To będzie kontynuacja tego https://www.elektroda.pl/rtvforum/topic3821947.html
retrofood © Wszelkie prawa zastrzeżone.
*************************************
Małżeństwo Joasi i Johna przyniosło w naszej pracy jedną, ważną zmianę. To prawda, że Dorotka porozumiewała się z nim wcześniej, ale było to rzadko i wyłącznie w sprawach służbowych. Teraz to się zmieniło. Joasia nie była już taka tajemnicza, a i z Johnem sam rozmawiałem kilka razy. Zapraszał nas do Londynu, jednak nie byłem ciekawy ich życia. Stanęło więc na tym, że najpóźniej latem zaglądną do nas.
W dodatku, rozmowy Dorotki z Johnem, zaowocowały przyjazdem do Warszawy dwóch polskich finansistów, pracujących dotychczas w Londynie. Wszechstronnie wykształceni ludzie, chociaż młodzi, byli już doświadczonymi specjalistami, od kilku lat pracującymi dla Solution Inc. John zarekomendował ich Dorotce na zastępców. Jednego w banku, drugiego zaś we wschodnim departamencie. Co ciekawsze, obydwaj nie znali się dotychczas.
Dorotka skorzystała z okazji i w początkach marca, panowie w kilkudniowym odstępie pojawili się w Warszawie. Pierwszego, Adriana Karolaka, mianowała głównym ekonomistą, przy okazji obsadzając wakat po poprzedniku, który z nowym rokiem odszedł na emeryturę.
Ale nastąpiła też ważna zmiana w zarządzie. Jacek Mielniczuk został odwołany z funkcji członka zarządu, pozostając nadal szefem domu maklerskiego. Natomiast nadzór nad jego pionami w banku przejął Karolak, chociaż członkiem zarządu nie został.
Mielniczuk sam poprosił Dorotkę o taką zmianę, gdyż nie dawał rady. Pozostając w zarządzie musiałby zrezygnować z uczelni, a tego na razie robić nie chciał. Bardziej zależało mu na ugruntowaniu tam swojej pozycji.
Karolak zadebiutował w pracy nieszczególnie. Już drugiego dnia dziewczyny przekazały mi informację, że nowy dyrektor prosi mnie do siebie, gdyż ma jakieś zastrzeżenia dotyczące warunków pracy.
Już się od takich rzeczy powoli odzwyczajałem, Karolina każdego ranka referowała mi rozkład dnia i zaczynało mi się to podobać, ale cóż! Nowy pewnie chce mi coś pokazać. Może gabinet został źle przygotowany, może potrzeba mojej interwencji, albo coś …
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z gabinetu. Daleko nie było.
Kiedy tam zaglądnąłem, sekretarka oznajmiła, że dyrektor na mnie czeka, wszedłem więc do gabinetu. Siedział przy biurku i pisał coś na klawiaturze w niesłychanym tempie, ale ujrzawszy mnie przerwał, wstał, wyciągnął dłoń do powitania, po czym wskazał mi miejsce przy poprzecznym stole narad.
- Witam pana, dyrektorze! Proszę usiąść!
- Dziękuję! – odpowiedziałem, po czym zająłem wskazane miejsce.
Coś mi tu nie grało. Nie zwykłem siadać na takich krzesłach, pan dyrektor chyba się pomylił. Ale niech tam… Długo czekać nie musiałem.
- Pozwoliłem sobie pana wezwać, aby…
- Mnie??? – przerwałem mu bezceremonialnie, podnosząc się z krzesła. – Mnie? Wezwać? – powtórzyłem. – Pan? Wzywać to sobie pan może swoją sekretarkę, a nie mnie! Żegnam!
Wkurzony wyszedłem z jego gabinetu i zaglądnąłem do Dorotki.
- Bardzo ci przeszkadzam?
- A co się stało?
- Sprowadź tego nowego pupilka na ziemię, bo chce mnie wzywać. „Pozwoliłem sobie pana wezwać”! – wyrecytowałem takim tonem, że parsknęła śmiechem.
- Ty, a może po prostu zapomniał już polskiego? Nie pamięta co to kiedyś znaczyło? Ja rozmawiałam z nim po angielsku.
- Doradź mu, żeby sobie szybko przypomniał – stwierdziłem. – Tak będzie lepiej.
- Będę chyba musiała – odparła spokojnie.
- Pan dyrektor Karolak prosi panią prezes o chwilą rozmowy – chrapnął konferencyjny głośnik. Jedna z dziewczyn zaanonsowała nową sytuację.
- Już się przyszedł poskarżyć, dobra, wracam do siebie.
- Zostań, będzie to krócej trwało.
- Nie chcę. Będzie się czuł upokorzony, a to nie jest ci potrzebne. Na razie!
Wyszedłem z gabinetu i już w sekretariacie, bez słowa wskazałem Karolakowi ręką, aby teraz wszedł on.
Z drugim panem, Cezarym Torpionem, nie miałem takich przejść. John rekomendował go na jej zastępcę do departamentu i Dorotka rozmawiała z nim krótko. Poprosiła natomiast mnie o przeegzaminowanie go z języka rosyjskiego, gdyż pan Cezary jawił się jako znający również tę mowę biegle.
Owszem, mówił w zasadzie dobrze, ale w sposób szkolny i z fatalnym, twardym akcentem.
- Jeśli mógłbym panu coś podpowiedzieć – oznajmiłem po wymianie zdań – to musi pan znaleźć kontakt z językiem żywym i poćwiczyć wymowę. Rosjanie na ulicy będą mieli trudności ze zrozumieniem pana.
- Najlepsza byłaby Rosjanka! – podpowiedziała Dorotka.
- To prawda – przyznał z uśmiechem. – Wiem, że brakuje mi obycia z tą wymową, ale większość rozmów z fachowcami prowadzi się jednak po angielsku. Dlatego uczyłem się słownictwa i gramatyki, nie szukając lektorów pochodzenia rosyjskiego. Nie miałem na to czasu.
- Gdzie pan się uczył rosyjskiego?
- W Londynie, chociaż jakieś tam podstawy poznałem jeszcze w szkole, w Polsce.
- Pan ma tytuł doktora nauk ekonomicznych, tak? – Dorotka zmieniła temat.
- Tak. Tematem mojej rozprawy były metody tworzenia oraz modelowania wybranych procesów ekonomicznych.
- Lubi pan nowe wyzwania?
- Czemu nie. A jakie pani prezes ma na myśli?
- O tym porozmawiamy za kilka tygodni. W jakim hotelu pan się zatrzymał?
- W żadnym. Na razie mieszkam u znajomego.
- Też ekonomista?
- Nie, biotechnolog – wyjaśnił. – Poznaliśmy się jeszcze w Londynie, a teraz on pracuje w warszawskim instytucie PAN.
- Proszę zatem powiadomić nas, jeśli sytuacja się zmieni.
- Oczywiście.
- Dobrze. W takim razie przygotujemy dla pana apartament, ale musimy mieć kilka dni na posprzątanie i odpowiednie wyposażenie.
- Rozumiem i akceptuję to.
- W takim razie zapraszam na górę. Przedstawię pana zespołowi.
Nic z tego wszystkiego nie wyszło. Następnego dnia Paweł Dedejko oznajmił oficjalnie, że skoro pan Cezary ma mieć dostęp do korporacyjnych tajemnic dyrektorskiego szczebla, musi uzyskać certyfikat korporacyjny, a nie ten nasz, krajowy. Dlatego w zaistniałej sytuacji ani nie zaakceptuje dokumentów londyńskich, ani nie czuje się upoważniony do przeprowadzenia takiej weryfikacji w Warszawie.
Dorotka nie miała wyjścia. Nie chcąc brać całej odpowiedzialności na siebie delegowała pana Cezarego do Nowego Jorku, a tam weryfikacji dyrektorskiej pan Torpion nie przeszedł! Dedejko miał wyczucie!
Nowy kandydat już do nas nie wrócił i nie znam jego dalszych losów. Natomiast cały efekt tego zamieszania był taki, że Dorotka przedwcześnie zwolniła dotychczasowego zastępcę, który od dawna chciał odejść, a nowego musiała teraz znaleźć sama. Departament nie mógł zbyt długo pozostawać bez dobrego, odpowiedzialnego nadzoru. No i mieliśmy problem.
Wcale nie największy, jak się już niedługo okazało.
retrofood © Wszelkie prawa zastrzeżone.
*************************************
Małżeństwo Joasi i Johna przyniosło w naszej pracy jedną, ważną zmianę. To prawda, że Dorotka porozumiewała się z nim wcześniej, ale było to rzadko i wyłącznie w sprawach służbowych. Teraz to się zmieniło. Joasia nie była już taka tajemnicza, a i z Johnem sam rozmawiałem kilka razy. Zapraszał nas do Londynu, jednak nie byłem ciekawy ich życia. Stanęło więc na tym, że najpóźniej latem zaglądną do nas.
W dodatku, rozmowy Dorotki z Johnem, zaowocowały przyjazdem do Warszawy dwóch polskich finansistów, pracujących dotychczas w Londynie. Wszechstronnie wykształceni ludzie, chociaż młodzi, byli już doświadczonymi specjalistami, od kilku lat pracującymi dla Solution Inc. John zarekomendował ich Dorotce na zastępców. Jednego w banku, drugiego zaś we wschodnim departamencie. Co ciekawsze, obydwaj nie znali się dotychczas.
Dorotka skorzystała z okazji i w początkach marca, panowie w kilkudniowym odstępie pojawili się w Warszawie. Pierwszego, Adriana Karolaka, mianowała głównym ekonomistą, przy okazji obsadzając wakat po poprzedniku, który z nowym rokiem odszedł na emeryturę.
Ale nastąpiła też ważna zmiana w zarządzie. Jacek Mielniczuk został odwołany z funkcji członka zarządu, pozostając nadal szefem domu maklerskiego. Natomiast nadzór nad jego pionami w banku przejął Karolak, chociaż członkiem zarządu nie został.
Mielniczuk sam poprosił Dorotkę o taką zmianę, gdyż nie dawał rady. Pozostając w zarządzie musiałby zrezygnować z uczelni, a tego na razie robić nie chciał. Bardziej zależało mu na ugruntowaniu tam swojej pozycji.
Karolak zadebiutował w pracy nieszczególnie. Już drugiego dnia dziewczyny przekazały mi informację, że nowy dyrektor prosi mnie do siebie, gdyż ma jakieś zastrzeżenia dotyczące warunków pracy.
Już się od takich rzeczy powoli odzwyczajałem, Karolina każdego ranka referowała mi rozkład dnia i zaczynało mi się to podobać, ale cóż! Nowy pewnie chce mi coś pokazać. Może gabinet został źle przygotowany, może potrzeba mojej interwencji, albo coś …
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z gabinetu. Daleko nie było.
Kiedy tam zaglądnąłem, sekretarka oznajmiła, że dyrektor na mnie czeka, wszedłem więc do gabinetu. Siedział przy biurku i pisał coś na klawiaturze w niesłychanym tempie, ale ujrzawszy mnie przerwał, wstał, wyciągnął dłoń do powitania, po czym wskazał mi miejsce przy poprzecznym stole narad.
- Witam pana, dyrektorze! Proszę usiąść!
- Dziękuję! – odpowiedziałem, po czym zająłem wskazane miejsce.
Coś mi tu nie grało. Nie zwykłem siadać na takich krzesłach, pan dyrektor chyba się pomylił. Ale niech tam… Długo czekać nie musiałem.
- Pozwoliłem sobie pana wezwać, aby…
- Mnie??? – przerwałem mu bezceremonialnie, podnosząc się z krzesła. – Mnie? Wezwać? – powtórzyłem. – Pan? Wzywać to sobie pan może swoją sekretarkę, a nie mnie! Żegnam!
Wkurzony wyszedłem z jego gabinetu i zaglądnąłem do Dorotki.
- Bardzo ci przeszkadzam?
- A co się stało?
- Sprowadź tego nowego pupilka na ziemię, bo chce mnie wzywać. „Pozwoliłem sobie pana wezwać”! – wyrecytowałem takim tonem, że parsknęła śmiechem.
- Ty, a może po prostu zapomniał już polskiego? Nie pamięta co to kiedyś znaczyło? Ja rozmawiałam z nim po angielsku.
- Doradź mu, żeby sobie szybko przypomniał – stwierdziłem. – Tak będzie lepiej.
- Będę chyba musiała – odparła spokojnie.
- Pan dyrektor Karolak prosi panią prezes o chwilą rozmowy – chrapnął konferencyjny głośnik. Jedna z dziewczyn zaanonsowała nową sytuację.
- Już się przyszedł poskarżyć, dobra, wracam do siebie.
- Zostań, będzie to krócej trwało.
- Nie chcę. Będzie się czuł upokorzony, a to nie jest ci potrzebne. Na razie!
Wyszedłem z gabinetu i już w sekretariacie, bez słowa wskazałem Karolakowi ręką, aby teraz wszedł on.
Z drugim panem, Cezarym Torpionem, nie miałem takich przejść. John rekomendował go na jej zastępcę do departamentu i Dorotka rozmawiała z nim krótko. Poprosiła natomiast mnie o przeegzaminowanie go z języka rosyjskiego, gdyż pan Cezary jawił się jako znający również tę mowę biegle.
Owszem, mówił w zasadzie dobrze, ale w sposób szkolny i z fatalnym, twardym akcentem.
- Jeśli mógłbym panu coś podpowiedzieć – oznajmiłem po wymianie zdań – to musi pan znaleźć kontakt z językiem żywym i poćwiczyć wymowę. Rosjanie na ulicy będą mieli trudności ze zrozumieniem pana.
- Najlepsza byłaby Rosjanka! – podpowiedziała Dorotka.
- To prawda – przyznał z uśmiechem. – Wiem, że brakuje mi obycia z tą wymową, ale większość rozmów z fachowcami prowadzi się jednak po angielsku. Dlatego uczyłem się słownictwa i gramatyki, nie szukając lektorów pochodzenia rosyjskiego. Nie miałem na to czasu.
- Gdzie pan się uczył rosyjskiego?
- W Londynie, chociaż jakieś tam podstawy poznałem jeszcze w szkole, w Polsce.
- Pan ma tytuł doktora nauk ekonomicznych, tak? – Dorotka zmieniła temat.
- Tak. Tematem mojej rozprawy były metody tworzenia oraz modelowania wybranych procesów ekonomicznych.
- Lubi pan nowe wyzwania?
- Czemu nie. A jakie pani prezes ma na myśli?
- O tym porozmawiamy za kilka tygodni. W jakim hotelu pan się zatrzymał?
- W żadnym. Na razie mieszkam u znajomego.
- Też ekonomista?
- Nie, biotechnolog – wyjaśnił. – Poznaliśmy się jeszcze w Londynie, a teraz on pracuje w warszawskim instytucie PAN.
- Proszę zatem powiadomić nas, jeśli sytuacja się zmieni.
- Oczywiście.
- Dobrze. W takim razie przygotujemy dla pana apartament, ale musimy mieć kilka dni na posprzątanie i odpowiednie wyposażenie.
- Rozumiem i akceptuję to.
- W takim razie zapraszam na górę. Przedstawię pana zespołowi.
Nic z tego wszystkiego nie wyszło. Następnego dnia Paweł Dedejko oznajmił oficjalnie, że skoro pan Cezary ma mieć dostęp do korporacyjnych tajemnic dyrektorskiego szczebla, musi uzyskać certyfikat korporacyjny, a nie ten nasz, krajowy. Dlatego w zaistniałej sytuacji ani nie zaakceptuje dokumentów londyńskich, ani nie czuje się upoważniony do przeprowadzenia takiej weryfikacji w Warszawie.
Dorotka nie miała wyjścia. Nie chcąc brać całej odpowiedzialności na siebie delegowała pana Cezarego do Nowego Jorku, a tam weryfikacji dyrektorskiej pan Torpion nie przeszedł! Dedejko miał wyczucie!
Nowy kandydat już do nas nie wrócił i nie znam jego dalszych losów. Natomiast cały efekt tego zamieszania był taki, że Dorotka przedwcześnie zwolniła dotychczasowego zastępcę, który od dawna chciał odejść, a nowego musiała teraz znaleźć sama. Departament nie mógł zbyt długo pozostawać bez dobrego, odpowiedzialnego nadzoru. No i mieliśmy problem.
Wcale nie największy, jak się już niedługo okazało.