
W pewnym momencie uznałem, że korzystanie z tego samego wyposażenia przez dwie osoby nie jest ani dobrym, ani praktycznym pomysłem. Powstała potrzeba wykonania drugiej stacji lutowniczej (dla syna). Zakup odpadał ze względów ambicjonalnych, czegoś bardziej skomplikowanego niż absolutne minimum nie chciało mi się budować. Miało być małe, tanie, działające.
Padło na projekt z internetu.
https://www.allaboutcircuits.com/projects/do-it-yourself-soldering-station-with-an-atmega8/ by Cezar Chirila.
Stacja zmieściła się w obudowie po stacji CD, która poniewierała się po warsztacie. Płyta czołowa i tylna to wygięte w "L" resztki plexi (trafił się idealny kolorek), przykręcone w obudowie w miejscu, które kiedyś zajmowała PCB napędu. Zamiast transformatora zasilacz MeanWell 24V 52W. Nie ma trybu standby - można na upartego dorobić rezystor na przełączniku (kontaktronie? miniswitchu?) w sprzężeniu zwrotnym WO.
Wskazanie temperatury działa jak działa, coś tam pokazuje, jedna z wersji płytki zawiera miejsce na wstawienie PR-ka w sprzężeniu wzmacniacza, jak ktoś ma czym, może sobie skalibrować.
Malowanie lakierami w sprayu, z nakładaniem kolejnych pasków taśmy malarskiej - żeby jakoś zamaskować wygląd tej dziadowskiej obudowy. Podpórka z kolejnego kawałka plexi wygiętego na kąt 120 stopni.
Koszty: zasadniczo zasilacz, reszta walała się po szufladach i pudełkach.
Kolba jak widać - typowa, Solomon 24V 48W.
To tyle. Płytki moje, reszta zgodnie z linkiem. Do ekstensywnej elektroniki wystarczająca.



W archiwum wszystko to co udostępnił Autor projektu, jakieś testowe .ino w którym nie pamiętam co sprawdzałem i pcb.
Cool? Ranking DIY