Dziś nieco nietypowy materiał. Nietypowy, ponieważ z mojej winy (czy raczej lenistwa) nie jest taki jak miał być...
Ale - od początku:
Power banka już jednego miałem (i mam nadal - bardzo dobrze się sprawuje nadal)
ale - wiadomo. Nigdy nie za dużo takich rzeczy zwłaszcza gdy Żona używa więcej zabawek elektronicznych niż ja (bez domysłów świńtuchy! Chodzi mi o smartfon tablet itp.). A przeglądając ostatnio Aliexpress natrafiłem na coś takiego jak na powyższej fotce. Ponieważ mam jeszcze dużą ilość sprawnych (!) ogniw z uszkodzonych baterii laptopowych (w serwisach prościej wymienić całą baterię niż szukać uszkodzenia i je naprawić - baterie mają klejone obudowy i dostęp do wnętrza bez demolki tejże jest wręcz niemożliwy.) w których padła elektronika, postanowiłem je wykorzystać chociaż w części.
A ten Power bank akurat wymaga trzech takich; co prawda muszą mieć zbliżone parametry (ponieważ wszystkie trzy są łączone równolegle), a podobnie łączone są właśnie w bateriach laptopów...
Zamówione, zapłacone - dotarło rozpakowuję :


W zasadzie - co widać na kolejnych obrazkach - wystarczy wcisnąć w koszyk trzy ogniwa Li-Jon 18650 i ... i już. No i właśnie tak zrobiłem i tu wyszło moje lenistwo...
Otóż - nie doczytałem (po części jestem usprawiedliwiony - tę informację można znaleźć na innej aukcji niż ta z której zamówiłem ten gadżet) że.. najlepiej zacytuję w formie skanu:
No właśnie - raz złożonego power banku nie da się (bez zniszczenia obudowy) rozebrać... a ja szczęśliwy że zadziałało chciałem też sprawdzić jak będzie się prezentować złożony. Niestety - obudowa jest wykonana w taki sposób, że jej zatrzaski schowane są w kieszonkach dolnej części a języczki z wycięciami blokującymi w górnej i jak się to już raz zatrzaśnie, to trzyma lepiej niż diabeł sołtysa. Z tego też powodu nie będzie zdjęć z natury a jedynie skany z aukcji. Postaram się jednak więcej napisać o działaniu i samej eksploatacji od strony praktycznej.
Tak więc po wciśnięciu trzech dobranych parametrami ogniw zapaliły się od razu cztery LED na płytce elektroniki określające stan naładowania baterii. Po kilku sekundach nie wykrycia podłączenia urządzenia ładowanego, bądź ładowarki diody gasną i urządzonko jest w stanie uśpienia. Do ładowania można wykorzystać jedno z gniazd dostępnych na bocznej ściance - na tej samej ściance są również "w bonusie" dwie białe LED służące jako latarka - dla kobiety szukającej w przepastnych zakamarkach swojej torebki kluczy - coś wręcz niezbędnego - można sobie przyświecić stojąc pod drzwiami ciemnego korytarza... pod warunkiem że power bank się znajdzie w tejże torebce oczywiście...




diody są faktycznie białe naturalne - ta niebieska poświata to wina przekłamania aparatu
Oczywiście - co było do przewidzenia - przy oświetleniu 3x5W LED (a takie oświetlenie mam przy biurku) aż tak dobrze nie jest - wyraźnie pokazuje to ostatnie zdjęcie. W każdym razie np. zejść do piwnicy i znaleźć w niej słoik ogórków da się bez problemu.
Przy okazji odkryłem nieścisłość a opisie produktu jaki zamieścił sprzedawca - LED zapalają się po naciśnięciu i PRZYTRZYMANIU włącznika (tact switch), a nie jak napisano dwukrotnym, szybkim kliknięciu tymże wyłącznikiem. No, chyba że (co jest prawdopodobne) akurat ten model jaki ja mam ma inną logikę działania. W każdym razie tak to działa - aby wyłączyć latareczkę należy powtórzyć manewr - przytrzymać wciśnięty klawisz aż zgasną LED (ok. 3 sek).
Oczywiście - sam power bank przede wszystkim ma służyć do awaryjnego podładowania baterii telefonu, czy nawet tableta - przy pojemności rzędu 10 000mAH jest to całkiem realne by co najmniej podładować sprzęt na kolejne kilka godzin.
Wrócę na chwilę do momentu zatrzaśnięcia "wieka" czyli gdy nieświadom konsekwencji zatrzasnąłem obudowę - jak pisałem zaraz po załadowaniu trzech ogniw zapaliły się diody podświetlające ... i tu sprytny patent, który mi się bardzo spodobał: Otóż diody podświetlają maskownicę wciśniętą w górną część obudowy w której to maskownicy wycięte są szczeliny w kształcie cyfr - mamy więc albo świecenie "25" albo "25 i 50" potem "25, 50 i 75" aż w końcu - przy pełnym naładowaniu baterii ogniw zapalą się wszystkie na raz - od 25 do 100. Patent jest dziecinnie prosty, a jednak zarówno niezwykle czytelny, oszczędny (bo nie trzeba żadnego wyświetlacza LCD czy LED), a jednocześnie prostu i )co najważniejsze) tani w produkcji... Jak zwykłem zawsze powtarzać w takich momentach - chińczyk rozrzutny nie jest i zawsze kombinuje co można zrobić taniej. W tym wypadku jest to szczególnie widoczne.
I wreszcie - wnętrze. Niezwykle ascetyczne bym rzekł; płytka ładowania i dystrybucji prądu ładowania wraz ze wspomnianymi diodami świecącymi, czterema gniazdami
(dwa USB do ładowania - MINI USB I USB C i dwa "duże USB do podłączania kabli USB z odpowiednimi wtyczkami - można więc ładować dwa urządzenie jednocześnie) i włącznikiem, a do niej polutowane dwa przewody do blaszek kontaktowych koszyczka na trzy 18650.
I w zasadzie to wszystko... Proste, skuteczne i (pod warunkiem posiadania z odzysku trzech takich samych ogniw 18650) tanie ustrojstwo mogące pomóc w trudnym momencie "bez telefonu"...
Aha - zapomniałbym;
Do kompletu w torebce była jeszcze ... hmmm... instrukcja? w każdym razie kolorowa karteczka z dwujęzycznym (krzaczki i angielski) opisem tego co należy zrobić żeby działało... Co ciekawe - karteczka z obrazkiem power banku znacznie większego bo aż na 6 ogniw 18650. Świadczy to o tym, że ten sam moduł elektroniki jak i sposób na zbudowanie power banku jest wspólny dla co najmniej kilku modeli - różniących się drobiazgami typu kształt obudowy (co akurat logiczne, bo 4 czy 6 ogniw wymusza większą obudowę), czy rodzaj wyświetlacza właśnie, a nawet (teraz żałuję że nie zamówiłem takiego) wersji z trzema najpowszechniej stosowanymi wtyczkami na krótkich kabelkach chowanych w zagłębienia w samej obudowie. W każdym razie po tych kilku dniach intensywnych testów - polecam.
No i jeszcze samo ładowanie - po podładowaniu (nie mogłem się doczekać by całkiem rozładować telefon, a Żona nie chciała mi udostępnić tabletu, (bo właśnie grała...

Trwa, trwa,.,, ogólnie ładowanie PB trwało znacznie dłużej niż ładowanie nim telefonu, ale po części pewnie też dlatego, że wstawiłem ogniwa pojemności 2500mAh każde czyli w sumie 7,5Ah. Biorąc pod uwagę realne pojemności dostępnych ogniw można sobie złożyć power banka o pojemności nawet 9000mAh - oczywiście dla trzech ogniw - a są i z koszykiem na 6 sztuk...

Z wrażeń jakie mam po tych kilku dnach - zadowolony jestem bardzo. W sumie niewielkim kosztem "zrobiłem" całkiem fajny power bank o sporej pojemności w dodatku z przydatną (Żonie) dodatkową funkcję latarki. Sama obudowa jest bardzo "poręczna" - czyli dobrze leży w dłoni, mieści się nawet do niedużej kieszeni, zaokrąglone brzegi i krawędzie świetnie się przy tym sprawdzają, a nade wszystko "zagospodarowałem" dotychczas leżące odłogiem trzy ogniwa Li-Jon.
Jak za takie grosze (biorąc pod uwagę inflację mogę tak mówić) bardzo dobry wybór. Szkoda tylko, że jednorazówka - po zatrzaśnięciu obudowa naprawdę jest nie do otwarcia (co ma swoje zalety jednak) - próbowałem i nie polecam: szybciej porysuje się plastik lub połamie zatrzaski niż się nią otworzy.
Na koniec opis jaki można znaleźć w aukcji:
...i wymiary:
Pozdrawiam.
Cool? Ranking DIY