**********
Mary patrzyła szeroko otwartymi oczyma na zgrabne nogi Gosi oraz opięty krótką spódniczką tyłek.
- Ale? Jak?
- Później ci wyjaśnię, ubierzcie się!
Ucisk kolan na moje ramiona zelżał a po chwili znikł ciężar z mojej piersi. Powoli podniosłem się z podłogi i spojrzałem na twarz Mary, była identyczna jak Gosi. Jedyną różnicą były oczy, w przeciwieństwie do Gosi jej były całkowicie czarne.
- Jestem Artur. - Wyciągnąłem do niej swoją prawicę. Omiotła mnie pełnym złości spojrzeniem i zatrzymała wzrok na moim nieco już przywiędłym przyrodzeniu. Teraz już z uśmiechem spojrzała mi w twarz.
- Nice! - I'm Mary. - I zdecydowanym gestem uścisnęła moją dłoń. Odwróciła się i ponownie zaczęła przeglądać zawartość szafy. Podreptałem do sypialni w której czekały przygotowane dla mnie przez Gosię ubrania. - No nie! W sypialni czekał na mnie garnitur, jedwabna koszula oraz krawat. Nie ma takiej opcji, nie byłem rodzajem człowieka strojącego się bez okazji a już chodzenie "pod krawatem" całkowicie odpadało. Tę męską część garderoby miałem tylko raz na swej szyi i nie zamierzałem mieć ani razu więcej.
Zacząłem przetrząsać szafę w celu znalezienia czegoś bardziej stosownego. Po chwili już miałem spodnie i kurtkę munduru polowego oraz chyba nowe wojskowe buty.
Zszedłem do salonu, dziewczyny siedziały z parującymi kubkami kawy w dłoniach. Zajrzałem do kuchni a tam Dzilla z Thrr'achhh!'em zajadali się jakim mięskiem z dużej miski. Nalałem sobie kawy i wróciłem do Gosi i Mary. Gosia relacjonowała Mary nasze kosmiczne przygody a ta siorbając co chwilę łyk kawy słuchała z szeroko otwartymi oczami. Przysiadłem naprzeciwko nich w jednym z foteli. Gosia spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Dlaczego nie założyłeś garnituru?!
- Punkt A, nie chodzę w garniturach bez okazji. Punkt B, nie założę krawata. Kropka. - Krótko uciąłem dalsze dywagacje. Skrzywiła się i kontynuowała opowieść.
Po chwili z kuchni przybiegła Dzilla a za nią Thrr'achhh! Dzilla umościła się na moich kolanach a Thrr'achhh! usiadł obok na dywanie. Mary z widocznym na twarzy napięciem przysłuchiwała się Gosi, ja lub któryś z kotów co jakiś czas dodawał coś od siebie. Smak mocnej gorzkiej kawy spowodował że chciało mi się zapalić papierosa, oczywiście Gośka nie kupiła mi fajek. Z pomocą przyszła Mary.
- Mam w schowku w samochodzie dwie paczki Cameli. Tak na wszelki wypadek, sama nie palę.
Auto zostawiłam otwarte, śmiało się częstuj.
- Tylko nie w domu! - Gosia skarciła mnie wzrokiem.
Założyłem buty i wyszedłem przed dom, tuż obok Rovera Gosi stało jaskrawo czerwone Maserati MC12. Choć nigdy nie miałem własnego auta i nie czułem się fanem motoryzacji to pojazd zrobił na mnie wrażenie. Otworzyłem drzwi od strony kierowcy i się zdziwiłem, zapomniałem że jesteśmy w Anglii i kierownica jest po innej stronie. Otworzywszy schowek znalazłem w nim oprócz jakichś dokumentów dwie paczki papierosów oraz zapalniczkę.
Przypaliłem jednego i głęboko się zaciągnąłem, ach... tego mi brakowało. Ruszyłem spacerkiem wokół domu aby nieco dokładniej zbadać otoczenie. Za budynkiem, niewidoczna od frontu stała posadowiona na ziemi potężna antena satelitarna. Napis na czaszy "TooWay" wszystko wyjaśniał, zapewne nie było innej możliwości połączenia z internetem i Gosia zdecydowała się na takie rozwiązanie. Wpadł mi pewien pomysł do głowy.
- Czaruś?
- Tak Artur? - SI promu czuwała.
- Możesz połączyć się z ziemskimi sieciami komputerowymi?
- Oczywiście!
- Sprawdź co co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni w Grajewie.
- Chwileczkę.
Papieros powoli się dopalał i za chwilę trzeba wracać, ciekawiło mnie jak władze tłumaczyły to co się stało w pobliżu mego domu.
- W zasadzie nic szczególnego nie miało miejsca, jedynie wykolejenie pociągu relacji Ełk-Białystok. Kilka ofiar śmiertelnych i duże straty materialne.
- Dzięki Czaruś.
Ruszyłem powoli z powrotem do domu. Dziewczyny już skończyły pogawędki i przygotowywały kolację.
- Rano przyjedzie generał i wszystko uzgodnimy. - Mary dzwoniła do niego i wszystko opowiedziała.
- Uhmm. - Mruknąłem pod nosem.
- Musimy odpocząć i solidnie się wyspać. - To mówiąc mrugnęła do mnie znacząco.
Zasiedliśmy całą piątką do stołu, my ludzie po jednej stronie a koci towarzysze po przeciwnej. Mary przygotowała wspaniałą sałatkę, lubiłem co prawda różne warzywa ale kombinacja stworzona przez Gosi siostrę wyjątkowo mi smakowała.
- Nie zjedz wszystkiego! - Strofowała mnie Gośka.
- Mogę zrobić więcej jeśli ci smakuje? - Mary uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki, nie trzeba. Ten półmisek mi wystarczy. - Przydałoby się coś mocniejszego niż to białe winko!
Mary ruszyła do kuchni aby po chwili wrócić z litrową butelką "Czystej".
- Specjalnie dla ciebie! - Postawiła przede mną butelkę i usiadła. Podniosłem pytające spojrzenie na Gosię.
- No wiesz, pomyślałam że ucieszy cię akcent narodowy i odwiedziłam sklep z Polską żywnością.
- Uuuu, dziękuję.
Wódka była idealnie schłodzona, sięgnąłem po szklankę i napełniłem ponad połowę. Przytknąłem do ust i powoli jakby to była woda wypiłem do dna. Napełniłem ponownie i sięgnąłem po papierosa. Patrzyły na mnie ze zdumieniem.
- To tak pije się w Polsce? - Mary przyglądała mi się zaciekawiona.
- W zasadzie nie, ale nie macie odpowiednich naczyń. - Uśmiechnąłem się.
- Tylko mi się nie upij! - Masz byś sprawny! - Gosia musiała wtrącić swe zdanie.
- No to na drugą nóżkę! - Tym razem zdecydowanym ruchem przechyliłem naczynie i jednym haustem pochłonąłem jego zawartość. Wstałem od stołu i ruszyłem na podwórko nie chcąc dziewczynom dymić w kuchni.
Zaczynało już powoli zmierzchać, usiadłem na schodach przed domem i zastanawiałem się co nas czeka w przyszłości. Teoretycznie razem z kotami i Gosią byliśmy nieśmiertelni o ile będzie w pobliżu reproduktor i transmiter umysłu tak aby przed śmiercią dało się przetransferować świadomość. Postanowiłem zapytać o to SI.
- Czaruś?
- Tak Artur?
- Czy masz na pokładzie transmiter umysłu?
- Tak.
- A reproduktor?
- Nie.
- To co się stanie w razie śmierci któregoś z nas?
- O ile w wyniku ran i obrażeń nie zostanie uszkodzony mózg oraz implant to świadomość w kilkanaście nanosekund zostanie przetransferowana do mojej bazy danych. Po nawiązaniu łączności z jakimkolwiek okrętem federacyjnym dane zostaną przesłane i ciała zostaną odtworzone.
- Acha, czyli musimy uważać na głowy.
- Tak, unikać poważnych ran i obrażeń głowy.
- Jeszcze jedno Czaruś, czy masz możliwość monitorowania przestrzeni wokół domu?
- Oczywiście! - Mogę monitorować zarówno obiekty naziemne jak i te w przestrzeni powietrznej.
- Ok. - Informuj nas gdyby coś się zbliżało.
Wróciłem do domu, dziewczyny uprzątnęły po kolacji i o czymś jeszcze rozmawiały a koty gdzieś znikły. Pomyślałem że pewnie Dzilla będzie uczyć Thrr'achhh!'a nocnych łowów. Ruszyłem do sypialni i po krótkiej wizycie w łazience zrzuciłem z siebie ubranie i padłem na łóżko. Musiałem zasnąć na krótką chwilę, gdy otworzyłem oczy wnętrze pokoju rozjaśniał tylko wpadający przez okno blask księżyca. Lekki szelest spowodował że obróciłem głowę, Gosia ubrana w zwiewną koszulkę nocną wychodziła z łazienki. Położyła się obok mnie i zaczęła obsypywać moją twarz i pierś pocałunkami, odrzuciła na bok kołdrę i sunąc dłonią po mym brzuchu sięgnęła pod bieliznę.
Starałem się zablokować ogarniające mnie podniecenie, wszak mieliśmy nazajutrz mieć pracowity dzień więc wolałem być wypoczęty. Myślałem o wszystkim tylko nie o sexie. Gosia cichutko zamruczała i się wycofała, stanęła przed łóżkiem i powolnym ruchem zsunęła z siebie koszulkę. Promień księżycowego światła padł na jej płaski brzuch oświetlając jej ociekającą wilgocią kobiecość, teraz dopiero przystąpiła do frontalnego ataku na mnie. Tym razem jej pocałunki zaczęły zbliżać w stronę mojej męskości, po chwili czułem już jej język a następnie pieszczące mnie usta. Tego już było zbyt wiele i mimo całego uporu nie mogłem opanować reakcji ciała. Pieściła mnie jeszcze trochę a później dosiadła jak rasowego ogiera. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch, w drzwiach stała ubrana w podobną do Gosi koszulkę Mary. Nie wstydziłem się, a wręcz jeszcze mnie bardziej podnieciło gdy sięgnęła dłonią do swego krocza. Usłyszałem jej westchnienie, Gosia się odwróciła.
- A, to Ty! - Ładnie to tak podglądać?
- Mogę, mogę się do was przyłączyć? - Spuściła głowę niczym mała dziewczynka.
- Jeśli Artur nie ma nic przeciwko to czemu nie? - Przeniosła wzrok na mnie.
- Hmm.. Tego... - Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, choć pewnie większość mężczyzn o tym marzy.
- Tylko mnie nie zjedzcie! - I pamiętajcie że mamy jutro dużo pracy!
Mary podeszła do krawędzi łóżka i podobnie jak wcześniej Gosia, tak i ona zsunęła z siebie nocną koszulkę.
- Nie przejmuj się Artek, Mary też jest bezpłodna a wszystko zostanie w rodzinie. - Gosia podjęła galop.
Mary dała mi soczysty pocałunek a następnie pocałowała Gosię, umościła się na mojej piersi wypinając swą kobiecość w stronę moich ust...
Obudziłem się o poranku niewiele pamiętając z naszych nocnych wyczynów, obie spały przytulone do moich boków. Plecy mnie bolały a w ustach czułem suchość jakbym był na pustyni. Starając się nie obudzić dziewczyn, wstałem z łóżka. Nie ubierając się zszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki flaszkę "Czystej", pociągnąłem solidny łyk aby dać nanobotom paliwo do regeneracji mojego wymęczonego ciała. Z dyndającym między nogami zmaltretowanym przyrodzeniem usiadłem na ganku i zapaliłem papierosa. Wydałem botom polecenie regeneracji i po kolejnym łyku "paliwa" zauważyłem że ból pleców znika a moje "maleństwo" zaczyna przybierać naturalną barwę.
- Czaruś?
- Tak?
- Coś się działo w nocy?
- Nic ciekawego, Dzilla upolowała dwie myszy polne a Thrr'achhh! wiewiórkę.
- Kawa! - To Gośka krzyknęła z kuchni.
Dokończyłem papierosa i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie kubek parującej kawy i słysząc szczebiotanie dziewczyn z góry wszedłem po schodach zobaczyć co robią. Obie były pod prysznicem wzajemnie myjąc swoje ciała. Teraz tak naprawdę było widać jak niewiele różnią się od siebie, poza kępką włosów łonowych Gosi oraz innym kolorem oczu były praktycznie identyczne. Mary miała co prawda wyraźniej zarysowane mięśnie ale to było zrozumiałe przez wojskowe treningi. Odwróciły twarze w moja stronę.
- Chodź do nas!
- Przyłącz się!
Lubieżnie patrzyły na mnie zielone i czarne oczy. Jak na komendę odwróciły tyłki w moim kierunku.
- No chodź!
Gosia też chyba użyła botów do szybszej regeneracji gdyż wyglądała normalnie, tyłek i kobiecość Mary były mocno zaczerwienione.
- Nie teraz! - Niedługo zjawi się generał.
Wróciłem do kuchni i z kawą w ręku znów usiadłem na ganku. Koty już buszowały w okolicznych zaroślach, z trawy prześwitywały tylko ich ogony.
- Artur, zbliża się pojazd. - SI była czujna.
- Naziemny?
- Nie, wygląda na to że jest to śmigłowiec. - To pewnie generał pomyślałem.
Wróciłem do sypialni i ubrałem się.
- Dziewczyny generał leci, ubierajcie się!
Już ubrany znów usiadłem przed domem i zapijając wódkę kawą czekałem na śmigłowiec. UH-60 Blackhawk wyłonił się zza wzgórza nieopodal, pomalowany w barwy maskujące piechoty nie robił takiego wrażenia jak wersje przeznaczone dla sił specjalnych malowane na czarno. Przy podchodzeniu do lądowania zauważyłem w kokpicie dwie osoby, zapewne generał nie siedział osobiście za sterami. Śmigłowiec był również uzbrojony, po bokach kadłuba widać było kilka rakiet a z lewych drzwi wystawał wielolufowy karabin maszynowy M134 Minigun. Dotknął płozami ziemi i pilot wyłączył silniki. Cichnący wizg turbowałowych silników General Electric T700-700 z wolna zamierał. Dziewczyny wyszły z domu obie ubrane w mundury polowe, po chwili przybiegły koty.
Generał okazał się dość postawnym facetem, lekko przyprószone siwizną skronie oraz sumiasty wąs dodawały jego wyglądowi pewności siebie. Krótkie przedstawienie i silny uścisk dłoni. Przenieśliśmy się do kuchni gdzie przy kawie zreferowaliśmy nasze dotychczasowe ustalenia i przemyślenia. Generał Will Thomas z ciekawością słuchał naszej relacji zadając kilka pytań.
- Ten Czaruś to gdzie jest?
- Schowany w szopie, chce pan zobaczyć?
- Oczywiście!
Zaprowadziłem generała do szopy, zanim wszedł na pokład obejrzał prom z każdej strony.
- Faktycznie brzydki. - Pokręcił głową. Weszliśmy do środka.
- Czaruś pokaż sytuację taktyczną.
- Promień?
- Powiedzmy 100 mil. Ekrany w kokpicie rozjarzyły się pokazując wszystkie pojazdy w powietrzu oraz na ziemi wraz ze stosownymi opisami.
- Ale cudo! - Uśmiechnął się generał. - Gdybyśmy takie mieli w Iraku!
- To pomoże pan?
- Zaryzykuję. Mam trzy plutony zaufanych komandosów.
Wracając do domu uzgodniliśmy szczegóły, generał zadzwonił do swego biura i wydał dyspozycje.
- A pan Arturze wystąpi jako cywil?
- No raczej tak, nigdy nie służyłem w armii.
- Tymczasowo mianuję pana porucznikiem aby nie wprowadzać zamieszania w szeregach.- W biurze przygotują odpowiednie dokumenty.
- Ok.
Usiedliśmy w salonie i raczyliśmy się zimną whisky, przez okno widziałem jak Mary wraca od strony śmigłowca gdzie zaniosła pilotowi kanapki i herbatę. W krzakach za helikopterem widziałem buszującego Thrr'achhh!'a wraz z Dzillą.
- Artur! Zbliżają się dwa pojazdy naziemne!
- Co?
- Od strony lasu, najprawdopodobniej będą atakować!
- Generale! Jesteśmy atakowani!
- Mam uzbrojony śmigłowiec, odpiął przyczepiony do pasa radiotelefon i rzucił do niego.
- Poruczniku uruchomcie silniki!
Zauważyłem że wirniki śmigłowca zaczynają się powoli rozpędzać, narastający pomruk przeradzał się w wizg turbin.
- Nie mamy żadnej broni!
- Mamy! Poklepał się po spoczywającym w kaburze u jego boku Glocku 19. - Pani major też ma broń służbową.
- Co się dzieje? Mary przybiegła z kuchni z bronią w ręku.
Ruszyli oboje do drzwi i w tym samym momencie rozległa się głośna seria z jakiegoś większego kalibru karabinu maszynowego. Najprawdopodobniej był to Browning M2 używany przez wojsko. Seria roztrzaskała kokpit śmigłowca a po chwili kolejna spowodowała że główny wirnik eksplodował gradem odłamków. Generał również musiał zostać trafiony gdyż zachwiał się na nogach opierając ciężko o ścianę, lewa ręka zwisała mu bezwładnie a w okolicach łopatki widniała poszarpana krwawiąca dziura. Mimo to wyjął pistolet i rozglądał się w poszukiwaniu celu. Mary ukryta za kamienną ścianą również lustrowała otoczenie.
W oddali, w wysokiej trawie zobaczyłem dwa Humvee z karabinami M2 na stojakach, jeden jechał prosto na dom a drugi jakby próbował nas oskrzydlić. Tuż za nimi biegło kilka odzianych na czarno postaci z karabinami w dłoniach. Koty które po pierwszej serii ukryły się za stertą kamieni polnych próbowały się przedostać, strzelec z drugiego pojazdu to zauważył i zaczął je ostrzeliwać. Pociski kaliber 12,7mm zwane w armii pięćdziesiątką to potężna broń, dłuższy ostrzał rozłupał by kamienie w proch. Krew zawrzała mi w żyłach, z rykiem wypadłem na podwórko.
- Moje koty! Ja wam pokażę skurwysyny!
Śmigłowiec choć nigdzie już nie poleci miał na pokładzie idealną broń, jego pilot zapewne już nie żył i nie pomoże w obsłudze. Dopadłem dymiącego śmigłowca, turbiny bez obciążenia i smarowania wyły jakby miały się zaraz rozpaść. Nie chcąc dostać odłamkami zacząłem rozglądać się po kokpicie w poszukiwaniu przepustnicy, nigdy nie byłem wewnątrz śmigłowca wojskowego i mimo tego iż elementy sterownicze były tak samo rozmieszczone jak w cywilnych maszynach to już przepustnicy nie mogłem zlokalizować. Cichy jęk za plecami spowodował że się odwróciłem, pilot jeszcze żył. Seria rozpłatała mu pierś i brzuch, wnętrzności wypłynęły na kolana. O ironio, w dłoni wciąż trzymał kanapkę a z ocalałego kubka unosiła się woń herbaty. Mrugnał do mnie jakby rozumiejąc co chcę zrobić.
- Idle, Idle! Power! - Wskazywał mi oczyma dwa przełączniki nad swą głową.
Spojrzałem, są. Jeden opisany jako "Throttle" ustawiony był na Auto, pozostałe opcje to Off i Idle. Bez namysłu przełączyłem w pozycję Idle co było taką luźną pracą turbin, przekładnia główna wtedy nie pracowała a jedynie generatory prądu zapewniające zasilanie pokładowe. Tego potrzebowałem gdyż M134 Minigun do swej siły ognia potrzebował jeszcze dużo energii elektrycznej. Tuż obok znalazłem niewielką dźwigienkę opisana jako "Weapon System", jeśli dobrze rozumiałem był to włącznik zasilania systemów uzbrojenia. On. Spojrzałem na pilota, już nie żył. Zabrałem się za karabin, szybki rzut okiem pozwolił dostrzec mi przełącznik "RUN/STOP".
Bez wahania przełączyłem w pozycję RUN, sześć obrotowych luf napędzanych silnikiem elektrycznym zaczęło nabierać prędkości. Rozejrzałem się po polu walki, ten z prawej ciągle ostrzeliwał stertę kamieni za którą schował się Thrr'achhh! z Dzillą, ten po lewej przyśpieszył gwałtownie a po chwili przednia szyba rozprysła się i przekoziołkował. Zobaczyłem biegnącą w jego kierunku Mary. Generał lub ona musieli trafić kierowcę, Gosi nigdzie nie widziałem.
Głośny szum wirujących luf napełnił mnie nadzieją, wycelowałem w pojazd po prawej i nacisnąłem spust. Wrażenie było takie jakbym trzymał w rękach młot udarowy, celowanie ułatwiały pociski smugowe. Nie na darmo M134 był nazywany "Metal Storm", grad ołowiu jakim zalałem Humvee prawie przeciął auto na pół.
Tuż obok usłyszałem łup łup łup, to Mary dorwała się do piećdziesiątki drugiego wozu i ostrzeliwała piechurów. Nie zwalniając palca ze spustu omiotłem kilkukrotnie całe przedpole.
Zabrakło mi tchu, tylko buzująca w żyłach krew zmieszana z adrenaliną sprawiła że nie zemdlałem.
Usłyszałem krótką serię i Browning obsługiwany przez Mary ucichł, wyjrzałem za kadłub zniszczonego śmigłowca i zobaczyłem że zwisa ona bezwładnie przez burtę pogiętego nadwozia.
Strzały ucichły. Wybiegłem ze śmigłowca i dotarłem do Gosi siostry, ściągnąłem ją z samochodu i ułożyłem na trawie. Prawą stronę munduru miała zakrwawioną, rozerwałem jej bluzę. Prawej piersi nie było wcale, trzy plujące krwią otwory po pociskach mówiły wszystko. Podniosła na mnie wzrok.
- Zerżnij mnie jeszcze raz przed śmiercią! - I opiekuj się Gosią. Obiecaj!
- Głupia cipa jesteś! Będziesz żyć!
Myślałem gorączkowo co robić. A pierdolić Federację i ich zakazy!
- Implant! Mogę w pełni sterować botami?
- Tak.
- Przeniosą się na innego człowieka jeśli tak będę chciał?
- Tak.
Wydałem w myślach rozkaz nanobotom aby zebrały się w mojej prawej dłoni.
- Emigracja! Dostosowanie i rozmnażanie! Priorytet; ratować życie. Usunąć urazy!
Zauważyłem kawał rozerwanej blachy sterczącej z karoserii pojazdu, bez zastanowienia przeciągnąłem po niej dłonią rozcinając głęboko skórę. Krew trysnęła strumieniem, przcisnąłem dłoń do ran na piersi Mary.
- Dziękuję. - Szepnęła i straciła przytomność.
**********
Zdrowia Szczęścia i Słodyczy, Artur z Dzillą dla Was Życzy...