gdy była nad nim, pozbawił ją przytomności a następnie skręcił jej kark. Dokładnie tak samo upolował jeszcze dwie spore gęsi i przeniósł je siłą woli do obozu. Teraz już wiedział jak Żarłok sobie radził z pięciokrotnie większym od siebie dzikiem. Łatwizna!
Wracając do obozu zbierał suche gałęzie na ognisko już w tradycyjny sposób. Gdy doszedł do polany wszyscy byli już na nogach. Składali śpiwory i robili porządek po wieczornych zabawach.
- Witaj Ulf, - Żarłok przywitał go przyjaźnie. - Widzę, że robisz dobry użytek z nowych umiejętności, - uśmiechnął się do tłustych gąsek leżących równo w rzędzie.
Ulf przywitał Świstogona przyjaźnie klepiąc go po karku. Ptak odwdzięczył się znaną melodią, której go Ulf nauczył.
- A Wy śpiochy jazda nad potok oczka i ząbki przemyć. Ja tu już od świtu haruję a Wy śpicie, - Wielkolud zaśmiał się dobrodusznie witając przyjaciół.
Mag mruknął coś pod nosem niezrozumiale a Samira zdobyła się na ledwie słyszalne powitanie „Cześć. Trochę ciszej, jeśli łaska”.
Ulf własnoręcznie ułożył przyniesione patyki w stosik i czekał aż ktoś zechce przygotować gęsi do części oficjalnej, ale na próżno. Sam musiał się uporać z tym zadaniem. W kwadrans oprawione gęsi znalazły się na rożnie. Krzesanie ognia siłą woli nie było łatwe, ale w końcu się udało. Ognisko płonęło równym płomieniem opiekając gąski ze wszystkich stron. Siedząc wygodnie przy ognisku Żarłok obracał rożen siłą woli, obserwując jak skórka przybiera złocisty kolor w blasku ognia. Gdyby nie światło pochodzące z ogniska nawet złoto mieniłoby się błękitem wszechobecnym na Zaxor. Na szczęście ogień zachował tradycyjne wartości i cieszył oczy żywymi kolorami. Towarzystwo powoli dochodziło do siebie po ciężkich doświadczeniach wczorajszego wieczoru.
- Tobie to dobrze, Ulf, bo ważysz dwa razy więcej niż ja, - Samira usprawiedliwiła się sprytnie w swoim mniemaniu, - albo tylko udawałeś, że pijesz a wylewałeś za kołnierz.
- Ulf nie ma kołnierza za to ma głowę bizona. Żadna ilość alkoholu nigdy go nie pokonała, - Mag nie wytrzymał i zaśmiał się głośno.
Gąski przyjemnie skwierczały nad ogniskiem roztaczając wokół woń dziczyzny. Tłuszcz skapywał podsycając ognisko, które co raz wystrzeliwało snopy iskier w powietrze. Samira przygotowała chleb i wodę źródlaną oraz talerze. Sztućców nikt nie potrzebował a nawet jeśli, to ze względu na Żarłoka nikt nie zamierzał ich używać. Gąski potrzebują trochę czasu by się dobrze upiec, więc wszyscy cierpliwie przyglądali się mozolnej drodze ptaków na talerze.
Ulf opowiedział w międzyczasie swoje poranne doświadczenia myśliwskie, gdyż lubił dzielić się swoją wiedzą z innymi. Nigdy nie wiadomo, kiedy się to komuś przyda.
- Żarłoku, - Ulf zagadnął. - Wiemy jak działa teleportacja, której używamy na Zaxor i na Ziemi, ale to czysta technika. Robi się to tworząc tunele łączące odległe obszary przestrzeni, by przepchnąć przez nie samą materię a nie informację o jej strukturze. Trzeba do tego urządzeń i sporo energii. My natomiast robimy to bez jakiegokolwiek wspomagania techniką. Zechciej nas oświecić, na jakiej zasadzie to działa.
Rożen przestał się na chwilę obracać, gdy Żarłok zbierał myśli. Po chwili jednak znów ruszył a w głowach biesiadników odezwał się niski głos Świstogona.
- Chodzi tu o zjawisko splątania kwantowego znane już za czasów Średniowiecza. Wtedy jednak nie znano natury tego zjawiska i błędnie sądzono, że nie da się go użyć do nieprzyczynowego przekazu informacji. Wasza nauka wciąż do końca nie zgłębiła natury tego oddziaływania. Nic dziwnego, skoro pojęcie czasu zerowego nie jest jej znane. Splątanie polega na przekazaniu informacji z jednego obiektu do innego i określeniu ich wspólnego stanu, na przykład spinu. Następnie obiekty się rozdziela w przestrzeni. Przy próbie zbadania stanu kwantowego jednego z tych obiektów, drugi natychmiast przyjmuje wartość komplementarną. Tak to działa w mikroskali. Prawda jest jednak taka, że każdy obiekt i duży, i mały, i wielki jak słońce ma swoją matrycę splątania w domenie czasu zerowego. Wystarczy, zatem sięgnąć do niej i przesunąć obiekt w docelowe miejsce lub czas. Obiekt ulega rekreacji w docelowym miejscu a degeneracji u źródła. Dzieje się to natychmiast, gdyż czas zerowy nie wnosi własnych opóźnień do procesu. Wszystkie zjawiska typu tele- korzystają z tej własności.
- To by znaczyło, że zjawiska tele- powinny oddziaływać również poprzez lokalny czas, dając możliwość porozumiewania się lub przemieszczania obiektów nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Czy mam rację? - Samira miała nadzieję, że Żarłok udzieli odpowiedzi potwierdzającej jej domysły.
- Właśnie to chciałem Wam przekazać wieczorem przestrzegając przed nierozważnym używaniem takich zdolności. Postępując nierozważnie, bez zrozumienia konsekwencji można doprowadzić do katastrofy lub jakiegoś paradoksu w najlepszym przypadku. Może to być najstraszliwsza broń, jeśli się jej odpowiednio użyje. Można na przykład doprowadzić do kolizji gwiazd, jeśli we właściwym czasie umieści się niewielki obiekt na drodze jednej z nich tak, by nieznacznie zmienił trajektorię jej ruchu. Przez miliony lat ta drobna zmiana spowoduje takie odchylenie od oryginalnego toru, że gwiazda wejdzie na kurs kolizyjny z inną gwiazdą. Wystarczy sobie wyobrazić efekt, jaki chcemy osiągnąć a intuicja podpowie nam gdzie i co należy zrobić, by go osiągnąć. Tak to działa w praktyce, więc bądźcie bardzo ostrożni.
Nagle koło ręki Maga, którą podpierał się o ziemię pojawił się metrowej wysokości krzew różany obsypany pięknie pachnącymi kwiatami. Wszyscy zwrócili natychmiast uwagę na krzew, który pojawił się znikąd.
- Przed chwilą wprowadziłem drobniutką poprawkę do toru lotu maleńkiego nasionka, które dwa lata temu upadło dziesięć kroków dalej. Dalszych konsekwencji nie ma, gdyż ograniczyłem propagację przyczynową tej zmiany dla celów demonstracyjnych. Za minutę krzew powróci na swoje stare miejsce i będzie tak, jakby tej zmiany nigdy nie było. Teraz, mam nadzieję, wszyscy rozumiecie, jak ten mechanizm działa.
Po minucie, tak jak Żarłok przewidział, krzew zmienił miejsce pobytu i wszystko wróciło do normy. Nikt się przez ten czas nie poruszył.
- To jest mocne! - Mag nie krył podziwu. - Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Quadrium wpadło w niepowołane ręce. Tym bardziej należy sprawdzić, co się stało z próbką minerału, którą dostarczyliśmy Zielińskiemu.
Gąski wciąż tkwiły na rożnie czekając aż ktoś się nimi zainteresuje. Były już doskonale upieczone i pachniały smakowicie. Samira pełniła dziś funkcję Pani domu, więc do niej należał sprawiedliwy podział dziczyzny. Pierwsza porcja wylądowała oczywiście na talerzu Żarłoka, który wdzięcznie zamachał skrzydłami i gwizdnął dwa razy. Reszta biesiadników otrzymała swoje porcje w następnej kolejności. Wszyscy zajęli się chrupaniem wspaniale przypieczonych skrzydełek, piersi i udek, popijając źródlaną wodą od czasu do czasu.
- Gdyby nie to, że nie jestem biologiczny, - Żarłok przerwał milczenie, - czułbym się jak kanibal.
Rozbawił wszystkich tym stwierdzeniem rozluźniając atmosferę minionych rozważań naukowych.
- Jedzenie to sztuka a nie nauka i należy je celebrować z radością, i całkowitym oddaniem, - dodał, ostentacyjnie połykając spory kęs złocistej piersi.
Jedzenia ubywało powoli a po trzeciej dokładce pozostały już tylko kości. Ulf z żalem skonstatował, że o jedną gąskę za mało upolował. Nie było już czasu na poprawki, gdyż musieli się zająć pilniejszymi sprawami.
- Żarłoku, - Mag zagaił połykając ostatni kawałek swojej gąski. - A jak to się stało, że przeskoczyliśmy o jeden dzień do przodu przed katastrofą w Oho? Domyślam się, że w KOMNACIE POTOMNYCH przesunąłeś nas w czasie o jeden dzień do przodu. Tylko nie wiem, po co to zrobiłeś.
- Rzeczywiście, - Żarłok westchnął cicho. - Masz rację, że wymaga to kilku zdań wyjaśnienia. Przesunięcie rzeczywiście nastąpiło, ale nie w KOMNACIE POTOMNYCH tylko w KOMNACIE RADY, zresztą miejsce nie miało znaczenia, bo mogłem to zrobić nawet na polanie przed gniazdem, ale na zewnątrz byście trochę zmarzli. To nie Gniazdo przenosi w czasie, tylko każdy sam to robi świadomie lub nie, ale bez udziału techniki. Tylko troszkę Wam w tym pomogłem ten jeden raz. Czułem, że coś się wydarzy w Oho, więc musiałem zwrócić waszą uwagę na to, że Gniazdo daje możliwość podróży w czasie. Przypuszczałem, że w końcu któryś z Was zauważy niespójne wskazania chronometrów i nie pomyliłem się. Nie mogłem się jeszcze wtedy ujawnić, gdyż w świetle katastrofy uznalibyście mnie niechybnie za wroga rujnując mój misterny plan. W każdym razie takie niebezpieczeństwo brałem pod uwagę. Musiałem skierować Wasze zainteresowanie ku Gniazdu. Przez ten dzień, gdy byliście „zamrożeni”, spokojnie przygotowałem prezentacje, które obejrzeliście potem w Archiwum i rozesłałem patrole po całej planecie, i okolicach, by zasięgnąć języka. Sporo się dzięki temu dowiedziałem, ale o tym potem. Teraz musimy się ubrać stosownie do okazji i jazda do Oho.
- To znaczy jak się ubrać? - Samira się zainteresowała.
- Nie wiemy, co nas tam czeka, więc dla uniknięcia ran, napromieniowania, spalenia żywcem, dezintegracji, zgniecenia, zadeptania, czy innego niebezpieczeństwa ubierzemy się w odzież ochronną w Przebieralni. To nie boli i nawet nic nie poczujecie poza chwilowym niezbyt miłym smakiem czosnku zmieszanego z pieprzem, ale to szybko minie. Musimy jeszcze ustalić czas i miejsce docelowe. Proponuję bramę północną, około stu kroków przed nią wiedzie ścieżka. Jest tam spory głaz, na którym wyryto nazwę miasta. Tam się spotkamy dokładnie o zachodzie słońca. Wszyscy znacie to miejsce, więc nie powinno być problemu. A teraz zapraszam do Przebieralni. Jeszcze jedno, kotlet nie miał woli, więc jego „ubranko” było śliskie. My możemy świadomie kontrolować przyczepność zewnętrznej warstwy i swój własny ciężar, by nie latać bezwładnie po okolicy.
Podczas, gdy Żarłok udzielał im instrukcji, zdążyli dojść do Przebieralni.
- Wchodzimy pojedynczo, czy wszyscy razem? - Ulf spytał Poszukiwacza.
- Możemy wszyscy razem. Będzie nam raźniej.
Podeszli do kabiny z przezroczystymi drzwiami, które właśnie się otwierały zapraszając gości do wejścia. Żarłok uruchomił kabinę siłą woli, bo skrzydłem by nie dosięgnął do zielonego przycisku. Nieufnie weszli do kabiny, która cicho zamknęła się za nimi. Z dysz trysnęły strumienie jakiejś substancji oblepiając ich mlecznobiałą mgłą. Po chwili mgła opadła i drzwi kabiny się otworzyły. Żarłok wyskoczył na zewnątrz z takim impetem, że odbił się najpierw od urządzeń po przeciwnej stronie Przebieralni, by następnie poszybować pod sufit. W chwilę później łagodnie opadł na podłogę pewnie stawiając swoje szpony na lśniącej posadzce. Spojrzał na towarzyszy, którzy wciąż jeszcze tkwili w kabinie i machnął do nich skrzydłem zapraszając do wyjścia. Pierwszy ostrożnie wyszedł Ulf i zaraz się wyłożył jak długi. Minę miał niewyraźną, ale widać przypomniał sobie instruktaż, gdyż po chwili wstał niepewnie i już bez trudności dołączył do Żarłoka. Mag i Samira postąpili dokładnie tak samo jak Ulf i po chwili wszyscy zdążali do wyjścia.
- Faktycznie czuję czosnek z pieprzem, - Oświadczyła Samira krzywiąc się ostentacyjnie.
- Zaraz przejdzie i będzie Ci całkiem wygodnie, - Świstogon oznajmił tonem znawcy.
Rzeczywiście przeszło. Zupełnie nie czuło się nowego ubrania. Nie krępowało ruchów i nie przeszkadzało w oddychaniu. Choć poranek na zewnątrz nie należał do ciepłych, skafandry zapewniały doskonały komfort termiczny. Ulf wydobył swój nóż myśliwski z kabury przy pasie i przeciął gałązkę, którą wyciągnął z ogniska. Stwierdziwszy, że jego broń wciąż działa schował ją z powrotem zadowolony.
- Czyli cofamy się do siedemnastego..., nie, osiemnastego miała miejsce katastrofa, - Mag przypomniał wszystkim.
Spojrzeli na siebie i po kolei zniknęli z polany.
Wszyscy zmaterializowali się niemal jednocześnie przy głazie, o którym wcześniej mówił Żarłok. Mag spojrzał na swój chronometr. Osiemnasty, wszystko się zgadza. Obejrzeli się za siebie. Sto kroków od nich stała kamienna brama, którą zbudowali pierwsi osadnicy ponad sto lat wcześniej a za nią doskonale znane wszystkim zabudowania Centrum Geologii i Surowców.
- Od teraz porozumiewamy się tylko telepatycznie. Musimy zachować maksimum ostrożności, - zaproponował Mag.
Wszyscy się zgodzili w myślach i ustalili, że spotykają się tutaj najpóźniej dwie godziny po tym, gdy Mag wyruszy w góry na spotkanie z Żarłokiem.
- Rozdzielimy się i każdy będzie meldował, gdy zobaczy coś podejrzanego. Ulf obserwuje bramę i okolicę, Samira z Żarłokiem będą obserwować Centrum od strony wejścia zachodniego a ja pokręcę się przy głównym podjeździe i może wskoczę do budynku. Bądźcie ostrożni.
Zwiadowcy rozproszyli się w mgnieniu oka korzystając z nowo nabytych talentów. Po dwudziestu minutach Mag doniósł, że widzi siebie i Ulfa wynoszących podarki od Zielińskiego.
- Ktoś przygląda się nam ciekawie zza filarów przy głównym wejściu, - Mag zameldował. - Zobaczę, kto jest taki ciekawski.
Mag przeniósł się błyskawicznie w miejsce, z którego mógł zidentyfikować podglądacza.
- Ulf, to Twoja wielbicielka Rose patrzy jak jej się wymykasz. Chyba miała na Ciebie sporą chrapkę, - Mag zaśmiał się w duchu. - Poobserwuję jeszcze trochę i wskoczę do Centrum zobaczyć, co się tam dzieje.
- Jak to możliwe? - Ulf się zdziwił. - Przecież miała być w pubie Pirania. Sama mnie tam zapraszała, pamiętasz?
- Faktycznie, przypominam sobie rozmowę przy windzie. Mówiła, że wychodzi już z Centrum. Popatrzę na nią jeszcze chwilę, może musiała zostać z powodów służbowych. Trochę się przybliżę i powęszę.
- Właśnie widzę jak oddalamy się w kierunku miasta, - Mag donosił o sytuacji w jego sektorze. - A co u Was?
- Jakiś śniady gość z wąsami przeszedł właśnie ze sporym pakunkiem pod pachą. Wyglądał jakby się skradał i się bardzo spieszył, - Żarłok przekazał swoje obserwacje reszcie szpiegów. - Powinien się zaraz pojawić w zasięgu wzroku Maga. Skoczę kawałek dalej, może się dowiem skąd się wziął.
- Też już go widzę. Rzeczywiście niesie coś ciężkiego. Zmierza w kierunku wejścia i rozgląda się nerwowo, tak jak mówił Żarłok.
- Ulf, chyba masz rogi, - Mag się roześmiał. - Twoja Rose podeszła do niego. Rozmawiają o czymś dość nerwowo. Wydaje mi się, że już widziałem tego człowieka. Ulf, pamiętasz tego śniadego naukowca z wąsami, który chciał nam pomóc w poszukiwaniu Quadrium? Jak on miał na imię?
- Barak, - Ulf miał pamięć do imion i twarzy.
- Chyba to właśnie on. Właśnie idą bokiem do małego wejścia do laboratoriów. Ciekawe, co oni tam mają w tej paczce. Powinnaś ich zaraz zobaczyć Sami. Miej ich na oku. Od początku ten Barak mi się nie podobał. Poobserwuję jeszcze okolicę podjazdu i dołączę do Ciebie niedługo, Samiro.
- Przejmuję podejrzaną parę, - odezwała się Samira. - Idą w moim kierunku. Weszli do budynku. Ktoś z wózkiem na nich czekał, ale nie widzę jego twarzy. Podskoczę bliżej. Nie, nie znam tego człowieka. Kobiety i wąsatego zresztą też nigdy wcześniej nie widziałam. Pójdę za nimi tak daleko, jak się da.
- Widzę dziwny pojazd zaparkowany o jakieś ćwierć mili od miejsca, gdzie zobaczyłem tego Baraka, - Żarłok był podekscytowany. - To raczej nie jest zwykły fazolot. Posiada hermetyczny kokpit, ryglowany właz i trzy dysze silników fuzyjnych. Wiecie, takich na antymaterię. Jakby to był mały transportowiec międzyplanetarny. Będę go obserwował, tylko coś przyniosę.
- To może być właśnie to, czego szukamy, - rzekł Ulf. - Mag, może przejmij nasze ptaszki w podziemiach a Samira wzmocni obserwację tam gdzie był Żarłok.
- Słyszałaś Samiro? - Mag wykonał skok do podziemi i prawie zderzył się z Samirą. - Idź, popatrz sobie na gwiazdy tam, gdzie był Żarłok. Ja przejmę tych tu konspiratorów. Miej też na oku główne wejście.
Samira znalazła się na zewnątrz w mgnieniu oka i rozejrzała się uważnie, ale nic ciekawego nie dostrzegła.
Mag obserwował trójkę ludzi wiozących tajemniczy pakunek na niewielkim wózku. Milczeli przez całą drogę. W końcu Barak się odezwał do trzeciego nieznajomego mężczyzny.
- Udało Ci się wziąć próbkę?
- Niestety nie. Kręci się wokół niej z dwudziestu ludzi Zielińskiego. Dziś nie damy rady. Może rano, gdy pójdą spać.
- Rano już nie będzie tu nic do wzięcia, - odparł ze złością Barak. - Rose też się nie popisała. Miałaś tylko wydobyć z tego nordyka lokalizację złoża i nawet go nie potrafiłaś poderwać. Jesteście do niczego. Na szczęście zdobyłem odrobinę Trifortium. To powinno wystarczyć byśmy nie skończyli, jako dawcy DNA. Morfy nie znają tego minerału, to się im wmówi, że to właśnie jest Quadrium. Tylko, żebyście się nie wygadali. Jak dobrze pójdzie, jutro będziemy się wygrzewali na jakiejś cieplej plaży z pełnymi kontami w banku.
Rozmawiając, dotarli do końca korytarza prowadzącego do sekcji akceleratorów. Otworzyli drzwi do niewielkiego pomieszczenia ze środkami czyszczącymi i zostawili tam paczkę. Następnie skierowali się z powrotem ku wyjściu. Mag ledwo zdążył uskoczyć za ich plecy. Na szczęście go nie dostrzegli.
Mag na bieżąco informował towarzyszy o wszystkim, co widział i słyszał.
- Żarłoku, czy coś nowego zaobserwowałeś? - Spytał Mag podążając za trójką konspiratorów.
- Właśnie przyczepiłem pluskwę do statku, którego pilnuję. Może dowiemy się, dokąd poleci.
- U mnie spokój, - Zameldował Ulf. - Mamy jeszcze około pół godziny do katastrofy.
- Trójka podejrzanych właśnie zabrała z gabinetu Baraka jakieś urządzenia i torby podróżne. Kierują się ku wyjściu. Mam przeczucie, że się gdzieś wybierają. Zaraz powinnaś ich zobaczyć Sami. Pilnuj ich i staraj się podsłuchać ich rozmowy. Ja zobaczę, co jest w paczce, którą pozostawili w podziemiach.
Po minucie, Samira dostrzegła trójkę ludzi wychodzących z budynku. Byli bardzo ostrożni i rozglądali się na wszystkie strony, jednak mijając Samirę nawet jej nie dostrzegli, choć stała tuż za drzewem. Kierowali się na północną bramę.
- Ulf, wydaje mi się, że podążają w Twoim kierunku. Bądź czujny.
- To jest magnetyczny pojemnik z antymaterią i zamkiem czasowym, - Mag oznajmił pozostałym. - Otworzy się za siedemnaście minut.
- Trójka złoczyńców właśnie mnie minęła, - zameldował Ulf. - Idę za nimi.
Mijając Ulfa trójka ludzi jakby się trochę rozluźniła i nie rozglądali się już wokół.
- Ten statek na orbicie wygląda na nową jednostkę bojową. Nie sądziłem, że Morfy mają taki sprzęt. Widziałem kiedyś ich stare statki transportowe, ale to zupełnie coś nowego, - Barak opisał dokładnie, co widział i jak duży był statek, o którym mówił.
- Wydaje się, że opisuje jednostkę podobną do naszych okrętów klasy Jumbo, - Ulf na bieżąco informował. - Tylko skąd Morfy miałyby taki sprzęt?
- Pewnie od Dengów, - Żarłok podpowiedział. - Śledź ich dalej. Pewnie skręcą w moim kierunku, gdy się upewnią, że nikt za nimi nie idzie. Bądź ostrożny i nie wystrasz ich.
Mag zastanawiał się, co zrobić w tej sytuacji. Czasu na ewakuację nie ma prawie wcale. Może zabrać ze sobą tylko Zielińskiego? No tak, ale co z resztą? Miasto liczy trzy tysiące mieszkańców. Za mało czasu mamy by przeprowadzić jakąkolwiek akcję ratunkową. Podszedł do drzwi laboratorium, gdzie stado naukowców kłębiło się wokół robota geologicznego z ładunkiem Quadrium. Byli całkowicie pochłonięci swoimi dysputami. Nagle jeden po drugim zaczęli znikać. Słychać było tylko cichy odgłos implozji powietrza wypełniającego gwałtownie pustą przestrzeń powstałą po znikających naukowcach. Ci, którzy jeszcze nie zniknęli krzyczeli w panice, lecz w chwilę potem i oni podzielili los nieszczęsnych towarzyszy. Mag stał i patrzył na robota, który jako jedyny pozostał w pomieszczeniu. Niewiele myśląc mocno kopnął drzwi i wszedł do pustej sali. Włączył robota i nakazał mu podążać za sobą. Szybkim krokiem skierował się ku wyjściu.
- Wszyscy naukowcy zostali porwani, - Mag był zdenerwowany, bo zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. - Zabieram Quadrium by nie wpadło w łapy Morfów.
Ulf potwierdził przypuszczenia Żarłoka. Zbiedzy skręcili w kierunku, gdzie Żarłok zlokalizował obcy statek. Po pięciu minutach weszli na jego pokład a drzwi automatycznie zamknęły się za nimi. Statek delikatnie wzniósł się ponad drzewa i powoli odpłynął w górę niesiony ogniem anihilacji wydobywającym się z dysz jego silników.
Mag w tym czasie wydostał się z podziemi i wraz z robotem teleportował się do miejsca, gdzie Ulf i Żarłok obserwowali start statku konspiratorów. W chwilę później dołączyła Samira.
- Zaraz nastąpi wybuch. Nie pomożemy tym biedakom z miasta, więc lepiej zadbajmy o siebie, - Mag zarządził zbiórkę przy Gnieździe za cztery dni.
Gdy już wszyscy zniknęli, Oho rozpaliło się żarem potężnego wybuchu i wyparowało w błysku ognia anihilacji. Dwóch ludzi i Świstogon obserwowało tę katastrofę z niezbyt odległych gór.
MAXIMUS
-Dokąd Pan sobie życzy? - Gondola przywitała go miłym kobiecym głosem.
- Do Instytutu Melioracji, - Khan rzucił niedbale i zagłębił się w medytacji.
- Instytut Melioracji! - Po dłuższym czasie Gondola oznajmiła tryumfalnie przybycie do celu podróży.
Khan ocknął się ze stanu przyjemnego odprężenia.
- Nie oddychał Pan przez całą drogę, - głos gondoli emanował troską. - Czy mogę w czymś pomoc?
Khan uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Nie. Wszystko w porządku, - Khan opuścił gondolę i resztę drogi przebył pieszo. Pięć minut kontaktu z naturą to rzadka okazja, by się zrelaksować. Tym bardziej, że następna doba nie zapowiadała się najspokojniej.
Wszedł do hallu skromnego budynku Instytutu. Wystawa sprzętu rolniczego sprzed kilku wieków emanowała magicznym wspomnieniem skoszonych łanów zboża. Złociste snopki ustawiono równo w rzędach przed wielkim kombajnem.
Khan minął snopki i wąskim przejściem przecisnął się za kombajn. Lustrzane drzwi rozsunęły się z cichym westchnieniem, gdy okazał swoją plakietkę perkatemu nochalowi skanera. Wszedł do windy i wybrał właściwy poziom. Winda ruszyła najpierw pionowo w dół, by po chwili zmienić kierunek na poziomy. Przez oszklone ściany windy Khan obserwował mijane hale.
- Ciekawe, gdzie znajdował się szyb, którym wszystkie te maszyny bojowe tu trafiały, - Khan zastanawiał się chwilę przypominając sobie plany obiektu.
Konsultował zabezpieczenia, gdy rozpoczynali kopać kilometrowy szyb w głąb ziemi jakieś czterdzieści lat temu.
- Było to zaraz po pierwszym starciu z Morfami, - Khan przypominał sobie dawne czasy. - Jasne się wtedy stało, że „bracia w rozumie” nigdy nie będą przyjaciółmi i że sankcje nałożone na nich nie odniosły zamierzonego skutku. Wtedy zaczęto ukrywać obiekty o znaczeniu strategicznym. Od czasów Starożytności niewiele się zmieniło. Tylko maszyny były nieco bardziej wyszukane i troszkę bardziej śmiercionośne.
- Weźmy taki miotacz Zero, - Khan obserwował nadal otoczenie i mijane maszyny bojowe. - Zasilanie standardowe, rozmiar małej lokomotywy, energia wiązki około czterystu TJ w impulsie. Można tym przypiec ogon niejednemu Niebieskiemu. Obok, skromny Tempotron. Lepiej być po właściwej stronie jego promienników, gdy działa. Można wylądować w czasach przed stworzeniem Wszechświata. Wszystkie te urządzenia nigdy by nie powstały, gdybyśmy byli sami w kosmosie.
Winda zatrzymała się naprzeciw wąskiego korytarza. Khan wysiadł i udał się przed siebie. Po stu metrach skręcił w lewo. Gdzieś tu była toaleta. Pamiętał, że podczas inspekcji wiele lat temu był tu i zwiedzał większość pomieszczeń.
- Ooo! - Uśmiechnął się tryumfalnie.
Drzwi toalety usłużnie usunęły się przed nim. Khan odświeżył się pod prysznicem jonowym i wbił się sprawnie w skafander, który czekał na niego złożony w równą kostkę. Skafander posłusznie przeistoczył się w czarne Paludamentum Konsula Gildii. Khan wyszedł na korytarz. Przeszedł jeszcze dziesięć kroków i zatrzymał się przed lustrzanymi wrotami zdobionymi herbem Gildii, - ogromnym, trzygłowym smokiem z rozpostartymi skrzydłami. Bestia zionęła ogniem a w pazurach potężnych łap trzymała dwie skrzyżowane Lance Tachionowe. Tors Smoka zdobił złoty Aureus, - symbol najwyższej władzy. Khan uniósł dłoń i wrota rozsunęły się na boki ukazując wnętrze sali audiencyjnej Mistrza Gildii noszącego tytuł Protektor Maximus. Ściany odbijały i powiększały wszystko, co znajdowało się w przestronnym wnętrzu komnaty. Pośrodku przy wielkim podłużnym stole zrobionym z gładko obrobionego granitu siedziało już trzech mężczyzn pochłoniętych studiowaniem mapy holograficznej przedstawiającej układ Wong, tymczasowe miejsce zsyłki Aniołów, które przeżyły bitwę w układzie Myog. Mężczyźni mieli osłonięte twarze, co oznaczało, że nie należy dochodzić ich tożsamości w obecności Mistrza Gildii.
- Mam nadzieję Khan, że pański raport jest kompletny, - zagadnął postawny mężczyzna odziany w czerwone Paludamentum odwracając się do nowoprzybyłego.
Mężczyzna odsłonił twarz okazując Khanowi pełne zaufanie. Khan znał czcigodnego Protektora Maximusa od wielu lat. W Loży zasiadał po jego prawicy. Starannie przystrzyżona broda i wąsy dodawały mu powagi. Pozostali dwaj panowie również odwrócili się w stronę przybysza, lecz nie odsłonili twarzy. Nie miało to większego znaczenia, gdyż Khan doskonale wiedział, kim są i co tu robią.
- Miałem dość czasu na analizę sytuacji i możliwych strategii, Maximus, - Odparł Khan kłaniając się Mistrzowi z należnym szacunkiem.
- Usiądź, proszę, - Maximus wskazał wolne miejsce. - Miałeś sporo zajęć dzisiejszego dnia, jak słyszałem. Khan przytaknął siadając na wskazanym miejscu.
- Nie wierzę w zbiegi okoliczności stąd uważam, że za tymi dziwnymi zjawiskami stoją Morfy, - Khan powiedział z namysłem. - Jak wiecie Gabriel stracił życie, ale wszystko, czego się od niego dowiedziałem wskazuje na Morfy. Mówię „wskazuje”, gdyż pewne elementy nie pasują do ich profilu. Przemieszczanie czarnych dziur zaobserwowaliśmy pierwszy raz około trzydziestu lat temu. Były wtedy bardzo odległe od siebie i poruszały się bardzo wolno, więc jak Panowie zapewne pamiętacie nie uznaliśmy by stanowiły zagrożenie. Ich ruch wyglądał na chaotyczny stąd nie przywiązywaliśmy większej wagi do tej obserwacji. Istnieje jednak pewien problem. Z tego, co nam wiadomo to Niebianie są raczej dość ograniczeni, jeśli chodzi o pojmowanie natury wszechświata. To rasa pasożytów zainteresowana techniką tylko w takim stopniu, w jakim umożliwia im ona przeżycie. Skąd, zatem posiadają technologię umożliwiającą przemieszczanie dużych mas z prędkościami relatywistycznymi? Jak dotąd wykazali się jedynie flotą słabo uzbrojonych i niezbyt szybkich statków kosmicznych napędzanych antymaterią. Zupełnie nie mają pojęcia o fizyce stanu podstawowego. Dla nich świat ma tylko trzy wymiary! Pozwoliłem sobie wysłać dwie grupy zwiadowcze. Jedną do układu Wong a drugą na N3109 odległą od nas o niecałe trzy megaparseki. Zdobyłem namiary bazowego układu Morfów. To ciemna gwiazda na krańcach ich galaktyki. Gabriel nazywał to miejsce Niebem. Mnie ono bardziej przypomina piekło, ale to pewnie rzecz gustu. Może dowiemy się więcej, gdy zwiad wróci.
- Jest jeszcze coś, - Khan ciągnął dalej. - Artefakt, który przetransportowaliśmy z drugiego krańca Wszechświata nie powinien w ogóle istnieć. Był zrobiony z nieznanego stopu pierwiastków, których nie ma w znanym nam układzie okresowym. - Khan zrobił efekciarską pauzę w nadziei na jakiś komentarz. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc ciągnął dalej. - Co do zawartości Artefaktu to możemy jedynie przypuszczać, gdyż zniknął zanim został dokładnie zbadany. Mamy ślad fazowy Artefaktu prowadzący do układu czterech czarnych dziur, ale tam ślad się urywa. Nawet, jeśli założyć, że Artefakt zniknął pod horyzontem zdarzeń którejś z nich to i tak ślad powinien wciąż się utrzymywać, chyba, że ktoś usunął Artefakt z naszej czasoprzestrzeni.
- A tak, tak, - Protektor Maximus ocknął się z zamyślenia. - Również nie wierzę w zbiegi okoliczności, stąd poleciłem by wzmocnić ochronę Estymatora Fazowego oraz głównych ośrodków naukowych będących w naszym zasięgu. Skoro nie wiemy, czym wróg dysponuje musimy być przygotowani na wszystko.
- Wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, co się dzieje a ja w szczególności, - Maximus ożywił się mówiąc te słowa. - Wywiad, jak wiecie znajduje się pod moja osobistą pieczą stąd muszę z pełną odpowiedzialnością przyznać, że nie doceniliśmy wroga i należy to niezwłocznie naprawić. Osobiście dopilnuję, by winni zaniedbań w tej kwestii ponieśli odpowiedzialność. Nie możemy sobie pozwolić na żadne błędy i zaniedbania. Głupota i krótkowzroczność naszych władców doprowadziły kiedyś nieomal do zagłady rasy ludzkiej. Nie możemy pozwolić, by Morfy wciąż nas zaskakiwały. Widziałem holo Artefaktu, dodał mężczyzna powoli. Mam pewną teorię, co do tego, czym jest i jakie może posiadać znaczenie. Pojawił się już w przeszłości w naszej historii jakieś trzy tysiące lat temu. A Tobie Khan z niczym się Artefakt nie kojarzy?
- No jasne! - Khana w tym momencie olśniło. - Podskoczył na krześle jak oparzony. - Że też wcześniej nie wpadłem na to. To musiały być Morfy. Poza nimi nie ma przecież innej formy życia w całym Wszechświecie. Nad czym się tu zastanawiać. To sprawka Aniołów i basta. Nie ma wątpliwości. Co takiego znajduje się w Artefakcie, że poświęcili jednego z najwyższych dostojników, by go zdobyć?
- Diabelski gambit, - Trybiki w głowie Khana wciąż nie pracowały jak trzeba. - Coś tu jednak nie gra. - Pomyślał o technologii Aniołów i wydało mu się mało prawdopodobne, by mogły znać więcej pierwiastków niż ludzie, nie mówiąc już o czarnych dziurach. - C h y b a ż e ... Zwiad to musi wyjaśnić. Światło z ich gwiazdy nie posiada żadnych zagadkowych linii widma. Koniecznie trzeba zdobyć próbki wiatru ich słońca i gleby ze wszystkich planet, i księżyców ich układu. Jak Gabriel go nazwał?.. Chyba Mictlan. Chciałbym wiedzieć, czy to coś znaczy. Muszę przeszukać najstarsze pokłady pamięci Estymatora. Nawet on sam nie wie, że je ma.
Khan uświadomił sobie, że nie ma czasu do stracenia. Jego wizyta u Mistrza Gildii dobiegła końca.
- Przepraszam Panów, ale pilnie muszę się skomunikować ze zwiadem, - Khan wstał ze swojego miejsca i skierował się ku wyjściu. Odwrócił się i skłonił obecnym na pożegnanie, po czym ruszył do wyjścia. Gwałtowność ruchów Khana zaskoczyła nieszczęsne wrota, które nie zdążyły się uchylić przed majestatem nosa Konsula.
- Cholera! - Khan jęknął i złapał się za nos. Głupio mu było przed Maximusem, ale nie dał poznać po sobie, że wrota pokonały go z taką łatwością.
Do wyjścia dotarł tą samą drogą, którą tu przybył. Wyszedłszy na zewnątrz odetchnął świeżym powietrzem z wyraźną ulgą. Dobrze, że Protektor Maximus nie spytał o jego nocne przeczucie. Mógłby nabrać podejrzeń, że Khan nie panuje nad sytuacją a to zagrażałoby planom Khana.
SPISEK
Pierwszy obudził się Ulf. Zawsze długo spał, ale tym razem już nie mógł się doczekać poranka. Wszyscy jeszcze smacznie spali, więc postanowił zrobić im niespodziankę. Cichutko wymknął się z obozu. Gdy był już za drzewami wytężył swoje zmysły. Przez chwilę nic nie odbierał, ale powoli zaczęły docierać do niego różne odczucia. Czuł obecność rożnych zwierząt w niewielkiej odległości. Bardziej go jednak zdziwiło, że odczuwa również obecność drzew i innych roślin. Dotąd nie zdawał sobie świadomie sprawy, że są to żyjące stworzenia. Kochał przyrodę i nigdy nie korzystał z jej dobrodziejstw ponad konieczność. Burczenie w brzuchu przypomniało mu o priorytetach. Zlokalizował ślady kilku Bobro-Szopów, dużego dzika i kilku mniejszych. To pewnie mama z małymi idą szukać żeru, tak jak on. Po chwili zastanowienia sięgnął swoimi zmysłami trochę dalej i wyczuł obecność dzikich gęsi, które uwielbiał pieczone na rożnie. Ciekaw był jak wygląda świat z perspektywy gęsi, więc wyobraził sobie, że jest gęsią, którą właśnie zlokalizował. W chwilę później ujrzał w głowie obraz gór porośniętych drzewami i krzewami. Gęś skręcała w kierunku szerokiej rozpadliny. Ulf ujrzał jej oczami wysoki szczyt z niezbyt stromymi zboczami. Pośród drzew powyżej rozpadliny ujrzał jakby postać człowieka. Kto tu może być oprócz nas? Może Anioły wysłały szpiegów lub zabójców? Ale by była pyszna zabawa z nimi. Ulf wytężył wzrok zmuszając gęś by uczyniła to samo. Obraz powoli się przybliżał i stawał się ostrzejszy. Rozczarowany Ulf podniósł rękę do góry i szeroko nią zamachał. Postać na zboczu góry uczyniła dokładnie to samo.
- A już miałem nadzieję na jakąś akcję, - pomyślał zawiedziony i myślami skierował gęś w swoją stronę. Gdy była nad nim, pozbawił ją przytomności a następnie skręcił jej kark. Dokładnie tak samo upolował jeszcze dwie spore gęsi i przeniósł je siłą woli do obozu. Teraz już wiedział jak Żarłok sobie radził z pięciokrotnie większym od siebie dzikiem. Łatwizna!
Wracając do obozu zbierał suche gałęzie na ognisko już w tradycyjny sposób. Gdy doszedł do polany wszyscy byli już na nogach. Składali śpiwory i robili porządek po wieczornych zabawach.
- Witaj Ulf, - Żarłok przywitał go przyjaźnie. - Widzę, że robisz dobry użytek z nowych umiejętności, - uśmiechnął się do tłustych gąsek leżących równo w rzędzie.
Ulf przywitał Świstogona przyjaźnie klepiąc go po karku. Ptak odwdzięczył się znaną melodią, której go Ulf nauczył.
- A Wy śpiochy jazda nad potok oczka i ząbki przemyć. Ja tu już od świtu haruję a Wy śpicie, - Wielkolud zaśmiał się dobrodusznie witając przyjaciół.
Mag mruknął coś pod nosem niezrozumiale a Samira zdobyła się na ledwie słyszalne powitanie „Cześć. Trochę ciszej, jeśli łaska”.
Ulf własnoręcznie ułożył przyniesione patyki w stosik i czekał aż ktoś zechce przygotować gęsi do części oficjalnej, ale na próżno. Sam musiał się uporać z tym zadaniem. W kwadrans oprawione gęsi znalazły się na rożnie. Krzesanie ognia siłą woli nie było łatwe, ale w końcu się udało. Ognisko płonęło równym płomieniem opiekając gąski ze wszystkich stron. Siedząc wygodnie przy ognisku Żarłok obracał rożen siłą woli, obserwując jak skórka przybiera złocisty kolor w blasku ognia. Gdyby nie światło pochodzące z ogniska nawet złoto mieniłoby się błękitem wszechobecnym na Zaxor. Na szczęście ogień zachował tradycyjne wartości i cieszył oczy żywymi kolorami. Towarzystwo powoli dochodziło do siebie po ciężkich doświadczeniach wczorajszego wieczoru.
- Tobie to dobrze, Ulf, bo ważysz dwa razy więcej niż ja, - Samira usprawiedliwiła się sprytnie w swoim mniemaniu, - albo tylko udawałeś, że pijesz a wylewałeś za kołnierz.
- Ulf nie ma kołnierza za to ma głowę bizona. Żadna ilość alkoholu nigdy go nie pokonała, - Mag nie wytrzymał i zaśmiał się głośno.
Gąski przyjemnie skwierczały nad ogniskiem roztaczając wokół woń dziczyzny. Tłuszcz skapywał podsycając ognisko, które co raz wystrzeliwało snopy iskier w powietrze. Samira przygotowała chleb i wodę źródlaną oraz talerze. Sztućców nikt nie potrzebował a nawet jeśli, to ze względu na Żarłoka nikt nie zamierzał ich używać. Gąski potrzebują trochę czasu by się dobrze upiec, więc wszyscy cierpliwie przyglądali się mozolnej drodze ptaków na talerze.
Ulf opowiedział w międzyczasie swoje poranne doświadczenia myśliwskie, gdyż lubił dzielić się swoją wiedzą z innymi. Nigdy nie wiadomo, kiedy się to komuś przyda.
- Żarłoku, - Ulf zagadnął. - Wiemy jak działa teleportacja, której używamy na Zaxor i na Ziemi, ale to czysta technika. Robi się to tworząc tunele łączące odległe obszary przestrzeni, by przepchnąć przez nie samą materię a nie informację o jej strukturze. Trzeba do tego urządzeń i sporo energii. My natomiast robimy to bez jakiegokolwiek wspomagania techniką. Zechciej nas oświecić, na jakiej zasadzie to działa.
Rożen przestał się na chwilę obracać, gdy Żarłok zbierał myśli. Po chwili jednak znów ruszył a w głowach biesiadników odezwał się niski głos Świstogona.
- Chodzi tu o zjawisko splątania kwantowego znane już za czasów Średniowiecza. Wtedy jednak nie znano natury tego zjawiska i błędnie sądzono, że nie da się go użyć do nieprzyczynowego przekazu informacji. Wasza nauka wciąż do końca nie zgłębiła natury tego oddziaływania. Nic dziwnego, skoro pojęcie czasu zerowego nie jest jej znane. Splątanie polega na przekazaniu informacji z jednego obiektu do innego i określeniu ich wspólnego stanu, na przykład spinu. Następnie obiekty się rozdziela w przestrzeni. Przy próbie zbadania stanu kwantowego jednego z tych obiektów, drugi natychmiast przyjmuje wartość komplementarną. Tak to działa w mikroskali. Prawda jest jednak taka, że każdy obiekt i duży, i mały, i wielki jak słońce ma swoją matrycę splątania w domenie czasu zerowego. Wystarczy, zatem sięgnąć do niej i przesunąć obiekt w docelowe miejsce lub czas. Obiekt ulega rekreacji w docelowym miejscu a degeneracji u źródła. Dzieje się to natychmiast, gdyż czas zerowy nie wnosi własnych opóźnień do procesu. Wszystkie zjawiska typu tele- korzystają z tej własności.
- To by znaczyło, że zjawiska tele- powinny oddziaływać również poprzez lokalny czas, dając możliwość porozumiewania się lub przemieszczania obiektów nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Czy mam rację? - Samira miała nadzieję, że Żarłok udzieli odpowiedzi potwierdzającej jej domysły.
- Właśnie to chciałem Wam przekazać wieczorem przestrzegając przed nierozważnym używaniem takich zdolności. Postępując nierozważnie, bez zrozumienia konsekwencji można doprowadzić do katastrofy lub jakiegoś paradoksu w najlepszym przypadku. Może to być najstraszliwsza broń, jeśli się jej odpowiednio użyje. Można na przykład doprowadzić do kolizji gwiazd, jeśli we właściwym czasie umieści się niewielki obiekt na drodze jednej z nich tak, by nieznacznie zmienił trajektorię jej ruchu. Przez miliony lat ta drobna zmiana spowoduje takie odchylenie od oryginalnego toru, że gwiazda wejdzie na kurs kolizyjny z inną gwiazdą. Wystarczy sobie wyobrazić efekt, jaki chcemy osiągnąć a intuicja podpowie nam gdzie i co należy zrobić, by go osiągnąć. Tak to działa w praktyce, więc bądźcie bardzo ostrożni.
Nagle koło ręki Maga, którą podpierał się o ziemię pojawił się metrowej wysokości krzew różany obsypany pięknie pachnącymi kwiatami. Wszyscy zwrócili natychmiast uwagę na krzew, który pojawił się znikąd.
- Przed chwilą wprowadziłem drobniutką poprawkę do toru lotu maleńkiego nasionka, które dwa lata temu upadło dziesięć kroków dalej. Dalszych konsekwencji nie ma, gdyż ograniczyłem propagację przyczynową tej zmiany dla celów demonstracyjnych. Za minutę krzew powróci na swoje stare miejsce i będzie tak, jakby tej zmiany nigdy nie było. Teraz, mam nadzieję, wszyscy rozumiecie, jak ten mechanizm działa.
Po minucie, tak jak Żarłok przewidział, krzew zmienił miejsce pobytu i wszystko wróciło do normy. Nikt się przez ten czas nie poruszył.
- To jest mocne! - Mag nie krył podziwu. - Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Quadrium wpadło w niepowołane ręce. Tym bardziej należy sprawdzić, co się stało z próbką minerału, którą dostarczyliśmy Zielińskiemu.
Gąski wciąż tkwiły na rożnie czekając aż ktoś się nimi zainteresuje. Były już doskonale upieczone i pachniały smakowicie. Samira pełniła dziś funkcję Pani domu, więc do niej należał sprawiedliwy podział dziczyzny. Pierwsza porcja wylądowała oczywiście na talerzu Żarłoka, który wdzięcznie zamachał skrzydłami i gwizdnął dwa razy. Reszta biesiadników otrzymała swoje porcje w następnej kolejności. Wszyscy zajęli się chrupaniem wspaniale przypieczonych skrzydełek, piersi i udek, popijając źródlaną wodą od czasu do czasu.
- Gdyby nie to, że nie jestem biologiczny, - Żarłok przerwał milczenie, - czułbym się jak kanibal.
Rozbawił wszystkich tym stwierdzeniem rozluźniając atmosferę minionych rozważań naukowych.
- Jedzenie to sztuka a nie nauka i należy je celebrować z radością, i całkowitym oddaniem, - dodał, ostentacyjnie połykając spory kęs złocistej piersi.
Jedzenia ubywało powoli a po trzeciej dokładce pozostały już tylko kości. Ulf z żalem skonstatował, że o jedną gąskę za mało upolował. Nie było już czasu na poprawki, gdyż musieli się zająć pilniejszymi sprawami.
- Żarłoku, - Mag zagaił połykając ostatni kawałek swojej gąski. - A jak to się stało, że przeskoczyliśmy o jeden dzień do przodu przed katastrofą w Oho? Domyślam się, że w KOMNACIE POTOMNYCH przesunąłeś nas w czasie o jeden dzień do przodu. Tylko nie wiem, po co to zrobiłeś.
- Rzeczywiście, - Żarłok westchnął cicho. - Masz rację, że wymaga to kilku zdań wyjaśnienia. Przesunięcie rzeczywiście nastąpiło, ale nie w KOMNACIE POTOMNYCH tylko w KOMNACIE RADY, zresztą miejsce nie miało znaczenia, bo mogłem to zrobić nawet na polanie przed gniazdem, ale na zewnątrz byście trochę zmarzli. To nie Gniazdo przenosi w czasie, tylko każdy sam to robi świadomie lub nie, ale bez udziału techniki. Tylko troszkę Wam w tym pomogłem ten jeden raz. Czułem, że coś się wydarzy w Oho, więc musiałem zwrócić waszą uwagę na to, że Gniazdo daje możliwość podróży w czasie. Przypuszczałem, że w końcu któryś z Was zauważy niespójne wskazania chronometrów i nie pomyliłem się. Nie mogłem się jeszcze wtedy ujawnić, gdyż w świetle katastrofy uznalibyście mnie niechybnie za wroga rujnując mój misterny plan. W każdym razie takie niebezpieczeństwo brałem pod uwagę. Musiałem skierować Wasze zainteresowanie ku Gniazdu. Przez ten dzień, gdy byliście „zamrożeni”, spokojnie przygotowałem prezentacje, które obejrzeliście potem w Archiwum i rozesłałem patrole po całej planecie, i okolicach, by zasięgnąć języka. Sporo się dzięki temu dowiedziałem, ale o tym potem. Teraz musimy się ubrać stosownie do okazji i jazda do Oho.
- To znaczy jak się ubrać? - Samira się zainteresowała.
- Nie wiemy, co nas tam czeka, więc dla uniknięcia ran, napromieniowania, spalenia żywcem, dezintegracji, zgniecenia, zadeptania, czy innego niebezpieczeństwa ubierzemy się w odzież ochronną w Przebieralni. To nie boli i nawet nic nie poczujecie poza chwilowym niezbyt miłym smakiem czosnku zmieszanego z pieprzem, ale to szybko minie. Musimy jeszcze ustalić czas i miejsce docelowe. Proponuję bramę północną, około stu kroków przed nią wiedzie ścieżka. Jest tam spory głaz, na którym wyryto nazwę miasta. Tam się spotkamy dokładnie o zachodzie słońca. Wszyscy znacie to miejsce, więc nie powinno być problemu. A teraz zapraszam do Przebieralni. Jeszcze jedno, kotlet nie miał woli, więc jego „ubranko” było śliskie. My możemy świadomie kontrolować przyczepność zewnętrznej warstwy i swój własny ciężar, by nie latać bezwładnie po okolicy.
Podczas, gdy Żarłok udzielał im instrukcji, zdążyli dojść do Przebieralni.
- Wchodzimy pojedynczo, czy wszyscy razem? - Ulf spytał Poszukiwacza.
- Możemy wszyscy razem. Będzie nam raźniej.
Podeszli do kabiny z przezroczystymi drzwiami, które właśnie się otwierały zapraszając gości do wejścia. Żarłok uruchomił kabinę siłą woli, bo skrzydłem by nie dosięgnął do zielonego przycisku. Nieufnie weszli do kabiny, która cicho zamknęła się za nimi. Z dysz trysnęły strumienie jakiejś substancji oblepiając ich mlecznobiałą mgłą. Po chwili mgła opadła i drzwi kabiny się otworzyły. Żarłok wyskoczył na zewnątrz z takim impetem, że odbił się najpierw od urządzeń po przeciwnej stronie Przebieralni, by następnie poszybować pod sufit. W chwilę później łagodnie opadł na podłogę pewnie stawiając swoje szpony na lśniącej posadzce. Spojrzał na towarzyszy, którzy wciąż jeszcze tkwili w kabinie i machnął do nich skrzydłem zapraszając do wyjścia. Pierwszy ostrożnie wyszedł Ulf i zaraz się wyłożył jak długi. Minę miał niewyraźną, ale widać przypomniał sobie instruktaż, gdyż po chwili wstał niepewnie i już bez trudności dołączył do Żarłoka. Mag i Samira postąpili dokładnie tak samo jak Ulf i po chwili wszyscy zdążali do wyjścia.
- Faktycznie czuję czosnek z pieprzem, - Oświadczyła Samira krzywiąc się ostentacyjnie.
- Zaraz przejdzie i będzie Ci całkiem wygodnie, - Świstogon oznajmił tonem znawcy.
Rzeczywiście przeszło. Zupełnie nie czuło się nowego ubrania. Nie krępowało ruchów i nie przeszkadzało w oddychaniu. Choć poranek na zewnątrz nie należał do ciepłych, skafandry zapewniały doskonały komfort termiczny. Ulf wydobył swój nóż myśliwski z kabury przy pasie i przeciął gałązkę, którą wyciągnął z ogniska. Stwierdziwszy, że jego broń wciąż działa schował ją z powrotem zadowolony.
- Czyli cofamy się do siedemnastego..., nie, osiemnastego miała miejsce katastrofa, - Mag przypomniał wszystkim.
Spojrzeli na siebie i po kolei zniknęli z polany.
Wszyscy zmaterializowali się niemal jednocześnie przy głazie, o którym wcześniej mówił Żarłok. Mag spojrzał na swój chronometr. Osiemnasty, wszystko się zgadza. Obejrzeli się za siebie. Sto kroków od nich stała kamienna brama, którą zbudowali pierwsi osadnicy ponad sto lat wcześniej a za nią doskonale znane wszystkim zabudowania Centrum Geologii i Surowców.
- Od teraz porozumiewamy się tylko telepatycznie. Musimy zachować maksimum ostrożności, - zaproponował Mag.
Wszyscy się zgodzili w myślach i ustalili, że spotykają się tutaj najpóźniej dwie godziny po tym, gdy Mag wyruszy w góry na spotkanie z Żarłokiem.
- Rozdzielimy się i każdy będzie meldował, gdy zobaczy coś podejrzanego. Ulf obserwuje bramę i okolicę, Samira z Żarłokiem będą obserwować Centrum od strony wejścia zachodniego a ja pokręcę się przy głównym podjeździe i może wskoczę do budynku. Bądźcie ostrożni.
Zwiadowcy rozproszyli się w mgnieniu oka korzystając z nowo nabytych talentów. Po dwudziestu minutach Mag doniósł, że widzi siebie i Ulfa wynoszących podarki od Zielińskiego.
- Ktoś przygląda się nam ciekawie zza filarów przy głównym wejściu, - Mag zameldował. - Zobaczę, kto jest taki ciekawski.
Mag przeniósł się błyskawicznie w miejsce, z którego mógł zidentyfikować podglądacza.
- Ulf, to Twoja wielbicielka Rose patrzy jak jej się wymykasz. Chyba miała na Ciebie sporą chrapkę, - Mag zaśmiał się w duchu. - Poobserwuję jeszcze trochę i wskoczę do Centrum zobaczyć, co się tam dzieje.
- Jak to możliwe? - Ulf się zdziwił. - Przecież miała być w pubie Pirania. Sama mnie tam zapraszała, pamiętasz?
- Faktycznie, przypominam sobie rozmowę przy windzie. Mówiła, że wychodzi już z Centrum. Popatrzę na nią jeszcze chwilę, może musiała zostać z powodów służbowych. Trochę się przybliżę i powęszę.
- Właśnie widzę jak oddalamy się w kierunku miasta, - Mag donosił o sytuacji w jego sektorze. - A co u Was?
- Jakiś śniady gość z wąsami przeszedł właśnie ze sporym pakunkiem pod pachą. Wyglądał jakby się skradał i się bardzo spieszył, - Żarłok przekazał swoje obserwacje reszcie szpiegów. - Powinien się zaraz pojawić w zasięgu wzroku Maga. Skoczę kawałek dalej, może się dowiem skąd się wziął.
- Też już go widzę. Rzeczywiście niesie coś ciężkiego. Zmierza w kierunku wejścia i rozgląda się nerwowo, tak jak mówił Żarłok.
- Ulf, chyba masz rogi, - Mag się roześmiał. - Twoja Rose podeszła do niego. Rozmawiają o czymś dość nerwowo. Wydaje mi się, że już widziałem tego człowieka. Ulf, pamiętasz tego śniadego naukowca z wąsami, który chciał nam pomóc w poszukiwaniu Quadrium? Jak on miał na imię?
- Barak, - Ulf miał pamięć do imion i twarzy.
- Chyba to właśnie on. Właśnie idą bokiem do małego wejścia do laboratoriów. Ciekawe, co oni tam mają w tej paczce. Powinnaś ich zaraz zobaczyć Sami. Miej ich na oku. Od początku ten Barak mi się nie podobał. Poobserwuję jeszcze okolicę podjazdu i dołączę do Ciebie niedługo, Samiro.
- Przejmuję podejrzaną parę, - odezwała się Samira. - Idą w moim kierunku. Weszli do budynku. Ktoś z wózkiem na nich czekał, ale nie widzę jego twarzy. Podskoczę bliżej. Nie, nie znam tego człowieka. Kobiety i wąsatego zresztą też nigdy wcześniej nie widziałam. Pójdę za nimi tak daleko, jak się da.
- Widzę dziwny pojazd zaparkowany o jakieś ćwierć mili od miejsca, gdzie zobaczyłem tego Baraka, - Żarłok był podekscytowany. - To raczej nie jest zwykły fazolot. Posiada hermetyczny kokpit, ryglowany właz i trzy dysze silników fuzyjnych. Wiecie, takich na antymaterię. Jakby to był mały transportowiec międzyplanetarny. Będę go obserwował, tylko coś przyniosę.
- To może być właśnie to, czego szukamy, - rzekł Ulf. - Mag, może przejmij nasze ptaszki w podziemiach a Samira wzmocni obserwację tam gdzie był Żarłok.
- Słyszałaś Samiro? - Mag wykonał skok do podziemi i prawie zderzył się z Samirą. - Idź, popatrz sobie na gwiazdy tam, gdzie był Żarłok. Ja przejmę tych tu konspiratorów. Miej też na oku główne wejście.
Samira znalazła się na zewnątrz w mgnieniu oka i rozejrzała się uważnie, ale nic ciekawego nie dostrzegła.
Mag obserwował trójkę ludzi wiozących tajemniczy pakunek na niewielkim wózku. Milczeli przez całą drogę. W końcu Barak się odezwał do trzeciego nieznajomego mężczyzny.
- Udało Ci się wziąć próbkę?
- Niestety nie. Kręci się wokół niej z dwudziestu ludzi Zielińskiego. Dziś nie damy rady. Może rano, gdy pójdą spać.
- Rano już nie będzie tu nic do wzięcia, - odparł ze złością Barak. - Rose też się nie popisała. Miałaś tylko wydobyć z tego nordyka lokalizację złoża i nawet go nie potrafiłaś poderwać. Jesteście do niczego. Na szczęście zdobyłem odrobinę Trifortium. To powinno wystarczyć byśmy nie skończyli, jako dawcy DNA. Morfy nie znają tego minerału, to się im wmówi, że to właśnie jest Quadrium. Tylko, żebyście się nie wygadali. Jak dobrze pójdzie, jutro będziemy się wygrzewali na jakiejś cieplej plaży z pełnymi kontami w banku.
Rozmawiając, dotarli do końca korytarza prowadzącego do sekcji akceleratorów. Otworzyli drzwi do niewielkiego pomieszczenia ze środkami czyszczącymi i zostawili tam paczkę. Następnie skierowali się z powrotem ku wyjściu. Mag ledwo zdążył uskoczyć za ich plecy. Na szczęście go nie dostrzegli.
Mag na bieżąco informował towarzyszy o wszystkim, co widział i słyszał.
- Żarłoku, czy coś nowego zaobserwowałeś? - Spytał Mag podążając za trójką konspiratorów.
- Właśnie przyczepiłem pluskwę do statku, którego pilnuję. Może dowiemy się, dokąd poleci.
- U mnie spokój, - Zameldował Ulf. - Mamy jeszcze około pół godziny do katastrofy.
- Trójka podejrzanych właśnie zabrała z gabinetu Baraka jakieś urządzenia i torby podróżne. Kierują się ku wyjściu. Mam przeczucie, że się gdzieś wybierają. Zaraz powinnaś ich zobaczyć Sami. Pilnuj ich i staraj się podsłuchać ich rozmowy. Ja zobaczę, co jest w paczce, którą pozostawili w podziemiach.
Po minucie, Samira dostrzegła trójkę ludzi wychodzących z budynku. Byli bardzo ostrożni i rozglądali się na wszystkie strony, jednak mijając Samirę nawet jej nie dostrzegli, choć stała tuż za drzewem. Kierowali się na północną bramę.
- Ulf, wydaje mi się, że podążają w Twoim kierunku. Bądź czujny.
- To jest magnetyczny pojemnik z antymaterią i zamkiem czasowym, - Mag oznajmił pozostałym. - Otworzy się za siedemnaście minut.
- Trójka złoczyńców właśnie mnie minęła, - zameldował Ulf. - Idę za nimi.
Mijając Ulfa trójka ludzi jakby się trochę rozluźniła i nie rozglądali się już wokół.
- Ten statek na orbicie wygląda na nową jednostkę bojową. Nie sądziłem, że Morfy mają taki sprzęt. Widziałem kiedyś ich stare statki transportowe, ale to zupełnie coś nowego, - Barak opisał dokładnie, co widział i jak duży był statek, o którym mówił.
- Wydaje się, że opisuje jednostkę podobną do naszych okrętów klasy Jumbo, - Ulf na bieżąco informował. - Tylko skąd Morfy miałyby taki sprzęt?
- Pewnie od Dengów, - Żarłok podpowiedział. - Śledź ich dalej. Pewnie skręcą w moim kierunku, gdy się upewnią, że nikt za nimi nie idzie. Bądź ostrożny i nie wystrasz ich.
Mag zastanawiał się, co zrobić w tej sytuacji. Czasu na ewakuację nie ma prawie wcale. Może zabrać ze sobą tylko Zielińskiego? No tak, ale co z resztą? Miasto liczy trzy tysiące mieszkańców. Za mało czasu mamy by przeprowadzić jakąkolwiek akcję ratunkową. Podszedł do drzwi laboratorium, gdzie stado naukowców kłębiło się wokół robota geologicznego z ładunkiem Quadrium. Byli całkowicie pochłonięci swoimi dysputami. Nagle jeden po drugim zaczęli znikać. Słychać było tylko cichy odgłos implozji powietrza wypełniającego gwałtownie pustą przestrzeń powstałą po znikających naukowcach. Ci, którzy jeszcze nie zniknęli krzyczeli w panice, lecz w chwilę potem i oni podzielili los nieszczęsnych towarzyszy. Mag stał i patrzył na robota, który jako jedyny pozostał w pomieszczeniu. Niewiele myśląc mocno kopnął drzwi i wszedł do pustej sali. Włączył robota i nakazał mu podążać za sobą. Szybkim krokiem skierował się ku wyjściu.
- Wszyscy naukowcy zostali porwani, - Mag był zdenerwowany, bo zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. - Zabieram Quadrium by nie wpadło w łapy Morfów.
Ulf potwierdził przypuszczenia Żarłoka. Zbiedzy skręcili w kierunku, gdzie Żarłok zlokalizował obcy statek. Po pięciu minutach weszli na jego pokład a drzwi automatycznie zamknęły się za nimi. Statek delikatnie wzniósł się ponad drzewa i powoli odpłynął w górę niesiony ogniem anihilacji wydobywającym się z dysz jego silników.
Mag w tym czasie wydostał się z podziemi i wraz z robotem teleportował się do miejsca, gdzie Ulf i Żarłok obserwowali start statku konspiratorów. W chwilę później dołączyła Samira.
- Zaraz nastąpi wybuch. Nie pomożemy tym biedakom z miasta, więc lepiej zadbajmy o siebie, - Mag zarządził zbiórkę przy Gnieździe za cztery dni.
Gdy już wszyscy zniknęli, Oho rozpaliło się żarem potężnego wybuchu i wyparowało w błysku ognia anihilacji. Dwóch ludzi i Świstogon obserwowało tę katastrofę z niezbyt odległych gór.