Rozbierzmy elektrownię atomową jak cebulę.
Na początku pewna uwaga, jądrowe bloki energetyczne różnią się konstrukcyjnie dlatego, że powstawały w różnych okresach wykorzystania energii atomowej i mają różnego rodzaju reaktory, obecnie zwykle wodne.
W zewnętrznej strefie kilku bloków jądrowych gdyż jednoreaktorowe elektrownie to raczej zjawisko jak prawidłowość znajduje się, w odróżnieniu od elektrowni węglowej, dodatkowy system wzajemnego zasilania bloków. Z tego co pamiętam mam schemat tego kawałka systemu dystrybucji energii w elektrowni atomowej?
Dlatego diesle to nie jest jedyny system awaryjny zasilania bloków w energię elektryczną a trzeci po sieci zewnętrznej, i miedzyblokowej rozdzielni wewnętrznej. Przypomnę niewtajemniczonym, że np. transformatory energetyczne są urządzeniami odwracalnymi czyli przepływ energii przez nie może odbywać się w obie strony i to bez cudowania.
Ten dodatkowy wspólny podsystem zasilania, bezpieczeństwa bloków jest znacznie przewymiarowany tak by poradzić sobie z zapotrzebowaniem nie jednego bloku energetycznego w czasie awarii.
Uszkodzenie w obrębie tego podsystemu, który pod względem łączeniowo-przesyłowym jest renundantny czyli jest kilka a nie jedna linia zasilająca jest trudne tak by przeciąć kilka nitek.
Ktoś musiałby bardzo postarać się by to zniszczyć ale nawet gdyby to się udało to bloki przejdą w tryb awaryjnego wyłączenia ale takiego awaryjnego zwykłego a nie awaryjnego katastrofalnego. Aby podtrzymać awaryjne zwykłe wyłączenie reaktora zostałoby uruchomione źródło rezerwowe jakim są generatory diesla. Tym samym blok zostanie odłączony od sieci i zostanie uruchomiona procedura zabezpieczenia reaktora czyli zainicjowane będzie wsunięcie prętów regulacyjnych celem zmniejszenia energii generowanej przez reaktor.
W przypadku wyłączenia awaryjnego katastrofalnego oprócz prętów regulacyjnych zostałyby wsunięty pręty awaryjne bądź/i do reaktora wraz z chłodziwem podane sole boru.
Elektrownie atomowe nawet te położone w strefach gdzie nie występują trzęsienia ziemi posiadają czujniki sejsmiczne, które aktywują proces wyłączenia tak zwykłego jak i katastrofalnego a sam proces dzieje się automatycznie. Tak by po automatycznym wyłączeniu wznowienie wymagało wykonania określonych czynności sprawdzających.
Teraz przejdźmy do kolejnej warstwy elektrowni czyli obudowy reaktora. Zewnętrzna, wzmocniona żelbetowa warstwa nie przez przypadek jest nazywana sarkofagiem. Wytrzyma ostrzał artyleryjski, upadek samolotu,... . To tak jak z jajkiem, które jest wytrzymałe od zewnątrz ale od wewnątrz już nie koniecznie bo jest zbudowane pod kątem potrzeb kurczaka, który nie ma kilofa by się wykluć.
Przed uszkodzeniami militarnymi sporym zabezpieczeniem jest pustka między kolejnymi warstwami reaktorowej cebuli. Dlatego, że np. strumień kumulacyjny nawet gdyby przebił się przez żelbetową konstrukcję "bunkra" zewnętrznego sarkofagu to w tej pustce ulegnie rozproszeniu.
Kolejna warstwa to już poważna sprawa, żelbetowy "garnek" będący jednocześnie osłoną biologiczną czyli wewnątrz będą wszystkie podsystemy strony skażonej i oczywiście reaktor. "Garnek" by wychwycić promieniowanie z definicji jest gruby i tak pomyślany by w razie czego faktycznie być garnkiem gdyby coś mocno poszło nie tak.
Zanim zabierzemy się za pancerny zbiornik ze specjalnej stali gdzie znajduje się woda reaktor może mięć dodatkowy płaszcz ze stali czyli taki minigarnek wypełniony wodą dla moderacji neutronów. Reaktor WWER czyli wodne ciśnieniowe jak sama nazwa mówi są wodne i ciśnieniowe czyli spore ciśnienie działa na ścianki ze specjalnego stopu stali o czołgowych grubościach.
Do tej pory hipotetyczny pocisk musiałby pokonać metrową ścianę z żelbetu, następnie wpaść w niekontrolowany sposób w pustkę o szerokości przynajmniej kilkunastu metrów a następnie przebić się przez żelbetową osłonę biologiczną i jej pustki by dotrzeć do pancernych, stalowych ścian zbiornika reaktora... Prawdopodobieństwo by to się mogło powieść jest niezerowe ale mocno iluzoryczne.
Nie napisałem nic o stalowej pokrywie reaktora. Tu to już w ogóle jest dla hipotetycznego granatu artyleryjskiego masakra. Pod kątem w grubą stalową płytę, po wytraceniu energii na zewnętrznej kopule sarkofagu...?! Najwięcej roboty mieliby saperzy w przypadku niewybuchu.
Mamy jeszcze zbiornik z wypalonym paliwem jądrowym. Znowu pokutuje tu zasada by garnek był w garnku a to wszystko zrobione z bardzo dobrego żelbetu plus stalowa blacha. Największe obawy budzi ażurowa obudowa basenu ale i tutaj o paru rzeczach pomyślano. Lustro wody nad wypalonymi prętami paliwowymi ma kilka metrów głębokości.
Po antresoli, wokół basenu chodzą sobie pracownicy nie obawiając się napromieniowania gdyż to spada o połowę co 7cm głębokości wodnej podusi. Nawet wpadnięcie do owego basenu nie skończyłoby się napromieniowaniem czy śmiercią pod jednym warunkiem, poszkodowany nie powinien nurkować.
Przyjmijmy, że granat artyleryjski przebija zewnętrzną obudowę i pomimo dużych naprężeń tym wywołanych nie zadziałał zapalnik a płaszcz granatu nie rozscalił się. Wpada do wody, która... działa jak amortyzator hydrodynamiczny. Znowu ta przeklęta mechanika płynów i wytrzymałość materiałów... . Ekwiwalent dla wody przyjmijmy ~1:8 czyli 8mm wody działa jak ekwiwalent 1mm blachy pancernej. Można przyjąć, że granat artyleryjski nie zagłębi się bardziej jak na 1m pod lustrem wody i detonuje. Woda jest mało ściśliwa podobnie jak pręty paliwowe czyli praktycznie cała energia wybuchu wzbije słup wody i to wszystko. Odłamki mogą oczywiście kogoś zranić, część opadnie na dno zbiornika i będzie sporo roboty przy sprzątaniu bałaganu ale to jest jak najbardziej realizowalne gdyż zbiornik z wypalonym paliwem służy do prac w nim.
Z grubsza to tak wygląda.
W realnym świecie elektrownie atomowe, jak dowodzi obecny przykład Ukrainy, to bardzo bezpieczne miejsca i jak ktoś strzela w ich kierunku to tak by w nic ważnego nie trafić. Do tego stopnia, że Rosjanie zrobili sobie nienaruszalny przez Ukraińców arsenał na terenie elektrowni atomowej.
Celowe uszkodzenia na skutek działań wojennych w obrębie wewnętrznej strefy reaktora to bajka ze sfery fikcji naukowo-politycznej i dlatego szkoda o czymś takim pisać. Życie podpowiada prosty scenariusz, skoro decydenci nie potrafią do tego bezpośrednio doprowadzić a potencjalni wykonawcy prędzej w okrutny sposób zabiją potencjalnych decydentów w efekcie czego dostaną medale jak dokonają celowego uszkodzenia reaktora.
Na początku pewna uwaga, jądrowe bloki energetyczne różnią się konstrukcyjnie dlatego, że powstawały w różnych okresach wykorzystania energii atomowej i mają różnego rodzaju reaktory, obecnie zwykle wodne.
W zewnętrznej strefie kilku bloków jądrowych gdyż jednoreaktorowe elektrownie to raczej zjawisko jak prawidłowość znajduje się, w odróżnieniu od elektrowni węglowej, dodatkowy system wzajemnego zasilania bloków. Z tego co pamiętam mam schemat tego kawałka systemu dystrybucji energii w elektrowni atomowej?
Dlatego diesle to nie jest jedyny system awaryjny zasilania bloków w energię elektryczną a trzeci po sieci zewnętrznej, i miedzyblokowej rozdzielni wewnętrznej. Przypomnę niewtajemniczonym, że np. transformatory energetyczne są urządzeniami odwracalnymi czyli przepływ energii przez nie może odbywać się w obie strony i to bez cudowania.
Ten dodatkowy wspólny podsystem zasilania, bezpieczeństwa bloków jest znacznie przewymiarowany tak by poradzić sobie z zapotrzebowaniem nie jednego bloku energetycznego w czasie awarii.
Uszkodzenie w obrębie tego podsystemu, który pod względem łączeniowo-przesyłowym jest renundantny czyli jest kilka a nie jedna linia zasilająca jest trudne tak by przeciąć kilka nitek.
Ktoś musiałby bardzo postarać się by to zniszczyć ale nawet gdyby to się udało to bloki przejdą w tryb awaryjnego wyłączenia ale takiego awaryjnego zwykłego a nie awaryjnego katastrofalnego. Aby podtrzymać awaryjne zwykłe wyłączenie reaktora zostałoby uruchomione źródło rezerwowe jakim są generatory diesla. Tym samym blok zostanie odłączony od sieci i zostanie uruchomiona procedura zabezpieczenia reaktora czyli zainicjowane będzie wsunięcie prętów regulacyjnych celem zmniejszenia energii generowanej przez reaktor.
W przypadku wyłączenia awaryjnego katastrofalnego oprócz prętów regulacyjnych zostałyby wsunięty pręty awaryjne bądź/i do reaktora wraz z chłodziwem podane sole boru.
Elektrownie atomowe nawet te położone w strefach gdzie nie występują trzęsienia ziemi posiadają czujniki sejsmiczne, które aktywują proces wyłączenia tak zwykłego jak i katastrofalnego a sam proces dzieje się automatycznie. Tak by po automatycznym wyłączeniu wznowienie wymagało wykonania określonych czynności sprawdzających.
Teraz przejdźmy do kolejnej warstwy elektrowni czyli obudowy reaktora. Zewnętrzna, wzmocniona żelbetowa warstwa nie przez przypadek jest nazywana sarkofagiem. Wytrzyma ostrzał artyleryjski, upadek samolotu,... . To tak jak z jajkiem, które jest wytrzymałe od zewnątrz ale od wewnątrz już nie koniecznie bo jest zbudowane pod kątem potrzeb kurczaka, który nie ma kilofa by się wykluć.
Przed uszkodzeniami militarnymi sporym zabezpieczeniem jest pustka między kolejnymi warstwami reaktorowej cebuli. Dlatego, że np. strumień kumulacyjny nawet gdyby przebił się przez żelbetową konstrukcję "bunkra" zewnętrznego sarkofagu to w tej pustce ulegnie rozproszeniu.
Kolejna warstwa to już poważna sprawa, żelbetowy "garnek" będący jednocześnie osłoną biologiczną czyli wewnątrz będą wszystkie podsystemy strony skażonej i oczywiście reaktor. "Garnek" by wychwycić promieniowanie z definicji jest gruby i tak pomyślany by w razie czego faktycznie być garnkiem gdyby coś mocno poszło nie tak.
Zanim zabierzemy się za pancerny zbiornik ze specjalnej stali gdzie znajduje się woda reaktor może mięć dodatkowy płaszcz ze stali czyli taki minigarnek wypełniony wodą dla moderacji neutronów. Reaktor WWER czyli wodne ciśnieniowe jak sama nazwa mówi są wodne i ciśnieniowe czyli spore ciśnienie działa na ścianki ze specjalnego stopu stali o czołgowych grubościach.
Do tej pory hipotetyczny pocisk musiałby pokonać metrową ścianę z żelbetu, następnie wpaść w niekontrolowany sposób w pustkę o szerokości przynajmniej kilkunastu metrów a następnie przebić się przez żelbetową osłonę biologiczną i jej pustki by dotrzeć do pancernych, stalowych ścian zbiornika reaktora... Prawdopodobieństwo by to się mogło powieść jest niezerowe ale mocno iluzoryczne.
Nie napisałem nic o stalowej pokrywie reaktora. Tu to już w ogóle jest dla hipotetycznego granatu artyleryjskiego masakra. Pod kątem w grubą stalową płytę, po wytraceniu energii na zewnętrznej kopule sarkofagu...?! Najwięcej roboty mieliby saperzy w przypadku niewybuchu.
Mamy jeszcze zbiornik z wypalonym paliwem jądrowym. Znowu pokutuje tu zasada by garnek był w garnku a to wszystko zrobione z bardzo dobrego żelbetu plus stalowa blacha. Największe obawy budzi ażurowa obudowa basenu ale i tutaj o paru rzeczach pomyślano. Lustro wody nad wypalonymi prętami paliwowymi ma kilka metrów głębokości.
Po antresoli, wokół basenu chodzą sobie pracownicy nie obawiając się napromieniowania gdyż to spada o połowę co 7cm głębokości wodnej podusi. Nawet wpadnięcie do owego basenu nie skończyłoby się napromieniowaniem czy śmiercią pod jednym warunkiem, poszkodowany nie powinien nurkować.
Przyjmijmy, że granat artyleryjski przebija zewnętrzną obudowę i pomimo dużych naprężeń tym wywołanych nie zadziałał zapalnik a płaszcz granatu nie rozscalił się. Wpada do wody, która... działa jak amortyzator hydrodynamiczny. Znowu ta przeklęta mechanika płynów i wytrzymałość materiałów... . Ekwiwalent dla wody przyjmijmy ~1:8 czyli 8mm wody działa jak ekwiwalent 1mm blachy pancernej. Można przyjąć, że granat artyleryjski nie zagłębi się bardziej jak na 1m pod lustrem wody i detonuje. Woda jest mało ściśliwa podobnie jak pręty paliwowe czyli praktycznie cała energia wybuchu wzbije słup wody i to wszystko. Odłamki mogą oczywiście kogoś zranić, część opadnie na dno zbiornika i będzie sporo roboty przy sprzątaniu bałaganu ale to jest jak najbardziej realizowalne gdyż zbiornik z wypalonym paliwem służy do prac w nim.
Z grubsza to tak wygląda.
W realnym świecie elektrownie atomowe, jak dowodzi obecny przykład Ukrainy, to bardzo bezpieczne miejsca i jak ktoś strzela w ich kierunku to tak by w nic ważnego nie trafić. Do tego stopnia, że Rosjanie zrobili sobie nienaruszalny przez Ukraińców arsenał na terenie elektrowni atomowej.
Celowe uszkodzenia na skutek działań wojennych w obrębie wewnętrznej strefy reaktora to bajka ze sfery fikcji naukowo-politycznej i dlatego szkoda o czymś takim pisać. Życie podpowiada prosty scenariusz, skoro decydenci nie potrafią do tego bezpośrednio doprowadzić a potencjalni wykonawcy prędzej w okrutny sposób zabiją potencjalnych decydentów w efekcie czego dostaną medale jak dokonają celowego uszkodzenia reaktora.