Mam piękną robotę przy starym, niemieckim radiu "Berolina" i doszedłem do kondensatora elektrolitycznego. Ewidentnie należy go wymienić ale... jak? Patrzę na piękny, gruby walec z napisem RFT VEB itd. i szkoda mi go wywalać i wstawiać jakąś polską "chudzinkę"! Oryginału nie zdobędę a nawet gdyby się trafił to będzie takiej samej jakości jak ten wyschnięty. Zastanawiam się co zrobić? A gdyby tak zdjąć ten gruby walec i nałożyć go na ten nowy? Przynajmniej na wygląd było by tak jak w oryginale. Oczywiście zamocowanie to nie jest problem przy dzisiejszych klejach i pastach typu "Poxipol".
Doradżcie co zrobić?
Wydaje mi się, że Twój pomysł jest najlepszy (tani i stosunkowo prosty) z możliwych. Jeżeli udało by Ci się wywalić wnętrzności ze starego elektrolita bez uszkodzenia obudowy, a jeszcze gdyby nie naruszyć za bardzo zaślepki z łączówkami, to wyglądał bedzie jak oryginał, a i w pracy nie będzie się niczym różnił..
Wątpię czy udałoby się kupić tego samego typu elektrolit o dobrych parametrach.. a nawet jeżeli, to cena pewnie zwali z nóg..
Jak już 'zmodernizujesz' ten kondensator, to zamieść jakieś fotki - będzie jako materiał poglądowy dla innych.
Kondensator jest prawie zupełnie wyschnięty a w dodatku jeszcze wyciek utworzył "śliczny" stalaktyt.
Zabieram się za modernizację i postaram się "obfocić" te moje "wynalazki".
Ja kiedyś robiłem tak co raczej nie polecam do naśladowania chyba że ktoś nie ma cierpliwości albo nie zależy mu na idealnej restauracji starocia: ukrywałem nowy mniejszy nowoczesny kondensator w jakiejś starej dużej uszczelce często nawet papierowej z jakiegoś transformatora owijając go szczelnie i przyczepiając pod spodem do szassi a niesprawny niewidocznie odłączałem a np. diodę lampową kiedyś zastąpiłem półprzewodnikową chowając ją w uszczelce na przewodzie i zostawiając oczywiście lampę w podstawce i jej żarzenie w spokoju.Chyba można tak zrobić doraźnie żeby szybko uruchomić radio a później dokupić potrzebne w lepszym stanie oryginalne elementy albo bawić się w formowanie kondensatora czy ostatecznie jego "patroszenie" i wkładanie do środka nowego tak jak na tych zdjęciach.
Witam. Ta robota to jest "sztuka dla sztuki" i ten elektrolit nie jest na wierzchu, żeby warto było takie przeróbki robic. Spotkałem się z opiniami,
ze stare, kilkunastoletnie elektrolity można zachować np. we wzmaku BIS-101, co jest BZDURą , bo z reguły mniejszą pojemność i sporą upływność. Po wybuchu starego elektrolitu we wzmaku i problemach z reklamacją wzmaka, WYRZUCIłEM WSZYSTKIE STARE ELEKTROLITY !!!
Nie warto ryzykować i używać starocie. Te uwagi nie dotyczą wymiany stare-
go elektrolita w tym sprzęcie, bo to jest konieczne, tylko tego, czy to warto
robić. Pozdrawiam-Zygmunt.
No dyskusja rozgorzała wokół tego tematu a ja już jestem po decyzji i nawet wykonaniu. Trochę się spieszyłem i nie miałem materiałów (wolna sobota i niedziela) ale można to zrobić znacznie ładniej ode mnie. Na "fotce" tego kondensatora.
Mam wrażenie, że jeżeli odtwarza się (rekonstruuje) jakiś zabytkowy, albo prawie zabytkowy sprzęt warto zachować jego oryginalny wygląd. Ideałem byłoby wykorzystać też oryginalne części, ale jak widać, nie jest to możliwe. Należy więc dążyć aby jak najbardziej trzymać się oryginalnego wyglądu.
Ideałem byłoby wykorzystać też oryginalne części, ale jak widać, nie jest to możliwe.
Nie do końca. Wiele zależy od stanu okładzin takiego "elektrolita". Jeżeli kondensator wysechł, ale okładziny nie skorodowały, można go uratować i przywrócić do życia poprzez ponowne nasycenie zwijki elektrolitem i uformowanie. Kilka kondensatorów elektrolitycznych typu suchego (z lat 30) udało mi się przywrócić do życia i sprawują się bardzo dobrze.
Spotkałem się z opiniami,
ze stare, kilkunastoletnie elektrolity można zachować np. we wzmaku BIS-101, co jest BZDURą , bo z reguły mniejszą pojemność i sporą upływność. Po wybuchu starego elektrolitu we wzmaku i problemach z reklamacją wzmaka, WYRZUCIłEM WSZYSTKIE STARE ELEKTROLITY !!!
Ależ bzdurą jest to co piszesz. Kondensatory _mogą_ być wyschnięte (zmniejszona pojemność) i rozformowane, ale nie muszą, i bardzo często nie są. Jeżeli kondensator jest tylko rozformowany to bardzo prosto można je zaformować z powrotem. Na wyschnięcie dużo się nie pomoże (choć można próbować robić zastrzyk z elektrolitu), ale wbrew pozorom nie jest to takie częste, czego dowodem mnóstwo radyj z posiadających oryginalne kondensatory, czasami nawet z początku lat 30-tych.
To prawda! Ale trudno spotkać takie radio, żeby nie było przydżwięku sieci (ja nie spotkałem). W moim przypadku korozja była już tak duża, że obudowa miała już perforację. Nie było możliwości jego regeneracji! Trzeba było odbudować. Myślę, że nie najgorzej to wyszło chyba?
To prawda! Ale trudno spotkać takie radio, żeby nie było przydżwięku sieci (ja nie spotkałem). W moim przypadku korozja była już tak duża, że obudowa miała już perforację. Nie było możliwości jego regeneracji! Trzeba było odbudować. Myślę, że nie najgorzej to wyszło chyba?
A ja parę razy. W radiu przydźwięk bierze się na ogół z innych źródeł niż źle odfiltrowane zasilanie. Fakt - skorodowane obudowy kondensatorów elektrolitycznych są poważną i nienaprawialną wadą, zresztą chyba jedyną śmiertelną dla starych kondensatorów, mokrego typu. Wszystkie inne, o ile nie były skorodowane dawały się uformować. Jeżeli niezaformowany kondensator zostanie normalnie włączony w układzie to prąd upływu na tyle podgrzeje elektrolit, iż ten zwiększy ciśnienie i zacznie wyciekać - takiego kondensatora już się nie naprawi, dlatego też trzeba je ostrożnie włączać w układ.
Tak też było i u mnie. Widocznie radio stało dłuższy czas nie używane i ktoś chciał go włączyć. Zrobił się więc solidny wyciek i powstały "stalaktyty". Tak zresztą chyba było z większością zabytkowych "lampowców". Musiały odstać swoje a teraz po włączeniu, bez formowania (bo kto się może na tym znać?) elektrolit się zagotowuje i wycieka. W mojej "Berolinie" dodatkowo ktoś przewinął transformator sieciowy i to tak nieumiejętnie, że jedna połówka "anodowego" daje 230V a druga 460V. Na razie zrobiłem zasilanie na jednej (połówce) bo i tak elektrolity założyłem 2 x 100 uF więc filtracja jest dobra. Niska już codzi lecz trochę cicho. Muszę sprawdzić czy "trafo" głośnikowe nie jest pomyłkowo podpięte i jakość głośników. Wywaliłem oczywiście też elektrolit 100 uF z katody EL 84 (póżniej go będę próbował reanimować) i kilka kondensatorów rurkowych 5 - 10nF oraz 0,25uF. Zabawa jest przednia! Nie mogę w nocy spać i już bym chciał dalej przy nim "grzebać"! Niestety! Roboty innej też nie brakuje i trzeba to jakoś pogodzić.
spoko pomysł z tym kondensatorem sam właśnie szukałem jakiegoś rozwiązania ale czy to niebędzie przeszkadzac jak zrobie tak jak ty zamiast 2X47 to 2X100?? troche nie podoba mi sie niepodobają u ciebie wykonanie tych wyprowadzeń ja będę chciał to jakoś w środku połączyć . ja to troche posiedze bo mam 4 takie kondzie do roboty . .ale czego to sie nie robi dla ukochanych sprzętów..
spoko pomysł z tym kondensatorem sam właśnie szukałem jakiegoś rozwiązania ale czy to niebędzie przeszkadzac jak zrobie tak jak ty zamiast 2X47 to 2X100??
Tak. Lampa prostownicza szybciej się zużyje. W katalogach masz podaną maksymalną pojemność filtra dla danej lampy i nie warto jej przekraczać.
Mnie to akurat pasuje z tym większym elektrolitem (patrz wyżej!) bo mam teraz prostownik jednopołówkowy (na razie). Te wyprowadzenia są takie jak były. Nie będę na siłę ich zmieniał. Zresztą innych rozrywek z tym radiem mam tyle, że chyba do zimy wystarczy.
Spotkałem się z opiniami,
ze stare, kilkunastoletnie elektrolity można zachować np. we wzmaku BIS-101, co jest BZDURą , bo z reguły mniejszą pojemność i sporą upływność.
Można, można - ale pod warunkiem, że się je uprzednio wylutuje, dokładnie poogląda od strony stopki (czy aby nie ma białawych "fleków" między gumą a bakelitem), sprawdzi stan gumowego koreczka na daszku a potem powoli i delikatnie podformuje do napięcia znamionowego.
Najlepiej wychodzi to z polskimi Belmami albo Elwami.
Enerdowskie Frolyty były dużo gorszej jakości (zwłaszcza te na napięcia 500/550V) więc "nie z nami, Bruner, takie numery"
Odzyskuję do 95% starych elektrolitów "prostownikowych" a ich trwałość po re-formowaniu nie budzi zastrzeżeń.
Dla odświeżenia (rozjaśnienia) pociemniałej czy zszarzałej aluminiowej puszki można zanurzyć elektrolit na moment w 5% roztworze wodorotlenku sodu a następnie wypłukać w roztworze octu, potem w wodzie destylowanej i osuszyć bez wycierania (grozi to starciem nadruków).
Dla odświeżenia (rozjaśnienia) pociemniałej czy zszarzałej aluminiowej puszki można zanurzyć elektrolit na moment w 5% roztworze wodorotlenku sodu a następnie wypłukać w roztworze octu, potem w wodzie destylowanej i osuszyć bez wycierania (grozi to starciem nadruków).
Tak późnymi elektrolitami się na ogół nie zajmuję, ale świetnie na syf działa CIF + szmatka + woda. Błyszczą się jak nowe.
Bardzo dobry jest też typowy odrdzewiacz do stali i żeliwa "Dragon". Dobry dlatego, że doskonale rozpuszcza nawet mocno skamieniały brud, a w ogóle nie rusza napisów.
Tak, ale CIF jako środek ścierny może naruszyć napisy zaś odrdzewiacz wytrawia aluminium.
Słaby wodny roztwór NaOH łagodnie usuwa zabrudzone tlenki i wodorotlenki glinu nie naruszając napisów zaś po zneutralizowaniu i osuszeniu następuje ponowna pasywacja powierzchni metalu.
Tak, ale CIF jako środek ścierny może naruszyć napisy zaś odrdzewiacz wytrawia aluminium.
Z przedwojennych kondensatorów nie ściera. Oczywiście nie szoruję ich dużą siłą, ale delikatnie masuję szmatką lub pędzelkiem.
Do czyszczenia (nie tylko kondensatorów, ale i chassis) dobry jest też Fosol, znakomicie rozpuszcza brud, nie ma wpływu na tekstolit, bakelit czy gumę, ale potrze trzeba go _bardzo_ dokładnie spłukać.
Tak, ale CIF jako środek ścierny może naruszyć napisy zaś odrdzewiacz wytrawia aluminium.
Z przedwojennych kondensatorów nie ściera. Oczywiście nie szoruję ich dużą siłą, ale delikatnie masuję szmatką lub pędzelkiem.
Do czyszczenia (nie tylko kondensatorów, ale i chassis) dobry jest też Fosol, znakomicie rozpuszcza brud, nie ma wpływu na tekstolit, bakelit czy gumę, ale potrze trzeba go _bardzo_ dokładnie spłukać.
Prawdę powiedziawszy bezpieczniej byłoby czyścić chassis "Ludwikiem" czy innym płynem do naczyń - ten zachwalany Fosol składa się z kwasu fosforowego, odrobiny solnego i środków powierzchniowo czynnych. Do czyszczenia lepiej nadaja się te właśnie środki, a kwasy tylko przeszkadzają. Fosol jest niezły do czyszczenia stali i żelaza z nalotów rdzy, bo wytwarza warstewkę fosforanów chroniącą przed dalszą korozją. Do aluminium lepszy byłby (jeśli już jesteśmy przy środkach kuchennych) bardzo rozcieńczony "Kret" (wodorotlenek z aktywatorem) a potem jakiś kwas tlenowy dla "przejaśnienia" powierzchni.
A co do kondensatorów - ja odwijam i wkładam nowe do starych "puszek", ale znajomy twierdzi, ze próbował wstrzyknąć wodę do kondensatora (dla przepłukania), czasem ugotować go (dosłownie), potem zalać elektrolitem, zaformować i już. Ja bym się bał
Prawdę powiedziawszy bezpieczniej byłoby czyścić chassis "Ludwikiem" czy innym płynem do naczyń - ten zachwalany Fosol składa się z kwasu fosforowego, odrobiny solnego i środków powierzchniowo czynnych. Do czyszczenia lepiej nadaja się te właśnie środki, a kwasy tylko przeszkadzają.
No właśnie nic innego poza Fosolem (żadne Ludwiki, Cify itp) nie usuwają ciemnego nalotu na chassis pochodzącego ze skamieniałego kurzu dymu papierosowego itp. Oczywiście tak jak pisałem - Fosol należy natychmiast i dokładnie spłukać.
spiga wrote:
Fosol jest niezły do czyszczenia stali i żelaza z nalotów rdzy, bo wytwarza warstewkę fosforanów chroniącą przed dalszą korozją.
Owszem, ale trzeba go trochę mechaniczie wspomóc.
spiga wrote:
Do aluminium lepszy byłby (jeśli już jesteśmy przy środkach kuchennych) bardzo rozcieńczony "Kret" (wodorotlenek z aktywatorem) a potem jakiś kwas tlenowy dla "przejaśnienia" powierzchni.
Elementy aluminiowe znakomicie się czyszczą czymś lekko ściernym, typu CIF, plus ewentualnie jakiś rozpuszczalnik do likwidowania tłustych pozostałości (parafina, wycieknięty smar, smoła itp)
Prawdę powiedziawszy bezpieczniej byłoby czyścić chassis "Ludwikiem" czy innym płynem do naczyń - ten zachwalany Fosol składa się z kwasu fosforowego, odrobiny solnego i środków powierzchniowo czynnych.
Eee, tam, przecież natychmiast po wyczyszczeniu się go zmywa. A czyści naprawdę bardzo dobrze, rozpuszcza tak skamieniały brud, którego nie ruszają typowe rozpuszczalniki. Jak już wspomniałem, jego główna zaleta polega na tym, że jest bardzo agresywny dla wszelkiego brudu, ale absolutnie nie rusza napisów. Nie wymaga też jakiegokolwiek działania mechanicznego (tarcia). Wystarczy nałożyć cienką warstwę, odczekać kilkanaście - kilkadziesiąt sekund i wytrzeć. Ewentualnie można delikatnie pomagać sobie patyczkiem kosmetycznym.
spiga wrote:
A co do kondensatorów - ja odwijam i wkładam nowe do starych "puszek", ale znajomy twierdzi, ze próbował wstrzyknąć wodę do kondensatora (dla przepłukania), czasem ugotować go (dosłownie), potem zalać elektrolitem, zaformować i już.
Dokładnie tak robię. Wiele zależy od stanu elektrod, korozji, brudu itp. Myślę, że można by przepłukać kilkuprocentowym roztworem NaOH (kret), tylko problemem może być potem jego dokładne usunięcie (wypłukanie). Niektóre egzemplarze formują się bardzo ładnie, inne dość opornie, a niektóre nie chcą wcale. Oczywiście zanim zostaną wstawione do odbiornika, są porządnie przetestowane pod względem czasu ładowania tuż po uformowaniu, oraz po ok. tygodniu leżakowania.
Nawet takie, które mają dziury średnicy kilku milimetrów (i nieważne w którym miejscu), dają się uratować. Dziury można bowiem załatać klejem epoksydowym. Mam egzemplarze, które miały dwie dziury na ok. 5mm, załatane dokładnie rok temu i nic się nie dzieje.
Najbardziej oporne sztuki rozbieram (ale tak, żeby z powrotem złożyć) i wtedy dokładnie wszystko czyszczę, po czym formuję anodę w kwasie borowym lub roztworze boraksu. No chyba że nie ma czego czyścić i formować, bo anoda cała się rozsypała. Wtedy pozostaje wstawić w środek coś współczesnego.
Nawet niektóre typu suchego dają się ożywić poprzez wstrzyknięcie elektrolitu. Bardzo wdzięczne pod tym względem są kondensatory czeskiego Telefunkena (Radiotechna).
spiga wrote:
Ja bym się bał
Czego? Ja wolę włożyć trochę wysiłku, aby mieć oryginalne części. W zasadzie renowację rozpoczynam właśnie od "elektrolitów". Potem, przez cały okres renowacji są one testowane, więc po jej zakończeniu, montuję je mając pewność, że nie zawiodą.
muszę się włączyć i pochwalić nasze wyroby elektroniczne . dzisiaj trafił do mnie gramofon bambino do naprawy. pierwsze co miałem zrobić to oczywiście zmienić elektrolity. jakiez bylo moje zaskoczenie kiedy juz wymontowane elktrolity zbadałem na mierniku (procesorowym profesjonalnym) a szcególnie jdenelektrolit na którym pisało bardzo wyraźnie 23 grudzień 1960r wartośc podana 50µF/35V a zmierzona jest 62µF. włozyłem go spowrotem pracuje nadal. prawdopodobnie przezył swoich twórćow. pozdrawiam i zyczę wszystkim aby zostawili coś co ich przezyje w takiej kondycji.
W najbliższym czasie trafi do mnie Karolinka 2/1 (wersja z EBL21, EF22 i AZ1, jej opis przygotowuję do zamieszczenia w Fonarze w Galerii, jest tam już zamieszczona Karolinka 2/2 z EL84, EF 80 i EZ80). To są późne lata pięćdziesiąte - będzie okazja przyjrzenia się trwałości elektrolitów.
W naprawianych przeze mnie Bambinach elektrolity anodowe zazwyczaj okazywały się pełnosprawne - zwłaszcza z Belmy (z Elwy były już nieco gorsze). Gorzej z katodowymi - niskonapięciowymi.
A jakiej jakości są elektrolity do filtrowania napięcia (na 350, 450, 500V) firmy Ducati? Takie powiedzmy, z lat 70-tych? Warto takie kupić za parę groszy?
muszę się włączyć i pochwalić nasze wyroby elektroniczne . dzisiaj trafił do mnie gramofon bambino do naprawy. pierwsze co miałem zrobić to oczywiście zmienić elektrolity. jakiez bylo moje zaskoczenie kiedy juz wymontowane elktrolity zbadałem na mierniku (procesorowym profesjonalnym) a szcególnie jdenelektrolit na którym pisało bardzo wyraźnie 23 grudzień 1960r wartośc podana 50µF/35V a zmierzona jest 62µF.
A zmierzyłeś go przytych 35V? Bo jak nie, to nie wiesz, czy jest dobry.
A jakiej jakości są elektrolity do filtrowania napięcia (na 350, 450, 500V) firmy Ducati? Takie powiedzmy, z lat 70-tych? Warto takie kupić za parę groszy?
Są to bardzo dobre kondensatory - mimo wieku. Stabilne, szczelne i niesamowicie długowieczne. Wszystkie wysokonapieciowe kondensatory tej marki, z jakimi dotychczas się zetknąłem (w ostatnich latach) pracowały bezposrednio po właczeniu - oczywiscie po uprzednim sprawdzeniu i krótkim podformowaniu.
Czy warto kupić Zawsze warto - zwłaszcza gdy Ducati a do tego NOS-y.
Gdyby tak zrobić mały ranking wysokonapięciowych kondensatorów elektrolitycznych z tamtej epoki to wyglądałby on następująco:
Te ostatnie to była istna biała gorączka - zwłaszcza te "szpilkowe" do druku 50uF+50uF/350V (stosowane w MV3, i telewizorach z tego DoD***Reichu-u).
Leciały regularnie już po kilku miesiącach eksploatacji - głównie przebicia albo wycieki elektrolitu. I to przy znamionowym napięciu roboczym. Podformowywanie na wyższe nic nie dawało.
Zachodnich (oprócz Ducati) tutaj nie ma - były bardzo rzadko spotykane i dostępne tylko w "drugim obiegu", do tego wyłącznie w miejscowościach, gdzie produkowano jakąś aparaturę profesjonalną czy dla wojska.
Inna sprawa, że większość "markowych" Siemensów z odzysku do niczego się nie nadaje - zwykle wycieki albo zerowa pojemność w poszczególnych sekcjach.
Jedynie elektrolity Ducati, polskie i czechosłowackie są wprost nieśmiertelne Zoltan