Po niedawnym, drobnym sukcesie pomyślałem sobie, iż warto by było przedstawić moje życie codzienne szerszej publiczności. Poprzednie części są tutaj i tutaj.
Jako krótkowidz mam duży dystans do siebie. Staram się zachować optymizm, choć nie zawsze jest łatwo. Wiem, że mój wzrok będzie się pogarszał, tylko nie wiem, jak szybko. Ostatnio okazało się na przykład, że do kompletu z jaskrą mam postępującą zaćmę, która zażółca, a nawet w pewnych sytuacjach zabrązawia mi obraz. Przy czym z powodu przesunięcia tęczówki i innych problemów nie wiem, czy będzie można wykonać operację naprawczą. Dla innych to byłby powód do załamania. Dla mnie to była zeszła środa...
Wiem, że będzie gorzej, zanim będzie lepiej. I jestem na to przygotowany...
Czynności życia codziennego, które wyglądają inaczej, jak się widzi tyle, co ja
Poruszanie się
Gdzieś kiedyś przeczytałem, iż wzrok odpowiada za 90% naszego postrzegania otoczenia. Coś w tym jest. Często proponuję widomym prosty eksperyment: spędź cały dzień z zasłoniętymi oczami. Raz zrobiłem taki eksperyment na imprezie u znajomego: kolejni ochotnicy mieli przewiązywane oczy i dostawali do ręki moją blaskę (mam, nie używam, ale wtedy nosiłem ze sobą) i zadanie przejścia się z jednego pokoju do drugiego. Oczywiście każdą osobę asekurowaliśmy, coby sobie krzywdy nie zrobiła. Dość napisać, że doświadczenie było dla wszystkich mocno dezorientujące i prawie niewykonalne. A mowa o prostym zadaniu pokonania kilku metrów wewnątrz budynku. Pomyślcie o niewidomych, którzy poruszają się po dużo większej przestrzeni. Znajomy mojego brata będąc całkowicie niewidomym zwiedził całą Polskę. Po tygodniu pobytu w Lublinie oprowadzał po mieście swoich znajomych...
Z moim wzrokiem jest o tyle ciekawa sytuacja, że widzę na tyle dobrze by się poruszać, ale nie na tyle dobrze, by się poruszać wszędzie i w każdych warunkach bez wypadków czy problemów. Dlatego swoich rutynowych tras uczę się na pamięć, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich przeszkód terenowych czy znaków drogowych. Te ostatnie zwykle zapamiętuję po tym jak je poznam bardzo osobiście. Najgorszą porą dla mnie jest czas zaraz po wschodzie i przed zachodem, jak nie jest wystarczająco jasno, ale latarnie też się nie świecą. Nie jestem też fanem słonecznych dni. Jaskra bierze swoją nazwę z faktu, iż akomodacja oka, czyli zdolność reagowania na zmianę jasności, jest upośledzona. Wchodząc z cienia w światło jestem natychmiast niemal oślepiony, podobnie wchodząc ze światła w cień. Wieczorami samochody przejeżdżające po ulicach w przeciwnym kierunku niż sam idę regularnie mnie oślepiają - w tych miejscach poruszam się "na czuja". Do ciemnych odcinków swoich tras mam latarkę, choć to może wyglądać dziwnie.
Jeszcze 5-7 lat temu jeźdźiłem na rowerze po ulicach i ścieżkach rowerowych Garwolina. Jak to robiłem? Prosto, żona jechała rowerem przede mną, a ja podążałem za nią. Takie wycieczki urządzaliśmy sobie rankami, gdy ruch uliczny był mały. Teraz tego nie robimy, bo mamy małoletnie dzieci. Ale jeśli ja mogłem z moją wadą wzroku jeździć rowerem po ulicy, to dlaczego widomi muszą pędzić po chodnikach?!
Komunikacja miejska czy krajowa nie stanowi wielkiego problemu, jeśli mam dostęp do rozkładu. Dla komunikacji miejskiej mam dedykowaną aplikację z aktualnymi rozkładami dla wielu miast. Rozkład kolejowy sprawdzam planując podróż. Najgorzej jednak jest z PKSami. Te relikty komunistycznej przeszłości rządzą się swoimi własnymi prawami i regułami i nie ma nigdzie jednego, zunifikowanego, uniwersalnego rozkładu dla nich wszystkich. Każdy PKS ma swój styl rozkładu, w Internecie zwykle nieaktualny albo niedostępny. Przy okazji każdy rozkład jest upstrzony kilkunastoma dodatkowymi literkami, cyferkami i innymi znaczkami, jakby go typograficzne muchy przez miesiąc, za przeproszeniem, obsrywały. I trzeba sprawdzać, czy II obok godziny oznacza, że ten autokar jeździ w tygodnie parzyste, czy że może jeździ w drugi dzień świąt, czy to małe k to znak, że kursuje tylko w dni nauki szkolnej, a może to duże K oznaczające, że nie kursuje w Wielkanoc, i co u diabła znaczy litera j?! Czytanie tych chorych rozkładów jest jak rozszyfrowywanie jakiejś skomplikowanej zagadki logicznej. Raz trafiłem w jednym rozkładzie przy jednej z godzin odjazdu na tyle znaczków, że po ich rozszyfrowaniu okazało się, że ten autobus będzie o tej godzinie tylko w czwartek przed Wielkim Piątkiem, ale tylko jak księżyc będzie przed pełnią, a rok nie jest przestępny.
Tablice na autobusach czy pociągach odczytuję z pomocą monokularu. Perony, tory i stanowiska odnajduję najczęściej po prostu pytając. Mimo to nie lubię takich wycieczek, bo zawsze się boję, że przegapię swój przystanek i się zgubię.
Z komunikacją miejską wiąże się następująca historia: jechałem autobusem by brata odwiedzić, to było jeszcze jak żyłem w Lublinie. Kultura komunikacyjna wymaga, by najpierw pozwolić ludziom z autobusu wysiąść, a potem samemu się wpychać do środka. Kto żył w Lublinie, ten wie, że tu panuje balszaja, sowieckaja kultura. Chciałem wysiąść, ale jak tylko autobus stanął, bydło z zewnątrz podjęło bohaterski szturm w obawie, że autobus odjedzie po pięciu sekundach. Wziąłem rozpęd i swoje ówczesne 120kg wagi przepchnąłem przez drzwi wypychając członka nierogacizny na zewnątrz. Zapytał mnie uprzejmie:
- Co, ślepy jesteś?!
Na co ja otworzyłem palcami powieki lewego, zapadłego i martwego oka i odpowiedziałem w podobnym tonie:
- Tak, k***a! Nie widać?!
Ale zdarzają się też sytuacje pozytywne, a wręcz absurdalne.
Razu pewnego jechałem autobusem razem z bratem. Ktoś do nas podszedł i zaczął ze mną rozmawiać. Przegadaliśmy tak ze dwa przystanki, po czym on wysiadł. Brat się pyta:
- Kto to był?
- Nie wiem, kumpel z Lubelskiego Klubu Fantastyki.
Bo wiecie, ja nie poznaję ludzi po twarzach. Ja poznaję ludzi po głosie, kształcie ciała, włosach i wzroście. Za każdym razem, jak ktoś krzyknie moje imię, to się rozglądam, czy to do mnie, czy nie. Co mi przypominaj jeszcze inną historię, z czasów studiów. Spotkałem pod salą niewidomą koleżankę z innego roku (po lasce ją poznałem), czekała pod salą na zajęcia ze swoją grupą. Tylko grupy nie było. Na drzwiach było ogłoszenie, że zajęcia zostały przeniesione, ale nikt z jej grupy o tym jej nie powiedział, mimo że musieli podejść do drzwi i przeczytać ogłoszenie stojąc metr od niej. Tak na KULu sprawni traktowali niepełnosprawnych w latach 2007-2011.
W sytuacjach społecznych przydałyby mi się okulary rozszerzonej rzeczywistości w stylu Google Glass. Projekt ten miał liczne opóźnienia i generalnie okulary nie są łatwo dostępne, gdyż wielu ludzi miało problem, iż najbardziej przydatna dla mnie funkcja, czyli rozpoznawanie twarzy, narusza prywatność. Dlatego obecnie Google Glass są dostępne tylko dla klientów korporacyjnych, i to w dość ograniczonym zakresie. Szkoda, bo taki sprzęt pomógłby mi unikać żenujących sytuacji. Kiedyś na przykład zagadałem do studentki na wózku inwalidzkim, myśląc, że to koleżanka z roku, która też na wózku była.
Najgorzej, przynajmniej dla mnie, jest w urzędach. W czasach gdy musiałem je zwiedzać sam trafiałem na urzędników z gatunku biurw, gdzie na pytanie "Przepraszam, gdzie znajdę biuro ..." dostawałem nieśmiertelną odpowiedź "Na tablicy pisze!". To nic, że tablica wisi 5 metrów nad ziemią, w cieniu, i jest zakurzona. Nawet ostentacyjne pokazywanie lewego oka nie pomaga w kontaktach z niektórymi biurwami. Na szczęście jednak stare pokolenie urzędników komunistycznych powoli wymiera, a nowe ma lepsze nawyki. Dodatkowo zawsze mogę zrobić zdjęcie smartfonem i sobie na ekranie powiększyć zarówno tablice wiszące wysoko nad głową, jak i wszelkiego rodzaju tabliczki przy lub na drzwiach.
Higiena
Prozaiczne pytanie: jak niewidomy wie, że już jest czysty?
Odpowiedź: nie wie. Zakłada, że się domył.
Tak samo jest ze mną. W lustrze nad umywalką widzę swoją twarz na tyle dobrze, by stwierdzić, że ją posiadam. Ale nie na tyle, by wiedzieć, jak bardzo jest czysta. Więc myję ją, aż umyję. Z myciem rąk jest łatwo, bo im mogę się przyjrzeć.
Z goleniem jest ciekawa sprawa. Golę się rzadko, dlatego przez większość czasu wyglądam jak Rumcajs. Sam proces golenia ma miejsce w wannie, bo wiem, że inaczej szczątki zarostu znajdą się na podłodze z czystej nieostrożności i nieuwagi. Golę się tradycyjną maszynką na żyletki, używam kremu do golenia Wars w tubce, pędzelka pochodzącego z zapasów Ludowego Wojska Polskiego (spadek po ojcu) i posrebrzanej miski do golenia, którą mój ojciec "za dzieciaka" znalazł w ruinach hotelu zbombardowanego w czasie drugiej wojny światowej. Stan "golonki" kontroluję dotykiem. Po zakończeniu wołam żonę, by stwierdziła, czy ogoliłem się równo. Czasem trzeba wprowadzać poprawki. Luba generalnie preferuje mnie jednak w zaroście "na islamskiego terrorystę"...
Resztę owłosienia na głowie też zoptymalizowałem pod niepełnosprawność. Wyczesuję włosy i wiążę w kucyk. Gumki do włosów i inne frotki zamieniłem na kawałek linki żaglowej 2mm - nie rwie się i nie gubi. Raz na jakiś czas żona obcina i wyrównuje mi końcówki. Mój brat nie ma jednak tak gęstego pokrycia czaszki, więc pozbywa się problemu przez jej golenie.
Ubiór
Nikt mnie nigdy nie oskarży o bycie "szafiarką". Ubiór ma dla mnie znaczenie przede wszystkim funkcjonalne: ma mnie grzać w zimie, chłodzić w lecie, zasłaniać części ciała, których inni nie powinni oglądać oraz zapewniać dużo kieszeni. Preferuję koszulki w kolorach podstawowych, spodnie z dużą ilością kieszeni, czarne, oliwkowe lub khaki. Jedyną moją afektacją są kapelusze. Za to nienawidzę kapci, ciapów ani innego obuwia domowego. Dlatego skarpetki zużywam błyskawicznie. Zawsze mnie też zastanawiało, dlaczego nikt nie robi skarpetek w kolorze brudnych skarpetek...
Do występów przed kamerą mam specjalną, czarną koszulę "do jutuba". Ma delikatny wzór "złotego smoka" i oryginalnie należała do pracownika jakiejś chińskiej restauracji gdzieś na zachodzie Europy. Do kompletu doszedł niedawno t-shirt Elektrody, na potrzeby dedykowanych filmów. Jeśli się za nie w końcu wezmę.
Dbanie o czystość ubioru nie jest dla mnie problemem, bo na większości tego, co mam brud rzuca się w oko. Do tego żona też ma baczenie, bym się od nieczystej strony nie pokazywał...
Osoby całkowicie niewidome nie są jednak skazane na pomoc bliskich jeśli idzie o dobór ubioru, albowiem od przynajmniej 20 lat na rynku są dostępne skanery kolorów. Oryginalne były w formie osobnych urządzeń, ale teraz są dostępne też w formie aplikacji na smartfony. Dodatkowo mogą "ometkować" ubrania specjalnymi znacznikami, które inny skaner może rozpoznać i odtworzyć wcześniej nagraną informację powiązaną z danym znacznikiem.
Gotowanie
Kiedyś gotowałem więcej, teraz ograniczam się głównie do kawy. Ale nigdy z tym nie miałem problemów. Najważniejsze by się przypadkiem nie skaleczyć, nie poparzyć i generalnie trafić ze składnikami do garnka czy na patelnię. Są kursy i szkolenia z gotowania dla niewidomych i niedowidzących, ale ja nigdy czegoś takiego nie potrzebowałem. Znałem jednak niewidomych absolwentów dość znanej placówki w Laskach - tam nauka samodzielności była dość intensywna. Jeden z tych znajomych bezproblemowo kroił wędlinę na plasterki tak cienkie i równe, że wyglądały jak cięte na krajalnicy. Moje plasterki są albo krzywe albo nierówne.
Kiedyś wytwarzałem własne wina, na przykład ryżowo-herbaciane, pomarańczowe, z winogron i inne. Brat za to specjalizował się w nalewkach. Razem zrobiliśmy własny absynt, ale on zabrał destylat i wypił ze znajomymi, a mi zostawił resztę. Okazało się jednak że surowy absynt jest ekstremalnie skutecznym środkiem na wszelkie zatrucia pokarmowe, choć smak zostaje z człowiekiem na kilka dni.
Myślę, że kupię nowy fermentator (stary połamałem przypadkiem) i coś nastawię...
Wielką pomocą dla niewidomych w zakupach spożywczych i w samym gotowaniu są aplikacje pozwalające skanować kody kreskowe. Nie tylko niewidomi z nich korzystają, albowiem takie aplikacje podają nie tylko nazwę i masę produktu, ale też wartości odżywcze, co pozwala dbającym o zdrowie i kondycję utrzymać swoją dietę w limicie kalorycznym i odżywczym.
Sprzątanie
Póki nie widzę brudu, nie ma brudu.
A na serio to nie cierpię sprzątać. Ale tego chyba nikt nie lubi robić. Tu porada praktyczna: nie kupujcie tych tandetnych odkurzaczy domowych, co im normy zużycia prądu UE narzuciła. Jakość marna, cug słaby i łatwo je spalić. My kupiliśmy odkurzacz warsztatowy i tego nie żałujemy. A i w warsztacie się przyda.
Moim sposobem na ograniczenie codziennego chaosu jest zasada, iż każda rzecz ma swoje stałe miejsce pobytu. To pozwala mi zachować pewien porządek. Ba, zwykle pamiętam doskonale, gdzie co jest. Luba jednak stosuje się do zasady odwrotnej - porzuca rzeczy byle gdzie, nigdy dwa razy z rzędu w tym samym miejscu, i nigdy nie pamięta ostatniej lokalizacji. Kiedyś spędziła godzinę na poszukiwaniu dokumentów, które, szykując się do wyjazdu specjalnie odłożyła by je spakować. Były na łóżku pod kocem, co wymacałem w dwie minuty.
Zakupy
Lubię dyskont o nazwie zaczynającej się od litery L i kończącej na "-idl". Za to szczerze nie cierpię portugalskiej konkurencji. W dyskoncie na L generalnie panuje niemiecki "Ordnung". W każdym sklepie konkurencji na B panuje bałagan, wszędzie stoją kosze, palety i "wystawki". W sklepie na L jest czysto. Odkąd mieszkam w Garwolinie tylko raz mieli awarię lodówki, przez co mięso im się zepsuło. W obu dyskontach na B lata latem tyle much, że nawet ja je widzę, i słyszę. I to nie jednego lata, ale przez lata latają, rok w rok jest bzyk-bzyk. Nawet kasy samoobsługowe w sklepach na B mają do bani - wieszają się równie często i chętnie co młodzi Japończycy. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego aż tak wielu ludzi tam kupuje. Jedyne produkty godne uwagi w tej sieci to chipsy o ciekawych smakach i ichnia budżetowa cola, którą robi dla nich Hoop. Kiedyś mieli tanie, przyzwoite piwo, ale je zmienili w sikacz godny marki Tesco Value. Skąd wiem? Ano kiedyś zrobiłem wielki test najtańszych piw...
W dyskontach fajne jest to, że generalnie nie zmieniają rozkładu towarów z wystaw stałych. Dzięki temu konkretne rzeczy znajduję kierując się pamięcią i po prostu macam za kształtem albo wypatruję konkretnego koloru opakowania. Czasem jednak zachodzi potrzeba sprawdzenia ceny - jeśli ta jest poza zasięgiem mojego wzroku, to sytuację raduje znów smartfon. I tak zdjęcia kart z cenami wiszących nad regałami albo na górnych półkach lodówek to 1/4 zawartości mojej smartfonowej galerii.
Szczególnie nienawidzę jednak dyskontów z elektroniką. Wkurzają mnie nieustającymi pseudopromocjami, wszędobylskimi, agresywnymi reklamami, a ich pracownicy nie znają się na niczym, poza wciskaniem kitu. Nie cierpię, nie znoszę, i uważam że powinno się je zburzyć...
Większość "niecodziennych" zakupów wykonuję przez Internet, głównie na alledrogo. Jestem fanem kategorii "powystawowe" i "po zwrocie". Niestety, od paru lat za sprawą chińskiego właściciela powoli postępuje dewastacja tego ikonicznego portalu. Poza alledrogo zdarzało mi się kupować i sprzedawać na ebaju, a raz nawet kupiłem za złotówkę kierownicę gamingową na OLX do drobnej naprawy mechanicznej.
Hobby
Nie uwierzycie, ale poza elektroniką zajmuję się hobbistycznie stolarstwem. Na razie nie za bardzo mam się czym pochwalić, ale na frezarce CNC wyciąłem kilka układanek, pudełek i innych drobiazgów. Moim ambitnym planem jest zrobienie kilku mebli z litego drewna dla dzieci. Chciałbym też wykonać kilka rzeźb kinetycznych czy zegarów, bo lubię zarówno projektować, jak i budować rzeczy.
Interesuje mnie też film i fotografia, i w tym kierunku też się realizuję, jak mam czas. Zwykle nie mam, bo mam dwójkę dzieci. Rodzice zrozumieją, co mam na myśli...
Komputer, smartfon i inne gadżety
Smartfon
W tej chwili używam Xiaomi Redmi Note 8. Poza normalną komunikacją używam go głównie do słuchania audiobooków. Czytywałem też na nim ebooki, ale to stało się męczące ostatnimi czasy. Do tego mam w nim kolekcję ulubionej muzyki, aplikację do opaski sportowej i najważniejsze narzędzie życia codziennego - aparat fotograficzny. Nie używam na nim żadnych mediów społecznościowych ani YouTube, nie przeglądam Internetu ani nie robię innych tych rzeczy, które normalni ludzie robią ze swoimi smartfonami. Nie widzę potrzeby by być zawsze online, zawsze w kontakcie, w gotowości by pokazać swoje ostatnie śniadanie, ani w co zmienił się poprzedni obiad. Jak dla mnie wszystkie aplikacje społecznościowe mogą być odinstalowane. Nie mam nawet wpisanego loginu do Facebooka, i nie będę miał...
Korzystam tylko z kilku podstawowych aplikacji:
- Smart Audiobook Player - słuchanie audiobooków zajamuje mi średnio 3-4 godziny dziennie;
- FBReader - to moim zdaniem najlepsza aplikacja do ebooków na Androida. Przed Androidem miałem smartfony z Windows Mobile i z Symbianem, tam używałem programu Mobipocket Reader;
- MXPlayer i AIMP - do filmów i muzyki. Oba z ciemnymi skórkami;
- MAPS.ME -nawigacja GPS offline z mapami OpenStreetMap;
- MobileMPK - kieszonkowy rozkład autobusów. Nie korzystałem z tej apki od kilku lat, ale i tak ją mam.
Mój brat ma odwrotnie - bez smartfona i Internetu nie byłby w stanie funkcjonować. Jako niewidomy jest wierny wyrobom Apple, bo mają lepiej przemyślane udźwiękowienie i bardziej przyjazny interfejs. Jest całkiem dobrze obeznany z Facebookiem i YouTubem, w końcu na smartfonie montuje i wrzuca swoje filmy. Doprawdy nie wiem, jak on to robi...
Komputer
Moje podstawowe narzędzie pracy, zabawy i okno na świat w jednym. PFRON za pośrednictwem PCPR zapewnia raz na 5 lat możliwość dofinansowania do podstawowego i specjalistycznego sprzętu komputerowego. Ja zgłosiłem się bodaj w maju 2020 roku, a dofinansowanie uzyskałem w listopadzie. W tym czasie ceny sprzętu poszły w górę, a tego program nie uwzględnia. Z oryginalnej specyfikacji wyleciały monitor, klawiatura mechaniczna i nowa obudowa. Ponieważ z programu można skorzystać raz na pięć lat, musiałem w specyfikacji celować w miarę wydajną maszynę, ale nie chciałem "przesadzić", by się zakwalifikować. Koniec końców mój komputer ma następującą specyfikację:
CPU: Ryzen 5 3600
RAM: G.Skill Ripjaws V 3600MHz CL18 2x16GB
Płyta główna: Gigabyte B450 Aorus Elite
GPU: KFA2 RTX 2060 Super
SSD: XPG Gammix S11 Pro
Z własnej kieszeni dokupiłem nowy zasilacz, ze starego komputera zaś zachowałem dyski twarde. Potem zmuszony byłem dokupić nowy monitor, bo stary po 10 latach stał się zbyt ciemny, a kolory uległy degradacji. Musiałem się też zaopatrzyć w nowy skaner, bo mój Plustek 2400+ zepsuł się. Co ciekawe, używał on oprogramowania z 1998 roku, choć sam był z bodaj 2006r.
W kategorii specjalistycznego sprzętu komputerowego znajdują się takie rzeczy, jak linijki brajlowskie, brajlowskie notatniki elektroniczne czy specjalizowane oprogramowanie czytające ekran czy syntezatory mowy. W ramach programu można uzyskać dofinansowanie na zakup smartfona (zwykle któryś z modeli Apple iPhone) i wielu innych gadżetów. Planuję załatwić dofinansowanie na zakup powiększalnika do czytania książek i prac precyzyjnych - ceny to kilkanaście tysięcy złotych.
Czas pracy
W pierwszym artykule z serii wspominałem o skrócie [Ctrl]+[Win]+[C]. O jego użyteczności niech świadczy fakt, iż piszę te słowa mając kolory odwrócone, dzięki czemu czcionka w Notatniku jest biała, a tło czarne. Tak, wszystkie artykuły na Elektrodę piszę w zwykłym, systemowym Notatniku i zapisuję jako pliki tekstowe. Ustawiłem sobie czcionkę Arial w rozmiarze 18 + zawijanie wierszy. Lubię Notatnik, bo tekst z niego mogę od razu wkleić do edytora postów, łatwo mi się w nim dodaje tagi i znaczki specjalne, no i szybciej się otwiera, niż LibreOffice. Jedyną wadą Notatnika jest brak licznika znaków. Zamiast tego jest licznik linijek i kolumn, co jest mało przydatne.
Trik z odwracaniem kolorów przydaje mi się też do przeglądania internetu. Wiele stron nie ma trybu ciemnego, twórcy innych nie słyszeli o czymś takim, jak kontrast. Tu też przydaje się możliwość powiększania stron internetowych, zwykle powiększam do 120-140%. Odwracanie kolorów i powiększanie przydaje mi się też przy czytaniu not katalogowych i aplikacyjnych i innych dokumentów w formacie PDF. Ebooki czytywałem na smartfonie, ale odkąd zaczęły się moje problemy okołozaćmowe, musiałem się ograniczyć. Kiedyś czytałem jednego ebooka co 2-5 dni. Teraz ograniczam się tylko do audiobooków.
Do projektowania używam programu DipTrace. Próbowałem Eagle, KiCAD, kiedyś miałem kopię pakietu Labcenter Proteus i kilka układów w nim zasymulowałem i zaprojektowałem do nich płytki. Ba, raz nawet spróbowałem użyć programu Altium Designer. DipTrace wygrywa z tymi wszystkimi programami pod każdym względem:
1. DipTrace jest łatwy w użyciu. Ma bardzo czysty i prosty interfejs, jest lekki i oferuje bardzo dużo komponentów. Tworzenie nowych symboli i wzorów obudów jest w miarę proste - mam biblioteczkę kilkunastu elementów, które musiałem dodać przez lata używania programu.
2. Bogaty zestaw komponentów, gdzie nie trzeba bawić się w definiowanie obudowy dla każdego rezystora, kondensatora czy układu scalonego, jak się zmienia schemat na wzór PCB. Ten aspekt kompletnie mnie odrzucił od KiCADa. DipTrace po prostu ma listę rezystorów w najróżniejszych obudowach, i wybiera się odpowiednie na etapie rysowania schematu. Podmiana obudowy to pikuś. Dodawanie własnych elementów, to też pikuś.
3. Rysowanie PCB jest łatwe i przyjemne. Brakuje tu może zaawansowanych narzędzi, jak rysowanie równoległych linii sygnałowych, ale w zamian wylewki robi się bardzo prosto, no i łatwo też narysować bardziej "organiczne" ścieżki. Eksport do formatów używanych do produkcji płytek to też pikuś. Edytor PCB jest tak fajny, że pierwsze układy w DipTrace rysowałem od razu w formie wzorów PCB, przez co nie mam do nich schematów. To czasem problem jak przeglądam stare projekty, bo muszę się zastanawiać, "co autor miał na myśli".
Drugim programem, z którego często ostatnio korzystam jest Micro-Cap 12. Jest to w tej chwili darmowy, profesjonalny symulator układów elektronicznych. Preferuję go zamiast LTSpice, bo wydaje mi się łatwiejrzy w użyciu. Na pewno łatwiej mi się w nim tworzy schematy ze względu na dobrą czytelność, zwłaszcza po odwróceniu kolorów. Program ma dość bogatą bibliotekę modeli i bardzo dużo funkcji symulacyjnych. Jedno z moich ulubionych narzędzi jest funkcja pozwalająca zasymulować układ dla różnych wartości jednego lub więcej komponentów. Ich wartości mogą się zmieniać na raz, albo rekursywnie, co pozwala na drodze symulacji dobrać na przykład punkt pracy tranzystora dla największego wzmocnienia albo sprawdzić wzmocnienie i pasmo dla różnych impedancji wejściowych. Przykładowo mój artykuł o uzyskiwaniu wysokich impedancji wejściowych powstał właśnie dzięki temu programowi i jego możliwościom symulacyjnym.
Ponieważ zdarza mi się programować mikrokontrolery PIC, wśród moich programów jest też MPLAB-X IDE i ichni pakiet języków XC8, XC16 i XC32. Przy okazji programator PICKit3 ma problem z interfejsem USB pod Windows od 7 wzwyż, który to problem wymaga ręcznej edycji rejestru by wyłączyć funkcje oszczędzania energii. Samo środowisko programistyczne jest dość typowe, a edytor kodu jest wygodny. Przydają się też funkcje debugowania, których inne środowiska dla PICów nie zawsze oferują. Fajniejsze IDE miała chyba tylko mikroElektronika dla swoich języków mikroBasic, mikroPascal i mikroC. UECIDE, którego używałem z zestawem ChipKit też było fajnym środowiskiem.
Przy okazji, ile języków programowania poznał Urgon? Policzmy:
- BASIC dla C64;
- LOGO;
- TurboPascal;
- Borland Delphi;
- C w kilku odmianach;
- Lua;
- Forth;
- Python;
- COBOL (to bolało);
- mikroPascal;
- mikroBasic i PICBasic;
- Arduino;
- ASM (podstawy).
Kolejnym programem, z którego korzystam dość często jest Autodesk Fusion 360. To dość zaawansowany program CAD/CAM/CAE (w nim teraz jest zintegrowany Eagle) dla hobbystów i mniejszych firm. Autodesk oferuje darmową licencję dla start-upów i hobbystów. Warunkiem jest zarabianie mniej niż 100 tysięcy dolarów rocznie przy użyciu tego programu. Myślę, że ten warunek raczej spełniam. Praca z Fusion360 jest łatwiejsza, niż z wieloma innymi programami CAD/CAM, które mogłem sprawdzić. Interfejs jest dużo bardziej przyjazny, zwłaszcza przy odwracaniu kolorów, niż w przypadku darmowego FreeCAD. Niestety, ma swoje wady:
1. Narzędzia do pracy z jakimkolwiek tekstem są najgorszymi narzędziami, z jakimi miałem nieprzyjemność pracować. Nie dość, że nie ma prostego sposobu, by ustawić tekst w określonym miejscu, to jeszcze połowa czcionek w ogóle nie działa. A wiadomo, że możliwość grawerowania napisów jest bardzo przydatna, zwłaszcza jak projektuje się obudowę czy panel do urządzenia.
2. Program wymaga dość dobrego komputera, zwłaszcza przy bardziej złożonych projektach. Niestety, "gamingowa" karta graficzna to nie jest to, co programy CAD/CAM preferują. Jest to dla mnie cokolwiek dziwne, biorąc pod uwagę, jak bardzo zaawansowana i detaliczna potrafi być grafika w grach, w porównaniu z tym, co można zobaczyć w programie CAD.
3. Fusion 360 jest zależny od "chmury". Autodesk zatem ma moje pliki jako zakładników. Jak będzie chciał, to może zmusić każdego użytkownika do zakupu licencji. Nie cierpię programów jako usług i wszelkiej maści chmur i nie mam do nich zaufania. Alternatywą byłaby piracka wersja któregoś z wielkich pakietów CAD/CAM, ale to nie jest dobra droga. Zwłaszcza że Fusion 360 używałem w ramach nierejestrowanej działalności gospodarczej.
4. W związku z chmurą Autodesk skupia się bardziej na wciskaniu swoich zaawansowanych usług symulacyjnych i projektowania generacyjnego, niż na naprawie i rozwijaniu podstawowych funkcjonalności. Dlatego od lat nie poprawili narzędzi tekstowych, ale zamiast tego dodali przynajmniej 5 nowych sposobów na generowanie części przez AI w chmurze i kilka różnych sposobów płatności za tę "przyjemność". A ludzie czepiają się Microsoftu...
Przy okazji dostałem niedawno wiadomość od Autodesk, iż moja licencja start-upowa się kończy, więc mogę kupić roczną licencję profesjonalną 20% taniej. Czyli za ile? 396USD, czyli ~1625PLN. Około 135,41PLN na miesiąc. Możliwość przedłużenia subskrypcji start-upowej była wspomniana dużo mniejszym druczkiem...
Do kompletu z Fusion 360 używam też programu Mach3, który był dostarczony z moją frezarką CNC 3020. W Fusion 360 generuję ścieżki ruchu dla frezarki w formie plików G-Code. Mach3 interpretuje polecenia z tych plików i zamienia je na polecenia ruchu dla frezarki. Kolorystycznie interfejs tego programu działa tak, że raz muszę mieć kolory odwrócone, a raz normalne. Trochę to niewygodne. Gdy miałem frezarkę CNC 3018 ze sterownikiem GRBL, używałem programu bCNC, który miał bardziej jednolity interfejs, ale w zamian miał jedną, moim zdaniem całkowicie go dyskwalifikującą wadę: był napisany w Pythonie. Python to dobry język skryptowy czy do pisania prostych programów. W żadnym razie nie jest to język do pisania narzędzi, które mają być szybkie i wydajne. Mach3 jest w porównaniu z bCNC bardzo zaawansowanym i rozbudowanym programem, ale działa sprawnie i wydajnie nawet na starych komputerach sprzed dwudziestu lat, bo był napisany w C++ z myślą o wydajności właśnie.
Kiedyś korzystałem z Adobe After Effects i Premiere Pro, ale te programy do edycji video i efektów specjalnych cierpią na poważną wadę: wymagają dużej ilości (płatnych) pluginów. Większość polskiego jutuba stała lub stoi na tych programach, ale zdecydowana mniejszość na legalnych, opłaconych kopiach. Dałem sobie z nimi spokój dawno temu - zamiast nich polecam BlackMagic DaVinci Resolve. Jest za darmo, więc ma świetną cenę. Generalnie preferuję darmowe i otwarte oprogramowanie. Z OpenOffice korzystałem latami, teraz używam LibreOffice. O programach do pracy ze zdjęciami wspomniałem w artykule o fotografii. Korzystam też czasami z LMMS, Audacity, Blendera, SumatraPDF, MPC-HC, Firefoxa, Thunderbirda i paru innych, mniejszych programów.
Czas zabawy
W co gra ktoś, kto widzi tyle, co ja? I w jaki sposób?
Kiedyś dużo grywałem w strzelanki jednoosobowe. Zwykle na cheatach, bo z moim wzrokiem normalna gra bywa trudna. Ale zdarzyło mi się raz grać w Red Faction 3 na poziomie łatwym, gdzie "doszedłem" do 3/4 gry, zanim się zorientowałem, że cheaty nie działają. Tę grę skończyłem więc uczciwie. Próbowałem grać w strzelanki multiplayer, ale to kończyło się nienajlepiej - kiedyś dostałem ksywkę FreeFrag. Mile wspominam takie gry, jak Unreal, Max Payne (dwójki nie skończyłem, bo utknąłem na misji eskortowej), Condemned: Criminal Origins, Red Faction, Tron 2.0 (ktoś tę grę jeszcze pamięta?), Mirror's Edge, Prey (2006 - ta gra "ryła beret" zagadkami przestrzennymi przed Portalem), Star Trek DS9 - The Fallen, Star Trek Voyager Elite Force (tych dwóch gier też nikt nie pamięta), czy seria Half-Life. Fajnie i uczciwie grało mi się też w grę Tomb Raider z 2013 roku - tej nie skończyłem ale do niej wrócę. Kiedyś miałem też któregoś Tomb Raidera w wersji pirackiej, gdzie dubbing był dograny z ciężkim, rosyjskim akcentem, a poziom aktorstwa dorównywał najlepszym epizodom "Trudnych spraw". Wiem, że początek był w Egipcie.
Mój brat, jak jeszcze widział, grał pasjami w gry z serii Fallout. Fallout Tactics: Brotherhood of Steel kupił przedpremierowo - tak bardzo ta seria mu się podobała. Swoją szostą taktyczny Fallout jest mocno niedoceniony, a szkoda bo jest lepszą grą niż ostatni wyrób Bethesdy. Sam lubiłem grać w te starsze RPGi, z widokiem izometrycznym. Jedynym odstępstwem była gra Deus Ex. Próbowałem grać w dwa pierwsze Wiedźminy, ale odbiłem się od nich ciężko i boleśnie. Od serii Gothic też się odbiłem, choć mój brat fanem był wielkim.
Uwielbiane przez wszystkich Diablo 2 mnie nie zachwyciło - za to skończyłem Torchlight, i do tej gry też niedługo wrócę. Zaliczyłem też kilka gier MMORPG, jak Mu Online, Star Trek Online czy Path of Exile. Nie jestem jednak wielkim fanem grindu. Jeszcze dwa lata temu dużo grałem w Warframe - grę która jest po prostu zarąbista. Ale już nie gram, bo nie widzę wystarczająco dobrze, by się nie gubić do 5-10 sekund. Tłuczenie kijem Bo ścian zamiast wrogów mnie nie wciąga.
Swego czasu byłem wielkim fanem gry wyścigowej Star Wars Racer, w dema Need for Speed: Porsche 2000 i Need for Speed: Hot Pursuit 2 zagrywałem się godzinami. Lubię czasem pościgać się w bardziej zręcznościowych grach. Fajnie mi się grało na przykład w Burnout Paradise. Z gier sportowych zagrywałem się najpierw w demo, a potem w pełniaka z CD-Action Tony Hawk's Pro Skater 2. Trójka też była bardzo fajna fajna.6-8 lat temu grałem w inną grę "deskorolkową" nie związaną z serią THPS, ale nie urzekła mnie ona, bo mapy były ciasne, a do tego była jeszcze fabuła, gdzie jazda na deskorolce i malowanie graffiti było walką z totalitarnym systemem.
Zdarzało mi się też grać w dwie różne gry o bilardzie, jedna z nich była na szkolnym 486. Na nim też grałem w pierwszą część Civilization (godzinami, ale lekcyjnymi) i w Wolfenstein 3D. Mam na liście grę Steep, ale z tego co widziałem na filmikach, to ja tam niewiele zobaczę, przynajmniej na razie.
Jestem generalnie fanem gier strategicznych i ekonomicznych, zwłaszcza tych o budowaniu miast. Jako że jestem też fanem kinematografii, to kiedyś zagrywałem się w The Movies - to kolejna, zapomniana przez wielu gra. Sposób wykonywania wszystkiego w tej grze był, delikatnie pisząc, "oryginalny" - dlatego nie zdobyła aż takiej popularności, na jaką zasługuje.
Kiedyś grywałem w różne gry przygodowe, ale byłem w nie raczej dość kiepski - bez solucji się nie obeszło. Gdzieś mam pudełkowe Schizm i Traitor's Gate - ale wydawca w tym drugim przypadku "zepsuł" wydanie, i trzeba kombinować z ręcznym kopiowaniem plików. Tych gier też już nikt nie pamięta.
Skoro już jesteśmy przy grach, o których nikt nie słyszał, to kojarzy ktoś z Was gry o budowaniu robotów? Grałem w obie części Robot Arena, ale to były bardziej zdalnie sterowane pojazdy z bronią, a nie prawdziwe roboty. Była też jeszcze mniej znana gra, gdzie roboty się nie tylko projektowało (zasadniczo bez ograniczeń) przez składanie różnych elementów, ale też programowało. Nie pamiętam tytułu, niestety. Grałem też w Robocraft, grę multiplayer, gdzie roboty składa się z klocków. To jedyna strzelanka, gdzie jako-tako sobie radziłem.
Pamiętam też jedną z pierwszych gier "hakerskich", w jakie grałem: Dark Signs. W tej grze tworzyło się własne narzędzia z pomocą wbudowanego języka skryptowego. Było to unikalne rozwiązanie wśród gier o tej tematyce. Przy okazji warto też zwrócić uwagę na grę edukacyjną Colobot. Polecam każdemu, kto chce nauczyć się podstaw programowania. Gra używa własnego języka CBOT, który wzorowany jest na językach C++ i Java, co ułatwia późniejszą migrację na któryś z nich.
W co zatem gram teraz?
Stawiam klocki w Minecrafcie, próbuję podbić świat w Civilization VI, i galaktykę w Stellaris, latam w kosmos w Kerbal Space Program (z kilkudziesięcioma modami), tworzę kolonię na Marsie w Surviving Mars, walczę z niemilcami w Batman: Arkham Asylum i buduję nowe, lepsze miasto w Cities Skylines.
Poniżej wizyta w moim świecie w grze Minecraft, w trybie RTX:
A tutaj zestaw pocztówek z lotu w kosmos w Kerbal Space Program z ponad setką modów:
Część gier, jak KSP czy Stellaris, pozwala na zmianę rozmiaru interfejsu. Civilization VI wymaga ręcznej edycji pliku konfiguracyjnego. Cities Skylines wymagała instalacji dodatkowego moda, ale że modów mam i tak ze 20-30, to kolejny nie robi mi różnicy. Trik z odwracaniem kolorów działa w większości gier i z chęcią z niego korzystam. Gry strategiczne i ekonomiczne są właśnie dlatego fajne, że oferują aktywną pauzę, gdzie mogę każdą decyzję podjąć na spokojnie i obejrzeć całą mapę bez pośpiechu. Swego czasu rozważałem nagranie serii filmów pt. "Ślepy gra w ...", ale nadmiar innych obowiązków i zajęć ogranicza moje granie do kilku godzin tygodniowo, albo i miesięcznie, a trzeba doliczyć też czas na montaż filmu.
Ktoś może zapytać, skąd mam aż tyle gier. Od roku dwutysięcznego do bodaj 2019 regularnie kupowałem CD-Action, czasami też inne czasopisma, gdzie były gry w pełnych wersjach. Od dłuższego czasu też zbieram gry rozdawane przez wydawców. Epic Games co tydzień daje za darmo od jednej do trzech darmowych gier. Większość to produkcje niezależne, ale zdarzyło im się dać kilka(naście) większych tytułów, jak choćby GTA V, Saints Row The third, Just Cause 4, Civilization VI, Control, Alien: Isolation, SOMA, gry z serii Metro czy Batman: Arkham i dwie pierwsze części Watch Dogs. Na Sylwestra Epic zaś rozdawało ostatnią trylogię Tomb Raider. Sporo gier na Steamie też mam za darmo, albo z paczek Humble Bundle - większość nie jest hitami. Swego czasu Ubisoft rozdawał za darmo większość gier z serii Assasin's Creed i inne swoje starsze tytuły AAA. Nawet EA dało kilka fajniejszych gier. Inne gry po prostu kupiłem, jak ich ceny spadły.
W tej chwili nie gram w ani jednego "pirata". W ogóle piractwo nie ma sensu, jeśli się weźmie pod uwagę, jak wiele starszych, a dobrych gier można kupić w cenie kilku piw czy paczki papierosów. Dla przykładu za Stellaris zapłaciłem trochę ponad 20 złotych na G2A, ale dokupię jeszcze dwa dodatki (Utopia i Distant Stars) za kolejne 50 złotych. Twierdzenie, że kogoś nie stać na grę zapewniającą setki, jak nie tysiące godzin rozgrywki jest po prostu śmieszne. Serdecznie tę grę polecam każdemu fanowi strategii.
Dla osób całkowicie niewidomych nie ma zbyt wielu opcji gry. Jest na przykład modyfikacja do GTA V, która dostarcza wiele narzędzi umożliwiających nawigację (na polecenie syntezator podaje kierunek i odległość od punktu docelowego, przedmiotu, pojazdu, przeciwnika, NPCa, itd.) oraz różne cheaty. Nie testowałem tego w praktyce, ale widziałem filmik z gry. Osobiście jednak wolałbym coś, co pozwoliłoby mi zmienić parametry obrazu, tekstury i znaczniki. Jakby GTA V wyglądało jak Tron 2.0, to bym z chęcią zagrał. A tak zaczekam, czy da się coś z moim okiem zrobić.
Control, ponoć świetny miks gry akcji, horroru i przygodówki, ma wbudowany system ułatwień dostępu dla graczy nie do końca sprawnych. Można włączyć asystę celowania (na poziomie, gdzie celownik "przykleja się" do niemilców), Dodatkowo można ustawić szybką regenerację zdrowia i energii albo wręcz całkowitą nieśmiertelność. To nadal nie pozwala osobom całkowicie niewidomym grać w Control.
Jest jednak jeden gatunek gier, które wydają się być idealne dla niewidomych. Gatunek, który powstał z powodu ograniczeń sprzętowych komputerów, ale który nigdy nie "umarł" z powodu oddanych fanów i niezależnych twórców. Piszę, oczywiście, o fikcji interaktywnej (ang. Interactive Fiction). Są to głównie gry przygodowe, w których cały świat jest przedstawiony w formie opisów, a gracz kieruje postacią wydając jej polecenia tekstowe. Co ciekawe, gry IF są w formie kodu bajtowego wykonywanego przez interpreter dokładnie tak, jak działa wirtualna maszyna Javy. Tylko że ten system stworzyła firma Infocom w 1979 roku, by nie przepisywać i kompilować gier na wiele platform. Dla każdej platformy stworzono oddzielny interpreter, do którego właściwa gra w formie kodu bajtowego była dołączona. System ten był stworzony dla gry Zork, ale Infocom wypuścił całą serię gier opartych na tym rozwiązaniu.
Obecnie wśród interaktywnej fikcji można znaleźć najróżniejsze gry, a także interaktywne opowiadania i powieści, tworzone przez fanów gatunku, twórców niezależnych i małe studia. Poza klasycznymi tekstowymi przygodówkami istnieją formy analogiczne do przygód paragrafowych, gdzie wybiera się jedną z kilku dostępnych opcji. Dodatkowo poza tekstowymi wersjami istnieją też interaktywne filmy i audiobooki.
Ta strona zawiera wielki katalog gier IF ocenionych i zrecenzowanych przez graczy, z linkami do miejsc, z których można je pobrać. Wiele z tych przygód można też znaleźć w tym archiwum. Sam zagrałem w kilka gier z tego gatunku, ale to było prawie 20 lat temu, gdy jeszcze nie władałem wystarczająco dobrze językiem angielskim...
Homo Internetus
Z Internetu korzystam praktycznie codziennie od 21 lat. Pamiętam czasy modemów i numeru 0202122. Miałem też z bratem stałe łącze przez Wi-Fi od firmy, która okazała się być pralnią brudnych pieniędzy lokalnej mafii. Wtedy 100-200kbps to był "szybki Internet". Teraz typowa prędkość to 10-20Mbps. Przy okazji wszystkie testy prędkości w Internecie kłamią, Każdy mój ISP osiągał w testach deklarowaną prędkość, a w "rzeczywistym życiu" gdzieś tak 10-30% tej prędkości, w porywach do 50%.
W pewnym stopniu jestem nietypowym użytkownikiem Internetu. Na przykład nie używam go w smartfonie, chyba że chcę zsynchronizować opaskę fitnesową albo pobrać aktualizacje do programów. Nie używam w smartfonie ani przeglądarki, ani Facebooka, ani Instagrama czy Youtube, czy co tam jeszcze jest. Konto na FB założyłem dość późno, gdy większość ludzi porzuciła Gadu-Gadu. I nie używam go zbyt intensywnie. Moje cyfrowe życie oscyluje między Elektrodą, a Youtubem. Po drodze zaglądam na różne fora, strony i portale.
Mam kanał na YT, a na nim trochę autorskich filmów, ale część w tej chwili jest niepubliczna ze względu na to, że uznałem je za zwyczajnie słabe i nudne. Planuję swój kanał ubogacić w tym roku. Mój brat na YT istnieje od ponad 13 lat. Przy okazji na jego kanale jest jeden z pierwszych moich filmów. Byłem wtedy piękny i młody, teraz zostało samo "i"...
Inne gadżety
Wspomniałem o opasce fitnesowej - to część mojego nieustającego planu schudnięcia do jakiejś sensownej wagi. Zaczynałem od Jawbone Up - opaski, której dwie największe wady to nieudana konstrukcja mechaniczna i użycie elastycznej płytki drukowanej w tej mechanicznej konstrukcji - nawet nowe opaski nie wytrzymywały długo, a ja miałem używaną. Nadal mam, i być może dokonam jej rozbioru i próby naprawy.
Przez kilka lat używałem opaski Garmin Vivofit 3, która na jednej baterii pracuje około roku. Niestety, ekran jest ciut mały, co ostatnimi czasy utrudniało mi odczytywanie statystyk. Teraz mam budżetową opaskę Amazfit Bip S Lite (powystawowy), a Vivofita nosi Luba. Aplikacja od Garmina za to była dla mnie czytelniejsza, niż aplikacja od Amazfit - ta druga ma absurdalnie małe czcionki...
Przez lata miałem wiele par słuchawek, głównie przewodowych. Teraz mam słuchawki Bluetooth: dokanałowe QCY T9S i pseudokostne M1 nieznanego producenta. Dlaczego pseudokostne? Bo zamiast specjalizowanych przetworników używają zwykłych głośniczków. Ale czego oczekiwać od słuchawek za 1/4 ceny markowych słuchawek kostnych. Jak się zepsują, to albo je naprawię, albo rozbiorę by pokazać je na Elektrodzie.
Kilka lat temu zainwestowałem w aparat fotograficzny, Sony A5100 - też "budżetowy" model, ale przynajmniej dobrej firmy. To generalnie jest motyw przewodni moich gadżeciarskich zapędów: wszystko budżetowe, powystawowe, prawie zawsze chińskie, ale nie zawsze najtańsze modele. Raz na jakiś czas mogę wydać trochę więcej, ale za każdym razem zastanawiam się tygodniami, czy coś mi jest potrzebne.
Plany na przyszłość
Mój ambitny plan na najbliższe dwa lata (i jest to plan od przynajmniej sześciu lat) to mieć własny dom i przy tym więcej przestrzeni do działalności hobbistycznej. Chciałbym też więcej robić ze swoim kanałem na YT i zrealizować kilka większych projektów, dzięki którym mógłbym na to wszystko zarobić.
W planach jest też pies. A konkretnie to chciałbym wytresować sobie psa-przewodnika, który uchroni mnie przed spotkaniami z agresywnymi latarniami i znakami drogowymi. Być może ten proces sfilmuję i opublikuję na YT. Muszę jednak zaczekać, aż syn podrośnie, by szczeniaka przypadkiem miłością nie zgniótł...
Liczę też na to, że zrealizuję i opublikuję więcej materiałów na Elektrodę. Obecnie pracuję nad serią o DIY, ciągiem dalszym serii o wzmacniaczach operacyjnych oraz nad serią fotograficzną, której pierwsza część spotkała się z szerokim odzewem zachwyconych czytelników.
Chciałbym też schudnąć o jakieś 45kg. To pewnie się uda dzięki wsparciu rosnącej inflacji i działaniom miłościwie nam rządzących.
Aha, fajnie też by było nie oślepnąć jeszcze przez kilka lat.
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam do ich zadawania - z chęcią odpowiem. Następnym razem chciałbym przedstawić bliżej notes elektroniczny dla niewidomych i niedowidzących Kajetek, o którym wspomniałem w poprzednim odcinku.
Jako krótkowidz mam duży dystans do siebie. Staram się zachować optymizm, choć nie zawsze jest łatwo. Wiem, że mój wzrok będzie się pogarszał, tylko nie wiem, jak szybko. Ostatnio okazało się na przykład, że do kompletu z jaskrą mam postępującą zaćmę, która zażółca, a nawet w pewnych sytuacjach zabrązawia mi obraz. Przy czym z powodu przesunięcia tęczówki i innych problemów nie wiem, czy będzie można wykonać operację naprawczą. Dla innych to byłby powód do załamania. Dla mnie to była zeszła środa...
Wiem, że będzie gorzej, zanim będzie lepiej. I jestem na to przygotowany...
Czynności życia codziennego, które wyglądają inaczej, jak się widzi tyle, co ja
Poruszanie się
Gdzieś kiedyś przeczytałem, iż wzrok odpowiada za 90% naszego postrzegania otoczenia. Coś w tym jest. Często proponuję widomym prosty eksperyment: spędź cały dzień z zasłoniętymi oczami. Raz zrobiłem taki eksperyment na imprezie u znajomego: kolejni ochotnicy mieli przewiązywane oczy i dostawali do ręki moją blaskę (mam, nie używam, ale wtedy nosiłem ze sobą) i zadanie przejścia się z jednego pokoju do drugiego. Oczywiście każdą osobę asekurowaliśmy, coby sobie krzywdy nie zrobiła. Dość napisać, że doświadczenie było dla wszystkich mocno dezorientujące i prawie niewykonalne. A mowa o prostym zadaniu pokonania kilku metrów wewnątrz budynku. Pomyślcie o niewidomych, którzy poruszają się po dużo większej przestrzeni. Znajomy mojego brata będąc całkowicie niewidomym zwiedził całą Polskę. Po tygodniu pobytu w Lublinie oprowadzał po mieście swoich znajomych...
Z moim wzrokiem jest o tyle ciekawa sytuacja, że widzę na tyle dobrze by się poruszać, ale nie na tyle dobrze, by się poruszać wszędzie i w każdych warunkach bez wypadków czy problemów. Dlatego swoich rutynowych tras uczę się na pamięć, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich przeszkód terenowych czy znaków drogowych. Te ostatnie zwykle zapamiętuję po tym jak je poznam bardzo osobiście. Najgorszą porą dla mnie jest czas zaraz po wschodzie i przed zachodem, jak nie jest wystarczająco jasno, ale latarnie też się nie świecą. Nie jestem też fanem słonecznych dni. Jaskra bierze swoją nazwę z faktu, iż akomodacja oka, czyli zdolność reagowania na zmianę jasności, jest upośledzona. Wchodząc z cienia w światło jestem natychmiast niemal oślepiony, podobnie wchodząc ze światła w cień. Wieczorami samochody przejeżdżające po ulicach w przeciwnym kierunku niż sam idę regularnie mnie oślepiają - w tych miejscach poruszam się "na czuja". Do ciemnych odcinków swoich tras mam latarkę, choć to może wyglądać dziwnie.
Jeszcze 5-7 lat temu jeźdźiłem na rowerze po ulicach i ścieżkach rowerowych Garwolina. Jak to robiłem? Prosto, żona jechała rowerem przede mną, a ja podążałem za nią. Takie wycieczki urządzaliśmy sobie rankami, gdy ruch uliczny był mały. Teraz tego nie robimy, bo mamy małoletnie dzieci. Ale jeśli ja mogłem z moją wadą wzroku jeździć rowerem po ulicy, to dlaczego widomi muszą pędzić po chodnikach?!
Komunikacja miejska czy krajowa nie stanowi wielkiego problemu, jeśli mam dostęp do rozkładu. Dla komunikacji miejskiej mam dedykowaną aplikację z aktualnymi rozkładami dla wielu miast. Rozkład kolejowy sprawdzam planując podróż. Najgorzej jednak jest z PKSami. Te relikty komunistycznej przeszłości rządzą się swoimi własnymi prawami i regułami i nie ma nigdzie jednego, zunifikowanego, uniwersalnego rozkładu dla nich wszystkich. Każdy PKS ma swój styl rozkładu, w Internecie zwykle nieaktualny albo niedostępny. Przy okazji każdy rozkład jest upstrzony kilkunastoma dodatkowymi literkami, cyferkami i innymi znaczkami, jakby go typograficzne muchy przez miesiąc, za przeproszeniem, obsrywały. I trzeba sprawdzać, czy II obok godziny oznacza, że ten autokar jeździ w tygodnie parzyste, czy że może jeździ w drugi dzień świąt, czy to małe k to znak, że kursuje tylko w dni nauki szkolnej, a może to duże K oznaczające, że nie kursuje w Wielkanoc, i co u diabła znaczy litera j?! Czytanie tych chorych rozkładów jest jak rozszyfrowywanie jakiejś skomplikowanej zagadki logicznej. Raz trafiłem w jednym rozkładzie przy jednej z godzin odjazdu na tyle znaczków, że po ich rozszyfrowaniu okazało się, że ten autobus będzie o tej godzinie tylko w czwartek przed Wielkim Piątkiem, ale tylko jak księżyc będzie przed pełnią, a rok nie jest przestępny.
Tablice na autobusach czy pociągach odczytuję z pomocą monokularu. Perony, tory i stanowiska odnajduję najczęściej po prostu pytając. Mimo to nie lubię takich wycieczek, bo zawsze się boję, że przegapię swój przystanek i się zgubię.
Z komunikacją miejską wiąże się następująca historia: jechałem autobusem by brata odwiedzić, to było jeszcze jak żyłem w Lublinie. Kultura komunikacyjna wymaga, by najpierw pozwolić ludziom z autobusu wysiąść, a potem samemu się wpychać do środka. Kto żył w Lublinie, ten wie, że tu panuje balszaja, sowieckaja kultura. Chciałem wysiąść, ale jak tylko autobus stanął, bydło z zewnątrz podjęło bohaterski szturm w obawie, że autobus odjedzie po pięciu sekundach. Wziąłem rozpęd i swoje ówczesne 120kg wagi przepchnąłem przez drzwi wypychając członka nierogacizny na zewnątrz. Zapytał mnie uprzejmie:
- Co, ślepy jesteś?!
Na co ja otworzyłem palcami powieki lewego, zapadłego i martwego oka i odpowiedziałem w podobnym tonie:
- Tak, k***a! Nie widać?!
Ale zdarzają się też sytuacje pozytywne, a wręcz absurdalne.
Razu pewnego jechałem autobusem razem z bratem. Ktoś do nas podszedł i zaczął ze mną rozmawiać. Przegadaliśmy tak ze dwa przystanki, po czym on wysiadł. Brat się pyta:
- Kto to był?
- Nie wiem, kumpel z Lubelskiego Klubu Fantastyki.
Bo wiecie, ja nie poznaję ludzi po twarzach. Ja poznaję ludzi po głosie, kształcie ciała, włosach i wzroście. Za każdym razem, jak ktoś krzyknie moje imię, to się rozglądam, czy to do mnie, czy nie. Co mi przypominaj jeszcze inną historię, z czasów studiów. Spotkałem pod salą niewidomą koleżankę z innego roku (po lasce ją poznałem), czekała pod salą na zajęcia ze swoją grupą. Tylko grupy nie było. Na drzwiach było ogłoszenie, że zajęcia zostały przeniesione, ale nikt z jej grupy o tym jej nie powiedział, mimo że musieli podejść do drzwi i przeczytać ogłoszenie stojąc metr od niej. Tak na KULu sprawni traktowali niepełnosprawnych w latach 2007-2011.
W sytuacjach społecznych przydałyby mi się okulary rozszerzonej rzeczywistości w stylu Google Glass. Projekt ten miał liczne opóźnienia i generalnie okulary nie są łatwo dostępne, gdyż wielu ludzi miało problem, iż najbardziej przydatna dla mnie funkcja, czyli rozpoznawanie twarzy, narusza prywatność. Dlatego obecnie Google Glass są dostępne tylko dla klientów korporacyjnych, i to w dość ograniczonym zakresie. Szkoda, bo taki sprzęt pomógłby mi unikać żenujących sytuacji. Kiedyś na przykład zagadałem do studentki na wózku inwalidzkim, myśląc, że to koleżanka z roku, która też na wózku była.
Najgorzej, przynajmniej dla mnie, jest w urzędach. W czasach gdy musiałem je zwiedzać sam trafiałem na urzędników z gatunku biurw, gdzie na pytanie "Przepraszam, gdzie znajdę biuro ..." dostawałem nieśmiertelną odpowiedź "Na tablicy pisze!". To nic, że tablica wisi 5 metrów nad ziemią, w cieniu, i jest zakurzona. Nawet ostentacyjne pokazywanie lewego oka nie pomaga w kontaktach z niektórymi biurwami. Na szczęście jednak stare pokolenie urzędników komunistycznych powoli wymiera, a nowe ma lepsze nawyki. Dodatkowo zawsze mogę zrobić zdjęcie smartfonem i sobie na ekranie powiększyć zarówno tablice wiszące wysoko nad głową, jak i wszelkiego rodzaju tabliczki przy lub na drzwiach.
Higiena
Prozaiczne pytanie: jak niewidomy wie, że już jest czysty?
Odpowiedź: nie wie. Zakłada, że się domył.
Tak samo jest ze mną. W lustrze nad umywalką widzę swoją twarz na tyle dobrze, by stwierdzić, że ją posiadam. Ale nie na tyle, by wiedzieć, jak bardzo jest czysta. Więc myję ją, aż umyję. Z myciem rąk jest łatwo, bo im mogę się przyjrzeć.
Z goleniem jest ciekawa sprawa. Golę się rzadko, dlatego przez większość czasu wyglądam jak Rumcajs. Sam proces golenia ma miejsce w wannie, bo wiem, że inaczej szczątki zarostu znajdą się na podłodze z czystej nieostrożności i nieuwagi. Golę się tradycyjną maszynką na żyletki, używam kremu do golenia Wars w tubce, pędzelka pochodzącego z zapasów Ludowego Wojska Polskiego (spadek po ojcu) i posrebrzanej miski do golenia, którą mój ojciec "za dzieciaka" znalazł w ruinach hotelu zbombardowanego w czasie drugiej wojny światowej. Stan "golonki" kontroluję dotykiem. Po zakończeniu wołam żonę, by stwierdziła, czy ogoliłem się równo. Czasem trzeba wprowadzać poprawki. Luba generalnie preferuje mnie jednak w zaroście "na islamskiego terrorystę"...
Resztę owłosienia na głowie też zoptymalizowałem pod niepełnosprawność. Wyczesuję włosy i wiążę w kucyk. Gumki do włosów i inne frotki zamieniłem na kawałek linki żaglowej 2mm - nie rwie się i nie gubi. Raz na jakiś czas żona obcina i wyrównuje mi końcówki. Mój brat nie ma jednak tak gęstego pokrycia czaszki, więc pozbywa się problemu przez jej golenie.
Ubiór
Nikt mnie nigdy nie oskarży o bycie "szafiarką". Ubiór ma dla mnie znaczenie przede wszystkim funkcjonalne: ma mnie grzać w zimie, chłodzić w lecie, zasłaniać części ciała, których inni nie powinni oglądać oraz zapewniać dużo kieszeni. Preferuję koszulki w kolorach podstawowych, spodnie z dużą ilością kieszeni, czarne, oliwkowe lub khaki. Jedyną moją afektacją są kapelusze. Za to nienawidzę kapci, ciapów ani innego obuwia domowego. Dlatego skarpetki zużywam błyskawicznie. Zawsze mnie też zastanawiało, dlaczego nikt nie robi skarpetek w kolorze brudnych skarpetek...
Do występów przed kamerą mam specjalną, czarną koszulę "do jutuba". Ma delikatny wzór "złotego smoka" i oryginalnie należała do pracownika jakiejś chińskiej restauracji gdzieś na zachodzie Europy. Do kompletu doszedł niedawno t-shirt Elektrody, na potrzeby dedykowanych filmów. Jeśli się za nie w końcu wezmę.
Dbanie o czystość ubioru nie jest dla mnie problemem, bo na większości tego, co mam brud rzuca się w oko. Do tego żona też ma baczenie, bym się od nieczystej strony nie pokazywał...
Osoby całkowicie niewidome nie są jednak skazane na pomoc bliskich jeśli idzie o dobór ubioru, albowiem od przynajmniej 20 lat na rynku są dostępne skanery kolorów. Oryginalne były w formie osobnych urządzeń, ale teraz są dostępne też w formie aplikacji na smartfony. Dodatkowo mogą "ometkować" ubrania specjalnymi znacznikami, które inny skaner może rozpoznać i odtworzyć wcześniej nagraną informację powiązaną z danym znacznikiem.
Gotowanie
Kiedyś gotowałem więcej, teraz ograniczam się głównie do kawy. Ale nigdy z tym nie miałem problemów. Najważniejsze by się przypadkiem nie skaleczyć, nie poparzyć i generalnie trafić ze składnikami do garnka czy na patelnię. Są kursy i szkolenia z gotowania dla niewidomych i niedowidzących, ale ja nigdy czegoś takiego nie potrzebowałem. Znałem jednak niewidomych absolwentów dość znanej placówki w Laskach - tam nauka samodzielności była dość intensywna. Jeden z tych znajomych bezproblemowo kroił wędlinę na plasterki tak cienkie i równe, że wyglądały jak cięte na krajalnicy. Moje plasterki są albo krzywe albo nierówne.
Kiedyś wytwarzałem własne wina, na przykład ryżowo-herbaciane, pomarańczowe, z winogron i inne. Brat za to specjalizował się w nalewkach. Razem zrobiliśmy własny absynt, ale on zabrał destylat i wypił ze znajomymi, a mi zostawił resztę. Okazało się jednak że surowy absynt jest ekstremalnie skutecznym środkiem na wszelkie zatrucia pokarmowe, choć smak zostaje z człowiekiem na kilka dni.
Myślę, że kupię nowy fermentator (stary połamałem przypadkiem) i coś nastawię...
Wielką pomocą dla niewidomych w zakupach spożywczych i w samym gotowaniu są aplikacje pozwalające skanować kody kreskowe. Nie tylko niewidomi z nich korzystają, albowiem takie aplikacje podają nie tylko nazwę i masę produktu, ale też wartości odżywcze, co pozwala dbającym o zdrowie i kondycję utrzymać swoją dietę w limicie kalorycznym i odżywczym.
Sprzątanie
Póki nie widzę brudu, nie ma brudu.

A na serio to nie cierpię sprzątać. Ale tego chyba nikt nie lubi robić. Tu porada praktyczna: nie kupujcie tych tandetnych odkurzaczy domowych, co im normy zużycia prądu UE narzuciła. Jakość marna, cug słaby i łatwo je spalić. My kupiliśmy odkurzacz warsztatowy i tego nie żałujemy. A i w warsztacie się przyda.
Moim sposobem na ograniczenie codziennego chaosu jest zasada, iż każda rzecz ma swoje stałe miejsce pobytu. To pozwala mi zachować pewien porządek. Ba, zwykle pamiętam doskonale, gdzie co jest. Luba jednak stosuje się do zasady odwrotnej - porzuca rzeczy byle gdzie, nigdy dwa razy z rzędu w tym samym miejscu, i nigdy nie pamięta ostatniej lokalizacji. Kiedyś spędziła godzinę na poszukiwaniu dokumentów, które, szykując się do wyjazdu specjalnie odłożyła by je spakować. Były na łóżku pod kocem, co wymacałem w dwie minuty.
Zakupy
Lubię dyskont o nazwie zaczynającej się od litery L i kończącej na "-idl". Za to szczerze nie cierpię portugalskiej konkurencji. W dyskoncie na L generalnie panuje niemiecki "Ordnung". W każdym sklepie konkurencji na B panuje bałagan, wszędzie stoją kosze, palety i "wystawki". W sklepie na L jest czysto. Odkąd mieszkam w Garwolinie tylko raz mieli awarię lodówki, przez co mięso im się zepsuło. W obu dyskontach na B lata latem tyle much, że nawet ja je widzę, i słyszę. I to nie jednego lata, ale przez lata latają, rok w rok jest bzyk-bzyk. Nawet kasy samoobsługowe w sklepach na B mają do bani - wieszają się równie często i chętnie co młodzi Japończycy. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego aż tak wielu ludzi tam kupuje. Jedyne produkty godne uwagi w tej sieci to chipsy o ciekawych smakach i ichnia budżetowa cola, którą robi dla nich Hoop. Kiedyś mieli tanie, przyzwoite piwo, ale je zmienili w sikacz godny marki Tesco Value. Skąd wiem? Ano kiedyś zrobiłem wielki test najtańszych piw...
W dyskontach fajne jest to, że generalnie nie zmieniają rozkładu towarów z wystaw stałych. Dzięki temu konkretne rzeczy znajduję kierując się pamięcią i po prostu macam za kształtem albo wypatruję konkretnego koloru opakowania. Czasem jednak zachodzi potrzeba sprawdzenia ceny - jeśli ta jest poza zasięgiem mojego wzroku, to sytuację raduje znów smartfon. I tak zdjęcia kart z cenami wiszących nad regałami albo na górnych półkach lodówek to 1/4 zawartości mojej smartfonowej galerii.
Szczególnie nienawidzę jednak dyskontów z elektroniką. Wkurzają mnie nieustającymi pseudopromocjami, wszędobylskimi, agresywnymi reklamami, a ich pracownicy nie znają się na niczym, poza wciskaniem kitu. Nie cierpię, nie znoszę, i uważam że powinno się je zburzyć...
Większość "niecodziennych" zakupów wykonuję przez Internet, głównie na alledrogo. Jestem fanem kategorii "powystawowe" i "po zwrocie". Niestety, od paru lat za sprawą chińskiego właściciela powoli postępuje dewastacja tego ikonicznego portalu. Poza alledrogo zdarzało mi się kupować i sprzedawać na ebaju, a raz nawet kupiłem za złotówkę kierownicę gamingową na OLX do drobnej naprawy mechanicznej.
Hobby
Nie uwierzycie, ale poza elektroniką zajmuję się hobbistycznie stolarstwem. Na razie nie za bardzo mam się czym pochwalić, ale na frezarce CNC wyciąłem kilka układanek, pudełek i innych drobiazgów. Moim ambitnym planem jest zrobienie kilku mebli z litego drewna dla dzieci. Chciałbym też wykonać kilka rzeźb kinetycznych czy zegarów, bo lubię zarówno projektować, jak i budować rzeczy.
Interesuje mnie też film i fotografia, i w tym kierunku też się realizuję, jak mam czas. Zwykle nie mam, bo mam dwójkę dzieci. Rodzice zrozumieją, co mam na myśli...
Komputer, smartfon i inne gadżety
Smartfon
W tej chwili używam Xiaomi Redmi Note 8. Poza normalną komunikacją używam go głównie do słuchania audiobooków. Czytywałem też na nim ebooki, ale to stało się męczące ostatnimi czasy. Do tego mam w nim kolekcję ulubionej muzyki, aplikację do opaski sportowej i najważniejsze narzędzie życia codziennego - aparat fotograficzny. Nie używam na nim żadnych mediów społecznościowych ani YouTube, nie przeglądam Internetu ani nie robię innych tych rzeczy, które normalni ludzie robią ze swoimi smartfonami. Nie widzę potrzeby by być zawsze online, zawsze w kontakcie, w gotowości by pokazać swoje ostatnie śniadanie, ani w co zmienił się poprzedni obiad. Jak dla mnie wszystkie aplikacje społecznościowe mogą być odinstalowane. Nie mam nawet wpisanego loginu do Facebooka, i nie będę miał...
Korzystam tylko z kilku podstawowych aplikacji:
- Smart Audiobook Player - słuchanie audiobooków zajamuje mi średnio 3-4 godziny dziennie;
- FBReader - to moim zdaniem najlepsza aplikacja do ebooków na Androida. Przed Androidem miałem smartfony z Windows Mobile i z Symbianem, tam używałem programu Mobipocket Reader;
- MXPlayer i AIMP - do filmów i muzyki. Oba z ciemnymi skórkami;
- MAPS.ME -nawigacja GPS offline z mapami OpenStreetMap;
- MobileMPK - kieszonkowy rozkład autobusów. Nie korzystałem z tej apki od kilku lat, ale i tak ją mam.
Mój brat ma odwrotnie - bez smartfona i Internetu nie byłby w stanie funkcjonować. Jako niewidomy jest wierny wyrobom Apple, bo mają lepiej przemyślane udźwiękowienie i bardziej przyjazny interfejs. Jest całkiem dobrze obeznany z Facebookiem i YouTubem, w końcu na smartfonie montuje i wrzuca swoje filmy. Doprawdy nie wiem, jak on to robi...
Komputer
Moje podstawowe narzędzie pracy, zabawy i okno na świat w jednym. PFRON za pośrednictwem PCPR zapewnia raz na 5 lat możliwość dofinansowania do podstawowego i specjalistycznego sprzętu komputerowego. Ja zgłosiłem się bodaj w maju 2020 roku, a dofinansowanie uzyskałem w listopadzie. W tym czasie ceny sprzętu poszły w górę, a tego program nie uwzględnia. Z oryginalnej specyfikacji wyleciały monitor, klawiatura mechaniczna i nowa obudowa. Ponieważ z programu można skorzystać raz na pięć lat, musiałem w specyfikacji celować w miarę wydajną maszynę, ale nie chciałem "przesadzić", by się zakwalifikować. Koniec końców mój komputer ma następującą specyfikację:
CPU: Ryzen 5 3600
RAM: G.Skill Ripjaws V 3600MHz CL18 2x16GB
Płyta główna: Gigabyte B450 Aorus Elite
GPU: KFA2 RTX 2060 Super
SSD: XPG Gammix S11 Pro
Z własnej kieszeni dokupiłem nowy zasilacz, ze starego komputera zaś zachowałem dyski twarde. Potem zmuszony byłem dokupić nowy monitor, bo stary po 10 latach stał się zbyt ciemny, a kolory uległy degradacji. Musiałem się też zaopatrzyć w nowy skaner, bo mój Plustek 2400+ zepsuł się. Co ciekawe, używał on oprogramowania z 1998 roku, choć sam był z bodaj 2006r.
W kategorii specjalistycznego sprzętu komputerowego znajdują się takie rzeczy, jak linijki brajlowskie, brajlowskie notatniki elektroniczne czy specjalizowane oprogramowanie czytające ekran czy syntezatory mowy. W ramach programu można uzyskać dofinansowanie na zakup smartfona (zwykle któryś z modeli Apple iPhone) i wielu innych gadżetów. Planuję załatwić dofinansowanie na zakup powiększalnika do czytania książek i prac precyzyjnych - ceny to kilkanaście tysięcy złotych.
Czas pracy
W pierwszym artykule z serii wspominałem o skrócie [Ctrl]+[Win]+[C]. O jego użyteczności niech świadczy fakt, iż piszę te słowa mając kolory odwrócone, dzięki czemu czcionka w Notatniku jest biała, a tło czarne. Tak, wszystkie artykuły na Elektrodę piszę w zwykłym, systemowym Notatniku i zapisuję jako pliki tekstowe. Ustawiłem sobie czcionkę Arial w rozmiarze 18 + zawijanie wierszy. Lubię Notatnik, bo tekst z niego mogę od razu wkleić do edytora postów, łatwo mi się w nim dodaje tagi i znaczki specjalne, no i szybciej się otwiera, niż LibreOffice. Jedyną wadą Notatnika jest brak licznika znaków. Zamiast tego jest licznik linijek i kolumn, co jest mało przydatne.
Trik z odwracaniem kolorów przydaje mi się też do przeglądania internetu. Wiele stron nie ma trybu ciemnego, twórcy innych nie słyszeli o czymś takim, jak kontrast. Tu też przydaje się możliwość powiększania stron internetowych, zwykle powiększam do 120-140%. Odwracanie kolorów i powiększanie przydaje mi się też przy czytaniu not katalogowych i aplikacyjnych i innych dokumentów w formacie PDF. Ebooki czytywałem na smartfonie, ale odkąd zaczęły się moje problemy okołozaćmowe, musiałem się ograniczyć. Kiedyś czytałem jednego ebooka co 2-5 dni. Teraz ograniczam się tylko do audiobooków.
Do projektowania używam programu DipTrace. Próbowałem Eagle, KiCAD, kiedyś miałem kopię pakietu Labcenter Proteus i kilka układów w nim zasymulowałem i zaprojektowałem do nich płytki. Ba, raz nawet spróbowałem użyć programu Altium Designer. DipTrace wygrywa z tymi wszystkimi programami pod każdym względem:
1. DipTrace jest łatwy w użyciu. Ma bardzo czysty i prosty interfejs, jest lekki i oferuje bardzo dużo komponentów. Tworzenie nowych symboli i wzorów obudów jest w miarę proste - mam biblioteczkę kilkunastu elementów, które musiałem dodać przez lata używania programu.
2. Bogaty zestaw komponentów, gdzie nie trzeba bawić się w definiowanie obudowy dla każdego rezystora, kondensatora czy układu scalonego, jak się zmienia schemat na wzór PCB. Ten aspekt kompletnie mnie odrzucił od KiCADa. DipTrace po prostu ma listę rezystorów w najróżniejszych obudowach, i wybiera się odpowiednie na etapie rysowania schematu. Podmiana obudowy to pikuś. Dodawanie własnych elementów, to też pikuś.
3. Rysowanie PCB jest łatwe i przyjemne. Brakuje tu może zaawansowanych narzędzi, jak rysowanie równoległych linii sygnałowych, ale w zamian wylewki robi się bardzo prosto, no i łatwo też narysować bardziej "organiczne" ścieżki. Eksport do formatów używanych do produkcji płytek to też pikuś. Edytor PCB jest tak fajny, że pierwsze układy w DipTrace rysowałem od razu w formie wzorów PCB, przez co nie mam do nich schematów. To czasem problem jak przeglądam stare projekty, bo muszę się zastanawiać, "co autor miał na myśli".
Drugim programem, z którego często ostatnio korzystam jest Micro-Cap 12. Jest to w tej chwili darmowy, profesjonalny symulator układów elektronicznych. Preferuję go zamiast LTSpice, bo wydaje mi się łatwiejrzy w użyciu. Na pewno łatwiej mi się w nim tworzy schematy ze względu na dobrą czytelność, zwłaszcza po odwróceniu kolorów. Program ma dość bogatą bibliotekę modeli i bardzo dużo funkcji symulacyjnych. Jedno z moich ulubionych narzędzi jest funkcja pozwalająca zasymulować układ dla różnych wartości jednego lub więcej komponentów. Ich wartości mogą się zmieniać na raz, albo rekursywnie, co pozwala na drodze symulacji dobrać na przykład punkt pracy tranzystora dla największego wzmocnienia albo sprawdzić wzmocnienie i pasmo dla różnych impedancji wejściowych. Przykładowo mój artykuł o uzyskiwaniu wysokich impedancji wejściowych powstał właśnie dzięki temu programowi i jego możliwościom symulacyjnym.
Ponieważ zdarza mi się programować mikrokontrolery PIC, wśród moich programów jest też MPLAB-X IDE i ichni pakiet języków XC8, XC16 i XC32. Przy okazji programator PICKit3 ma problem z interfejsem USB pod Windows od 7 wzwyż, który to problem wymaga ręcznej edycji rejestru by wyłączyć funkcje oszczędzania energii. Samo środowisko programistyczne jest dość typowe, a edytor kodu jest wygodny. Przydają się też funkcje debugowania, których inne środowiska dla PICów nie zawsze oferują. Fajniejsze IDE miała chyba tylko mikroElektronika dla swoich języków mikroBasic, mikroPascal i mikroC. UECIDE, którego używałem z zestawem ChipKit też było fajnym środowiskiem.
Przy okazji, ile języków programowania poznał Urgon? Policzmy:
- BASIC dla C64;
- LOGO;
- TurboPascal;
- Borland Delphi;
- C w kilku odmianach;
- Lua;
- Forth;
- Python;
- COBOL (to bolało);
- mikroPascal;
- mikroBasic i PICBasic;
- Arduino;
- ASM (podstawy).
Kolejnym programem, z którego korzystam dość często jest Autodesk Fusion 360. To dość zaawansowany program CAD/CAM/CAE (w nim teraz jest zintegrowany Eagle) dla hobbystów i mniejszych firm. Autodesk oferuje darmową licencję dla start-upów i hobbystów. Warunkiem jest zarabianie mniej niż 100 tysięcy dolarów rocznie przy użyciu tego programu. Myślę, że ten warunek raczej spełniam. Praca z Fusion360 jest łatwiejsza, niż z wieloma innymi programami CAD/CAM, które mogłem sprawdzić. Interfejs jest dużo bardziej przyjazny, zwłaszcza przy odwracaniu kolorów, niż w przypadku darmowego FreeCAD. Niestety, ma swoje wady:
1. Narzędzia do pracy z jakimkolwiek tekstem są najgorszymi narzędziami, z jakimi miałem nieprzyjemność pracować. Nie dość, że nie ma prostego sposobu, by ustawić tekst w określonym miejscu, to jeszcze połowa czcionek w ogóle nie działa. A wiadomo, że możliwość grawerowania napisów jest bardzo przydatna, zwłaszcza jak projektuje się obudowę czy panel do urządzenia.
2. Program wymaga dość dobrego komputera, zwłaszcza przy bardziej złożonych projektach. Niestety, "gamingowa" karta graficzna to nie jest to, co programy CAD/CAM preferują. Jest to dla mnie cokolwiek dziwne, biorąc pod uwagę, jak bardzo zaawansowana i detaliczna potrafi być grafika w grach, w porównaniu z tym, co można zobaczyć w programie CAD.
3. Fusion 360 jest zależny od "chmury". Autodesk zatem ma moje pliki jako zakładników. Jak będzie chciał, to może zmusić każdego użytkownika do zakupu licencji. Nie cierpię programów jako usług i wszelkiej maści chmur i nie mam do nich zaufania. Alternatywą byłaby piracka wersja któregoś z wielkich pakietów CAD/CAM, ale to nie jest dobra droga. Zwłaszcza że Fusion 360 używałem w ramach nierejestrowanej działalności gospodarczej.
4. W związku z chmurą Autodesk skupia się bardziej na wciskaniu swoich zaawansowanych usług symulacyjnych i projektowania generacyjnego, niż na naprawie i rozwijaniu podstawowych funkcjonalności. Dlatego od lat nie poprawili narzędzi tekstowych, ale zamiast tego dodali przynajmniej 5 nowych sposobów na generowanie części przez AI w chmurze i kilka różnych sposobów płatności za tę "przyjemność". A ludzie czepiają się Microsoftu...
Przy okazji dostałem niedawno wiadomość od Autodesk, iż moja licencja start-upowa się kończy, więc mogę kupić roczną licencję profesjonalną 20% taniej. Czyli za ile? 396USD, czyli ~1625PLN. Około 135,41PLN na miesiąc. Możliwość przedłużenia subskrypcji start-upowej była wspomniana dużo mniejszym druczkiem...
Do kompletu z Fusion 360 używam też programu Mach3, który był dostarczony z moją frezarką CNC 3020. W Fusion 360 generuję ścieżki ruchu dla frezarki w formie plików G-Code. Mach3 interpretuje polecenia z tych plików i zamienia je na polecenia ruchu dla frezarki. Kolorystycznie interfejs tego programu działa tak, że raz muszę mieć kolory odwrócone, a raz normalne. Trochę to niewygodne. Gdy miałem frezarkę CNC 3018 ze sterownikiem GRBL, używałem programu bCNC, który miał bardziej jednolity interfejs, ale w zamian miał jedną, moim zdaniem całkowicie go dyskwalifikującą wadę: był napisany w Pythonie. Python to dobry język skryptowy czy do pisania prostych programów. W żadnym razie nie jest to język do pisania narzędzi, które mają być szybkie i wydajne. Mach3 jest w porównaniu z bCNC bardzo zaawansowanym i rozbudowanym programem, ale działa sprawnie i wydajnie nawet na starych komputerach sprzed dwudziestu lat, bo był napisany w C++ z myślą o wydajności właśnie.
Kiedyś korzystałem z Adobe After Effects i Premiere Pro, ale te programy do edycji video i efektów specjalnych cierpią na poważną wadę: wymagają dużej ilości (płatnych) pluginów. Większość polskiego jutuba stała lub stoi na tych programach, ale zdecydowana mniejszość na legalnych, opłaconych kopiach. Dałem sobie z nimi spokój dawno temu - zamiast nich polecam BlackMagic DaVinci Resolve. Jest za darmo, więc ma świetną cenę. Generalnie preferuję darmowe i otwarte oprogramowanie. Z OpenOffice korzystałem latami, teraz używam LibreOffice. O programach do pracy ze zdjęciami wspomniałem w artykule o fotografii. Korzystam też czasami z LMMS, Audacity, Blendera, SumatraPDF, MPC-HC, Firefoxa, Thunderbirda i paru innych, mniejszych programów.
Czas zabawy
W co gra ktoś, kto widzi tyle, co ja? I w jaki sposób?
Kiedyś dużo grywałem w strzelanki jednoosobowe. Zwykle na cheatach, bo z moim wzrokiem normalna gra bywa trudna. Ale zdarzyło mi się raz grać w Red Faction 3 na poziomie łatwym, gdzie "doszedłem" do 3/4 gry, zanim się zorientowałem, że cheaty nie działają. Tę grę skończyłem więc uczciwie. Próbowałem grać w strzelanki multiplayer, ale to kończyło się nienajlepiej - kiedyś dostałem ksywkę FreeFrag. Mile wspominam takie gry, jak Unreal, Max Payne (dwójki nie skończyłem, bo utknąłem na misji eskortowej), Condemned: Criminal Origins, Red Faction, Tron 2.0 (ktoś tę grę jeszcze pamięta?), Mirror's Edge, Prey (2006 - ta gra "ryła beret" zagadkami przestrzennymi przed Portalem), Star Trek DS9 - The Fallen, Star Trek Voyager Elite Force (tych dwóch gier też nikt nie pamięta), czy seria Half-Life. Fajnie i uczciwie grało mi się też w grę Tomb Raider z 2013 roku - tej nie skończyłem ale do niej wrócę. Kiedyś miałem też któregoś Tomb Raidera w wersji pirackiej, gdzie dubbing był dograny z ciężkim, rosyjskim akcentem, a poziom aktorstwa dorównywał najlepszym epizodom "Trudnych spraw". Wiem, że początek był w Egipcie.
Mój brat, jak jeszcze widział, grał pasjami w gry z serii Fallout. Fallout Tactics: Brotherhood of Steel kupił przedpremierowo - tak bardzo ta seria mu się podobała. Swoją szostą taktyczny Fallout jest mocno niedoceniony, a szkoda bo jest lepszą grą niż ostatni wyrób Bethesdy. Sam lubiłem grać w te starsze RPGi, z widokiem izometrycznym. Jedynym odstępstwem była gra Deus Ex. Próbowałem grać w dwa pierwsze Wiedźminy, ale odbiłem się od nich ciężko i boleśnie. Od serii Gothic też się odbiłem, choć mój brat fanem był wielkim.
Uwielbiane przez wszystkich Diablo 2 mnie nie zachwyciło - za to skończyłem Torchlight, i do tej gry też niedługo wrócę. Zaliczyłem też kilka gier MMORPG, jak Mu Online, Star Trek Online czy Path of Exile. Nie jestem jednak wielkim fanem grindu. Jeszcze dwa lata temu dużo grałem w Warframe - grę która jest po prostu zarąbista. Ale już nie gram, bo nie widzę wystarczająco dobrze, by się nie gubić do 5-10 sekund. Tłuczenie kijem Bo ścian zamiast wrogów mnie nie wciąga.
Swego czasu byłem wielkim fanem gry wyścigowej Star Wars Racer, w dema Need for Speed: Porsche 2000 i Need for Speed: Hot Pursuit 2 zagrywałem się godzinami. Lubię czasem pościgać się w bardziej zręcznościowych grach. Fajnie mi się grało na przykład w Burnout Paradise. Z gier sportowych zagrywałem się najpierw w demo, a potem w pełniaka z CD-Action Tony Hawk's Pro Skater 2. Trójka też była bardzo fajna fajna.6-8 lat temu grałem w inną grę "deskorolkową" nie związaną z serią THPS, ale nie urzekła mnie ona, bo mapy były ciasne, a do tego była jeszcze fabuła, gdzie jazda na deskorolce i malowanie graffiti było walką z totalitarnym systemem.
Zdarzało mi się też grać w dwie różne gry o bilardzie, jedna z nich była na szkolnym 486. Na nim też grałem w pierwszą część Civilization (godzinami, ale lekcyjnymi) i w Wolfenstein 3D. Mam na liście grę Steep, ale z tego co widziałem na filmikach, to ja tam niewiele zobaczę, przynajmniej na razie.
Jestem generalnie fanem gier strategicznych i ekonomicznych, zwłaszcza tych o budowaniu miast. Jako że jestem też fanem kinematografii, to kiedyś zagrywałem się w The Movies - to kolejna, zapomniana przez wielu gra. Sposób wykonywania wszystkiego w tej grze był, delikatnie pisząc, "oryginalny" - dlatego nie zdobyła aż takiej popularności, na jaką zasługuje.
Kiedyś grywałem w różne gry przygodowe, ale byłem w nie raczej dość kiepski - bez solucji się nie obeszło. Gdzieś mam pudełkowe Schizm i Traitor's Gate - ale wydawca w tym drugim przypadku "zepsuł" wydanie, i trzeba kombinować z ręcznym kopiowaniem plików. Tych gier też już nikt nie pamięta.
Skoro już jesteśmy przy grach, o których nikt nie słyszał, to kojarzy ktoś z Was gry o budowaniu robotów? Grałem w obie części Robot Arena, ale to były bardziej zdalnie sterowane pojazdy z bronią, a nie prawdziwe roboty. Była też jeszcze mniej znana gra, gdzie roboty się nie tylko projektowało (zasadniczo bez ograniczeń) przez składanie różnych elementów, ale też programowało. Nie pamiętam tytułu, niestety. Grałem też w Robocraft, grę multiplayer, gdzie roboty składa się z klocków. To jedyna strzelanka, gdzie jako-tako sobie radziłem.
Pamiętam też jedną z pierwszych gier "hakerskich", w jakie grałem: Dark Signs. W tej grze tworzyło się własne narzędzia z pomocą wbudowanego języka skryptowego. Było to unikalne rozwiązanie wśród gier o tej tematyce. Przy okazji warto też zwrócić uwagę na grę edukacyjną Colobot. Polecam każdemu, kto chce nauczyć się podstaw programowania. Gra używa własnego języka CBOT, który wzorowany jest na językach C++ i Java, co ułatwia późniejszą migrację na któryś z nich.
W co zatem gram teraz?
Stawiam klocki w Minecrafcie, próbuję podbić świat w Civilization VI, i galaktykę w Stellaris, latam w kosmos w Kerbal Space Program (z kilkudziesięcioma modami), tworzę kolonię na Marsie w Surviving Mars, walczę z niemilcami w Batman: Arkham Asylum i buduję nowe, lepsze miasto w Cities Skylines.
Poniżej wizyta w moim świecie w grze Minecraft, w trybie RTX:





A tutaj zestaw pocztówek z lotu w kosmos w Kerbal Space Program z ponad setką modów:






Część gier, jak KSP czy Stellaris, pozwala na zmianę rozmiaru interfejsu. Civilization VI wymaga ręcznej edycji pliku konfiguracyjnego. Cities Skylines wymagała instalacji dodatkowego moda, ale że modów mam i tak ze 20-30, to kolejny nie robi mi różnicy. Trik z odwracaniem kolorów działa w większości gier i z chęcią z niego korzystam. Gry strategiczne i ekonomiczne są właśnie dlatego fajne, że oferują aktywną pauzę, gdzie mogę każdą decyzję podjąć na spokojnie i obejrzeć całą mapę bez pośpiechu. Swego czasu rozważałem nagranie serii filmów pt. "Ślepy gra w ...", ale nadmiar innych obowiązków i zajęć ogranicza moje granie do kilku godzin tygodniowo, albo i miesięcznie, a trzeba doliczyć też czas na montaż filmu.
Ktoś może zapytać, skąd mam aż tyle gier. Od roku dwutysięcznego do bodaj 2019 regularnie kupowałem CD-Action, czasami też inne czasopisma, gdzie były gry w pełnych wersjach. Od dłuższego czasu też zbieram gry rozdawane przez wydawców. Epic Games co tydzień daje za darmo od jednej do trzech darmowych gier. Większość to produkcje niezależne, ale zdarzyło im się dać kilka(naście) większych tytułów, jak choćby GTA V, Saints Row The third, Just Cause 4, Civilization VI, Control, Alien: Isolation, SOMA, gry z serii Metro czy Batman: Arkham i dwie pierwsze części Watch Dogs. Na Sylwestra Epic zaś rozdawało ostatnią trylogię Tomb Raider. Sporo gier na Steamie też mam za darmo, albo z paczek Humble Bundle - większość nie jest hitami. Swego czasu Ubisoft rozdawał za darmo większość gier z serii Assasin's Creed i inne swoje starsze tytuły AAA. Nawet EA dało kilka fajniejszych gier. Inne gry po prostu kupiłem, jak ich ceny spadły.
W tej chwili nie gram w ani jednego "pirata". W ogóle piractwo nie ma sensu, jeśli się weźmie pod uwagę, jak wiele starszych, a dobrych gier można kupić w cenie kilku piw czy paczki papierosów. Dla przykładu za Stellaris zapłaciłem trochę ponad 20 złotych na G2A, ale dokupię jeszcze dwa dodatki (Utopia i Distant Stars) za kolejne 50 złotych. Twierdzenie, że kogoś nie stać na grę zapewniającą setki, jak nie tysiące godzin rozgrywki jest po prostu śmieszne. Serdecznie tę grę polecam każdemu fanowi strategii.
Dla osób całkowicie niewidomych nie ma zbyt wielu opcji gry. Jest na przykład modyfikacja do GTA V, która dostarcza wiele narzędzi umożliwiających nawigację (na polecenie syntezator podaje kierunek i odległość od punktu docelowego, przedmiotu, pojazdu, przeciwnika, NPCa, itd.) oraz różne cheaty. Nie testowałem tego w praktyce, ale widziałem filmik z gry. Osobiście jednak wolałbym coś, co pozwoliłoby mi zmienić parametry obrazu, tekstury i znaczniki. Jakby GTA V wyglądało jak Tron 2.0, to bym z chęcią zagrał. A tak zaczekam, czy da się coś z moim okiem zrobić.
Control, ponoć świetny miks gry akcji, horroru i przygodówki, ma wbudowany system ułatwień dostępu dla graczy nie do końca sprawnych. Można włączyć asystę celowania (na poziomie, gdzie celownik "przykleja się" do niemilców), Dodatkowo można ustawić szybką regenerację zdrowia i energii albo wręcz całkowitą nieśmiertelność. To nadal nie pozwala osobom całkowicie niewidomym grać w Control.
Jest jednak jeden gatunek gier, które wydają się być idealne dla niewidomych. Gatunek, który powstał z powodu ograniczeń sprzętowych komputerów, ale który nigdy nie "umarł" z powodu oddanych fanów i niezależnych twórców. Piszę, oczywiście, o fikcji interaktywnej (ang. Interactive Fiction). Są to głównie gry przygodowe, w których cały świat jest przedstawiony w formie opisów, a gracz kieruje postacią wydając jej polecenia tekstowe. Co ciekawe, gry IF są w formie kodu bajtowego wykonywanego przez interpreter dokładnie tak, jak działa wirtualna maszyna Javy. Tylko że ten system stworzyła firma Infocom w 1979 roku, by nie przepisywać i kompilować gier na wiele platform. Dla każdej platformy stworzono oddzielny interpreter, do którego właściwa gra w formie kodu bajtowego była dołączona. System ten był stworzony dla gry Zork, ale Infocom wypuścił całą serię gier opartych na tym rozwiązaniu.
Obecnie wśród interaktywnej fikcji można znaleźć najróżniejsze gry, a także interaktywne opowiadania i powieści, tworzone przez fanów gatunku, twórców niezależnych i małe studia. Poza klasycznymi tekstowymi przygodówkami istnieją formy analogiczne do przygód paragrafowych, gdzie wybiera się jedną z kilku dostępnych opcji. Dodatkowo poza tekstowymi wersjami istnieją też interaktywne filmy i audiobooki.
Ta strona zawiera wielki katalog gier IF ocenionych i zrecenzowanych przez graczy, z linkami do miejsc, z których można je pobrać. Wiele z tych przygód można też znaleźć w tym archiwum. Sam zagrałem w kilka gier z tego gatunku, ale to było prawie 20 lat temu, gdy jeszcze nie władałem wystarczająco dobrze językiem angielskim...
Homo Internetus
Z Internetu korzystam praktycznie codziennie od 21 lat. Pamiętam czasy modemów i numeru 0202122. Miałem też z bratem stałe łącze przez Wi-Fi od firmy, która okazała się być pralnią brudnych pieniędzy lokalnej mafii. Wtedy 100-200kbps to był "szybki Internet". Teraz typowa prędkość to 10-20Mbps. Przy okazji wszystkie testy prędkości w Internecie kłamią, Każdy mój ISP osiągał w testach deklarowaną prędkość, a w "rzeczywistym życiu" gdzieś tak 10-30% tej prędkości, w porywach do 50%.
W pewnym stopniu jestem nietypowym użytkownikiem Internetu. Na przykład nie używam go w smartfonie, chyba że chcę zsynchronizować opaskę fitnesową albo pobrać aktualizacje do programów. Nie używam w smartfonie ani przeglądarki, ani Facebooka, ani Instagrama czy Youtube, czy co tam jeszcze jest. Konto na FB założyłem dość późno, gdy większość ludzi porzuciła Gadu-Gadu. I nie używam go zbyt intensywnie. Moje cyfrowe życie oscyluje między Elektrodą, a Youtubem. Po drodze zaglądam na różne fora, strony i portale.
Mam kanał na YT, a na nim trochę autorskich filmów, ale część w tej chwili jest niepubliczna ze względu na to, że uznałem je za zwyczajnie słabe i nudne. Planuję swój kanał ubogacić w tym roku. Mój brat na YT istnieje od ponad 13 lat. Przy okazji na jego kanale jest jeden z pierwszych moich filmów. Byłem wtedy piękny i młody, teraz zostało samo "i"...
Inne gadżety
Wspomniałem o opasce fitnesowej - to część mojego nieustającego planu schudnięcia do jakiejś sensownej wagi. Zaczynałem od Jawbone Up - opaski, której dwie największe wady to nieudana konstrukcja mechaniczna i użycie elastycznej płytki drukowanej w tej mechanicznej konstrukcji - nawet nowe opaski nie wytrzymywały długo, a ja miałem używaną. Nadal mam, i być może dokonam jej rozbioru i próby naprawy.
Przez kilka lat używałem opaski Garmin Vivofit 3, która na jednej baterii pracuje około roku. Niestety, ekran jest ciut mały, co ostatnimi czasy utrudniało mi odczytywanie statystyk. Teraz mam budżetową opaskę Amazfit Bip S Lite (powystawowy), a Vivofita nosi Luba. Aplikacja od Garmina za to była dla mnie czytelniejsza, niż aplikacja od Amazfit - ta druga ma absurdalnie małe czcionki...
Przez lata miałem wiele par słuchawek, głównie przewodowych. Teraz mam słuchawki Bluetooth: dokanałowe QCY T9S i pseudokostne M1 nieznanego producenta. Dlaczego pseudokostne? Bo zamiast specjalizowanych przetworników używają zwykłych głośniczków. Ale czego oczekiwać od słuchawek za 1/4 ceny markowych słuchawek kostnych. Jak się zepsują, to albo je naprawię, albo rozbiorę by pokazać je na Elektrodzie.
Kilka lat temu zainwestowałem w aparat fotograficzny, Sony A5100 - też "budżetowy" model, ale przynajmniej dobrej firmy. To generalnie jest motyw przewodni moich gadżeciarskich zapędów: wszystko budżetowe, powystawowe, prawie zawsze chińskie, ale nie zawsze najtańsze modele. Raz na jakiś czas mogę wydać trochę więcej, ale za każdym razem zastanawiam się tygodniami, czy coś mi jest potrzebne.
Plany na przyszłość
Mój ambitny plan na najbliższe dwa lata (i jest to plan od przynajmniej sześciu lat) to mieć własny dom i przy tym więcej przestrzeni do działalności hobbistycznej. Chciałbym też więcej robić ze swoim kanałem na YT i zrealizować kilka większych projektów, dzięki którym mógłbym na to wszystko zarobić.
W planach jest też pies. A konkretnie to chciałbym wytresować sobie psa-przewodnika, który uchroni mnie przed spotkaniami z agresywnymi latarniami i znakami drogowymi. Być może ten proces sfilmuję i opublikuję na YT. Muszę jednak zaczekać, aż syn podrośnie, by szczeniaka przypadkiem miłością nie zgniótł...
Liczę też na to, że zrealizuję i opublikuję więcej materiałów na Elektrodę. Obecnie pracuję nad serią o DIY, ciągiem dalszym serii o wzmacniaczach operacyjnych oraz nad serią fotograficzną, której pierwsza część spotkała się z szerokim odzewem zachwyconych czytelników.

Chciałbym też schudnąć o jakieś 45kg. To pewnie się uda dzięki wsparciu rosnącej inflacji i działaniom miłościwie nam rządzących.
Aha, fajnie też by było nie oślepnąć jeszcze przez kilka lat.
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam do ich zadawania - z chęcią odpowiem. Następnym razem chciałbym przedstawić bliżej notes elektroniczny dla niewidomych i niedowidzących Kajetek, o którym wspomniałem w poprzednim odcinku.
Cool? Ranking DIY