Konstruuję zasilacz warsztatowy - założone parametry U=0..30V I=0..4A, ale nie chcę kopiować żadnego gotowego rozwiązania. Zastanawiam się jakie są wady i zalety przestawionego poniżej stopnia mocy takiego zasilacza, względem najpopularniejszego rozwiązania na wtórniku emiterowym.
Dlaczego chcesz wywazac dzwi juz otwarte.Zasilacz warsztatowy musi spelniacz pewne wymagania .Oprocz plynnej regulacji napiecia wyjsciowego powinien miec uklad zabezpieczenia przeciwzwarciowego aby sam nie ulegl uszkodzeniu ,w czasie uruchamiania nowych lub starych obwodow elektronicznych .Wiedz o tym ze w tanzystorach szeregowych wydziela sie bardzo duzo ciepla bo zasilacz reguluje od 0-30V przy pradzie max 4A.Tak ze nalezy uzyc wiecej tranzystorow i najlepiej 2N3055 plus dobry radiator.Ja wykonywalem wiele lat temu (30) zasilacze do pracowni fizycznej ktore pracuja po dzien dzisiejszy i to o roznych parametrach .Uzywalem typowego ukladu do zasilaczy µ723 plus elementy zewnetrzne w zaleznosci od pradu .Tutaj wysle schemat .
Mam już pewne doświadczenie w elektronice Resztę zasilacza mam już zaprojektowaną, jest układ automatycznego przełączania uzwojeń, jest regulowany ogranicznik prądowy, nie wkleiłem tutaj schematu by nie zaciemniać sedna sprawy. Zastanawiam się tylko dlaczego prawie wszędzie występuje wtórnik a nie taki układ z tranzystorem pnp - czyżby kryła się w nim jakaś pułapka? A może po prostu wszyscy preferują wtórnik "bo tak". Przedstawiony układ taki ma mi dać mniejszy wymagany spadek napięcia zapewniający prawidłową stabilizację oraz umożliwić zasilanie wzmacniacza operacyjnego niższym napięciem. Dwa tranzystory chcę zastosować głównie po to, aby nie ryzykować wyjścia poza SOAR i drugiego przebicia, szczególnie w momencie zrobienia zwarcia, gdy przy prądzie w granicach 4A napięcie Uce będzie wynosić ok.35V, zanim układ przełączania uzwojeń przełączy odczepy na niższe napięcie.