Witam wszystkich. Chciałem poprosić o radę, co mam robić w takiej dziwnej sytuacji.
1,5 roku temu kupiłem dom, w listopadzie wprowadziłem się. Jako, że była to już zima (i to ostra), nie zdążyłem załatwić wystarczającej ilości opału, i dogrzewałem prądem. Grzejniki elektryczne (w sumie 5,5 KW) były włączane tylko w nocy (w niższej taryfie). W lipcu był odczyt liczników, została wystawiona faktura, w której wszystkie kilowaty były na taryfie droższej. Zgłosiłem telefonicznie usterkę - przyjechał monter, naprawił zegar przełączający między taryfami (tak twierdził - nie byłem przy tym, była żona, która pokazała mu gdzie jest skrzynka). Potem cisza przez parę miesięcy - nie było korekty faktury. W styczniu dzwonili do mnie, że mi odcinają prąd, a ja do nich, że czekam na korektę, którą mają wystawić. Najpierw twierdzono, że usterka była taka, że nie wymaga korekty faktury, potem przyznano mi rację - przyszła korekta. Na podstawie zużycia prądu w następnym okresie (w którym było ciepło, i nie używałem grzejników elektrycznych) policzyli mi 42% na energię tańszą, 58% na droższą mimo, że mówiłem, że włączałem grzejniki tylko w nocy. Fakturę mam na 6.500, z moich obliczeń wynika, że zużyłem jej za około 2100. Do tego kolejna sprawa - policzyłem ilość kilowatogodzin na tej fakturze, podzieliłem przez ilość godzin od listopada do lipca - wyszło mi, że średnio miałem 3,5 KW poboru. Jest to chyba niemożliwe - grzałem tylko około 8 godzin w ciągu dnia obciążeniem 5,5 KW - ale nie do lipca - nijak mi nie wychodzi 3,5 KW średniego zużycia. Od poprzedniego właściciela domu dowiedziałem się, że 'były jaja z tym licznikiem kiedyś ale naprawili'. Zrobiłem 'próbę' licznika - wyłączyłem wszystkie bezpieczniki poza jednym, pod niego dałem obciążenie 1700 W, włączyłem też pożyczony licznik elektroniczny (maks obciążenie 3,5 KW), który wykazał mi przy pomiarze przez około 5 godzin 5-6% mniejsze zużycie niż licznik elektrowni (temperatura powietrza przy liczniku była około 6-7 stopni) - w sumie różnica mała kwotowo, licznik z którym porównywałem nie był 'certyfikowany' itp. Ale 5% do duży błąd pomiaru raczej. Licznik elektrowni wygląda na 'nowy' - nie ten ze szklaną kopułką.
Teraz moje pytania.
Czy jest możliwe, że przy większym obciążeniu (gdzieś tak 6-7 KW) przy temperaturze takiej, jak zeszłej zimy (mniej niż -20 - aż mi rury zamarzły) licznik miał większy błąd pomiaru niż te 5% przy temperaturze 6 stopni i obciążeniu 1700W? Czy w ogóle te 5% to może mały błąd jest, szczególnie, że licznik porównawczy nie miał certyfikatu ? Czy mam prosić o ekspertyzę ? Czy awaria zegara przełączającego taryfy mogła też wpłynąć na sam licznik ? W sumie, to nawet nie wiem, czy tylko to było zepsute - monter nie robił naprawy w mojej obecności, nie dostałem protokołu naprawy (żona nie dostała) - czy to jest w ogóle zgodne z przepisami ? Później latem w skrzynce były następne 'manipulacje' - sąsiadowi od mojej skrzynki robili wyprowadzenie. Wiem, że to teoria spiskowa, i ciężko mi sobie wyobrazić to, że monter naprawił inną usterkę poza zegarem przełączającym nic o tym mi nie mówiąc - ale nijak nie jestem sobie w stanie wyobrazić ciągłego (średniego) poboru przez 9 miesięcy w wysokości 3,5 KW. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że licznik był zepsuty - nie obchodzi mnie to, czy to jakiś zegar, czy któryś z liczników taryfowych - potem przyjechał monter, naprawił coś, ilość kilowatogodzin w korekcie faktury pozostała ta sama (bardzo duża - za duża), po naprawie licznik wskazuje tylko 5% odchylenia od drugiego licznika, co nie pokrywa się z obliczonym przeze mnie błędem w momencie, w którym licznik pracował na pewno źle (nie przełączały się taryfy - a więc licznik był zepsuty) - według mnie błąd był wtedy około 200%.
Czy to ja się nie znam, i takie zużycie prądu jest możliwe ? Przecież te grzejniki elektryczne jak są włączone to też nie pracują cały czas - jest termostat. Ale nawet - przez 5 miesięcy po 8 godzin obciążenia niech będzie nawet 7 KW, potem 'normalne' używanie prądu - telewizor, światła itp - nie wyjdzie średnia w 9 miesiącach 3,5 KW. Poradźcie co robić - chcę zapłacić tyle, ile zużyłem (gdzieś tak 2100 - niech to nawet będzie 2500), a elektrownia chce 6500 - po pierwsze na podstawie szacowania podziału zużycia na taryfy (a to chyba oni muszą mi udowodnić, że zużyłem ileśtam kilowatów w taryfie droższej, a nie ja), a po drugie - te kilowaty jakoś mi się też wydają zawyżone. Ale mogę się mylić,
1,5 roku temu kupiłem dom, w listopadzie wprowadziłem się. Jako, że była to już zima (i to ostra), nie zdążyłem załatwić wystarczającej ilości opału, i dogrzewałem prądem. Grzejniki elektryczne (w sumie 5,5 KW) były włączane tylko w nocy (w niższej taryfie). W lipcu był odczyt liczników, została wystawiona faktura, w której wszystkie kilowaty były na taryfie droższej. Zgłosiłem telefonicznie usterkę - przyjechał monter, naprawił zegar przełączający między taryfami (tak twierdził - nie byłem przy tym, była żona, która pokazała mu gdzie jest skrzynka). Potem cisza przez parę miesięcy - nie było korekty faktury. W styczniu dzwonili do mnie, że mi odcinają prąd, a ja do nich, że czekam na korektę, którą mają wystawić. Najpierw twierdzono, że usterka była taka, że nie wymaga korekty faktury, potem przyznano mi rację - przyszła korekta. Na podstawie zużycia prądu w następnym okresie (w którym było ciepło, i nie używałem grzejników elektrycznych) policzyli mi 42% na energię tańszą, 58% na droższą mimo, że mówiłem, że włączałem grzejniki tylko w nocy. Fakturę mam na 6.500, z moich obliczeń wynika, że zużyłem jej za około 2100. Do tego kolejna sprawa - policzyłem ilość kilowatogodzin na tej fakturze, podzieliłem przez ilość godzin od listopada do lipca - wyszło mi, że średnio miałem 3,5 KW poboru. Jest to chyba niemożliwe - grzałem tylko około 8 godzin w ciągu dnia obciążeniem 5,5 KW - ale nie do lipca - nijak mi nie wychodzi 3,5 KW średniego zużycia. Od poprzedniego właściciela domu dowiedziałem się, że 'były jaja z tym licznikiem kiedyś ale naprawili'. Zrobiłem 'próbę' licznika - wyłączyłem wszystkie bezpieczniki poza jednym, pod niego dałem obciążenie 1700 W, włączyłem też pożyczony licznik elektroniczny (maks obciążenie 3,5 KW), który wykazał mi przy pomiarze przez około 5 godzin 5-6% mniejsze zużycie niż licznik elektrowni (temperatura powietrza przy liczniku była około 6-7 stopni) - w sumie różnica mała kwotowo, licznik z którym porównywałem nie był 'certyfikowany' itp. Ale 5% do duży błąd pomiaru raczej. Licznik elektrowni wygląda na 'nowy' - nie ten ze szklaną kopułką.
Teraz moje pytania.
Czy jest możliwe, że przy większym obciążeniu (gdzieś tak 6-7 KW) przy temperaturze takiej, jak zeszłej zimy (mniej niż -20 - aż mi rury zamarzły) licznik miał większy błąd pomiaru niż te 5% przy temperaturze 6 stopni i obciążeniu 1700W? Czy w ogóle te 5% to może mały błąd jest, szczególnie, że licznik porównawczy nie miał certyfikatu ? Czy mam prosić o ekspertyzę ? Czy awaria zegara przełączającego taryfy mogła też wpłynąć na sam licznik ? W sumie, to nawet nie wiem, czy tylko to było zepsute - monter nie robił naprawy w mojej obecności, nie dostałem protokołu naprawy (żona nie dostała) - czy to jest w ogóle zgodne z przepisami ? Później latem w skrzynce były następne 'manipulacje' - sąsiadowi od mojej skrzynki robili wyprowadzenie. Wiem, że to teoria spiskowa, i ciężko mi sobie wyobrazić to, że monter naprawił inną usterkę poza zegarem przełączającym nic o tym mi nie mówiąc - ale nijak nie jestem sobie w stanie wyobrazić ciągłego (średniego) poboru przez 9 miesięcy w wysokości 3,5 KW. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że licznik był zepsuty - nie obchodzi mnie to, czy to jakiś zegar, czy któryś z liczników taryfowych - potem przyjechał monter, naprawił coś, ilość kilowatogodzin w korekcie faktury pozostała ta sama (bardzo duża - za duża), po naprawie licznik wskazuje tylko 5% odchylenia od drugiego licznika, co nie pokrywa się z obliczonym przeze mnie błędem w momencie, w którym licznik pracował na pewno źle (nie przełączały się taryfy - a więc licznik był zepsuty) - według mnie błąd był wtedy około 200%.
Czy to ja się nie znam, i takie zużycie prądu jest możliwe ? Przecież te grzejniki elektryczne jak są włączone to też nie pracują cały czas - jest termostat. Ale nawet - przez 5 miesięcy po 8 godzin obciążenia niech będzie nawet 7 KW, potem 'normalne' używanie prądu - telewizor, światła itp - nie wyjdzie średnia w 9 miesiącach 3,5 KW. Poradźcie co robić - chcę zapłacić tyle, ile zużyłem (gdzieś tak 2100 - niech to nawet będzie 2500), a elektrownia chce 6500 - po pierwsze na podstawie szacowania podziału zużycia na taryfy (a to chyba oni muszą mi udowodnić, że zużyłem ileśtam kilowatów w taryfie droższej, a nie ja), a po drugie - te kilowaty jakoś mi się też wydają zawyżone. Ale mogę się mylić,