Trafił mi w łapki taki KiT jak niżej... Postanowiłem go złożyć i opisać działanie, uznając, że może się przydać każdemu zaczynającemu zabawę z układami elektroniki audio.
Paczuszka z elementami:
Zestaw winien zawierać prócz płytki drukowanej wszystkie części, jakie są potrzebne do zbudowania generatora. Niestety w moim zestawie brakowało kilku elementów, o czym się przekonałem po sprawdzeniu "listy obecności", czyli podanych w tabelce elementów ze stanem faktycznym.
Akurat w moim wypadku nie było to wielkim problemem, bo zajmując się elektroniką (obecnie tylko hobbystycznie, a zawodowo przez pół wieku) takie elementy zawsze są "na podorędziu", gorzej by było gdyby taki zdekompletowany zestaw trafił do kogoś "daleko od szosy" - zmuszonego do zamawiania wszelkich drobiazgów wysyłkowo. Mam więc nadzieję, ze taka sytuacja była wyjątkiem potwierdzającym regułę - z praktyki wyciągniętej przy okazji składania innych zestawów przeważnie kilka elementów zostawało... (tu akurat była nadwyżka rezystora 1M
).
Zaczynamy montaż od najniższych elementów - potem wyższe, a kończymy na najbardziej odstających od powierzchni płytki drukowanej. W ten sposób łatwiej jest zapanować nad elementami podczas lutowania - odradzam zaginanie nóżek pod kątem 90° podczas montażu - przeklinać będziecie samych siebie w momencie, gdy jakiś trzeba będzie wymienić. Osobiście lekko tylko odginam nogi elementu na zewnątrz na tyle tylko, by nie wypadł po obróceniu płytki "na plecki", czyli powierzchnią punktów lutowniczych do góry.
Sama płytka jest przejrzysta i jednostronna (nie będzie więc problemów z montażem), a ponadto dzięki opisom na płycie i elementach można (poza rezystorami) "uzbrajać" ją, nawet nie patrząc na schemat. Jak w nawiasie - wyjątek stanowią rezystory, które mają oznaczenia paskowe - albo wykujemy na blachę tabelkę kolorów i odpowiadających im wartościom, albo musimy sprawdzać omomierzem dla pewności.
Ponieważ do operacji zaćmy zostało mi jeszcze trzy tygodnie, ja również wolałem posiłkować się omomierzem...
Kilka słów przy okazji:
Samo lutowanie jak zawsze polega na dotknięciu padu i nóżki elementu (jednocześnie) czubkiem grota lutownicy i po dosłownie sekundzie doprowadzeniu doń drutu cynowego w niewielkiej ilości (zależnej od średnicy w/w drutu/cyny) i po dosłownie kolejnej sekundzie odsuwamy grot od padu. Przypominam, że należy pamiętać o tym, że w drucie cynowym występuje już topnik - nie trzeba więc dokładać go dodatkowo z zewnątrz. Jednocześnie nie wolno próbować lutowania cyną już znajdującą się na grocie - topnik z cyny się ulotni, a lutowanie samą cyną ani nie będzie łatwe do wykonania, ani ładne - powstaną zadziory, wąsy z cyny, a połączenie takie nie będzie wytrzymałe. Dlatego zawsze należy doprowadzać świeżą cynę (drut cynowy) - zawarta w nim kalafonia (przeważnie amator używa stopu cyny z ołowiem, a w takich wystarcza w zupełności kalafonia w roli topnika) pozwoli na poprawne pokrycie cyną lutowanych elementów i połączenie będzie solidne i... ładne (co też bywa przyjemne dla lutującego).
Po uzupełnieniu brakujących elementów podłączamy zasilanie (w moim wypadku postanowiłem zasilić z 6V napięciem z zasilacza stabilizowanego. Dopuszczalne napięcie to od 6 do 12V i najlepiej, jeśli będzie to napięcie stabilizowane. Pobór prądu - praktycznie kilka mA, więc każdy zasilacz z wyjściem napięcia stabilizowanego nie będzie mieć problemów - unikajmy jednak raczej zasilaczy impulsowych - nie próbowałem w tym wypadku, ale już wielokrotnie przekonałem się, że tego typu zasilacze mogą (nie muszą) dawać napięcie zakłócone dużą ilością "szpilek", co w konsekwencji wprowadza do zasilanego układu zakłócenia i może być w szczególnych wypadkach nawet przyczyną uszkodzenia zasilanego układu. Ewentualnie można użyć baterii 9V - do niezbyt długiej pracy wystarczy, a przynajmniej będziemy mieć pewność co do "czystości" zasilania.
Na wyjście kontrolnie podłączyłem oscyloskop (dla zobrazowania tematu wygodniej mi było użyć przystawki Vellemana) i sprawdzamy wygląd przebiegów (zadziałał od pierwszego włączenia!).
Jak widać przebiegi są - poza sinusem - dość "umowne", poza tym amplituda zależy od generowanego kształtu przebiegu (o tym należy pamiętać!), ale na szczęście sinus wygląda w miarę poprawnie, a tego przebiegu elektronik audio używać będzie najczęściej.
Schemat nieco bardziej czytelny zawarty jest na stronie aukcji:
Oczywiście - jest to generator niezwykle prosty w budowie, więc poza możliwością regulowania poziomu sygnału (potencjometr montażowy wlutowany w płytkę) nic więcej nie uzyskamy - częstotliwość jest stała (około 1 kHz - a więc również typowo do prac z audio), bez możliwości jej zmiany (w prosty sposób - np. potencjometrem), a pozostałe przebiegi (trójkąt, piła, prostokąt) raczej są umowne, bo jedynie zbliżone wyglądem przebiegu do wymaganych, ale jak na początek powinno to wystarczyć.
Opis generatora - również ze strony aukcji:
Przy okazji - przebiegi inne niż sinus w audio są również używane, ale sporadycznie i raczej już po osiągnięciu wyższego stopnia wtajemniczenia - amator lepiej niech nie próbuje więc sprawdzać możliwości swojego zestawu audio np. prostokątem, bo może sobie w ten sposób przysporzyć wydatków. Dlaczego? To pytanie będzie "zadaniem domowym" dla Kolegów: "Czemu sygnał prostokątny może doprowadzić do spalenia głośnika wysokotonowego". Dla najmłodszych stażem udzielających poprawnych odpowiedzi (z uzasadnieniem!!!) punkty z mojej puli.
Pozdrawiam.

Paczuszka z elementami:

Zestaw winien zawierać prócz płytki drukowanej wszystkie części, jakie są potrzebne do zbudowania generatora. Niestety w moim zestawie brakowało kilku elementów, o czym się przekonałem po sprawdzeniu "listy obecności", czyli podanych w tabelce elementów ze stanem faktycznym.
Akurat w moim wypadku nie było to wielkim problemem, bo zajmując się elektroniką (obecnie tylko hobbystycznie, a zawodowo przez pół wieku) takie elementy zawsze są "na podorędziu", gorzej by było gdyby taki zdekompletowany zestaw trafił do kogoś "daleko od szosy" - zmuszonego do zamawiania wszelkich drobiazgów wysyłkowo. Mam więc nadzieję, ze taka sytuacja była wyjątkiem potwierdzającym regułę - z praktyki wyciągniętej przy okazji składania innych zestawów przeważnie kilka elementów zostawało... (tu akurat była nadwyżka rezystora 1M

Zaczynamy montaż od najniższych elementów - potem wyższe, a kończymy na najbardziej odstających od powierzchni płytki drukowanej. W ten sposób łatwiej jest zapanować nad elementami podczas lutowania - odradzam zaginanie nóżek pod kątem 90° podczas montażu - przeklinać będziecie samych siebie w momencie, gdy jakiś trzeba będzie wymienić. Osobiście lekko tylko odginam nogi elementu na zewnątrz na tyle tylko, by nie wypadł po obróceniu płytki "na plecki", czyli powierzchnią punktów lutowniczych do góry.
Sama płytka jest przejrzysta i jednostronna (nie będzie więc problemów z montażem), a ponadto dzięki opisom na płycie i elementach można (poza rezystorami) "uzbrajać" ją, nawet nie patrząc na schemat. Jak w nawiasie - wyjątek stanowią rezystory, które mają oznaczenia paskowe - albo wykujemy na blachę tabelkę kolorów i odpowiadających im wartościom, albo musimy sprawdzać omomierzem dla pewności.
Ponieważ do operacji zaćmy zostało mi jeszcze trzy tygodnie, ja również wolałem posiłkować się omomierzem...

Kilka słów przy okazji:
Samo lutowanie jak zawsze polega na dotknięciu padu i nóżki elementu (jednocześnie) czubkiem grota lutownicy i po dosłownie sekundzie doprowadzeniu doń drutu cynowego w niewielkiej ilości (zależnej od średnicy w/w drutu/cyny) i po dosłownie kolejnej sekundzie odsuwamy grot od padu. Przypominam, że należy pamiętać o tym, że w drucie cynowym występuje już topnik - nie trzeba więc dokładać go dodatkowo z zewnątrz. Jednocześnie nie wolno próbować lutowania cyną już znajdującą się na grocie - topnik z cyny się ulotni, a lutowanie samą cyną ani nie będzie łatwe do wykonania, ani ładne - powstaną zadziory, wąsy z cyny, a połączenie takie nie będzie wytrzymałe. Dlatego zawsze należy doprowadzać świeżą cynę (drut cynowy) - zawarta w nim kalafonia (przeważnie amator używa stopu cyny z ołowiem, a w takich wystarcza w zupełności kalafonia w roli topnika) pozwoli na poprawne pokrycie cyną lutowanych elementów i połączenie będzie solidne i... ładne (co też bywa przyjemne dla lutującego).
Po uzupełnieniu brakujących elementów podłączamy zasilanie (w moim wypadku postanowiłem zasilić z 6V napięciem z zasilacza stabilizowanego. Dopuszczalne napięcie to od 6 do 12V i najlepiej, jeśli będzie to napięcie stabilizowane. Pobór prądu - praktycznie kilka mA, więc każdy zasilacz z wyjściem napięcia stabilizowanego nie będzie mieć problemów - unikajmy jednak raczej zasilaczy impulsowych - nie próbowałem w tym wypadku, ale już wielokrotnie przekonałem się, że tego typu zasilacze mogą (nie muszą) dawać napięcie zakłócone dużą ilością "szpilek", co w konsekwencji wprowadza do zasilanego układu zakłócenia i może być w szczególnych wypadkach nawet przyczyną uszkodzenia zasilanego układu. Ewentualnie można użyć baterii 9V - do niezbyt długiej pracy wystarczy, a przynajmniej będziemy mieć pewność co do "czystości" zasilania.
Na wyjście kontrolnie podłączyłem oscyloskop (dla zobrazowania tematu wygodniej mi było użyć przystawki Vellemana) i sprawdzamy wygląd przebiegów (zadziałał od pierwszego włączenia!).
Jak widać przebiegi są - poza sinusem - dość "umowne", poza tym amplituda zależy od generowanego kształtu przebiegu (o tym należy pamiętać!), ale na szczęście sinus wygląda w miarę poprawnie, a tego przebiegu elektronik audio używać będzie najczęściej.
Schemat nieco bardziej czytelny zawarty jest na stronie aukcji:
Oczywiście - jest to generator niezwykle prosty w budowie, więc poza możliwością regulowania poziomu sygnału (potencjometr montażowy wlutowany w płytkę) nic więcej nie uzyskamy - częstotliwość jest stała (około 1 kHz - a więc również typowo do prac z audio), bez możliwości jej zmiany (w prosty sposób - np. potencjometrem), a pozostałe przebiegi (trójkąt, piła, prostokąt) raczej są umowne, bo jedynie zbliżone wyglądem przebiegu do wymaganych, ale jak na początek powinno to wystarczyć.
Opis generatora - również ze strony aukcji:
Przy okazji - przebiegi inne niż sinus w audio są również używane, ale sporadycznie i raczej już po osiągnięciu wyższego stopnia wtajemniczenia - amator lepiej niech nie próbuje więc sprawdzać możliwości swojego zestawu audio np. prostokątem, bo może sobie w ten sposób przysporzyć wydatków. Dlaczego? To pytanie będzie "zadaniem domowym" dla Kolegów: "Czemu sygnał prostokątny może doprowadzić do spalenia głośnika wysokotonowego". Dla najmłodszych stażem udzielających poprawnych odpowiedzi (z uzasadnieniem!!!) punkty z mojej puli.
Pozdrawiam.
Cool? Ranking DIY