Dzisiaj historia pewnej naprawy a jednocześnie prezentacja wnętrza urządzenia do przygotowywania potraw jakim jest multicooker. Sprzęty te stają się chyba coraz bardziej popularne. Sam nie korzystam ale na pewno znajdą się osoby na forum które już je dobrze znają. Wiele z tych urządzeń wygląda bardzo podobnie, charakterystyczny owalny kształt obudowy, podobne rozmieszczenie komponentów w środku.
Prezentowany tutaj model to przedstawiciel niższego segmentu. Niestety nie mam zdjęcia frontu, producent nie był zbyt popularny (przynajmniej dla mnie), pamiętam jedynie że był to raczej tańszy egzemplarz.
No dobrze ale co to właściwie jest? Od strony użytkownika: wspaniałe urządzenie dzięki któremu przyrządzimy bez większego wysiłku mnóstwo potraw. A od strony serwisanta? To nic innego jak grzałka która podgrzewa nam naczynie z zawartością. Timer reguluje temperaturę i czas pracy.
Demontaż obudowy.
Jak zawsze, każdorazowo zaczynamy od wypięcia zasilania.
Odkręcamy kilka śrub od spodu. Dodatkowo są także zatrzaski.
Zdejmujemy dolną pokrywę. Niestety przy pracy ze sprzętem "kuchennym" często napotkamy na resztki jedzenia w środku. Czasem będzie to nawet pleśń, larwy i inne dziadostwo. Tutaj raczej tylko standardowo.
Takie rzeczy zawsze najlepiej wyczyścić aby później nie było z tego jakiś konsekwencji dla użytkownika. Szczególnie jeśli jakieś zanieczyszczenia znajdują się blisko "elektroniki" lub komponentów pod napięciem.
W tym przypadku przewód zasilający mama na wtyczce. Możemy ją także delikatnie zdemontować z pokrywy. Trzyma się na dwóch plastikowych zaczepach.
A tak wygląda w środku.
W tylnej części dwa cienkie przewody doprowadzone są do krańcówki, dzięki temu nie da się włączyć danego programu bez obecności metalowego naczynia w środku.
W centralnej części mamy czujnik temperatury wyprowadzony na dwóch, cienkich żółtych przewodach. Zaraz obok niego bezpiecznik termiczny, szeregowo na czerwonym przewodzie doprowadzającym zasilanie z sieci. Oba umieszczone są w kopułce która dzięki zastosowaniu sprężyny dobrze przylega do naczynia. Większość widocznych przewodów ma charakterystyczną, nieco inna izolację. Bardziej odporna na wyższe temperatury. To częsty widok przy sprzętach gdzie występują różnorodne grzałki czy podwyższona temperatura. Bezpiecznik także umieszczony w białej izolacji termicznej.
Kopułka, miejsce z bezpiecznikiem i czujnikiem widoczne od strony komory. To tutaj właśnie umieszczamy nasze metalowe naczynie z żywnością.
Poniżej widzimy wyprowadzenia grzałki. Z przodu elektronika sterująca wraz z panelem.
W naszym przypadku producent przedobrzył jeśli chodzi o izolację termokurczliwą. Widać że wchodzi ona na część stykową "oczka". To nie jest korzystne, będzie powodować gorszy kontakt dwóch elementów. Szczególnie niepożądane w miejscach gdzie płynie większy prąd: np. tak jak tu - elementy grzejne.
Cały panel sterujący umieszczono z przodu i składa się z dwóch połączonych płytek. W tym przypadku wygląda jednak nieco inaczej niż zawsze...
Taki widok kojarzy mi się z jakimś przepięciem i albo: wymianą całości modułów uszkodzonej elektroniki albo po prostu końcem naprawy już na tym etapie.
Po jakimś czasie kolejny rzut oka na te zgliszcza. Dodatkowo osoba od której to dostałem poinformowała mnie, że nie był to efekt żadnego przepięcia ale podczas normalnej pracy sprzęt zaczął się palić.
Przekaźnik sterujący grzałką.
Z drugiej strony także nie wiele lepiej. Widać wypalone ścieżki i elementy SMD.
W międzyczasie sprawdziłem jak wygląda sprawa z dokumentacją czy dostępnością części. Jakiejkolwiek serwisówki brak. Płytę znalazłem gdzieś do zamówienia w dalekowschodnim kraju i nie wiem czy była nawet możliwość wysyłki do Polski.
Stwierdziłem że wyczyszczę wstępnie i dokładniej ocenię straty.
Po wstępnym czyszczeniu udało się doprowadzić laminat do takiego stanu. Oczywiście przekaźnik od razu wylutowałem.
Brak schematu ale dosyć szczegółowe opisy elementów na laminacie. Oprócz lokalizacji także ich nazwy.
Za pomocą multimetru oraz drogą dedukcji udało mi się namierzyć i wymienić uszkodzone elementy.
Teraz trzeba zając się drugą PCB, tą z wyświetlaczem. Oczywiście także do wyczyszczenia. Jednak zdecydowanie w lepszym stanie niż ta zasilająca.
Wszystko, gdzie występują zwęglenia musi zostać bardzo dokładnie wyczyszczone. Takie zanieczyszczenia mogą z czasem przewodzić prąd i nie można ich pozostawić.
Na elementach obudowy także jest to widoczne.
Po pozostałych śladach, mimo że plastik nie stykał się bezpośrednio, widać co tu się działo.
Włączenie po wstępnej naprawie udane. W takich sytuacjach warto uruchamiać nasze moduły poprzez szeregowo wpiętą żarówkę zachowując oczywiście wszystkie zasady bezpieczeństwa.
Ponieważ ze spalonego przekaźnika nie udało się odczytać żadnych oznaczeń można posiłkować się mierząc napięcie jakie przychodzi na cewkę, ja dodatkowo korzystałem ze znalezionego w sieci zdjęcia gdzie dało się wyczytać oznaczenia. Ważne także aby rezystancja cewka była taka jak poprzednika.
Oczywiście zwracamy uwagę na przełączany prąd i napięcie. Najlepiej aby był spory zapas a nasz komponent dobrej klasy.
Dodatkowo ponieważ nasze ścieżki laminatu zadziałały jak bardzo opóźniony "bezpiecznik" warto chyba pomyśleć nad dodaniem jakiegoś zabezpieczenia z prawdziwego zdarzenia. Ścieżek nie da się wstawić dokładnie takich samych i to nie one mają pełnić tę funkcję! Nikt nie chce aby sytuacja się powtórzyła. Byłoby to skrajnie niebezpieczne. Zawsze trzeba także znaleźć i usunąć przyczynę awarii a nie tylko jej skutek. Jeżeli nie mamy pewności że sprzęt będzie 100% bezpieczny lepiej nie podejmować żadnych prób naprawy. Skutki mogą być tragiczne!
A tak to wygląda po skręceniu.
Warto może kilka słów o budowie naszego programatora. Na płycie z wyświetlaczem mamy dwa układy scalone. Pierwszy, SMD to rejestr przesuwny TM74HC164.
A drugi to układ w dosyć już chyba dawno nie spotykanej obudowie. Jak na obecne czasy.
Oznaczeń trudno było sfotografować ale jest to: E728SS-40. Z dokumentacją jednak trochę słabo.
A jeżeli chodzi o zasilacz, czyli płytkę którą naprawialiśmy? Spójrzmy na wcześniejsze fotografię. Mamy tam jeden układ scalony. AP8012.
Widać jego typowe zastosowanie w przetwornicy.
U nas jednak wygląda to inaczej. Nie mamy tutaj żadnego transformatora, ani zasilacza beztransformatorowego z szeregowym kondensatorem.
Tak mniej więcej wygląda początek naszego obwodu. (PS. Najmocniej przepraszam za odręczny schemat - problemy techniczne.)
Na zakończenie jeszcze raz nasz uszkodzony element.
Opisany tutaj przypadek pokazuje jak niebezpieczne mogą być nawet proste, wydawać by się mogło urządzenia. Mało tego: sprzęty te posiadają także funkcję opóźnionego startu - po to, jak reklamują producenci aby nie trzeba było cały czas ich pilnować. Być podczas ich pracy. Ustawiamy czas kiedy nasza potrawa ma być gotowa, a my wtedy zajmujemy się czymś innym. Aż strach pomyśleć do czego mogłoby doprowadzić takie zachowanie w przypadku podobnej jak tutaj awarii. A co gdyby skończyło się dużo gorzej?
Producent nie zadbał tutaj należycie o bezpieczeństwo. Bezpiecznik termiczny uchroni tylko przed nadmiernym wzrostem temperatury grzałki, nie mamy żadnego zabezpieczenia na wypadek awarii programatora.
A co Wy myślicie na ten temat?
Prezentowany tutaj model to przedstawiciel niższego segmentu. Niestety nie mam zdjęcia frontu, producent nie był zbyt popularny (przynajmniej dla mnie), pamiętam jedynie że był to raczej tańszy egzemplarz.
No dobrze ale co to właściwie jest? Od strony użytkownika: wspaniałe urządzenie dzięki któremu przyrządzimy bez większego wysiłku mnóstwo potraw. A od strony serwisanta? To nic innego jak grzałka która podgrzewa nam naczynie z zawartością. Timer reguluje temperaturę i czas pracy.
Demontaż obudowy.
Jak zawsze, każdorazowo zaczynamy od wypięcia zasilania.
Odkręcamy kilka śrub od spodu. Dodatkowo są także zatrzaski.
Zdejmujemy dolną pokrywę. Niestety przy pracy ze sprzętem "kuchennym" często napotkamy na resztki jedzenia w środku. Czasem będzie to nawet pleśń, larwy i inne dziadostwo. Tutaj raczej tylko standardowo.

W tym przypadku przewód zasilający mama na wtyczce. Możemy ją także delikatnie zdemontować z pokrywy. Trzyma się na dwóch plastikowych zaczepach.
A tak wygląda w środku.
W tylnej części dwa cienkie przewody doprowadzone są do krańcówki, dzięki temu nie da się włączyć danego programu bez obecności metalowego naczynia w środku.
W centralnej części mamy czujnik temperatury wyprowadzony na dwóch, cienkich żółtych przewodach. Zaraz obok niego bezpiecznik termiczny, szeregowo na czerwonym przewodzie doprowadzającym zasilanie z sieci. Oba umieszczone są w kopułce która dzięki zastosowaniu sprężyny dobrze przylega do naczynia. Większość widocznych przewodów ma charakterystyczną, nieco inna izolację. Bardziej odporna na wyższe temperatury. To częsty widok przy sprzętach gdzie występują różnorodne grzałki czy podwyższona temperatura. Bezpiecznik także umieszczony w białej izolacji termicznej.
Kopułka, miejsce z bezpiecznikiem i czujnikiem widoczne od strony komory. To tutaj właśnie umieszczamy nasze metalowe naczynie z żywnością.
Poniżej widzimy wyprowadzenia grzałki. Z przodu elektronika sterująca wraz z panelem.
W naszym przypadku producent przedobrzył jeśli chodzi o izolację termokurczliwą. Widać że wchodzi ona na część stykową "oczka". To nie jest korzystne, będzie powodować gorszy kontakt dwóch elementów. Szczególnie niepożądane w miejscach gdzie płynie większy prąd: np. tak jak tu - elementy grzejne.
Cały panel sterujący umieszczono z przodu i składa się z dwóch połączonych płytek. W tym przypadku wygląda jednak nieco inaczej niż zawsze...
Taki widok kojarzy mi się z jakimś przepięciem i albo: wymianą całości modułów uszkodzonej elektroniki albo po prostu końcem naprawy już na tym etapie.
Po jakimś czasie kolejny rzut oka na te zgliszcza. Dodatkowo osoba od której to dostałem poinformowała mnie, że nie był to efekt żadnego przepięcia ale podczas normalnej pracy sprzęt zaczął się palić.
Przekaźnik sterujący grzałką.
Z drugiej strony także nie wiele lepiej. Widać wypalone ścieżki i elementy SMD.
W międzyczasie sprawdziłem jak wygląda sprawa z dokumentacją czy dostępnością części. Jakiejkolwiek serwisówki brak. Płytę znalazłem gdzieś do zamówienia w dalekowschodnim kraju i nie wiem czy była nawet możliwość wysyłki do Polski.
Stwierdziłem że wyczyszczę wstępnie i dokładniej ocenię straty.
Po wstępnym czyszczeniu udało się doprowadzić laminat do takiego stanu. Oczywiście przekaźnik od razu wylutowałem.
Brak schematu ale dosyć szczegółowe opisy elementów na laminacie. Oprócz lokalizacji także ich nazwy.
Za pomocą multimetru oraz drogą dedukcji udało mi się namierzyć i wymienić uszkodzone elementy.
Teraz trzeba zając się drugą PCB, tą z wyświetlaczem. Oczywiście także do wyczyszczenia. Jednak zdecydowanie w lepszym stanie niż ta zasilająca.
Wszystko, gdzie występują zwęglenia musi zostać bardzo dokładnie wyczyszczone. Takie zanieczyszczenia mogą z czasem przewodzić prąd i nie można ich pozostawić.
Na elementach obudowy także jest to widoczne.
Po pozostałych śladach, mimo że plastik nie stykał się bezpośrednio, widać co tu się działo.
Włączenie po wstępnej naprawie udane. W takich sytuacjach warto uruchamiać nasze moduły poprzez szeregowo wpiętą żarówkę zachowując oczywiście wszystkie zasady bezpieczeństwa.
Ponieważ ze spalonego przekaźnika nie udało się odczytać żadnych oznaczeń można posiłkować się mierząc napięcie jakie przychodzi na cewkę, ja dodatkowo korzystałem ze znalezionego w sieci zdjęcia gdzie dało się wyczytać oznaczenia. Ważne także aby rezystancja cewka była taka jak poprzednika.
Oczywiście zwracamy uwagę na przełączany prąd i napięcie. Najlepiej aby był spory zapas a nasz komponent dobrej klasy.
Dodatkowo ponieważ nasze ścieżki laminatu zadziałały jak bardzo opóźniony "bezpiecznik" warto chyba pomyśleć nad dodaniem jakiegoś zabezpieczenia z prawdziwego zdarzenia. Ścieżek nie da się wstawić dokładnie takich samych i to nie one mają pełnić tę funkcję! Nikt nie chce aby sytuacja się powtórzyła. Byłoby to skrajnie niebezpieczne. Zawsze trzeba także znaleźć i usunąć przyczynę awarii a nie tylko jej skutek. Jeżeli nie mamy pewności że sprzęt będzie 100% bezpieczny lepiej nie podejmować żadnych prób naprawy. Skutki mogą być tragiczne!
A tak to wygląda po skręceniu.
Warto może kilka słów o budowie naszego programatora. Na płycie z wyświetlaczem mamy dwa układy scalone. Pierwszy, SMD to rejestr przesuwny TM74HC164.
A drugi to układ w dosyć już chyba dawno nie spotykanej obudowie. Jak na obecne czasy.
Oznaczeń trudno było sfotografować ale jest to: E728SS-40. Z dokumentacją jednak trochę słabo.
A jeżeli chodzi o zasilacz, czyli płytkę którą naprawialiśmy? Spójrzmy na wcześniejsze fotografię. Mamy tam jeden układ scalony. AP8012.
Widać jego typowe zastosowanie w przetwornicy.
U nas jednak wygląda to inaczej. Nie mamy tutaj żadnego transformatora, ani zasilacza beztransformatorowego z szeregowym kondensatorem.
Tak mniej więcej wygląda początek naszego obwodu. (PS. Najmocniej przepraszam za odręczny schemat - problemy techniczne.)
Na zakończenie jeszcze raz nasz uszkodzony element.
Opisany tutaj przypadek pokazuje jak niebezpieczne mogą być nawet proste, wydawać by się mogło urządzenia. Mało tego: sprzęty te posiadają także funkcję opóźnionego startu - po to, jak reklamują producenci aby nie trzeba było cały czas ich pilnować. Być podczas ich pracy. Ustawiamy czas kiedy nasza potrawa ma być gotowa, a my wtedy zajmujemy się czymś innym. Aż strach pomyśleć do czego mogłoby doprowadzić takie zachowanie w przypadku podobnej jak tutaj awarii. A co gdyby skończyło się dużo gorzej?
Producent nie zadbał tutaj należycie o bezpieczeństwo. Bezpiecznik termiczny uchroni tylko przed nadmiernym wzrostem temperatury grzałki, nie mamy żadnego zabezpieczenia na wypadek awarii programatora.
A co Wy myślicie na ten temat?
Cool? Ranking DIY