Wcześniejsze losy bohaterów
https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic3798956.html
©Wszelkie prawa zastrzeżone.
**********************************************************
Jeep toczył się leniwie w szeregu różnych aut, jadących do Warszawy. Nie spieszyłem się, bo niczego by to nie dało. Mogłem wprawdzie wyprzedzić kilka samochodów, tylko po co? To by była bezsensowna szarpanina. Poza tym czułem się zwyczajnie rozleniwiony. Zaspokojony w łóżku, po wykwintnym obiedzie, bardziej nadawałem się do snu niż do jazdy. Ale przecież obiecałem.
Dorotka siedziała w fotelu po prawej stronie. „Moja żona” – pomyślałem i spojrzałem odruchowo w jej stronę. Jaki dziwny jest ten świat! Zaledwie kilka godzin minęło od chwili, kiedy w samolocie Lot-u wylądowałem na Okęciu i w ciągu tego czasu moje życie całkowicie się zmieniło. Inny dom, inna żona, inne dzieci, inna praca…
- Może lepiej patrz do przodu, co? – upomniała mnie, przechwyciwszy spojrzenie.
Jakoś mało rozmawialiśmy po drodze. Dziwne, bo zawsze mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Tym razem jednak, zmęczenie brało górę. Dorotka nie dość że zmieniła strefę czasową, to spała zaledwie godzinę do mojego przyjazdu i jakieś pół godziny drzemała w łóżku ze mną, po tym, kiedy kochaliśmy się przed obiadem. Ja wtedy nie zasnąłem. Nie mogłem. To wszystko co się dzisiaj stało, czego się dowiedziałem, nie pozwoliło mi zmrużyć oka. Zresztą, nadal to w sobie trawiłem.
- Dawno cię nie widziałem, musiałem sprawdzić, czy jeszcze jesteś.
- Jestem, jestem – potarła dłonią moje udo. – I nie zamierzam znikać. Ale spać to jednak mi się chce… – ziewnęła, zasłaniając usta dłonią. Roześmiałem się.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? – próbowała udawać oburzenie.
- Nie z ciebie, tylko przypomniałem sobie naszą pierwszą podróż. Tę w pociągu. Kiedy obserwowałem ciebie spod okna. Przyszła mi wtedy do głowy myśl, że chyba jesteś posągiem, bo tak piękna dziewczyna nie może istnieć w realnym świecie i ty, dokładnie wtedy, dyskretnie ziewnęłaś. A ja zrozumiałem, że jesteś jednak z krwi i kości, a nie z marmuru.
- A ja pomyślałam tak: siedzi sobie gość pod oknem, udaje że nie patrzy, ale ciągle wlepia we mnie te swoje gały, więc zaraz podniosę kieckę, żeby się napatrzył! – śmiała się.
- To dlaczego tak nie zrobiłaś?
- Jak nie zrobiłam? Mało razy wszystko z siebie zrzucałam przed tobą?
- Ale nie wtedy. Wtedy nie podniosłaś!
- Oj tam, troszkę opóźniłam wydarzenia, ale wiesz… – zaśmiała się. – Tak naprawdę to chyba wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim, co później zaowocowało moim pobytem w Pokrzywnie.
- A ja zauważyłem obrączkę na twoim palcu i zacząłem się zastanawiać jak to jest mieć taką piękną żonę, za którą wszystkie głowy na ulicy się odwracają.
Rozbawiłem ją.
- No to teraz będziesz wiedział! Przekonasz się o tym na własnej skórze! – chichotała.
Racja. Moja żona. Dorotka. Jakoś nie mogłem jeszcze w to uwierzyć…
Mimo, że od chwili, kiedy powiedziała „tak”, Dorotka robiła wszystko z niesłychaną konsekwencją. Zanim obraliśmy kurs na Warszawę, podjechaliśmy do miejscowego urzędu, gdzie zameldowała mnie w swoim domu. Na pobyt stały.
- Nie sądź, że ja żartuję – powiedziała do mnie, kiedy wyszliśmy stamtąd. – Ani że to chwilowy kaprys. Wprawdzie na miodowy miesiąc nie mamy teraz czasu, ale jeszcze go sobie zrobimy. Przyrzekam ci!
- Słoneczko, wiesz co?
- Nie wiem.
- Kocham cię! – powiedziałem cicho.
- Też ciebie kocham! – odpowiedziała tak samo cicho.
Dalszą rozmowę przerwał nam sygnał z jej smartfonu. Zaczęła przeglądać ekran.
- Tomek… – odezwała się po chwili.
- Tak?
- Jacob podpisał moją nominację. I przyjął pozostałe warunki. Dokumenty są już u bankowych prawników, na razie jako poufne. Na ich podstawie, od wtorku obejmuję stanowisko prezesa banku.
- Moje serdeczne gratulacje! Pocałuję cię, gdy się zatrzymamy. A po co dali to do prawników?
- Nie zapomnij, bo ja nie zrezygnuję z tych całusów. A po co dali prawnikom? Muszą przygotować dokumenty według wymagań polskiego prawa. Bo bez zgody Urzędu Kontroli Bankowej mogę być tylko pełniącą obowiązki. Ale oprócz tego wszystkiego jest też jeden minus.
- Jaki?
- W poniedziałek przyleci do Warszawy Wiliam Barnet. To wiceprezes korporacji. Wprowadzi mnie oficjalnie do banku. Musimy przywieźć go z lotniska, zarezerwować hotel i spotkać się z nim. Pewnie na jakiejś kolacji. Mamy jeden dzień świąt mniej.
- No a chłopcy? Co z urodzinami?
- Stąd właśnie ten minus. Przekładamy urodziny na niedzielę. Im to nie będzie przeszkadzało, tylko Helenę muszę pilnie zawiadomić. No i Lidkę z Baśką.
- Jaką Baśką?
- Taką jedną twoją znajomą z Pokrzywna – pogłaskała mi ramię, nie chcąc przeszkadzać w prowadzeniu auta. – Szykuje dla chłopców tort! Sama to zaproponowała – uprzedziła moje pytanie.
No jasne. Baśka. Że też wykazałem taki brak orientacji…
- Dogadujesz się z nią?
- Trudno to tak nazwać, bo przecież nie mamy bieżących kontaktów. Ale powiedziałabym, że jest lepiej niż było. Zresztą, wiesz to też od Lidki.
- Ja z Lidką raczej nie utrzymywałem łączności. Ot, czasem jakiś telefon, gdy mnie chandra całkiem dopadła. Tyle, że to były takie rozmowy o wszystkim i o niczym.
- Ale Lidka wyjaśniła ci całą sytuację jeszcze w Białymstoku, prawda?
- Owszem, ty też pisałaś, że sytuacja się unormowała.
- Spotkałyśmy się z Baśką parę dni po tym wszystkim, kiedy uciekłeś z Pokrzywna.
- Zaraz, zaraz! Ja uciekłem?
- No dobrze! – uśmiechnęła się. – Kiedy wyjechałeś z Pokrzywna. I muszę z pokorą się przyznać, że to ja ją przeprosiłam.
- Lidka cię przekonała?
- Trochę tak, ale twoje zachowanie też mi niemało powiedziało. Widzisz, nie przyznawałam się wtedy nawet przed sobą, ale sam możesz się zorientować jaka byłam o ciebie zazdrosna. Zresztą, od tamtych dni wszystko zaczęło się zmieniać.
- Jakie „wszystko”? Byłaś wobec mnie oschła i oficjalna, pisałaś wyłącznie o tym co mam zrobić, żadnych cieplejszych słów, myślałem nawet że mnie wyrzucisz z pracy…
- A miałam inne wyjście? – przerwała mi. – Widziałeś co się ze mną działo. Zresztą, ja sama siebie nie poznawałam. Tyle lat przygotowywałam się na spotkanie z tobą i kiedy wyobrażałam sobie, że jestem gotowa, w ciągu jednego dnia cała budowla runęła. Tomek! Jeszcze dzień wcześniej postawiłabym nawet dziesięć milionów dolarów na to, że w żadnej sytuacji nie pójdę już z tobą do łóżka. I co? Długo wytrzymałam? Ech!... A później jeszcze Helena i jej ocena sytuacji…
https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic3798956.html
©Wszelkie prawa zastrzeżone.
**********************************************************
Jeep toczył się leniwie w szeregu różnych aut, jadących do Warszawy. Nie spieszyłem się, bo niczego by to nie dało. Mogłem wprawdzie wyprzedzić kilka samochodów, tylko po co? To by była bezsensowna szarpanina. Poza tym czułem się zwyczajnie rozleniwiony. Zaspokojony w łóżku, po wykwintnym obiedzie, bardziej nadawałem się do snu niż do jazdy. Ale przecież obiecałem.
Dorotka siedziała w fotelu po prawej stronie. „Moja żona” – pomyślałem i spojrzałem odruchowo w jej stronę. Jaki dziwny jest ten świat! Zaledwie kilka godzin minęło od chwili, kiedy w samolocie Lot-u wylądowałem na Okęciu i w ciągu tego czasu moje życie całkowicie się zmieniło. Inny dom, inna żona, inne dzieci, inna praca…
- Może lepiej patrz do przodu, co? – upomniała mnie, przechwyciwszy spojrzenie.
Jakoś mało rozmawialiśmy po drodze. Dziwne, bo zawsze mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Tym razem jednak, zmęczenie brało górę. Dorotka nie dość że zmieniła strefę czasową, to spała zaledwie godzinę do mojego przyjazdu i jakieś pół godziny drzemała w łóżku ze mną, po tym, kiedy kochaliśmy się przed obiadem. Ja wtedy nie zasnąłem. Nie mogłem. To wszystko co się dzisiaj stało, czego się dowiedziałem, nie pozwoliło mi zmrużyć oka. Zresztą, nadal to w sobie trawiłem.
- Dawno cię nie widziałem, musiałem sprawdzić, czy jeszcze jesteś.
- Jestem, jestem – potarła dłonią moje udo. – I nie zamierzam znikać. Ale spać to jednak mi się chce… – ziewnęła, zasłaniając usta dłonią. Roześmiałem się.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? – próbowała udawać oburzenie.
- Nie z ciebie, tylko przypomniałem sobie naszą pierwszą podróż. Tę w pociągu. Kiedy obserwowałem ciebie spod okna. Przyszła mi wtedy do głowy myśl, że chyba jesteś posągiem, bo tak piękna dziewczyna nie może istnieć w realnym świecie i ty, dokładnie wtedy, dyskretnie ziewnęłaś. A ja zrozumiałem, że jesteś jednak z krwi i kości, a nie z marmuru.
- A ja pomyślałam tak: siedzi sobie gość pod oknem, udaje że nie patrzy, ale ciągle wlepia we mnie te swoje gały, więc zaraz podniosę kieckę, żeby się napatrzył! – śmiała się.
- To dlaczego tak nie zrobiłaś?
- Jak nie zrobiłam? Mało razy wszystko z siebie zrzucałam przed tobą?
- Ale nie wtedy. Wtedy nie podniosłaś!
- Oj tam, troszkę opóźniłam wydarzenia, ale wiesz… – zaśmiała się. – Tak naprawdę to chyba wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim, co później zaowocowało moim pobytem w Pokrzywnie.
- A ja zauważyłem obrączkę na twoim palcu i zacząłem się zastanawiać jak to jest mieć taką piękną żonę, za którą wszystkie głowy na ulicy się odwracają.
Rozbawiłem ją.
- No to teraz będziesz wiedział! Przekonasz się o tym na własnej skórze! – chichotała.
Racja. Moja żona. Dorotka. Jakoś nie mogłem jeszcze w to uwierzyć…
Mimo, że od chwili, kiedy powiedziała „tak”, Dorotka robiła wszystko z niesłychaną konsekwencją. Zanim obraliśmy kurs na Warszawę, podjechaliśmy do miejscowego urzędu, gdzie zameldowała mnie w swoim domu. Na pobyt stały.
- Nie sądź, że ja żartuję – powiedziała do mnie, kiedy wyszliśmy stamtąd. – Ani że to chwilowy kaprys. Wprawdzie na miodowy miesiąc nie mamy teraz czasu, ale jeszcze go sobie zrobimy. Przyrzekam ci!
- Słoneczko, wiesz co?
- Nie wiem.
- Kocham cię! – powiedziałem cicho.
- Też ciebie kocham! – odpowiedziała tak samo cicho.
Dalszą rozmowę przerwał nam sygnał z jej smartfonu. Zaczęła przeglądać ekran.
- Tomek… – odezwała się po chwili.
- Tak?
- Jacob podpisał moją nominację. I przyjął pozostałe warunki. Dokumenty są już u bankowych prawników, na razie jako poufne. Na ich podstawie, od wtorku obejmuję stanowisko prezesa banku.
- Moje serdeczne gratulacje! Pocałuję cię, gdy się zatrzymamy. A po co dali to do prawników?
- Nie zapomnij, bo ja nie zrezygnuję z tych całusów. A po co dali prawnikom? Muszą przygotować dokumenty według wymagań polskiego prawa. Bo bez zgody Urzędu Kontroli Bankowej mogę być tylko pełniącą obowiązki. Ale oprócz tego wszystkiego jest też jeden minus.
- Jaki?
- W poniedziałek przyleci do Warszawy Wiliam Barnet. To wiceprezes korporacji. Wprowadzi mnie oficjalnie do banku. Musimy przywieźć go z lotniska, zarezerwować hotel i spotkać się z nim. Pewnie na jakiejś kolacji. Mamy jeden dzień świąt mniej.
- No a chłopcy? Co z urodzinami?
- Stąd właśnie ten minus. Przekładamy urodziny na niedzielę. Im to nie będzie przeszkadzało, tylko Helenę muszę pilnie zawiadomić. No i Lidkę z Baśką.
- Jaką Baśką?
- Taką jedną twoją znajomą z Pokrzywna – pogłaskała mi ramię, nie chcąc przeszkadzać w prowadzeniu auta. – Szykuje dla chłopców tort! Sama to zaproponowała – uprzedziła moje pytanie.
No jasne. Baśka. Że też wykazałem taki brak orientacji…
- Dogadujesz się z nią?
- Trudno to tak nazwać, bo przecież nie mamy bieżących kontaktów. Ale powiedziałabym, że jest lepiej niż było. Zresztą, wiesz to też od Lidki.
- Ja z Lidką raczej nie utrzymywałem łączności. Ot, czasem jakiś telefon, gdy mnie chandra całkiem dopadła. Tyle, że to były takie rozmowy o wszystkim i o niczym.
- Ale Lidka wyjaśniła ci całą sytuację jeszcze w Białymstoku, prawda?
- Owszem, ty też pisałaś, że sytuacja się unormowała.
- Spotkałyśmy się z Baśką parę dni po tym wszystkim, kiedy uciekłeś z Pokrzywna.
- Zaraz, zaraz! Ja uciekłem?
- No dobrze! – uśmiechnęła się. – Kiedy wyjechałeś z Pokrzywna. I muszę z pokorą się przyznać, że to ja ją przeprosiłam.
- Lidka cię przekonała?
- Trochę tak, ale twoje zachowanie też mi niemało powiedziało. Widzisz, nie przyznawałam się wtedy nawet przed sobą, ale sam możesz się zorientować jaka byłam o ciebie zazdrosna. Zresztą, od tamtych dni wszystko zaczęło się zmieniać.
- Jakie „wszystko”? Byłaś wobec mnie oschła i oficjalna, pisałaś wyłącznie o tym co mam zrobić, żadnych cieplejszych słów, myślałem nawet że mnie wyrzucisz z pracy…
- A miałam inne wyjście? – przerwała mi. – Widziałeś co się ze mną działo. Zresztą, ja sama siebie nie poznawałam. Tyle lat przygotowywałam się na spotkanie z tobą i kiedy wyobrażałam sobie, że jestem gotowa, w ciągu jednego dnia cała budowla runęła. Tomek! Jeszcze dzień wcześniej postawiłabym nawet dziesięć milionów dolarów na to, że w żadnej sytuacji nie pójdę już z tobą do łóżka. I co? Długo wytrzymałam? Ech!... A później jeszcze Helena i jej ocena sytuacji…