Każdy wzmacniacz powinien mieć taki układ. Ale właściwie dlaczego? Czy bez niego grać nie będzie? Będzie. A czy bez niego będzie grać źle? Nie, nie będzie grać źle.
Grać będzie, ale z tym układem będzie grać dłużej...
Kolejny KiT z Chin to płytka plus elementy do samodzielnego złożenia układu opóźnionego załączenia głośnika mającego dodatkową funkcję - zabezpieczenie kolumn przed wystąpieniem napięcia stałego na wyjściu wzmacniacza. Oczywiście - napięcie stałe może pojawić się tylko w wypadku uszkodzenia wzmacniacza mocy. I każdy "Młody Zdolny" zacznie się zastanawiać, czy jest mu to potrzebne - przecież nie przewiduje uszkodzenia wzmacniacza! Nie po to go robi, by go spalić. Owszem. To prawda, jednak czasem taka sytuacja jednak się wydarza i w wypadku braku takiego zabezpieczenia odłączającego głośniki (lub braku refleksu
) prócz wzmacniacza do naprawy będzie też i kolumna (lub dwie... - oby nie).
A w zasadzie, kiedy można uszkodzić wzmacniacz w takim razie?
No cóż... Takich sytuacji czy może raczej nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, wbrew pozorom jest wiele.
Kilka z nich:
a) Przeciążenie wzmacniacza - czy to prądowe, czy termiczne. W obu wypadkach może dojść do sytuacji, gdy tranzystory mocy (przeważnie one) uznają, że dłużej takiego traktowania znieść nie mogą i... palą się robiąc piękne zwarcie - zwarcie szyny zasilającej z wyjściem głośnikowym. Stałe napięcie dociera do kolumny/głośnika i w krótkim czasie doprowadza do spalenia cewki głośnikowej.
b) Nieszczęśliwy zbieg okoliczności - np. zwarcie wyjścia głośnikowego podczas pracy wzmacniacza - popłynie wówczas prąd zwarcia z zasady wyższy od dopuszczalnego prądu kolektora tranzystora końcówki; ten pali się, mamy zwarcie i... jak wyżej.
c) Błąd w samym wzmacniaczu lub uszkodzenie któregoś z elementów, z jakich jest złożony - często obecnie czytamy o "podróbkach" tranzystorów, o wybrakowanych elementach taryfikacjach na rynek. Taki element może być sprawny "na mierniku", ale pod określonym (większym) prądem lub napięciem - uszkadza się.
Sam kilkakrotnie miałem okazję "naciąć się" na takie elementy - np. stabilizator LM 7812, który uszkadzał się (bez obciążenia na jego wyjściu) przy zasilaniu go napięciem niższym od nominalnego - bywało, ze nawet wystarczało 16V by "odleciał" zwierając wejście z wyjściem. Dopóki napięcie wejściowe nie przekroczyło wartości krytycznej - działał i to nawet poprawnie. Inny przykład - kondensator 100uF na 25V, który strzelał (dosłownie!) przy zasilaniu go napięciem rzędu 16-18V.
Takich rzeczy przewidzieć nie można, nawet kupując elementy od "sprawdzonego"/"znajomego" sklepu może się trafić na bubla (wspomniane stabilizatory kupiłem właśnie w takim "znajomym" sklepie, w którym do tego momentu nigdy podobnych niespodzianek nie było.
No OK. Więc mam nadzieję, ze przekonałem tych, którzy dotychczas jeszcze wątpili w konieczność zabezpieczenia.
Przejdźmy do zestawu.
Pochodzi (jak wskazuje tytułowa fotka) z Aliexpress. Kosztuje - w porównaniu do kolumny średniej nawet jakości - niewiele. Przy okazji dostarcza frajdy ze składania lutowania i (co chyba najważniejsze!) działania układu.
A jak on wygląda?
Przesyłka po rozpakowaniu zawiera wszystkie elementy wraz z płytką drukowaną w torebce antystatycznej:
Otwieramy, wysypujemy zawartość (uważając, by niczego nie zgubić) i...
…i sprawdzamy, czy niczego nie brakuje. Dobrym zwyczajem producentów podobnych co do trudności zestawów jest opisywanie na płytce wartości elementów - dzięki temu nawet bez schematu możemy szybko i bezproblemowo sprawdzić zawartość i uzbroić płytkę w elementy do lutowania.
Przypominam, że dla wygody podczas montażu, najlepiej zaczynać od lutowania elementów "niskich" - czyli najmniej wystających ponad powierzchnię płytki. Dzięki temu podczas lutowania płytka (jeżeli nie umocowana w jakimś imadle do płytek czy po prostu leżąca na stole) nie będzie nam się za bardzo poruszać. W wypadku tego zestawu (a i wielu podobnych też) takimi najniższymi elementami są rezystory leżące:
Wstawiamy w odpowiednie miejsca po kilka sztuk (co by podczas lutowania nam ich nóżki nie przeszkadzały) i lutujemy. Po sprawdzeniu, czy nie zrobiliśmy zwarć i czy sam lut wygląda poprawnie - ucinamy wystające ponad cynę nóżki. Możemy montować kolejne elementy i kolejne, aż skończymy i wszystko zostanie poprawnie wstawione w płytkę i zlutowane.
Jak na ostatnim zdjęciu widać - nieco nam się płytka zachlapała topnikiem z cyny - nie ma problemu. Może tak zostać (kalafonia nie dość, że jest izolatorem, to na dodatek zabezpiecza powierzchnię płytki i same luty przed wpływem czynników atmosferycznych), ale jak nam się to nie podoba - możemy zmyć. Kilka kropli IPA na powierzchnię płytki, chwilę czekamy i... szorujemy - najlepiej jakąś starą szczoteczką do zębów. Od tego momentu służyć nam będzie wyłącznie do tego celu.
Po pierwszym myciu uzyskujemy już zadowalający estetycznie efekt:
I w zasadzie możemy już otwierać szampana (bezalkoholowego rzecz jasna!) - skończyliśmy montaż. Do pełnego sukcesu wypadałoby jeszcze sprawdzić, czy działa poprawnie. Podłączamy więc zasilanie i słuchamy - po ok. 3 sekundach słyszeć będziemy "klik" przekaźników. Dla zasady i uciszenia własnych wątpliwości możemy pod wejście i wyjście przekaźnika (najpierw jednego, potem i drugiego) podłączyć omomierz i obserwować jego wskazania.
W moim wypadku działało "od pierwszego kopa" (jak mawiają Harleyowcy) - trzy sekundy i omomierz (na zakresie z piszczkiem dla wygody) "dał głos".
Poniżej filmik z prób:
Po kolei spróbuję wyjaśnić - podłączam zasilanie (we wzmacniaczu musi to być odrębne od reszty zasilanie z transformatora o napięciu ok. 12-15V AC o prądzie nieco większym od 60mA)* - zapala się dioda sygnalizująca awarię (wyłączenie głośników), a po ok. 3 sekundach dioda gaśnie i jednocześnie załącza się zasilanie na cewki przekaźników. Głośniki podłączone. Po podłączeniu na wejście (ze wzmacniacza) przekaźnika napięcia stałego - dioda się zapala i w tej samej chwili odłączane jest zasilanie przekaźników. Głośniki zostają odłączone. Ten stan trwa do chwili, gdy nie wyłączymy zasilania i podłączymy znów. Jeśli uszkodzenie (napięcie stałe na wyjściu którejś końcówki mocy) zniknie - przekaźniki się załączą.
Takie działanie z "zatrzaskiwaniem się" stanu awarii (odłączone głośniki) powoduje, że musimy wyłączyć wzmacniacz (jeśli chcemy go znów słuchać) i włączyć wyłącznikiem zasilania - daje to czas na zastanowienie i ew. usunięcie awarii. Bez jej usunięcia (czyli gdy na wyjściu głośnikowym nadal jest napięcie stałe) wzmacniacz nie załączy przekaźników, napięcie stałe nie dostanie się na głośniki i nie uszkodzi ich.
Sam moduł zabezpieczenia posiada własny mostek prostowniczy i stabilizator zasilania 12V potrzebnego do załączenia przekaźników, więc działa niejako "autonomicznie" - dlatego zasilanie powinno być odrębne od zasilania wzmacniacza (może pochodzić z tego samego transformatora, jeżeli ma on dodatkowe uzwojenie o parametrach podanych wcześniej (szukaj w tekście zdania oznaczonego gwiazdką).
Same przekaźniki mogą załączać / przewodzić prąd o wartości do 10A, więc zakres zastosowań (co do mocy wzmacniacza) jest dość spory.
Pozdrawiam.
Grać będzie, ale z tym układem będzie grać dłużej...

Kolejny KiT z Chin to płytka plus elementy do samodzielnego złożenia układu opóźnionego załączenia głośnika mającego dodatkową funkcję - zabezpieczenie kolumn przed wystąpieniem napięcia stałego na wyjściu wzmacniacza. Oczywiście - napięcie stałe może pojawić się tylko w wypadku uszkodzenia wzmacniacza mocy. I każdy "Młody Zdolny" zacznie się zastanawiać, czy jest mu to potrzebne - przecież nie przewiduje uszkodzenia wzmacniacza! Nie po to go robi, by go spalić. Owszem. To prawda, jednak czasem taka sytuacja jednak się wydarza i w wypadku braku takiego zabezpieczenia odłączającego głośniki (lub braku refleksu

A w zasadzie, kiedy można uszkodzić wzmacniacz w takim razie?
No cóż... Takich sytuacji czy może raczej nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, wbrew pozorom jest wiele.
Kilka z nich:
a) Przeciążenie wzmacniacza - czy to prądowe, czy termiczne. W obu wypadkach może dojść do sytuacji, gdy tranzystory mocy (przeważnie one) uznają, że dłużej takiego traktowania znieść nie mogą i... palą się robiąc piękne zwarcie - zwarcie szyny zasilającej z wyjściem głośnikowym. Stałe napięcie dociera do kolumny/głośnika i w krótkim czasie doprowadza do spalenia cewki głośnikowej.
b) Nieszczęśliwy zbieg okoliczności - np. zwarcie wyjścia głośnikowego podczas pracy wzmacniacza - popłynie wówczas prąd zwarcia z zasady wyższy od dopuszczalnego prądu kolektora tranzystora końcówki; ten pali się, mamy zwarcie i... jak wyżej.
c) Błąd w samym wzmacniaczu lub uszkodzenie któregoś z elementów, z jakich jest złożony - często obecnie czytamy o "podróbkach" tranzystorów, o wybrakowanych elementach taryfikacjach na rynek. Taki element może być sprawny "na mierniku", ale pod określonym (większym) prądem lub napięciem - uszkadza się.
Sam kilkakrotnie miałem okazję "naciąć się" na takie elementy - np. stabilizator LM 7812, który uszkadzał się (bez obciążenia na jego wyjściu) przy zasilaniu go napięciem niższym od nominalnego - bywało, ze nawet wystarczało 16V by "odleciał" zwierając wejście z wyjściem. Dopóki napięcie wejściowe nie przekroczyło wartości krytycznej - działał i to nawet poprawnie. Inny przykład - kondensator 100uF na 25V, który strzelał (dosłownie!) przy zasilaniu go napięciem rzędu 16-18V.
Takich rzeczy przewidzieć nie można, nawet kupując elementy od "sprawdzonego"/"znajomego" sklepu może się trafić na bubla (wspomniane stabilizatory kupiłem właśnie w takim "znajomym" sklepie, w którym do tego momentu nigdy podobnych niespodzianek nie było.
No OK. Więc mam nadzieję, ze przekonałem tych, którzy dotychczas jeszcze wątpili w konieczność zabezpieczenia.
Przejdźmy do zestawu.
Pochodzi (jak wskazuje tytułowa fotka) z Aliexpress. Kosztuje - w porównaniu do kolumny średniej nawet jakości - niewiele. Przy okazji dostarcza frajdy ze składania lutowania i (co chyba najważniejsze!) działania układu.
A jak on wygląda?
Przesyłka po rozpakowaniu zawiera wszystkie elementy wraz z płytką drukowaną w torebce antystatycznej:
Otwieramy, wysypujemy zawartość (uważając, by niczego nie zgubić) i...
…i sprawdzamy, czy niczego nie brakuje. Dobrym zwyczajem producentów podobnych co do trudności zestawów jest opisywanie na płytce wartości elementów - dzięki temu nawet bez schematu możemy szybko i bezproblemowo sprawdzić zawartość i uzbroić płytkę w elementy do lutowania.
Przypominam, że dla wygody podczas montażu, najlepiej zaczynać od lutowania elementów "niskich" - czyli najmniej wystających ponad powierzchnię płytki. Dzięki temu podczas lutowania płytka (jeżeli nie umocowana w jakimś imadle do płytek czy po prostu leżąca na stole) nie będzie nam się za bardzo poruszać. W wypadku tego zestawu (a i wielu podobnych też) takimi najniższymi elementami są rezystory leżące:
Wstawiamy w odpowiednie miejsca po kilka sztuk (co by podczas lutowania nam ich nóżki nie przeszkadzały) i lutujemy. Po sprawdzeniu, czy nie zrobiliśmy zwarć i czy sam lut wygląda poprawnie - ucinamy wystające ponad cynę nóżki. Możemy montować kolejne elementy i kolejne, aż skończymy i wszystko zostanie poprawnie wstawione w płytkę i zlutowane.
Jak na ostatnim zdjęciu widać - nieco nam się płytka zachlapała topnikiem z cyny - nie ma problemu. Może tak zostać (kalafonia nie dość, że jest izolatorem, to na dodatek zabezpiecza powierzchnię płytki i same luty przed wpływem czynników atmosferycznych), ale jak nam się to nie podoba - możemy zmyć. Kilka kropli IPA na powierzchnię płytki, chwilę czekamy i... szorujemy - najlepiej jakąś starą szczoteczką do zębów. Od tego momentu służyć nam będzie wyłącznie do tego celu.
Po pierwszym myciu uzyskujemy już zadowalający estetycznie efekt:

I w zasadzie możemy już otwierać szampana (bezalkoholowego rzecz jasna!) - skończyliśmy montaż. Do pełnego sukcesu wypadałoby jeszcze sprawdzić, czy działa poprawnie. Podłączamy więc zasilanie i słuchamy - po ok. 3 sekundach słyszeć będziemy "klik" przekaźników. Dla zasady i uciszenia własnych wątpliwości możemy pod wejście i wyjście przekaźnika (najpierw jednego, potem i drugiego) podłączyć omomierz i obserwować jego wskazania.
W moim wypadku działało "od pierwszego kopa" (jak mawiają Harleyowcy) - trzy sekundy i omomierz (na zakresie z piszczkiem dla wygody) "dał głos".
Poniżej filmik z prób:
Po kolei spróbuję wyjaśnić - podłączam zasilanie (we wzmacniaczu musi to być odrębne od reszty zasilanie z transformatora o napięciu ok. 12-15V AC o prądzie nieco większym od 60mA)* - zapala się dioda sygnalizująca awarię (wyłączenie głośników), a po ok. 3 sekundach dioda gaśnie i jednocześnie załącza się zasilanie na cewki przekaźników. Głośniki podłączone. Po podłączeniu na wejście (ze wzmacniacza) przekaźnika napięcia stałego - dioda się zapala i w tej samej chwili odłączane jest zasilanie przekaźników. Głośniki zostają odłączone. Ten stan trwa do chwili, gdy nie wyłączymy zasilania i podłączymy znów. Jeśli uszkodzenie (napięcie stałe na wyjściu którejś końcówki mocy) zniknie - przekaźniki się załączą.
Takie działanie z "zatrzaskiwaniem się" stanu awarii (odłączone głośniki) powoduje, że musimy wyłączyć wzmacniacz (jeśli chcemy go znów słuchać) i włączyć wyłącznikiem zasilania - daje to czas na zastanowienie i ew. usunięcie awarii. Bez jej usunięcia (czyli gdy na wyjściu głośnikowym nadal jest napięcie stałe) wzmacniacz nie załączy przekaźników, napięcie stałe nie dostanie się na głośniki i nie uszkodzi ich.
Sam moduł zabezpieczenia posiada własny mostek prostowniczy i stabilizator zasilania 12V potrzebnego do załączenia przekaźników, więc działa niejako "autonomicznie" - dlatego zasilanie powinno być odrębne od zasilania wzmacniacza (może pochodzić z tego samego transformatora, jeżeli ma on dodatkowe uzwojenie o parametrach podanych wcześniej (szukaj w tekście zdania oznaczonego gwiazdką).
Same przekaźniki mogą załączać / przewodzić prąd o wartości do 10A, więc zakres zastosowań (co do mocy wzmacniacza) jest dość spory.
Pozdrawiam.
Cool? Ranking DIY